Lekarze. Próbują wmówić coś człowiekowi, udowodnić, że zawsze jest po ich myśli. Kłamcy więksi ode mnie, choć to podobno ja nie potrafię odróżnić prawdy, od ubzduranej w mojej głowie fikcji. Umarł, bo musiał. Nic się nie dało zrobić. Dokonaliśmy wszelkich starań, by utrzymać go przy życiu. A tak naprawdę spierdolili sprawę po całej linii. I gówno wiedzą o tym wszystkim.
PSEUDOLOGIA | MANIA | OSOBLIWOŚĆ NARCYSTYCZNA | PSYCHOZA
Lubisz bajeczki, psycholu? Chodź, opowiem ci jedną. Będzie o dziecku. Ni chłopcy, ni dziewczynce, po prostu dziwnym stworze. Wyobraź je sobie. Bój się go. Przecież jest kimś innym, kimś odmienny. Odmieńców się tępi. A teraz wyobraź sobie mnie, jako Boga. Oczywiście nim nie jestem, ale stoję gdzieś bardzo nieopodal. Jestem wybrańcem. Sam Bóg mnie wybrał po to, bym tępił na świecie to, co niedoskonałe. Ty jesteś niedoskonały, jesteś pomyłką tego świta. Tak, właśnie ty. Mówisz do osób, których nie ma. Szalejesz na punkcie bólu i krwi, wstydzisz się, nie rozmawiasz z ludźmi. Zabijasz tych normalnych, porządnych. którzy stanowią lepszą przyszłość dla tego kraju oraz świata. I myślisz, że ty jesteś godny, by żyć, skoro uważałeś, że oni nie mają do tego prawa?
"Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a których powołał - tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił - tych też obdarzył chwałą. Cóż więc powiemy? Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?"
Ale wróćmy do dziecka. Dziecko było i póki jeszcze małe, nikomu nie wadziło. A potem w modlitwie ukazał mi się Bóg i powiedział, że trzeba owe dziecko zniszczyć, bo takie jest moje powołanie. Trzeba je wyleczyć, a nic tak dobrze nie leczy, jak ból. Ból zmusi do wszystkiego, nakręci wariata właściwie. Bo kiedy masz ranę, wkładasz w nią palec i boli, a potem wyjmujesz i odczekasz kilka minut - przestaje przecież boleć, prawda? A wariata boli cały czas. Ciągle coś nie tak się kręci. Wariat jest niczym. Dziecko było topione, podpalane, ranione, rażone prądem. Dziecko lubiło się bawić, dziecko lubiło słonie. Dziecko było wyjątkowo naiwne. Wystarczyło okazać mu kilka minut ciepła, a potem zgadzało się dosłownie na wszystko. Naiwni ludzie nie mają prawa żyć. Naiwność niszczy społeczeństwo. I Bóg był dumny z tego co widział, mówił mi to każdego dnia przy modlitwie.
I nie wiem jak to się stało, że dziecko mi zabrano. Nie wiem jakim cudem ktoś się o nim dowiedział, chociaż obiecało, że o niczym nie powie. Dziecko nie kłamało i nie umiało łamać obietnic. Tak po prosto było wytresować dziecko, łatwiej od małego pieska.
Pewnego wieczoru do naszego domu wpadła policja. Skrępowała mnie kajdankami, dziecko zabrano. Jakiś czas później była rozprawa sądowa, gdzie mimo protestów moich, matki, a nawet dziecka, skazano mnie na piętnaście lat odsiadki, albo pobyt w szpitalu psychiatrycznym. Nie jestem chory, czynię tylko swoją powinność, więc oczywiste, że wybrałem więzienie. To była próba, przed którą postawił mnie Bóg. Dawał mi wiele okazji do wątpienia, ale ja po prostu wiedziałem, że diabeł się mną interesuje. Dlatego dziwnie patrzono na moją wielką wiarę, modlitwy, egzorcyzmy.
Plugawe pasożyty, dzieci diabła.
Po jakimś czasie zabrali mnie na "badania", które okazały się być przeprowadzane u czubków. Dokładnie w tym samym miejscu, gdzie wsadzono dziecko. Tyle że go już tam nie było...
"Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nad tymi grzesznikami"
Dwunastego września dziewięćdziesiątego pierwszego roku dwudziestego wieku, w bardzo deszczowy poranek, matka nadała mi imię ALPHONSE. Była tylko prostą pracownicą spa, a mój ojciec całe tygodnie spędził poza domem, jako kierowca tira. Powodziło nam się jako tako, raz lepiej, raz gorzej. Po czterech latach urodziło się dziecko, na którym punkcie rodzice zupełnie zwariowali. Opowiadali tylko Dennis to i Dennis tamto, dopóki nie okazało się, że ja mam większy potencjał niż dziecko. Śpiewałem, dużo i pięknie, a po wielu rozmowach z koleżankami, matka zapisała mnie do dziecięcego chórku kościelnego. I tak zaczęła się moja przygoda z Panem Bogiem. Był ze mną cały czas, każdy dzień rozpoczynał się i kończył od modlitwy. Oczy miałem zawsze otwarte i dlatego widziałem znaki, których inni nie dostrzegali. Nie rozumieli, że Bóg jest jak wiatr: nie widać go, ale czyś doskonale, nawet delikatny powiew. Od zawsze wiedziałem, że przyszłości zostanę księdzem. A potem dostałem misję. I spełnię wolę mojego Pana, oczyszczę świat ze zła, dzięki mocom, którymi mnie obdarował.
[ to ja chcę z nim wątek *_*]
OdpowiedzUsuń[O! Ja chcę wątek! Jakieś pomysły na powiązanie?] //Charlotte
OdpowiedzUsuń[ o cholercia, przepraszamm
OdpowiedzUsuńpodrzuć tylko miejsce i okoliczności spotkania to coś nastukam.
Zrób to! Krzyczą bądź szepczą, a ona potulnie kiwa głową. Przemyka się korytarzami, zdaje się być niewidzialna nawet gdy wpadnie na kogoś. Jej spojrzenie niebezpiecznie omiata okolicę, wydaje się być przestraszona, niepewna swych czynów, poddana króla błaznów. Ma ochotę krzyczeć, ale oni nie pozwalają, mówią dokąd ma iść, czasami zasłaniają jej usta, bywają chwile, że nie oddycha. Wreszcie podchodzi do drzwi, zamkniętych na kłódkę. To ich jednak nie odstrasza. Po chwili stary przedmiot leży na podłodze, ona popycha drzwi i wchodzi do środka. Na podłodze walają się kawałki szkła, zapewne niegdyś układające się w rozległe lustro. To niebezpieczne miejsce, zwłaszcza dla takich jak ona. Rozgląda się, zatrzymuje wzrok na nim, swoim już teraz jedynym towarzyszu. To wysoki mężczyzna, wyglądający trochę jak kadet szkoły wojskowej, jest dumny i milczy, robi za ochroniarza, ma wszystkiego dopilnować, wszystko ma pójść dobrze, bez żadnych komplikacji. Spogląda w dół, a on kiwa głową, po chwili ona siada na podłodze, bierze szkło do ręki, zaciska na nim swoją drobną dłoń, krew zaczyna kapać na kafelki.
OdpowiedzUsuń- Nie chcę.- mówi cicho spoglądając na niego, podchodzi po chwili, nachyla się nad nią, patrzy jej w oczy i ona wie, że nie może się sprzeciwić. Unosi dłoń ze szkłem, celuje w jedną z żył, później ma zamiar pociągnąć i ją rozerwać. Ale nagle drzwi otwierają się i ktoś wpada do środka z krzykiem. Co on mówił? Bóg? W tym miejscu, co robiłby w piekle. Widzi jak jej ochroniarz podchodzi do niego.
- Nie! Nic mu nie rób! - krzyczy na niego stanowczo i to skutkuje, znika, a ona oddycha głęboko kilka razy, dłoń jednak wciąż zaciska się na ostrych krawędziach.
[ ojej, dziękuję. ale ja nadal twierdzę, że jest nijaka.]
Zmęczona z podkrążonymi oczami, bosa Demedline przechadzała się po budynku. Cóż, raczej nie mogła tego robić ale co poradzić. Od zawsze dziewczynę gnębiła bezsenność. Nudziło jej się bezcelowe leżenie w łóżku.
OdpowiedzUsuńAkurat teraz wracała, zostawiała za sobą krwawe ślady, coś wbiło jej się w nogę. Zatrzymała się obok świetlicy aby opatrzyć ranę. Troszkę się wystraszyła, gdy zobaczyła tam kogoś. Poderwała się z ziemi i zmierzyła go dwa razy wzrokiem.
[ tak bardzo nie umiem zaczynać ]
Przemierzał korytarz spokojnym krokiem i od dłuższego czasu czuł, że ktoś uparcie za nim idzie. Nie znosił tego, jednak nie odwracał się i wciąż szedł dalej. Zatrzymał się dopiero przy schodach i w tym samym momencie podniósł wzrok na chłopaka, który bez przerwy za nim podążał.
OdpowiedzUsuń- Leziesz za mną - mruknął, mierząc wzrokiem sylwetkę nieznajomego. Nie kojarzył go, więc domyślił się, że ten musi być tutaj nowy. Stał więc w miejscu i patrzył na niego wyczekująco, aż nie usłyszy dobrego wybrnięcia z sytuacji.
[ DENNISOWY BRAAAT! *.* tak, chcę wątek, ale na razie mam komputer w formacie, więc może w poniedziałek albo wtorek xd ]
OdpowiedzUsuń[OJEJ OJEJ OJEJ OJEJ ♥]
OdpowiedzUsuń- Co Ty chrzanisz dziecko drogie? - Lust zmarszczył równe brwi i przeniósł chłodne spojrzenie na zwracającego się do niego chłopaka. Nie lubił gdy przeszkadzano mu w jedzeniu, lub w czymkolwiek. Tylko Fabian mógł mu bezkarnie przeszkadzać, ale jego akurat przy nim nie było, co jeszcze bardziej wyprowadziło go z równowagi.
OdpowiedzUsuńA gdy już ktoś miał coś do jego tatuaży, do jego sztuki, którą własnymi rękoma stworzył, to już nie ręczył za siebie.
- Taaak, strasznie żałuję.
Zmierzył go znów swoim spojrzeniem, unosząc brew odruchowo.
OdpowiedzUsuń- Oczywiście, że zdaję sobie z tego sprawę - odparł, siląc się na poważny ton głosu, choć mimo to nie potrafił dostatecznie ukryć swojego rozbawienia, które spowodowane było zachowaniem i postawą tego chłopaka.
- Kim jesteś, pobożny człowieczku? - zadał pytanie i oparł się o poręcz przy schodach, wciąż nie odrywając wzroku od nieznajomego.
Przyglądała mu się, jakby był jakimś zwierzęciem w zoo lub częścią wystawy w muzeum, do którego nigdy nie chodziła, bo nie rozumiała tego co się tam znajduje. Nie rozmawiała z obcymi, była to już nie tylko zasada ale też coś w stylu strachu. Bała się tego co powiedzą inni gdy zobaczą jej sylwetkę, to jaka jest chuda, jaka zaniedbana. Nie zadawała nigdy pytań bo bała się odpowiedzi. Przywitanie się z kimś też było swojego rodzaju pytaniem. Bała się, że ktoś jej nie odpowie.
OdpowiedzUsuńNigdy nie chodziła do kościoła, nie wiedziała nic a nic o tym co właśnie Alphonse wyprawiał na świetlicy.
Zacisnęła mocno wargi i popatrzyła mu w oczy.
- Wszyscy potrzebujemy pomocy. - Wyszeptała po chwili.
[I co ty nic nie mówisz? Hm?]
OdpowiedzUsuń[Anoo, chciałabym ]
OdpowiedzUsuń[ZAUWAŻYŁAM <33]
OdpowiedzUsuń- Solman - powtórzył znajome sobie nazwisko. - Kochany braciszek - mruknął po chwili, przy czym jego usta wygięły się w uśmiechu pełnym pogardy. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek przyjdzie mu poznać w tym miejscu i drugiego Solmana, którego już samych opowieści uważał za niezłego psychola.
OdpowiedzUsuń- A więc to ty spierdoliłeś psychikę biednemu Dennisowi, nie mylę się? - wypowiedział bardzo powoli i spokojnie, już nie powstrzymując się przed rosnącym rozbawieniem.
[Oo czyżbym została pominięta zanim jeszcze zaczęliśmy wątkować?] //Charlotte
OdpowiedzUsuń[ok, ok, czekam i się nuuudzę :P]
OdpowiedzUsuńUniosła głowę i posłała mu spojrzenie w którym nawet nie próbowała ukrywać swojego zdziwienia, że ktoś do niej zagadał. No cóż, tutejsi ludzie mieli swój własny świat i w tym świecie dla niej na pewno nie było miejsca. Dlatego też zdziwiło ją, że ktoś w ogóle się do niej odezwał.
OdpowiedzUsuń-Em... tak, jasne, siadaj. Nie krępuj się - uśmiechnęła się blado patrząc na chłopaka i odłożyła książkę, którą czytała w wolnych chwilach, których tutaj miała mnóstwo. Miała nadzieję, że to nie żaden psychiatra pod przykrywką ani żaden psychol który marzy o tym by rozczłonkować jej ciało a później zrobić ze zwłokami bóg wie co.
[nie no, jest dobrze]
Spojrzała na książkę i chwilę musiała zastanowić się nad odpowiedzią.
OdpowiedzUsuń-To czarna komedia napisana przez mojego kumpla. Lubię czarny humor. Wiem, że wielu osobom na to nie pozwalają ale mi wręcz zalecają czytać bo wtedy przynajmniej nie myślę ciągle o seksie - odwzajemniła jego ciepły uśmiech i dopiero teraz spojrzała za okno.
-Rzeczywiście niezła dziś pogoda. Szkoda, że musimy tu siedzieć bezczynnie i po prostu "być".
[ weź, powinnam chyba całkowicie zmienić Lou wizerunek, bo co wlezę w kartę, to gapię się przez dłuższy czas, jak nawiedzona. ]
OdpowiedzUsuń- Nie mówię o niszczeniu psychiki, Solman - zaczął i mimo ciągłego uśmiechu na ustach, w tonie jego głosu dało się wychwycić jakiś wyrzut. - Mówię o jej spierdoleniu - uściślił, kładąc wyraźny nacisk na ostatnie wypowiadane słowo, przy czym poszerzył pogardliwy uśmieszek.
- Pieprzyłem go - odparł z dziwnym spokojem, prostując się i również krzyżując ręce na piersi. - Parę razy - dodał po chwili, bacznie przyglądając się twarzy chłopaka, nie chcąc przegapić żadnej reakcji. - Ale to chyba nie zbezczeszczenie, skoro ty robiłeś z nim dokładnie to samo, hm?
[ wiem, jakiś czas temu sobie to uświadomiłam... to straszne! nawet w głowie podobnie go widziałam ]
OdpowiedzUsuńChodziło mu o nic innego, jak o sprowokowanie go. Nieważne w jaki sposób, choć mówienie czegokolwiek o Dennisie wydawało się najprostszą drogą.
Słuchał wszystkiego co mówił Alphonse, wciąż stojąc w tej samej pozycji i przypatrując mu się z niezmiennym uśmiechem.
Bezbłędnie wychwycił moment, w którym chłopak próbował go zaatakować. Złapał go za oba nadgarstki i przez chwilę pozwolił mu się szarpać, by wreszcie pchnąć go do tyłu i przycisnąć do ściany.
Chciał go zniszczyć, tak po prostu. Za wszystkie krzywdy jakie wyrządził dzieciakowi, którego Louis na swój pokrętny sposób polubił i choć zdawał sobie sprawę z tego, że sam go krzywdzi, to uważał, że ma do tego większe prawo, niż... brat.
- Lepiej się uspokój, chyba że wolisz modlić się do swojego boga w pomieszczeniu bez klamek - warknął, niebezpiecznie zbliżając twarz do jego własnej.
[ coś tam widziałam na shoutboxie właśnie. zawsze mi się marzyła taka lala, a te cholery drogie są, jak nie wiem co. ]
OdpowiedzUsuńChłopak nie miał praktycznie żadnych szans, na to żeby się uwolnić. Większość energii stracił już na samym początku, kiedy zaczynał wrzeszczeć na cały korytarz, resztę zmarnował na bezcelowym szarpaniu się, co tylko jeszcze bardziej cieszyło Louisa. On wprost uwielbiał doprowadzać ludzi na skraj wytrzymałości, lubił im się wtedy przyglądać, a z każdą kolejną, uronioną łzą jego chora satysfakcja rosła w siłę.
Westchnął głośno, przewracając oczyma w teatralny sposób, kiedy ten wygłaszał swoje modły. Jednak w momencie, gdy chłopak wreszcie zamilkł, prawdopodobnie tylko po to, by nabrać powietrza, Louis odciągnął go od ściany, tylko po to, by chwilę później, wraz z głuchym uderzeniem znów mocno go do niej przycisnąć.
- No, do szatana to może trochę mi daleko, ale dziękuję za uznanie - rzucił niby to w żartobliwy sposób. - A teraz lepiej się ogarnij, chłopcze.
[ no, bez kitu. w takim razie podziwiam Tommiową.
OdpowiedzUsuńhahah, co my wszyscy byśmy zrobili bez google? ale zepsułaś mi wizję, bo ja autentycznie widziałam Ciebie z taką małą biblią na kolanie, przy odpisywaniu. ^^ ]
Złapał oba nadgarstki chłopaka w jedną rękę, po to by wolną dłonią powolnie przesunąć w górę jego klatki piersiowej. Wreszcie gdy dotarł do szyi, objął ją palcami i wciąż patrząc uparcie w jego oczy, nieznacznie je na niej zaciskał. Wsłuchiwał się w to, jak głos Solmana się zmienia, bo ten ani myślał, by przestać śpiewać te swoje głupie pieśni. Nie w takim momencie.
- Powiedz mi, jak to było - zaczął, bacznie obserwując jego twarz. - Pieprzyłeś Dennisa, a później klękałeś i żałowałeś za grzechy? - zadał pytanie, jednak tym razem bez cienia emocji na twarzy. Kpiący uśmieszek opuścił jego usta, w chwili gdy zawładnęła nim myśl, że w tak łatwy sposób mógłby go teraz udusić.
[ no i w ogóle, to hepi berzdej tu ju! i możesz poczuć się zajebista, bo tak normalnie, to nie składam życzeń i się od tego migam. ]
[WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO KOCHANIE <3
OdpowiedzUsuńMiałam pisać rano, ale bałam się w szkole na psychiatryk wejść. :D]
[ weź, wyobraziłam sobie zdziwko mojej matki, gdyby wpadła mi do pokoju i przyłapała mnie na przepisywaniu biblii... to byłoby bezcenne.
OdpowiedzUsuńno to chwal się, co dostałaś ]
- A pierdol się z kim chcesz i jak chcesz! - warknął, ani na chwilę nie przerywając spojrzenia. Niedbale przetarł twarz rękawem koszuli, po czym znów mocno przycisnął chłopaka do zimnej ściany. - Jesteś naprawdę nieźle popieprzony - mruknął, przechylając głowę lekko. Tyle słysząc o starszym Solmanie, Louis wyobrażał sobie jakiegoś psychopatę, który chociaż z usposobienia byłby do niego podobny. Naprawdę nie szykował się na spotkanie z fanatykiem religijnym, który będzie głosił swoje własne, wymyślone poglądy.
- Ale spróbuj tylko ruszyć Dennisa, jak wróci. Wtedy cię zniszczę - wycedził przez zęby, odruchowo zaciskając palce na jego szyi. Chwilę wcześniej usłyszał czyjeś kroki na korytarzu, dlatego wiedział, że musi się w porę powstrzymać choćby przed zrzuceniem chłopaka ze schodów, przy których stali. Odciągnął go więc od ściany i pchnął z wyczuciem w stronę wychodzącego zza rogu lekarza, czy stażysty i ruszył na górę, posyłając Solmanowi ostatnie, krótkie spojrzenie.
[ no ja ostatni raz w kościele, to byłam na bierzmowaniu i wtedy też ostatni raz się wyspowiadałam. pomijam oczywiście parę pogrzebów, na które też poszłam, wiadomo.
OdpowiedzUsuńej, to nieźle żeś się obłowiła i to w jeden dzień ^^ kostka mi się zawsze marzyła, ale jakoś się przyzwyczaiłam do tych workowatych, wiązanych toreb, do których zawsze wszystko pięknie mi się mieści. ]
Louis nie trudził się gaszeniem papierosa, kiedy usłyszał pukanie do drzwi swojego pokoju. Oparł go tylko o brzeg popielniczki i dźwignął się z parapetu niechętnie, by otworzyć i odebrać leki, które na niego czekały. Pielęgniarki przestały już nawet zwracać mu na to uwagę, ważne by nie robił tego na korytarzu i na oczach reszty personelu.
Oparł się o futrynę, stając w progu i wziął od kobiety przydzielone dla niego pigułki i zażył je, na jej oczach bez konieczności popijania. W tym samym momencie zerknął w bok odruchowo i przy sąsiednich drzwiach spostrzegł starszego Solmana, z którym wczoraj doszło do drobnego starcia na korytarzu. Wyglądało na to, że chłopak zajmował pokój tuż obok jego własnego, co wystarczająco wyprowadziło go z równowagi. Pożegnał pielęgniarkę swoim wyuczonym, sympatycznym uśmiechem, po czym trzasnął drzwiami i gdy tylko zwrócił się przodem do wnętrza pokoju, wyjął pigułki spod języka i wyrzucił je przez okno, gdy znów przysiadł na parapecie, by dokończyć papierosa.
[ czad! nawet nie zwróciłam na to uwagi, dopiero Brianowa mnie oświeciła na gadu. xd
OdpowiedzUsuńto Ci się poszczęściło. a co do dredaszków, to widziałabym u siebie taką rozpiździeję http://st.kinopoisk.ru/im/kadr/8/0/0/kinopoisk.ru-Jeordie-White-800619.jpg ale mam za krótkie kłaki, żeby tworzyć (a doczepów nie chcę), nad czym niezmiernie ubolewam i żałuję, że kiedykolwiek je ścinałam.
ach i za to 'xD' w tekście powinnaś dostać w łeb, bo nie mogłam opanować śmiechu! ]
Louis miał płytki sen praktycznie od zawsze, ale nie ubolewał wcale z tego powodu, że nawet najmniejszy szmer był w stanie go wybudzić. Przydawało się to w takich miejscach, jak to, bo nigdy nie można było mieć pewności, czy aby na pewno żaden psychol nie zakradnie się do pokoju z dziwnymi intencjami, jak w taj chwili.
Kiedy tylko poczuł czyjś dotyk w okolicy swojego nadgarstka, błyskawicznie otworzył oczy i złapał intruza za ręce, celowo ciągnąc go w swoją stronę, by ten stracił równowagę. Dopiero po chwili rozpoznał w nim Solmana, co tylko dodatkowo go rozzłościło.
- Czego tu szukasz, do cholery? - warknął, wciąż trzymając za jego ręce, nie pozwalając mu się wyrwać.
- Najbardziej to żałuję, że przyszedłem do tej stołówki. - oznajmił patrząc z dezaprobatą i wręcz obrzydzeniem na swój talerz, gdzie leżała kupka ziemniaków, surówka wyraźnie po terminie i mięsopodobne coś.
OdpowiedzUsuń- I nie mów do mnie synu.- dodał przenosząc wzrok na chłopaka. - A mówią, że to ja jestem nienormalny. Też mi coś. Ty bijesz wszelkie rekordy i powinieneś zostać misterem tej budy. Serio, nawet bym na Ciebie zagłosował.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCałe otoczenie zanurzyło się w kontemplacji, ze wzrokiem zmętniałym gapili się wgłąb siebie, szukali opisu swojego szaleństwa, niektórzy zagryzali długopisy. Najbardziej zainteresował mnie chłopiec, który z całej siły tłukł się w pierś i przepraszał, że żyje. Nie mogłam tego zrozumieć w czasach, gdy samych księży pytano o wiarę. Od razu przyciągnął moją uwagę, ta dziwna żarliwość, ból, męka, trochę mnie strwożyło, ale niniejszym podeszłam.
OdpowiedzUsuń- Jak trwoga to do Boga! - zarecytowałam migiem całkiem bezmyślnie.
- Litości! To długa historia.
- Od urodzenia?
- Tak, jestem wariatem od urodzenia.
- Jesteś tylko człowiekiem.
Bałam się, że jak każdy zaraz nazwie mnie kompletną idiotką. Co z tego, że nie miałam czasu się zastanowić. Każdy czasem coś klepie.
Niepomiernie zdziwiło mnie, że nazwał mnie córką, tak by zrobił tylko ojciec, albo ksiądz, czyli za bardzo się nie omyliłam, co do jego hierarchii w boskim świecie.
OdpowiedzUsuń- Niechaj będzie pochwalony Jezus Chrystus! Bardzo Ojca przepraszam, mam niewyparzony język. Ogólnie ze mną wszystko w porządku. Ksiądz tutaj jako pacjent? Co jest grane?
[ weź, ja żyłam w przekonaniu, że to 'xD', to było jednak celowe, przez co wszystko mi wręcz opadło i zaczęłam się po prostu śmiać. ech, Ty wariatko.
OdpowiedzUsuńno Tobie bliżej do takich wymarzonych włosów, niż mi. ja zapuszczę trochę za łopatki i zaczną się cholery kruszyć, jak zawsze. za słabe są i nie chcą żadnych odżywek. ]
Odruchowo osłonił twarz przed wodą, którą chłopak zaczął go polewać, przy czym mówił jakieś niestworzone rzeczy, których Louis wcale nie zamierza słuchać. Powoli zaczynało docierać do niego to, że Solman faktycznie musi być nieźle uszkodzony na psychice, skoro wszędzie widzi diabła i do tego wymyślił sobie, że jest jakimś pieprzonym zbawcą, a w posuwaniu rodzonego brata nie widział nic złego.
Uniósł się bardziej i wytrącając mu z dłoni buteleczkę z wodą, chwycił chłopaka za koszulę i z siłą cisnął go na łóżko, by chwilę później usiąść okrakiem w okolicy jego bioder. Do tej pory, jeszcze nikt nie odważył się wyprowadzić Louisa z równowagi, tak jak robił to Alphonse.
- Zabiję cię, Solman - mruknął bez cienia emocji, patrząc z góry na jego twarz, unieruchamiając jego nadgarstki rękoma.
Wstał bardzo wcześnie, jak zwykle miał czerwone, opuchnięte oczy, najchętniej zostałby w łóżku, zakrywając się kołdrą uciekł od całego świata, niestety nie było mu to dane. Lekarz zrzucił z jego drobnego ciała kołdrę, podał lekarstwa i nakazał iść i integrować się innymi, oczywiście Danny nie miał najmniejszej ochoty oraz nie potrafił. Ostrożnie zwlókł swe ciało z łóżka, ubrał bokserki, czarne spodnie, duży, za duży, chroniący jego poranione ciało sweter. Przeciągnął się kilkakrotnie. Bez skarpetek, czy nawet butów, nie zbyt głodny przeszedł do świetlicy ostrożnie stąpąjąc po zimnych, ciemnych kafelkach. W świetlicy było sporo osób, rozmawiali, śmiali się, najwidoczniej po prostu świetnie się bawili. Minął zielonkawy dywan, będący w nie najlepszym stanie szafki. Usiadł pod ścianą, z dala od innych osób. Podciągnął kolana pod brodę, naciągnął na nie swój sweter, przeczesał palcami swoje włosy. Obserwował ludzi, pogodę za oknem, kwiatek stojący na parapecie. Nagle podszedł do niego jakiś chłopak, przez co Danny jeszcze bardziej przyległ plecami do zimnej ściany. Nie znał jego zamiarów, nie wiedział czy może mu zaufać
OdpowiedzUsuń-Witaj- Powiedział zachrypniętym głosem.
-Kim jesteś?- Był koszmarów z jego snów? Człowiekiem? Chimerą? Duchem, który opętał czyjeś ciało? Zlustrował sylwetkę nader spokojnego stworzenia. Przełknął ślinę i zmusił się by spojrzeć w oczy nowego towarzysza.
Przytrzymał jego ręce jedną dłonią, w momencie gdy ten tracił siły, przez całą szarpaninę. Złapał wtedy za linkę, z którą Solman się tutaj zakradł i obwiązał jego nadgarstki sprawnie, na koniec mocując je do ramy łóżka, ponad jego głową. Przelotnie zerknął na twarz chłopaka, kiedy sięgał pod materac, a gdy w jego dłoni pojawił się wreszcie poszukiwany odłamek szkła, niegdyś sprytnie przemycony ze szpitalnej kuchni, jego wargi rozciągnęły się w szaleńczym uśmiechu.
OdpowiedzUsuń- Ciekawe, w którym momencie zjawią się te twoje aniołki - wymruczał, palcami wolnej dłoni niespiesznie rozpinając guziki koszuli Solmana. - A może wreszcie pojmiesz, że jesteś tylko psycholem, którego zamknięto we właściwym miejscu - mówił dalej, przytykając wyszczerbione ostrze do klatki piersiowej chłopaka, po chwili przeciągając nim po gładkiej skórze.
-Nie wiem. Niektórzy mówią, że jednorożce w mojej głowie są złe, ja twierdzę, że dobre tylko czasem. Chwilami mówią takie złe rzeczy- Powiedział obserwując jego ruchu, nerwowo przełykając ślinę. Bał się nowych osób. Lekarze mówili, że to minie, prowadzili go na terapie, które nic nigdy nie dawały, ale on się uśmiechał i udawał, że było inaczej.
OdpowiedzUsuń-Nie, nie robiłem niczego ambitnego- Zlustrował jego twarz i ten uśmiech, który powinien wyrażać coś miłego, prawda? Uśmiechy pokazywały się przy tych wszystkich pozytywnych emocjach i przy dzieciach, które irytująco krzyczą.
Przechylił głowę zainteresowany pytaniem –W co. W co chciałbyś się ze mną pobawić?
Wzruszył ramionami i spojrzał na niego już całkiem normalnie, nawet się uśmiechnął. Strasznie niezdarnie, ale zawsze. Pokręcił przecząco głową i zaczął zastanawiać się czego w tym momencie najbardziej potrzebuje.
OdpowiedzUsuń-Mam nadzieję, że twój urok osobisty zadziała odpowiednio i dostaniemy kakao- cicho i niepozornie przybliżył się do nowego znajomego, gotowy do ucieczki jeśli sytuacja będzie tego wymagała.
-To co, pójdziemy po kakao?-
Chwycił jego dłoń i od razu zadrżał, gdy wstał instynktownie odsunął się od nowo poznanego mężczyzny.
OdpowiedzUsuń-Powinni mieć. Zawsze to miła odmiana, coś ciepłego- Może tylko mu się wydawało, a może naprawdę w szpitalu robiło się coraz zimniej.
Zlustrował chłopaka wzrokiem –Danny. Danny Davis- przeczesał palcami swoje włosy, by lepiej widzieć jego skromną osobę. Nadal uważał, że to wszystko nie ma większego sensu, ale i tak poszedł do kuchni i czekał, aż Al. zapyta o coś ciepłego do picia.
[ no, już nie miałam gdzie ich wpychać, to zrobiłam album. ]
OdpowiedzUsuńZerknął przelotnie na twarz chłopaka, w momencie gdy kończył ciąć pierwszą linię na jego skórze, która ciągnęła się równo od obojczyka, aż do podbrzusza. Roześmiał się lekko, nie kryjąc swojego rozbawienia słowami, które usłyszał.
- Dotąd nie trafiłem na nikogo, kto wierzyłby, że zmartwychwstanie, kiedy go zabiję - rzucił z niebywałą lekkością, nie przerywając wcześniejszego zajęcia.
Odłamkiem szkła, które miał do dyspozycji, nie mógł wyrządzić mu większej krzywdy... chociaż gdyby tylko chciał, mógłby poderżnąć mu nim gardło. Jednak w tej chwili Louis zamierzał się z nim podroczyć, upuścić trochę krwi i jeszcze bardziej wyprowadzić swoją ofiarę z równowagi, ostrzem wyrysowując kolejne, długie linie, w efekcie układające się w symbol, z pewnością bardzo dobrze Solmanowi znany. Odwrócony pentagram.
Grzecznie usiadł na wskazanym miejscu naciągając rękawy swetra na zmarznięte nadgarstki.
OdpowiedzUsuńBacznie obserwował swojego nowego znajomego, jak podchodzi do kucharki i od razu dostaje to czego pragnie.
Zadziwiające, że tak łatwo mu poszło.
-Dziękuję- wziął od niego większy kubek i przyłożył do swych warg. Podmuchał i starając się nie oparzyć upił kilka łyków
Uśmiechnął się słysząc imię -Tak znam go. Nie wiem gdzie jest- zmarkotniał, wyjechał na jakąś terapię, coś o jego płci, dokładnie nie wiedział. Westchnął
Spojrzał na niego nagle, mrużąc oczy. Prychnął i ponownie upił kakao.
OdpowiedzUsuń-Słyszałem o Tobie. Jesteś kłamcą- krzyknął nagle i gwałtownie się podniósł, krzesło nawet upadło.
Zacisnął dłonie w pięści. Podniósł krzesło, usiadł na nim i przysunął się do hebanowego stołu.
Pochwycił swój kubek aby ogrzać zmarznięte łapki.
-Nie pytaj dlaczego, nie zamierzam odpowiadać- podniósł na niego wzrok znad swojego napoju.
[ no właśnie widzę i nie mam pojęcia, dlaczego tak się dzieje. jak patrzę ode mnie, to jest okej, ale jak jestem u mojej panny, to ostatniego zdjęcia nie widać. ]
OdpowiedzUsuńOderwał szkło od skóry, przebiegając wzrokiem po stróżkach krwi, wypływających z niezbyt płytkich rozcięć, widniejących na piersi Solmana. Przez dłuższą chwilę po prostu patrzył na niego z góry, spojrzeniem pełnym pogardy dla jego osoby i śmiał się pod nosem, wyraźnie rozbawiony jego marnymi próbami wyswobodzenia się.
- Ty już trzymasz moją stronę, tylko nie jesteś tego do końca świadomy - odparł, siląc się na względnie poważny ton głosu. Nawet zaczynało mu się podobać określenie szatan, którym Solman go ochrzcił. Z głośnym westchnieniem wysłuchał kolejnych słów chłopaka i tym razem uchylił się zwinnie przed splunięciem. Nie spodobało mu się jego zachowanie, dlatego nagle chwycił go mocno za włosy i zdecydowanym szarpnięciem zmusił go do odchylenia głowy w tył. Odłamek szkła, który Louis wciąż dzierżył w wolnej dłoni, przytknął teraz do wyeksponowanego gardła chłopaka i nacisnął lekko, by początkowo naciąć samą skórę.