Szczerze mówiąc to kto chciałby słuchać nudnych historii o tym jak została poczęta i co się działo z jej życiem zanim trafiła tutaj? W zasadzie to pewnie nikt, jednakże dostałam polecenie przedstawienia jej życia i muszę to zrobić. Słuchajcie!
-------------------------------
Urodziła się pięknego, jesiennego poranka. Była to prawdopodobnie sobota, dnia siedemnastego, miesiąca dziesiątego, około godziny ósmej nad ranem. Wydarzenie to miało miejsce w przeuroczym szpitalu w Londynie. Porodówka? Zdecydowanie męcząca i bolesna. Na szczęście bachor, który wyszedł z łona matki był zdrowy i bardzo rozwrzeszczany, co miało mniej więcej znaczyć, że dobrze się czuję.
Kiedy tylko pojawili się w swoim niezwykle przytulnym, malutkim mieszkanku zaczęły się wielkie problemy. Problemy związane z imieniem rzecz jasna. Ojciec i rodzina z jego strony byli za Marindą, a matka wraz ze swoją rodziną chcieli mieć Minnie. Ostatecznie zagrali w Papier, kamień, nożyce i rozstrzygnęli spór, nazywając maciupką istotkę małą Mi.
Kiedy tylko skończyła lat siedem zdiagnozowano u niej schizofrenie. Na początku niektórzy domyślali się, że jest z nią coś nie tak. Rozmawiała sama z sobą, często miała nocne napady płaczu, które były spowodowane krzykami, jękami i piskami w jej głowie. Najpierw stwierdzili, że jak każde dziecko ma wymyślonego przyjaciele, a nocne płacze są spowodowane koszmarami, ale szczerze powiedziawszy wtedy jej życie było takim maleńkim koszmarem.
Kiedy skończyła lat trzynaście zaczęły się jej problemy z muzyką. Słuchała różnych wykonawców w radio, w telewizji czy gdziekolwiek indziej, ale kiedy przechodząc ulicą lub spacerując po szkolnym korytarzu słyszała śpiew jakiegoś dzieciaka nerwy jej puszczały. Największy problem, jednak stał się wtedy kiedy za śpiew w parku niedaleko jej domu Minnie tak pobiła pewnego ośmiolatka, że ten wylądował w szpitalu.
Kiedy trafiła do szpitala? Niedawno, zaledwie dwa tygodnie temu. Lekarze, psychiatrzy proponowali, a rodzice choć bardzo ją kochają nie wytrzymali presji i wysłali ją tam. Nie miała im tego za złe. Teraz tam zrobi demolkę.
Kiedy tylko pojawili się w swoim niezwykle przytulnym, malutkim mieszkanku zaczęły się wielkie problemy. Problemy związane z imieniem rzecz jasna. Ojciec i rodzina z jego strony byli za Marindą, a matka wraz ze swoją rodziną chcieli mieć Minnie. Ostatecznie zagrali w Papier, kamień, nożyce i rozstrzygnęli spór, nazywając maciupką istotkę małą Mi.
Kiedy tylko skończyła lat siedem zdiagnozowano u niej schizofrenie. Na początku niektórzy domyślali się, że jest z nią coś nie tak. Rozmawiała sama z sobą, często miała nocne napady płaczu, które były spowodowane krzykami, jękami i piskami w jej głowie. Najpierw stwierdzili, że jak każde dziecko ma wymyślonego przyjaciele, a nocne płacze są spowodowane koszmarami, ale szczerze powiedziawszy wtedy jej życie było takim maleńkim koszmarem.
Kiedy skończyła lat trzynaście zaczęły się jej problemy z muzyką. Słuchała różnych wykonawców w radio, w telewizji czy gdziekolwiek indziej, ale kiedy przechodząc ulicą lub spacerując po szkolnym korytarzu słyszała śpiew jakiegoś dzieciaka nerwy jej puszczały. Największy problem, jednak stał się wtedy kiedy za śpiew w parku niedaleko jej domu Minnie tak pobiła pewnego ośmiolatka, że ten wylądował w szpitalu.
Kiedy trafiła do szpitala? Niedawno, zaledwie dwa tygodnie temu. Lekarze, psychiatrzy proponowali, a rodzice choć bardzo ją kochają nie wytrzymali presji i wysłali ją tam. Nie miała im tego za złe. Teraz tam zrobi demolkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz