INFORMACJE

Witam serdecznie w Szpitalu dla Chorych Nerwowo i Psychicznie, który został przeniesiony:





23 lipca 2012

I'm so lonely, that's ok



Danny Davis
Ur: 12.05.1990
Wiek: 22 lata
Orientacja: homoseksualny
Miejsce urodzenia: Anglia
Diagnoza: schizofrenia paranoidalna,
                               boryka się z anoreksją, jest chwiejny emocjonalnie
Numer pokoju: 16


To takie dziwne. Prawie nienormalne. Wariat… Dlaczego akurat tak mnie nazywasz? Dlaczego? Nie rozumiem. Nie potrafię. Bezradność. Niepewność. Strach przed upadkiem w czarną otchłań, świat, którego nie znam. Pomocy. Tak się boję. Czy jest stąd jakiekolwiek wyjście? Czy istnieje wyjście z labiryntu mego umysłu? Wciąż błagam o pomoc. Szept. Krzyk. Cisza. Zmierzch. Bezsenność. Może jutro przyjdzie sen. Wiruje. Tańczę.


Kap. Kap. Kap. Puste nic nie znaczące słowa. Nic nieznaczące gesty. Ból. Każda część ciała boli coraz mocniej. Znajome, prawda? Oczywiście, że tak. Nic nieznaczące słowa. Nic nieznaczące myśli przewijają się wciąż przez moją głowę.
Tabletki. Białe. Czerwone. Niebieskie. Jakich tylko sobie zażyczysz. Krew. Czerwona ciecz spływa z moich ran.
Nie chciałem, a może chciałem? Czy to coś w ogóle dla ciebie znaczy? Cokolwiek? Ktoś krzyczy. Ktoś inny śpiewa. Zabawa na całego. No dalej, przyłączcie się. Przyjaciel. Co to znaczy?


Wszędzie jest krew. Mnóstwo krwi. Przyzwyczajenia. Uzależnienia. Cele, jakie cele? Przyszłość. Przeszłość. Śmierć. Pustka. Nie jestem zły, nigdy nie byłem. No dobrze, może byłem. Życie to ruletka. Ciągła gra między życiem, a śmiercią. Jeden umiera, inny żyje. Ja jestem wariatem. Bliższy życia, śmierci? Z jednym się pożegnałem, to drugie przywitam z otwartymi ramionami. Kochanie. Mam nadzieję, że będzie dobrze. Bo będzie? Za dużo pytań. Tak mało odpowiedzi. Wyrzutek. Masochista. Wariat?

                                         

Melodyjny śmiech. Jestem dziwny. Dobry. Zły. Wesoły. Smutny. Czy jestem inny niż byłem? Tak. Na wszelki wypadek, nie będę ci mówił co czuje, myślę. Czy widzę świat inaczej, skoro jestem wariatem?
Tik, tak. Ciągle zmienia się świat. Ja nie. Chcą mnie zmienić. Czy zrobią to na siłę?
Możliwe, zależy, co wywnioskują z bełkotu wariata.


Miłość… Takie pokręcone słowo. Wyjaśnisz? Śmieje się z mojej niewiedzy, z bezradności. Wyjaśnij. Sam nie wiem, kim jestem. Zagubiony. Przerażony. Obojętny. Cichy. Zaciekawiony, a zarazem całkiem znudzony.
Zmęczony. Zmęczony światem, życiem, które nie chce się zmienić. Czyżby się zepsuło? Jestem zepsuty kochanie? Dlatego mnie tu trzymasz? W zamknięciu. Jakby wymazany z kolorów. Świat się popsuł, razem ze mną.


I nic nie czuję. Jestem wyprany. Inteligentny. Nie płaczę. Teraz… Maluje. Czasem. Kiedy moje dłonie nie są splątane, przez was, lekarzy. Chyba wiem, kim jestem. Hej. Wiesz co? Mam mamę. Hej wiesz co? Ona nie chce mnie znać. Byłem jej życiowym błędem, nadal jestem. Podobno zmiany są dobre. Może coś zmienimy? Hej, pomalujmy te ściany na niebiesko, tamte na czerwono. No dalej. Nie wiem jak tworzyć związki. Nie wiem jak kochać.
Mijają lata, miesiące. Może ktoś mnie odwiedzi. Miałem kiedyś kota. Jestem uczulony na truskawki. Mam piękne oczy, po tacie. Byłem grzecznym dzieckiem, a stałem się wariatem. Londyn. Jezioro. Zielony domek. Chcę pójść na imprezę, chce być normalny. Nie, jednak nie chcę. Boje się ludzi. Boje się siebie. Boję się…

Jestem wariatem…
_________________________________________________________________________

Notki:
             *Sad But True

143 komentarze:

  1. [Hej! Zasłoniłam Cię, ale może masz ochotę na wątek?]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Matko, ciekawy, to chyba nie do mnie. Coraline w sumie tutaj... jakieś cztery dni, w znaczeniu że postać w szpitalu, nie wiem jak Ty sobie ustaliłaś z Dannym, bo jeśli jest trochę dłużej mógłby nie wiem, być zaciekawiony widząc nową twarz? Za dużo opcji w szpitalu nie ma, więc teoretycznie korytarz, rano, kiedy to większość jest na posiłku?]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Nomnom, oczywiście, że mam ochotę. Gorzej z pomysłem - podrzucisz coś ciekawego? :> ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Witam! Po pierwsze to muszę powiedzieć, że wprost uwielbiam taki sposób pisania kart postaci (i oczywiście ja tak nie umiem, łaaaaaj ><). A co do samego Danny'ego to wydaje się być interesującym stworem ^^. ]

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Chciałam mu wkopać jakąś inną chorobę, ale niestety ta cholernie popularna schizofrenia idealnie pasowała, a z racji, że nie chciało mi się już wysilać i szukać czegoś ciekawszego to została x'D. Co do wątku to bardzo na tak jestem, nawet sama planowałam zacząć acz no właśnie... Coś mi wena wyparowała i chwilowo nie umiem sklecić ładnego początku :c! Hmm.. Co by tu. Może Danny lubi nocne wędrówki po szpitalu, połączone z wypadami na dach budynku? c: A może z racji, że jest nowy jeszcze nigdy tam nie był? Dla mojej Pchły nie ma rzeczy niemożliwych, także w razie potrzeby może urządzić małą wycieczkę :'D. Także jeśli to może być to mogą się niechcący spotkać już dawno po 'ciszy nocnej' gdzieś w omijanym przez lekarzy miejscu. Btw. Charlie lubi nocami przebierać się za dziewczynę... Tak dla zmyły, bez większego powodu w sumie xD. ]

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Ołkej! ^^ Tak więc skoro zadeklarowałaś, że zaczynasz to proszę bardzo, haha xD!]

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Chciałabym pisać takie karty *.* ]

    OdpowiedzUsuń
  8. [ O Twoim zdjęciu nie wspomnę, kocham Ledgera..
    Dobra.. Masz jakiś pomysł na wątek? ]

    OdpowiedzUsuń
  9. Coralie Court25.07.2012, 20:57

    Coralie nie spodobało się to miejsce już na wstępie, gdy ta dziwna pani na recepcji jej się przyglądała wręcz natarczywie. Court czuła się tutaj osaczona na tyle by milczeć już kolejny dzień, co nie było dla niej czymś nowym.
    Jeśli nie wypuszczała z siebie słów ludzie się zniechęcali, odchodzili i przestawali jej wpierać, że żyje.
    Nie żyła, zasłużyła sobie na to. Śmierć taty była jej winą i nie było na to siły. Jej organy gniły, na to też sobie zasłużyła, powinna cierpieć tak jak teraz cierpi, a nawet bardziej.
    Nawet jeśli Coralie myślała właśnie tak, bała się.
    Pytań, bólu, ludzi. Właściwie wiele rzeczy ją przerażało, szczególnie gdy nie znała właściwej reakcji na coś. Chociaż nie musiała rozumieć, nie żyła. Z tą myślą dała się wprowadzić jakiejś kobiecie do jasnego pomieszczenia, gdzie siedziało kilka osób i zasiadła też ona.
    Milczała gdy jakiś chłopak usiadł obok i milczała gdy się przywitał.
    Podniosła na niego tylko to swoje przepraszające ciemne oczy. Ona zawsze tak patrzyła na ludzi, przepraszała ich za to że tutaj jest, za do że nadal chodzi, oddycha. To nie miało wytłumaczenia.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ta noc miała niczym nie różnić się od poprzednich. Charlie ułożył się do snu... Snu, który pewno jak zwykle wcale nie będzie chciał nadejść...
    Tak, tym razem zdecydowanie nie chciał nadejść. Czarnowłosy spełzł więc z łóżka, podszedł do skromnej szafy, wpatrując się w jej obdrapane drzwi. Po chwili namysłu otworzył je, nie zastanawiając się już nad kolejnym posunięciem. Szybkim ruchem wyciągnął białą sukienkę na cieniutkich szelkach. kilka sekund później ten dziewczęcy strój znalazł się na nim i choć mogłoby się wydawać, iż chłopak nie będzie wyglądał dobrze w takich rzeczach to w tym przypadku sprawa miała się zupełnie inaczej... Bowiem na ciele Charliego, poza głową nie można było znaleźć ani jednego włoska, zawsze dbał o siebie jak tylko mógł. Poza tym ta sylwetka i te rysy twarzy... Męski, to chyba ostatnie słowo jakim można by go określić. Właściwie to brakowało mu jedynie piersi, a no i oczywiście chcąc, nie chcąc posiadał 'małe co nie co' pomiędzy nogami...
    Pyk.
    Co się stało?
    Ciemno.
    Najwidoczniej żarówka zwyczaje się przepaliła, jednak czarnowłosy był święcie przekonany, iż to sprawka któregoś z mitycznych stworzeń, które go nawiedzają. Chwilę potem chora wyobraźnia przypuściła atak wyganiając chłopca z pomieszczenia. Był przestraszony, owszem, lecz zdążył przywyknąć już do takich sytuacji. Ten kto siedzi tam na górze kochał wcielać w życie swoje najgorsze scenariusze i to aż nazbyt często...
    Charlie plątał się po korytarzach próbując znaleźć jakąkolwiek żywą duszę, ale zamiast tego znajdywał coraz to paskudniejsze wytwory umysłu. Nie dość, że zdążył już zmarznąć to jeszcze jego włosy wyrwały się ze swojej uwięzi, częściowo zasłaniając pole widzenia. Gumkę zgubił gdzieś przy swoim pokoju, więc było za późno aby się po nią wracać. Uciekał przed potworami, a sam wyglądał nie mniej przerażająco od nich. Właściwie to można rzec, że gdyby teraz odbywały się castingi do filmu The Ring, rolę Samary chłopak miałby w kieszeni.
    Ostatecznie postanowił wejść na dach. Może chociaż tam nie podążą za nim?
    Drzwi były otwarte... A to wcześniej raczej się nie zdarzało, jednak drobna istotka nie zwróciła na ten fakt większej uwagi. Po chwili Charlie wypełzł na zewnątrz i zamarł w bezruchu.
    Kolejny przeklęty potwór? Niech ta noc już się skończy! On już nie chce przed nimi uciekać!
    ... Ale to stworzenie nie przypominało urojeń jakie miewał. Wydawało się być przedstawicielem gatunku ludzkiego. Takim normalnym... Choć normalny to w tym miejscu pojęcie względne.
    - P-przepraszam, jesteś człowiekiem? - może nie miał zbyt donośnego głosu, jednak nocnej ciszy praktycznie nic nie przerywało, także chłopiec sądził iż bez problemu trafił do uszu owego osobnika.... A jak on nie ma uszu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Oł gad, znów się rozpisałam. Przepraszam! ^^']

      Usuń
  11. [Powtórzę się, uwielbiam osoby ze schizofrenią, ale to pewnie temu, że wspaniale to wypada przy moich dziwacznych pomysłach i w ogóle, fajnie jest, no, zaczniesz czy ja mam to zrobić? No i ten, jakieś życzenia? :3]

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobry znak. Poskurczane stworzenie miało normalny głos, a nawet mówiło w zrozumiałym dla Charlie'go języku. Czarnowłosy wywnioskował też, iż owa istota prawdopodobnie jest płci męskiej.
    Zapadła zupełna cisza, którą to momentami przerywał jedynie kawałek blachy, upiornie skrzypiący przy mocniejszych podmuchach wiatru. Chłopiec przez chwilę wahał się czy jest w stanie podejść bliżej, w końcu nieznajomy siedzi na samym skraju budynku... Cholerny lęk wysokości. Po czym z jego ust bez większego powodu wydobył się cichy chichot i wreszcie ruszył w kierunku siedzącego. Stąpał ostrożnie nie chcąc się skaleczyć. Tak, był zupełnie boso. Buty zostały w pokoju, nie miał czasu ich zakładać... Przecież musiał uciekać!
    Gdy pokonał te kilka metrów stanął za nim, co kilka sekund zerkając w dół. Jak zwykle miał wrażenie, iż zaraz spadnie. Drobną dłonią musnął ramię obcego po czym oparł się o nie. Po prostu chciał upewnić się, czy ten człowiek naprawdę istnieje. Drugą rękę zaplótł wokół szyi przy okazji zniżając się tak aby jego twarz była na równi z twarzą chłopaka.
    - Niebezpiecznie siedzieć na krawędzi - z racji, że z ust nowego towarzysza nie umknęło ani jego słowo Charlie raczył ponownie odezwać się jako pierwszy.
    Przytulił się całym sobą do pleców tego milczącego człowieczka, tak zdecydowanie cieplej. Cienka sukienka jak widać nie była odpowiednim strojem. Nawet na lipcowe noce...

    OdpowiedzUsuń
  13. Coralie oderwała wzrok od nieznajomego dalej milcząc, nawet wtedy gdy kolejna osoba powitała się z nią. Czuła się dziwnie, tak to doskonałe stwierdzenie, było dziwnie, bo nagle została wyrwana ze swojej samotni i kazano jej się pozbyć poczucia winy. Przynajmniej tak to wyglądało.
    Tylko, że ona była winna śmierci bliskich, była winna wszystkim złym rzeczą które działy się w pobliżu.
    Z tą myślą podciągnęła kolana pod brodę opierając pięty na siedzeniu, przymknęła oczy.
    Ona nie chciała zginąć, przecież już była martwa.
    Właśnie dlatego nie jadła, nie mówiła. Nie mogła wyzdrowieć, ponieważ wcale nie była chora, wszyscy twierdzili zupełnie inaczej, ale to przecież zwyczajne, że trupą gnije ciało.

    OdpowiedzUsuń
  14. - Jeżeli trzymasz się z dala od krawędzi nie ma w tym nic co mogłoby zagrażać - skwitował cicho chichocząc. Ciepło bijące od chłopaka było takie przyjemne i jedyne co zapaliło ostrzegawczą lampkę w umyśle Charliego to fakt, iż nieznajomy zdawał się być strasznie spięty. Odsunął się więc, nie chcąc ryzykować ewentualnego ataku i siadł na czymś co przypominało odwrócone wiadro. Będzie musiał marznąć, no nic...
    - Jestem zjawą, zjawą która ucieka przed potworami, potworami które i tak ją w końcu dopadną - westchnął. Akurat teraz zebrało mu się na żarty? Nie, nie... Po prostu często określał siebie mianem zjawy, choć szczerze powiedziawszy nie uważał się za nią. Na szczęście.
    Przypatrywał się nieznajomemu z przekręconą na bok głową, przez co mógł przypominać zaciekawionego psa. Zaczął zastanawiać się o czym owy osobnik myśli... O ile jakiekolwiek reakcje zachodzą jeszcze w jego mózgu. Jednak szybko rozważania zeszły na drugi plan, gdy tylko spostrzegł, że chłopak cały drży.
    - Masochista. Cały dygocze, a siedzi tutaj dalej - znów zachichotał.
    W pewnym sensie sam Charlie też nim był. Czasem lubił torturować się własnymi lękami. Było w tym coś co pozwalało poczuć chłopcu, że naprawdę żyje, jeszcze żyje i ma świadomość tego co się dzieje. No właśnie... Wstał obracając się kilkakrotnie wokół siebie. Mimo panicznego strachu przed wysokością zrobił to przy samej krawędzi, po czym niczym szmaciana laka opadł na kolana. Nie minęła chwila, a już zdołał zapomnieć o drobnym facie, iż nieznajomy chyba nie przepada za dotykiem. Położył się na plecach, jego nogi traktując jako poduszkę pod głowę. Na wpół otwartymi, podkrążonymi oczami bacznie obserwował twarz chłopaka i jedyne co z niej wywnioskował to to, iż ten chyba nie czuł się zbyt pewnie...
    - Też widzisz potwory?

    OdpowiedzUsuń
  15. Bradley High School. Mówi ci to coś? Koniecznie sprawdź! www.bradley-high-school.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Stanowczo pokręcił pokudłaną łepetyną.
    - Nie. Kiedyś mnie dopadły. Brrr. Ucieczka jest lepszym wyjściem. Tak. Lepszym - dreszcze śmiało przemaszerowały przez jego ciało.
    To co dorwało chłopca nie było akurat niczym nadnaturalnym, a grupką mało tolerancyjnych rówieśników z żelem na włosach zamiast mózgu. Jednak jak widać w tym pokrętnym umyśle cała sytuacja zapisała się zupełnie inaczej. Potężna hydra, sfinks i chimera, Charlie twierdził, iż to przez to trio omal nie został wpędzony do grobu. Ba, on nadal tak twierdzi.

    Kichnął uprzednio zasłaniając twarz wierzchnią stroną dłoni.
    - Ja... Ja po prostu chciałbym być dziewczyną. One mogą być... Piękne. M-mogą się malować i ubierać w to co tylko im się podoba, w co zechcą. Nikt nie zwraca uwagi czy założyły spodnie czy spódnicę, sportowe buty czy... - wzdrygnął się i momentalnie przerwał swą wypowiedź, aby stanowczo zakomunikować, iż to co robi chłopak nie jest dobre. W sekundę wyciągnął rękę, chwytając go za nadgarstek i z całej siły zaciskając na nim dłoń uzbrojoną w pomalowane na czarno paznokcie. - Nie - mocno akcentując słowo patrzył idealnie w oczy.
    Nie znosił kiedy ktokolwiek w jakikolwiek sposób próbował go dotknąć. Bez większego znaczenia także było, w które miejsce na ciele. Po prostu kojarzył to z czymś złym, mimo iż nie miał takowych, negatywnych doświadczeń. Sam mógł kleić się do innych niczym rzep, nawet lubił, ale jak widać nie działało to w dwie strony.

    OdpowiedzUsuń
  17. Dzieciakowi nie było za wesoło kiedy to tamten próbował odsunąć go od siebie. No bo... Idioto, w którą Ty stronę?! Jeszcze parę centymetrów, a czarnowłosy wylądowałby na samym dole, na trawniku! Zacisnął kościste palce mocniej, wbijając długie lecz niesamowicie zadbane paznokcie. W jednej chwili całe krótkie życie stanęło mu przed oczami.
    Dopiero gdy głos chłopaka zabrzmiał zdecydowanie poważniej, przeradzając się w poddenerwowany warkot Charlie momentalnie uwolnił jego nadgarstek, odsuwając dłoń najszybciej jak tylko było to możliwe. Oczywiście nie miał zamiaru przepraszać za swoje zachowanie. Raz, że nie przepadał za tym, a dwa uznał iż w psychiatryku nie ma sensu odstawiać takich szopek. Ponoć jest psycholem, tak? A tacy są przecież zdolni do wszystkiego, nie można mieć im czegokolwiek za złe... Choć właściwie to sam czekał na przeprosiny od swojej 'poduszki'. Prawie go zabiła...! W najlepszym przypadku połamała.
    Wciąż wpatrując się w niego tymi swoimi nieco przerażającymi ślepiami jak gdyby nigdy nic kontynuował... A raczej odpowiedział na pytanie.
    - Nie. Dlatego, że może wyglądać jak jej się żywnie podoba, a i tak ludzie mają to w dupie i... I nikt nie wyzywa jej od nie wiadomo czego!
    Hmm... Charlie chyba ma mały problem. Aż nazbyt dużą wagę przywiązuje do wyglądu. Właściwie to on liczy się dla niego najbardziej.

    Zimno...
    Ziiiimno...

    OdpowiedzUsuń
  18. Najchętniej wrzasnąłby na całe gardło, aby oznajmić że jest mu zimno i chciałby zejść już z tego cholernego dachu, ale sam się boi. Właściwie to powstrzymał się ostatkiem sił, a doprawdy rzadko to robił.
    Konwersacje z Charlie'm bywały trudne do zrealizowania. Tym razem tak skupił się na własnym, jakże wielkim cierpieniu odnośnie chłodu jaki mu doskwierał, że zdążył zapomnieć co było tematem rozmowy... Więc jedynie głupkowato się uśmiechnął i po raz trzeci w ciągu kilkunastu minut przykleił do chłopaka. Tak, część o tym, że może się przysunąć udało mu się jeszcze wyłapać, wnikliwie przeanalizować i wykonać.
    Czyżby w momencie ogarnął go jakiś nienaturalnie dobry humor?
    Zaczął się śmiać.
    - Wiesz, że gdybym Cię teraz mocniej popchnął sfrunął byś na dół jak szmaciana laleczka...? Ciekawe co by Ci się stało... Ile kości roztrzaskałoby się o ziemię, a ile pozostałoby nietkniętych? Możliwe, że to by Cię zabiło... Jak myślisz, co by mi zrobili? - myślenie na głos chyba nie jest najlepszym pomysłem na jaki dzieciak od czasu do czasu wpadał. Kilka psychiatrów już o tym wspominało, jednak ten przypomniał sobie te cenne rady dopiero kiedy zerknął na wyraz twarzy chłopaka.

    Imię? Jakie imię? Nawet przez głowę nie przeszło mu żeby zapytać jakim ten osobnik został obdarzony. W końcu czarnowłosemu nie było to do szczęścia potrzebne, zawsze preferował formę 'ej ty'. To, że ktoś mógłby chcieć poznać jego... Zupełna abstrakcja. Chyba uważał, że każdy powinien to wiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  19. Gdyby chłopak szybko się nie pozbierał pewno w końcu Charlie zepchnął by go w dół z czystej ciekawości. Na szczęście jednak dla tej z lekka obłąkanej dwójki zaczął padać deszcz i dzięki Bogu nic się nie stało.

    Dzieciak omal nie wylądował na twarzy kiedy ten zerwał się do pionu jak oparzony. No co najmniej jakby był zrobiony z cukru...
    - Też nie chcę moknąć, no poczekaj! - jęknął i w mgnieniu oka znów był u jego boku. Mały, natrętny rzepik.
    W sumie deszcz miał swoje plusy, przynajmniej teraz Charlie mógł się ogrzać i przy okazji bezpiecznie wrócić do siebie... Nie, nie, on nie miał zamiaru wracać do tego swojego obdrapanego lokum. Noc się dopiero zaczęła, nie ma więc ochoty znów ryzykować spotkania z bestiami.
    Grzecznie dreptał za o wiele wyższym od siebie chłopakiem, który chyba nieświadom był faktu, iż czarnowłosa Pchła obrała go sobie za ochroniarza na dzisiejsza noc. Próbował dorównać kroku, ale bycie takim kurduplem wcale tego nie ułatwiało.
    - Zwolniiij... No gdzie Ci się tak spieszy... Przecież i tak nie łażą po korytarzach i nie sprawdzają - rozkapryszona panienka jęczała na cały głos. Hmm... Na pewno nikt tego nie usłyszał...

    OdpowiedzUsuń
  20. [ Karta zajebista. I cieszę się, że zaczęłaś od razu :) ]

    Miał już cholernie dość tego miejsca. Czuł się tutaj wyobcowany. A tak właściwie to w ogóle nie potrafił się dogadać z "kolegami" z pracy, którzy potępiali jego metody i jego samego i sprawiali wrażenie zupełnie mu nieprzychylnych. Ciągle zwracali mu uwagę, ciągle próbowali nim kierować, podtykali najgorsze sprawy, którymi on nie powinien się w ogóle zajmować. Nie lubił tego, ale nie mógł też nic dać po sobie znać. To by oznaczało, że jest słaby. A słaby przecież nie był. I nigdy nie miał być.
    Gdy już niemal wybuchnął przy jednym psychiatrze, zaszył się w jakieś obce mu szpitalne skrzydło. W ogóle jeszcze się tutaj nie orientował i niemal każdego dnia odkrywał kolejne nowe miejsce. Teraz wściekły, klnąc pod nosem, szybkim krokiem mijał kolejne drzwi, kolejne sale, które najprawdopodobniej były w ogóle nieużywane, aż w końcu dotarł do końca korytarza. Tam, w cieniu, dostrzegł jakiegoś chłopaka, który z widocznym zaangażowaniem, kreślił coś na ścianie. Cicho do niego podszedł i przez jakiś czas przyglądał się jego malunkowi.
    - A ja myślałem, że jestem Picassem, skoro potrafię narysować drzewo - pokręcił głową, po czym spojrzał na chłopaka. - Dobry jesteś - przyznał, a zdarzało mu się to niezwykle rzadko.

    OdpowiedzUsuń
  21. Coralie westchnęła cichutko i pokręciła głową, jak powiedzieć komuś, że jest się martwym, skoro się w ogóle nie mówi? Często to pisała, jej ciocia miała już tego dość, może dlatego ją tutaj przywiozła i kazała się starać? Court pomyślała, że może jakby przeprosiła ciocię Aidę, wtedy kobieta by ją stąd zabrała.
    Zabawne, że chłopak zadał takie pytanie, czyżby nie widział, jak wiją się w niej robaki? Jak jej ciało gnije?
    A może powinna mu o tym powiedzieć…
    Po chwili zastanowienia, uznała, że jednak dalej będzie milczeć. Bycie niemową było wygodne, bo ludzie z czasem rezygnowali.

    OdpowiedzUsuń
  22. [dzięki. ;)
    tia, mam nadzieję, że to nie upadnie, bo cholernie się przywiązałem do Sheffield]

    Daniels również siedział nad swoim talerzem i patrzył beznamiętnie na to, co mu na niego nałożono. Jakby przyjrzeć mu się z daleka, można by uznać, że zastanawia się nad czymś gorączkowo. Tak jednak nie było. Odkąd tutaj trafił i otrzymał pierwszą dawkę tych silnych psychotropów, nie potrafił już na niczym skupić myśli. Czasami miewał chwilowe przebłyski świadomości, przy czym zmieniał się nie do poznania, gdyż stawał się agresywny i na koniec zwykle lądował w izolatce.
    Gwar, panujący w tej chwili na stołówce, jeszcze bardziej utrudniał mu koncentrację na czymkolwiek. Odetchnął głęboko i wyciągnął się na krześle, odpychając od siebie stół, przy którym nie siedział sam, po czym podniósł wzrok na chłopaka, który znajdował się naprzeciw niego. Nie wiedział, dlaczego przykuł jego uwagę, więc patrzył na niego uparcie, zupełnie ignorując skargi innych pacjentów, na to że przeszkodził im w jedzeniu.

    OdpowiedzUsuń
  23. Przez chwile zastanawiał się jak ująć w słowach, że nigdzie dzisiejszej nocy nowo poznany kolega sam nie pójdzie. Jednak szybko zaniechał owego pomysłu sądząc, iż po wyjawieniu prawdy chłopak na pewno czmychnie mu sprzed nosa najszybciej jak tylko zdoła. A tak być nie może! Charlie tego nie chce!
    - Bo... Bo idziesz za szybko i nie mogę Cię dogonić! - odparł krótko omijając wszystkie zbędne, szczegółowe wyjaśnienia. - Mój wzrost ma same minusy... Ale jak znów będziesz tak gnać to wskoczę Ci na plecy - kąciki ust czarnowłosego drgnęły, tworząc tym samym zabawny uśmiech. Fakt, faktem dzieciak jest wyjątkowo niski i żeby porozmawiać z kimś twarzą w twarz musiałby wybrać się do podstawówki... Irytujące!

    Szybko dopełzł do chwilowo bezimiennego znajomego.
    - Wiesz, tak w ogóle Charlie jestem, a nazwiska Ci nie zdradzę, bo go nie pamiętam - zachichotał szczerząc śnieżnobiałe ząbki.
    ... Ale jak w ogóle można nie pamiętać swojego nazwiska? Toż to wstyd i hańba! Ciekawe czy wie chociaż ile ma lat?

    OdpowiedzUsuń
  24. Mógłby mu odpowiedzieć w dowolny sposób. Nie nosił swojego fartucha, nie zachowywał się jak inni lekarze. W sumie równie dobrze mógłby podać się za jednego z pacjentów. Tak naprawdę zaczynał się nawet czuć jak jeden z nich. Psychiatrzy drwili z niego i jego niekonwencjonalnego podejścia do wszelkich przypadków, a on sam zaczynał czuć się jak wariat, zamknięty w murach szpitala. Zresztą, odczuwał dziwną więź ze wszystkimi pacjentami i chorą wręcz fascynację niektórymi z nich.
    Spojrzał na chłopaka, po czym znów wbił spojrzenie w rysunek.
    - Tutaj? Tutaj jestem nikim - wzruszył ramionami. Zazwyczaj na tego typu pytania odpowiadał niekompletnie. Zazwyczaj używał słów takich jak "sobą", "kimś złym", "człowiekiem". Posługiwał się tego typu zwrotami zazwyczaj po to, by kogoś najzwyczajniej w świecie spławić, albo też wręcz przeciwnie - poddać go pewnej próbie. Interesowali go tylko nietuzinkowi ludzie. Teraz jednak odpowiedział zgodnie z prawdą. Tutaj naprawdę czuł, że jest niczym. Czuł, jakby go w ogóle nie było.

    OdpowiedzUsuń
  25. [ Spoko spoko, mnie też coś ostatnio jakoś pisania uległa znacznemu pogorszeniu. Mam nadzieje, że tylko tymczasowo :P. ]
    - Otóż to - podsumował, zdecydowanie nie chcąc dalej ciągnąć tematu. Najwyraźniej nie miał ochoty na prowadzenie pseudo filozoficznej rozmowy, choć zazwyczaj to przecież na tym głównie się koncentrował... A może te kolorowe pigułki tak działały i dzięki nim nabierał ochotę na te 'mądre' wywody? Miało by to nawet sens, gdyż właśnie tego wieczora, sam nie wiedząc dokładnie jak, uniknął połknięcia kolejnej dawki. Tylko przez to stawał się wyjątkowo irytujący dla każdego, kto tylko znajdował się w pobliżu... Ale czy to ważne? Na pewno nie dla dzieciaka.
    Wplótł dłoń w poczochrane włosy.
    - Danny... Znałem kogoś takiego, ale... - otóż to, znów nie pamiętał. Przecież zanim przybył do psychiatryka z jego pamięcią wszystko było w jak najlepszym porządku! Hmm... Szpital to chyba złe określenie dla tego miejsca. Tu się nie pomaga! Tu pracują psychopaci, sami psychopaci!
    - Danny... Ładnie brzmi - odparł w końcu, kompletnie nie mogąc przypomnieć sobie co za człowiek o takowym imieniu przewinął się przez jego życie.

    Gdy tylko ogarniała go ciekawość automatycznie przekręcał głowę na bok. Tak było i tym razem, już którymś z kolei tej nocy.
    - Masz pokój? G-gdzie masz pokój? Chyba nie będziesz siedział tutaj całą noc? - nie wytrzymał, musiał zapytać... I tak, łatwe do rozszyfrowania, chciał stąd iść, w tym miejscu było za... Ciemno.

    OdpowiedzUsuń
  26. Ściągnął brwi i z uwagą przysłuchiwał się jego słowom. Powinien już przywyknąć do tego, że o tej porze większość pacjentów już bełkotała. I że powinien nabrać pewnego dystansu do ich wypowiedzi, a właściwie to raczej ignorować ich. Ale jakoś nie potrafił, tak jak i nie potrafił podchodzić do nich tak, jak powinien lekarz. Czuł się tu dziwnie, jakby był zawieszony w przestrzeni. Ani z pacjentami, ani z personelem, nijak nie mógł się dogadać. Pewnie dlatego zaczynał nabierać przeświadczenia, że to on jest tutaj największym wariatem.
    - Nie jestem taki jak wszyscy. Jestem tym, kim chcę być, tylko, że teraz akurat w złym miejscu na świecie - warknął dość ostro. W sumie był dość przewrażliwiony na swoim punkcie.

    OdpowiedzUsuń
  27. Siedziałem za biurkiem trzymając nogi na biurku z nadludzkim zawzięciem bazgrając w starym zeszycie jakiś kolejny psychiczny rysuneczek który jeśli by ktoś rzuciła na niego okiem uznał by że nie jestem w pełni poczytalny.
    gdy rozległ się odgłos pukania do drzwi automatycznie zdjąłem drzwi z biurka i przyjąłem profesjonalny wyraz twarzy chowając przy okazji zeszyt głęboko do szuflady.
    wstałem gdy wprowadzono świeżo złapanego chłopaka i podszedłem w stronę lekarza to chyba psychiatra moze psycholog a gówno mnie to obchodzi i tak go nie lubie, wziąłem od niego kartę słuchałem uważnie nie racząc ani jednym spojrzeniem. gdy usadzili chłopaka grzecznie jednak stanowczo wyprosiłem go z gabinetu. przejrzałem notatki na temat zdrowia leczenia i tak dalej. odrzuciłem teczkę na biurko na nic mi się te informację teraz nie zdadzą.
    podszedłem do ciebie robiąc powierzchowne oględziny odgarnąłem ci z warzy kilka zlepionych kosmyków włosów.
    - mogli by mu chociaż dać się umyć
    mruknąłem, nie byłem pewny czy śpisz czy nie
    - chłopie żyjesz?
    kiepsko z nim ale i tak muszę być ostrożny..
    wyjąłem z kieszeni małą latarkę, ująłem twoją twarz w dłonie i uniosłem ją nad plątaninę nóg i rąk, mało subtelnie otwarłem jedną dłonią zamknięte oczy i poświeciłem ci w oczy jaskrawym promieniem z latarki sprawdzając reakcje źrenic
    - jesteś w takim stanie że mógł bym cie zszywać a i tak być nie czuł..
    powiedziałem bardziej do siebie niż do ciebie, rozpocząłem oględziny od lewej ręki kątem oka obserwując twoje reakcje. wykręcałem dłoń w rózne strony sprawdzając czy się nie uszkodziłeś to samo robiłem z drugą dłonią,
    - chyba jesteś w lepszym stanie niż wyglądasz.

    OdpowiedzUsuń
  28. [Jeśli coś w padnie mi do głowy, to zacznę. Będę pamiętać.]

    OdpowiedzUsuń
  29. [Od początku się Dannym zachwycam, wiec ładnie o wątek proszę. *.* I robię oczka Tommiego. *.* (te tutaj górne http://weheartit.com/entry/22695965/)]

    OdpowiedzUsuń
  30. [Prawda, że śliczne? *3* uwielbiam ich "dawcę", zawsze ma takie uurocze miny. ;w;
    A i dziękuję. Jak zaczynałam pisac miałam jakiś taki napad wena. A potem już poszedł zwyczajowy styl pisania, zase tak mam. :D
    No i z tym zaczęciem, kurde, mam teraz problem z wymyśleniem powodu dla którego Tommy się tam znalazł, albowiem ma cholerny lęk wysokości. XD]

    Znasz to uczucie, kiedy czujesz, że potrafisz się zgubić nawet w najprostszym układzie wnętrza? Kiedy zdaje Ci się, że nie jesteś tam gdzie powinieneś, ale nie wiesz dlaczego? Nie? Trudno. Grunt, że ja wiem.
    Tak czy inaczej, Tommy tej nocy w ogóle nie mógł spać. I tu nie chodziło nawet o stany lękowe, tylko o zwykłe złe samopoczucie. Było mu duszno. Co chwilę przechodziła przez niego wysoka lub niska temperatura. Gdy się odkrywał robiło mu się potwornie zimno, gdy przykrywał gorąco.
    W końcu, po kilku godzinach męczarni, wyszedł na korytarz, próbując skierować się w stronę łazienek. Próbując, bo musiał źle skręcić. Jakimś cudem dostał się niezauważony na drugie piętro i przeszedł przez całe, stając przed innymi, rozklekotanymi, wąskimi i zamaskowanymi schodami. I w tym oto miejscu okazuje się nieskończona głupota ludzka, czy też ogólne zaćmienie chorobą. Otóż czarnowłosy myślał, że nie wszedł na drugie piętro, a zszedł na parter! Tak więc, wylazł po tych schodach, i przy dalszym zaćmieniu wylazł na dach przez klapę, którą jakiś idiota zapomniał opuścić.
    Krótko mówiąc: omal nie dostał zawału.
    Kurwa, jak tu wysoko! Z przerażenie wywrócił się, prawie spadając z powrotem w dół. Na szczęście(a może i nie) prawie.

    [Ha, coś mi z tego wyszło! Kocham mojego wena, gdy nie jest obrażony!]

    OdpowiedzUsuń
  31. [ Ha spoko, znam wygody i uroki wsi, sam siedzę na jakiejś cholernej górce z laptopem w powietrzy bo w domu mi wifi nie działa tylko tu 'logiczne' :p ]

    - ty masz w dupie co tu będzie, jednak ja staram się solidnie wypełniać swoją robotę. miał bym kłopoty gdyby się jednak okazało że jednak coś ci jest a ja stwierdziłem że zdrowyś jak młody bóg
    spojrzałem na chłopka z lekkim wyrzutem marszcząc brwi. dlaczego na litość boską każdy tu musi być wiecznie nadąsany jak by całe ich zło było moją sprawką? za długo tu siedzę czas najwyższy zmienić miejsce pracy bo w końcu sam zostanę zapakowany w kaftan . poza kilkoma zaczynającymi się już goić zadrapaniami nie ma tu niczego niepokojącego. nie racząc cię spojrzeniem podszedłem do biurka, stanąłem bokiem, pochyliłem się nad nim i otwarłem kartę na czystej stronie. zapisałem datę , zanotowałem kilka swoich spostrzeżeń wyraźnym lekko pochylonym pismem które troche nie pasowało do mężczyzny.
    - Czy mi się podoba czy nie mam obowiązek wkroczyć w twoją prywatność i przeprowadzić kilka podstawowych badań . a te zaszyfrowane zapiski z ostatnich dziesięciu lat gówno mnie obchodzą.
    to drugie dodałem ledwo słyszalnym szeptem, rzuciłem okiem na zegarek , niemal od pół godziny powinienem być już w domu a przynajmniej poza murami tego miejsca. odrzuciłem długopis na bok i zabrałem z biurka kubek z wodą i małą miseczkę w której były trzy różnej wielkości białe tabletki. Zacisnąłem usta w cienką kreskę i podałem ci obydwa przedmioty.
    - zechciej to łyknąć bo nie mam ochoty się z tobą dziś szamotać.
    ściągnąłem brwi , chciałem cię już odprowadzić do pokoju i mieć święty spokój.

    OdpowiedzUsuń
  32. Zaśmiałem się krótko chodź był to mało radosny śmiech.
    - wykręcam ci nadgarstki? stwierdziłeś to jak bym cie właśnie znokautował czy próbował zrobić krzywdę.a ja nie krzywdzę ludzi chyba że sobie na to zasłużą
    mruknąłem coś pod nosem nie mogłem się ani odrobinę zdenerwować bo zacznę krzyczeć. przeczesałem włosy palcami, przymknałem na chwile oczy i zrobiłem kilka głębokich wdechów.
    - masz do mnie pretensje, za to że moim obowiązkiem jest dotykać ludzi? co do badania nie stresuj się nie będę ci kazał nic nadzwyczajnego chcę jedynie ocenić twój ogólny stan
    mięśnie mi zesztywniały ale nie dałem nic po sobie poznać.
    - pracuję tu bo miałem nadzieję że będę robić coś ważnego, a zatrzymałem się na tym że muszę użerać się z nieszczęśliwą młodzieżą
    nie mogłem się powstrzymać przed małą złośliwością chodź wiedziałem że to nie jest odpowiedni moment . westchnąłem głośniej niż to było konieczne patrzyłem ci prosto w oczy.
    - musisz być tak uparty? nie ma tu nic podejrzanego co wprowadziło by cię w jakikolwiek stan otępienia.
    westchnąłem i pokręciłem głową
    - weź to i rozejdźmy się każdy w swoją stronę czy nie tego właśnie chcesz?będziesz mnie miał z głowy do następnej wizyty a i ja obiecuję nie wpraszać się z butami w twoje życie
    postawiłem kubek i miseczkę z lekami na szafce obok ciebie, strasznie chciałem być już w domu i nie przejmować się pracą.

    OdpowiedzUsuń
  33. [ hej, może masz ochotę na wątek ?]

    OdpowiedzUsuń
  34. [ja ogólnie jestem teraz w stanie depresyjno-niewenowym. Nie mam w ogóle pomysłów. Coś tam może mi wleci, ale za raz wyleci i już zapominam... Daję ci wolną rękę i możesz pisać co chcesz, na prawdę XD
    Poza tym, dzięki za komplement i nie zniechęcaj się, bo masz świetną postać i liczę na to, że razem będzie nam się fajnie pisało XP]

    OdpowiedzUsuń
  35. [TAK, przepraszaam! Nie wiem, albo zapomniałam albo byłam pewna że odpisałam, bo zostawiłam na później, normlaka u mnie. :3 Jakby co to się nie bój upominać, jak nie odpisze od razu(razem z resztą) to wiedz że coś się dzieje! :D
    A oczka, dawcą Tommy Joe Rattliff jest. Zdrobnienia też.]

    Uniósł wzrok na, puki co, nieznajomego i uniósł brwi.
    - He-hej - wydukał. Dalej szalało w nim przerażenie z powody wysokości na jakiej się znalazł, no a choroba też nie minęła. Wzdrygnął się i podniósł na nogi, patrząc w ziemię-wolał uniknąć oglądania krajobrazów z dobrych 10 metrów. Tragedia, jak on się stąd w ogóle wydostanie nie wpadając na pół tuzina personelu? I jak się tu dostał, zważając na te same powody?!
    Co psychiatryk robi z człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
  36. [No, miejmy nadzieję że moja wena szybko powróci, bo w przeciwnym wypadku, będę skazana na samotność :'(. Nie no, żartuję sobie, no i oczywiście dziękuję, że byłaś tak uprzejma rozpocząć wątek :D. A, na zdjęciach jest od dawna uwielbiany przeze mnie lider zespołu "Bring Me The Horizon" Oliver Sykes, niektórzy wolą mówić Oli, ale... OLIVER to takie MIĘSKIE! (tak dobrze napisałam XD) MIĘSKIE IMIĘ! =*.*=]

    Uwielbiał kawę, ale to ścierwo co nazywali tutaj kawą było kpiną. Oczywiście, nie mógł narzekać, w końcu innej tutaj nie dostaną, nawet jakby jakimś cudem któryś z lekarzy ją proponował. W końcu mówili, że "Kofeina nie jest dobra dla ich zdrowia, tym bardziej, że osoby o niektórych zaburzeniach są bardziej pobudzone, może się jeszcze coś stać...", Właśnie, stać to im może jedynie w spodniach (jeśli odpowiednio zadziała oczywiście).
    Powoli podniósł się z pozycji leżącej do siadu. Jak nie był na świetlicy, albo na zajęciach to leżał w pokoju gdzie właściwie nikt poza personelem nie mógł przebywać.
    Złapał w dłonie gorący kubek z kawą. To był jeden ze sposobów który ogrzewał jego lodowate ciało, ale powodował również nastroszenie się włosów na głowie i rękach.
    -Nikt cię nie przyłapał? Nie chcę, żebyś przeze mnie miał problemy- bąknął.
    Przy Dannym zawsze był taką miękką kluchą. Czasem był bardziej oschły, ale to na prawdę musiało być coś na rzeczy...

    OdpowiedzUsuń
  37. [No, ja czasem potrzebuję czasu do namysłu, bo niektóre wątki oporniej idą.
    Ale jak jakiś jest fajny, i ktoś pominie to się dobijam. :D]

    - Nie, nic -mruknął z ironią.
    Tylko umieram ze strachu.
    Tylko jesteśmy 10 metrów nad ziemią.
    Tylko stoimy na dachu szpitala psychiatrycznego w środku nocy.
    Tylko potwornie źle się czuję i nie wiem skąd się tu wziąłem.
    Jaka by była reakcja po popchnięciu? Zgon. Ciekawe tylko, czy nie wcześniej ze strachu, czy po prostu z upadku z wysokości.
    - Człowiek. Psychiczny. Tommy - wypowiedział te słowa w kilkusekundowych odstępach. Co się będzie krył... - A Ty? - spytał z udawaną uprzejmością.

    OdpowiedzUsuń
  38. [O matko, jest bardzo dużo zespołów które mogłabym ci polecić ;D między innymi SUICIDE SILENCE, Pierce The Veil(ale on ma taki 'dziewiczy' głos), iwrestledabearonce(szczególnie w utworze 'You know that ain't them dogs'), Asking Alexandria, Motionless In White, Attack! Attack!, Brodway... Jest ich bardzo dużo, ale za mało czasu by wymieniać :p]

    Uniósł delikatnie kąciki ust w formie uśmiechu. Lubił go, za to, że sam bez niczyich próśb chciał spędzać z nim czas. Niektórzy się go bali, ale czasem na prawdę nie było czego. Przykładowo jak dzisiaj, chociaż wszystko może się zdarzyć.
    -Wiesz, ale często nudna monotonia może przejść w przykre przyzwyczajenie, a to też nie dobrze- Przystawił kubek do ust i upił dwa łyki. Dzisiejsza kawa nie była taka zła, ale lepsza byłaby bez tych okropnych fusów.
    -Wiesz co, chciałem zapytać, czy byłeś kiedyś szczęśliwy?- może to pytanie wydawało się głupie, ale Myron był tylko w dzieciństwie kiedy nie zaczęły wychodzić z niego różne choroby i po latach okazało się, że trzeba go zmusić do leczenia, bo sam nie chciał się zgodzić, w końcu z nim było "wszystko w porządku".

    OdpowiedzUsuń
  39. [Na razie mi opornie idzie odpisywanie, ale to dlatego że początek. XD Damy radę!]

    - Miło poznać - powiedział zdawkowym tonem.
    Jego myśli biegły bardzo szybko, starając się znaleźć jakieś rozwiązanie zaistniałej sytuacji, ale coś nic to nie dawało. Mógłby się po prostu odwrócić i zejść, ale należał do osób, które wolały nie robić czegoś takiego przy osobniku bliżej nieobliczalnym. No i by go przyłapali, to też fakt.
    Cały czas patrzył w ziemię, aby nie dojrzeć wysokości. Tragedia.

    OdpowiedzUsuń
  40. [okej, to już wiem do kogo mogę walić jak grom, jak coś XD Poza tym,Będę miała czas to na komputerze przeszukam swoją playlistę i może znajdę różne zapomniane zespoły :)]

    Przyszłość jest ważna dla każdego pacjenta i ważne, aby chociaż 70% ich dolegliwości dało się uleczyć, bo nie każdy chciał spędzić tam połowę swojego życia. To by było wręcz zabójstwem dla duszy.
    -Owszem jestem zadowolony- na jego twarzy pojawił się grymas. Owszem, bywał taki- lekko nadopiekuńczy, ale taki jego charakter.
    Odstawił kubek na bok. Wsłuchał się w odpowiedź i gdy mężczyzna skończył mówić, uśmiechnął się delikatnie. Cóż miał powiedzieć? W końcu dowiedział się tego czego chciał, a więcej nie potrzebował.

    OdpowiedzUsuń
  41. Przez kilka ostatnich dni nie zmieniało się dużo, ale miał o czym rozmawiać.
    -A jak myślisz, co mogłoby się zmienić ? Dostaję więcej leków to tyle- skrzywił się. Nie chciał opowiadać o atakach które często się objawiają w najmniej oczekiwanych momentach.
    Poza tym, kto chciałby słuchać o 6h spędzonych w kaftanie i sali izolacyjnej ? No właśnie. Nikt.

    OdpowiedzUsuń
  42. [No pisałam właśnie, że ni chuja nic nie wymyślę. XD A tam Twoja wina, po prostu się nie klei. .3.
    No fajnie by było coś nowego ogarnąć, ale wątpię że z tą dwójką wyjdzie coś sensownego, więc może z mą nową postacią, jeszcze nieistniejącą? X3 Chociaż, zawsze może spróbować.
    Ale pomysłu nie mam.
    ALBO ZARAZ, w końcu oboje są anorektykami, to może na wspólnej terapii wylądowali?]

    OdpowiedzUsuń
  43. [Trochę to trwało, ale w końcu jestem tutaj z moim Dennisem <3 Wątek z Tobą oczywiście musi być, tylko gdybyś zaczęła wątek, albo rzuciła pomysłem, to bym się cieszyła, bo ja muszę się jakoś wkręcić xD]

    OdpowiedzUsuń
  44. [Masz czas do czwartku, żeby wbić się w moje łaski, bo wtedy idę na pocztę :P
    Przyznam szczerze, że nad Everem myślałam, ale musiałabym za bardzo go zmodyfikować, bo on nie pasował pod żadnym względem do szaleńca. Nienormalny, tak. Ale świr? Raczej nie. Chociaż myślałam też o nim jako o stażysty, albo coś w tym guście, więc jeżeli Dennis nie wypali, bo nie poczuję z nim mięty, to wtedy Russell przyjdzie tu w podskokach :D A tamten gostek, Clay, chcę go dodać na Collage Preparatory School, ale wkurzyłam się, że adminka wyjechała i nie chciało mi się czekać, więc oto jestem.
    Poczekam do końca wakacji z Dennisem, może się rozkręci. Ale go już znasz, to jest postać, która przez pewien czas była na nowym District na blogspocie już, a Ty powiedziałaś, że były tam takie piękne zdjęcia xD
    Rano zagłębię się szczególniej w kartę Danny'ego, bo robiłam to jakiś czas temu i może coś da się wymyślić.]

    OdpowiedzUsuń
  45. Uśmiechnął się delikatnie. Owszem odwiedziła go siostra, ale nie chciał zrobić sobie i jej wstydu, przez to jak się zaczęła wydzierać na całą salę odwiedzin. W końcu, na prawdę rzadko zdarza się, aby lekarze musieli wyprowadzić odwiedzającego, a nie pacjenta.
    -Z pewnością stąd wyjdziesz, nie ma możliwości, abyś spędził tutaj całe życie- Podniósł się z łóżka i usiadł an drugie na przeciwko po czym przytulił się do mężczyzny.
    -Dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  46. Przeciągnął się. W sumie mało znacząco zerknął na lekarza który stał na końcu sali.
    Zawsze tam stał, obserwował i z wymalowanym napięciem na pysku czekał, aż któremuś z pacjentów walnie w dekiel i zaczną sadzić.
    -Wiesz, nie wydaje mi się, żeby to był jedyny ośrodek, w którym zawitasz...- dodał zniesmaczony. Z nim było tak samo. Niby wszystko było "wyleczone" a po tygodniu w domu znów szukali dla niego ośrodka.
    [*klaszcze* normalnie jestem hepi XD ]

    OdpowiedzUsuń
  47. [Brawo, masz ode mnie kartkę :D Szczególnie, że przez to co napisałaś, dodałam Dennisowi jeszcze jeden objaw. Good point :*]

    Leżę w łóżku, w zielonej pościeli. Śpię. Cy raczej udaję, że to robię, żeby żaden z ciekawskich praktykantów nie podszedł do mnie i nie zaczął rozmowy. Chcą wiedzieć kim jestem, jak mają się do mnie zwracać, by nie poddać się wyssanym z palca plotkom. Ale to i tak na marne. Ja się nie dam, nie chcę mieć nikim kontaktu. W obecnej sytuacji plotki są lepsze, bo na pewno nie będą okrutniejszej od rzeczywistości. Hermafrodyta. Pomyłka genetyczna. Taka jest rzeczywistość.
    Słyszę jak otwierają się drzwi, więc specjalnie się nie odwracam. Może to lekarz sprawdza jak się czuję w pierwszym dniu mojej wizyty tutaj. Może to mój współlokator, którego jeszcze nie znam. Może to ktoś, kto zupełnie zmieni moje życie? Nie, nie, nie! Nie chcę wiedzieć. I nagle ktoś wpada do mojego łóżka, mówi że się boi. Brat tak robił. W nocy wchodził do mojego łóżka, odgarniał mi włosy z czoła i pytał czy się boję. I mimo jakiejkolwiek mojej odpowiedzi mówił, że mam się bać, bo tak naprawdę mam szczęście, że jeszcze żyję. A potem zaczynał robić ze mną te wszystkie przerażające rzeczy... Dlatego odruchowo podrywam się, szamoczę, próbuję krzyczeć. Mimo że nikt jeszcze mnie nie dotyka, i tak próbuję odepchnąć od siebie niewidzialne ręce. Gdzie jestem? Mamo, dlaczego nie wierzysz mi, że dzieje mi się krzywda?

    OdpowiedzUsuń
  48. [Luis Rouswell? :> Gdzie tamten ładny pan się pojawi?]

    Kołyszę się delikatnie. W przód i w tył. Sialalalala. Jak liść na wietrze. Łzy nie wypływają mi z oczu, nic się nie dzieje. Nikt nie robi mi krzywdy, nikt się ze mną nie szamocze. Rozchylam powieki, powoli, jaki to miałoby uchronić mnie przed niebezpieczeństwem. Nie ma brata. Może się schował? Albo przebrał. Jest tylko jakiś chłopak. Może to brat go przysłał, wynajął, zmusił go, żeby zrobił mi krzywdę? Brat byłby do tego zdolny, nawet jeżeli jest wiele kilometrów stąd. Tak bardzo jest zepsuty.
    - Znasz mojego brata? - pytam w końcu. Dość niepewnie.
    Tak bardzo boję się odpowiedzi. Może skłamie? Ciekawe czy jak zapytam go czy kłamie, to powie mi prawdę? Pytać czy nie pytać, może pytać? Albo lepiej nie? A może jednak... Czemu wybory są takie trudne? Czemu drogi są dwie, nogi dwie, ale każda nie może iść w swoją stronę i przekonać się, gdzie jest lepiej? Bernie, uratujesz mnie?
    Prostuję się, nogi teraz swobodnie zwisają z łóżka. Spoglądam niepewnie na szafkę nocną. Stoi tam moja kolekcja słoni. Mam ich dużo. Najbardziej lubię tego, który ma zieloną wstążkę na ogonie, a w trąbie trzyma lusterko. Jak się dobrze przyjrzysz, zobaczysz tam odbicie swojego oka. A może to oko diabła?
    Mam nadzieję, że ten nieznajomy mi chłopak wie co robi. Mam nadzieję, że nie jest okrutny, bo gdyby taki był, strąciłby jakiegoś mojego słonia. Brat tak robił. Zabierał mi figurki za nieposłuszeństwo. A potem rodzina kupowała mi nowe. To wtedy, kiedy znowu świrowałam. Wystarczyło mi kupić coś ze słoniem i już na kilka dni mnie nie było.

    OdpowiedzUsuń
  49. Wystraszył się? Mnie? To mi zazwyczaj zdarzało się płakać przez kogoś innego, nigdy nie było inaczej. Znęcanie się nad ludźmi nigdy nie wydawało mi się przyjemne. A teraz mi z tym źle. To moja wina. Jestem tak cholernie złym człowiekiem. Tak, jak mi to mówił brat... Ścierwo.
    - Wiesz, że słoń jest jedynym ssakiem, który nie potrafi skakać? - wypalam nagle.
    Nie wiem co mnie natchnęło, zazwyczaj nie odzywam się nieproszona. Tak wytresował mnie brat, jak małego pieska. Nie odzywaj się. Nie garb się. Nie patrz tak. Kiedyś to wydawało się zabawne, o, taka zabawa w dom. Potem przestało być już tak śmiesznie. Chyba wtedy, kiedy zrozumiałem, że to nie jest tylko zabawa. To było znęcanie się psychiczne.
    - Jak masz na imię? - pytam. To pierwszy raz, kiedy pytam tutaj kogoś o imię. Zazwyczaj siedzę w kącie i udaję, że mnie nie ma. Zupełnie tak, jak kazał mi brat. Widzisz Bernie, jak łatwo wytresować jest człowieka?

    OdpowiedzUsuń
  50. [Spalony tost.]
    Choroba jest tutaj wszędzie, choroba wykleja ściany niczym tapeta, rozlewa się po podłodze, śledzi Cię i nie odstępuje na krok. A jedyna, co możesz zrobić w tym wypadku, to poddać się jej. Tak więc poddaje się, rozmyśla o tym namolnym pasożycie w dłoni kurczowo trzymając książkę. Nie, żeby czytał. Już od jakiegoś czasu po prostu nie umie zebrać myśli i skupić się właśnie na czytaniu. Gdy słyszy krótkie powitanie, unosi spojrzenie i omiata nim nieznajomego.
    - Dla kogo dobry, dla tego dobry - burczy cicho, drapiąc się po policzku osowiale.

    OdpowiedzUsuń
  51. - Zasadniczo to pierdolę - mruczy, rozmówcy słuchając tylko jednym ruchem. Chwilowo nęka go gwałtowny zjazd w dół, budząc w nim irytację i tym samym chęć rozwalenia tego przybytku w drobny mak. Nawet nie jest mu dane zapalić, choć papierosy wciąż ma kurczowo wciśnięte we własne bokserki.
    - Chce mi się kurewsko palić - jęczy cicho, nerwowym ruchem pocierając dłonią o obsypany kilkudniowym zarostem policzek. Wzrok wciąż ma wbity w zgrzybiałą pielęgniarkę prowadzącą terapię grupową.
    - Ta stara krowa nie daje mi spokoju od rana - tłumaczy swobodnie, wreszcie przenosząc wzrok na twarz mężczyzny.

    OdpowiedzUsuń
  52. [Miałam pisac zaczęcie, a tu wątek. :D Aniooołyyy. *.*]

    Co on tu w ogóle robi?!
    Nie wie.
    Czemu on tu w ogóle jest?!
    Nie wie.
    Czemu do cholery nie może mieć normalnej rodziny, która mu pomoże?
    Nie wie.
    Dlaczego nikt nie rozumie, że w normalnym otoczeniu prędzej wyzdrowieje niż tutaj?
    Nie wie.
    Wszedł z białego korytarza do białego pomieszczenia, gdzie miała się odbyć grupowa terapia dla osób z zaburzeniami żywienia. Tragedia! Wątpił w to, żeby coś takiego miało pomóc, szczególnie w ten sposób.
    Przełknął ślinę i usiadł obok jakiegoś chudego chłopaka(a może już mężczyzny?), który wyglądał jakby był w chwili obecnej w innym świecie. Sam także się zamyślił.
    - Danny? Tommy? Jesteście tam? - rozległ się głos młodej lekarki. Uch, pewnie coś do nich mówiła. Zamrugał. Danny to pewnie ten facet obok.
    - Jeestem - mruknął. - Już.
    Idiotyzm. Jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  53. Kevin Daniels15.08.2012, 22:40

    [wena mnie opuściła, dlatego milczę]

    OdpowiedzUsuń
  54. Zgadza się, czasem siedząc w sali odwiedzin i oczekując bliskich ciężko jest oglądać cudze rodziny, z każdą godziną uświadamiając sobie, że jednak nikt nie przyjdzie.
    -Mam za co... przyniosłeś mi kawę, a ja lubię kawę, a że nie mam czym ci podziękować, to jest moja forma- zamknął oczy nie odsuwając się od niego. Był taki ciepły, że aż szkoda było się odsuwać.

    OdpowiedzUsuń
  55. - Dennis - odpowiadam najpierw i uśmiecham się do niego tak szeroko, jak tylko mogę. To znaczy, tak szeroko jak pozwala mi na to moja psychika. Nie za szeroko. Nie uśmiechaj się, do cholery tak szeroko, bo wyglądasz jak pedał. Nie możesz być pedałem, rozumiesz? - Jasne, że mogą być zielone! Wszystko może być zielone. Zielone słonie, zielone słonie, każdy kokardkę ma na ogonie! - Na ogół nie śpiewam, dlatego że zawsze kiedy brat rozpoczynał swoje tortury, zaczynał też śpiewać. Szczególnie lubił wyzywać mnie od wariata i śpiewał mi właśnie tą piosenkę. Dlatego weszła mi w nawyk. - Ten pyzaty, ten smarkaty! Kochają się jak wariatyyyyyyy!
    Milknę na chwilę i odzyskuję powagę. Spoglądam Danny'emu prosto w oczy i po chwili mówię:
    - My też możemy. Chcesz, chcesz, chcesz, chcesz?

    OdpowiedzUsuń
  56. - Skądże. Zasadniczo jestem tutaj po to, żeby się wyleczyć, czyż nie? - rzuca dość ironicznie, opierając smukłe dłonie o krawędź stołu i niemalże bezwiednie zaczynając wystawiać sobie palce ze stawów.
    - Palenie tutaj byłoby skrajnym idiotyzmem. Z rąk zostałyby mi wytrącone praktycznie wszystkie rozkosze. - Nerwowym ruchem przejeżdża językiem po wargach, znów skupiając wzrok na natrętnej pielęgniarce.
    - Chociaż... Jak tak na nią patrzę, już lepiej jest stąd uciec.

    OdpowiedzUsuń
  57. [ Na wątek Tony jest chętny jak najbardziej, choć u mnie z tymi fajowymi pomysłami również krucho. Możemy zacząć od jakiegoś prostego wątku na dziedzińcu czy w stołówce i tak prędzej czy później wyniknie z tego coś ciekawego :D ]

    OdpowiedzUsuń
  58. - Normalny człowiek raczej jest w stanie wytrzymać ze swoim umysłem bezproblemowo przez całe życie - neguje jego teorię z cichym prychnięciem irytacji. Lekarz mówił mu, że po prozacu rozdrażnienie może być nieznośne, aczkolwiek nie sądził, że aż do tego stopnia. Wstaje dość gwałtownie, w towarzystwie piskliwego szurnięcia krzesła, zupełnie ignorując uważne spojrzenie starszej pielęgniarki.
    - Zrobię kawy. Masz ochotę? - pyta spokojnie, przenosząc wzrok na mężczyznę.

    OdpowiedzUsuń
  59. [Dwa razy mi odpisałaś to samo xD A ja o Tobie pamiętam dziubek, ale odpisuję w losowej kolejności i czasami różnie bywa. Ale nie zapominam, naprawdę :*]

    - Masz coś zielonego? - pytam naiwnie i lustruję go spojrzeniem. Nie wiem czy mogę powiedzieć mu wszystko co we mnie siedzi. - Zielony nie kłamie, zielonemu trzeba ufać. To co, masz coś zielonego?
    Czuję na sobie jego oddech, mimo że stoi ode mnie w pewnej odległości. Podoba mi się, chociaż nie ma żadnego specjalnego zapachu. Ogólnie, cały mi się podoba. Ciekawe co sobie o mnie pomyśli? Czy nawet jeżeli dowie się o mojej tajemnicy, będzie chciał ze mną rozmawiać. Zazwyczaj ludzie ode mnie odchodzili, pozostawiając po sobie długą falę cierpienia. Kap, kap, kap.

    OdpowiedzUsuń
  60. [ jest jak najbardziej złym gościem ^^ choć potrafi też sprawić wrażenie przemiłego faceta, zależy. :) od cholery czasu Louis siedział mi w głowie i dopiero dziś go z niej uwolniłam, a wizerunek Mansona idealnie mi go odzwierciedla. :)) wątek chętnie, ale zacznij :D ]

    OdpowiedzUsuń
  61. Niepewnie kręcił się na krześle, nie mając pojęcia o co chodzi i jak się zachować. Wariaci mają łatwo, znikają ze świata co chwila i potrafią się tu odnaleźć. On nie jest wariatem i nie wie jak to zrobić.
    Co się tu w ogóle dzieje? Takie terapie są bez sensu.
    "Może teraz podzielicie się na grupki?" szczebioce lekarka.
    "Nie. Nie podzielimy." odpowiadają w myślach.
    Lekarka mając dokumentnie gdzieś to co sądzą pacjenci chodzi po sali, cośtam do każdego mówi i przydziela do czteroosobowej grupy.
    Tommy patrzy szarymi oczami jak podchodzi do tego chłopaka obok, stara się dosłyszeć co mówi.
    [Beznadziejne, wiem, ale chciałam odpisać!]

    OdpowiedzUsuń
  62. [Otwieraj skrzynkę niecierpliwie, kartka już wysłana ;*]

    Uśmiecham się szeroko. Można mu zaufać, przecież ma zieloną bransoletkę. Zielony nie kłamie, zielony jest bezpieczny. Zielony jest szczęśliwy.
    Chwilę zastanawiam się, co mu powiedzieć. Nawet u psychologów zaczynam od milczenia. Poprawka. Zwłaszcza u psychologów zaczynam od milczenia. Nie wiem co mam powiedzieć, czasami to tak strasznie boli. Te słowa, które wracają. A co, jeśli to wszystko okaże się tylko snem? Pięknym marzeniem. A co jeśli to wszystko nie istnieje? Ani Danny, ani zielony, ani ten uśmiech, ani moje słonie? Co jeśli obudzę się rano i okaże się, że ciągle jestem w swoim łóżku? W pokoju obok śpi brat, który gdy tylko się wyśpi, zacznie serię znęcań się nade mną. Zawsze będzie robił tak, żeby mama nic nie zauważyła. Przecież każdą ranę można wytłumaczyć. Upchnięcie, pobicie przez szkolnym łobuzów, albo szaleństwa wariata. Przecież to nie brat, on jest kochany.
    - Tik tak. Co ci to przypomina, Danny? - pytam na początek. - TIK TAK!

    OdpowiedzUsuń
  63. [Omnomnomnomnom]

    - Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Słyszysz to? - unoszę palec wskazujący, jakby w znaku, żeby Danny skupił na czymś przez chwilę swoją uwagę.
    Oblizuję usta, czekam na dźwięk, ale u mnie się nie pojawia. Może Danny już go słyszy? Może już ten piękny dźwięk tyka w jego głowie?
    - W domu był zegar. Robił tik tak. - Opuszczam palec, siadam po turecku na skraju łóżka. - Brat mówił, że wariata można nakręcić jak zegarek. Tu odkręcić, tam podkręcić, rozłożyć na części, rozstroić i skręcić z powrotem. I tylko on będzie wiedział, jak wariat chodzi. Nawet nie wiem czy był ze mnie zadowolony, czy jestem typem takiego wariata, o jakim on marzył. Tak bardzo chcę, żeby był ze mnie dumny. Myślisz, że jest?

    OdpowiedzUsuń
  64. Zazwyczaj lubił, kiedy jego przysłowiowe ofiary same wpadały w sieć, przychodząc do jego pokoju. Jednak dziś Louis chyba nie był w nastroju na to, by jakkolwiek móc się z tego cieszyć, chociaż...
    Spojrzał na chłopaka, który pojawił się w progu i trzymał w dłoni wyciągniętą w jego stronę kopertę. Znowu list, domyślał się od kogo. Dlatego zerwał się z miejsca gwałtownie i w moment znalazł się przy chłopaku. Popchnął go lekko biodrem, tak by ten przeszedł wgłąb pokoju i wyciągając list z jego dłoni, zamknął drzwi. Tylko raz zerknął na nadawcę, by upewnić się, że się nie myli. Chwycił za zapałki, które sprytnie ukrywał przed personelem, następnie bez wahania odpalił dwie na raz i przyłożył płomień do koperty. Tylko raz zdarzyło mu się przeczytać zawartość, co uważał za życiowy błąd, dlatego teraz reagował w taki, a nie inny sposób.

    OdpowiedzUsuń
  65. Spojrzał na chłopaka, gdy ten się odezwał. Strzepnął popiół z dłoni i podszedł do łóżka, by za chwilę usiąść obok swojego gościa.
    - Jakoś tak mizernie wyglądasz - mruknął, łapiąc go za ramię i sadzając z powrotem na łóżku. - Słabo ci? - spytał z fałszywą troską w głosie, kiedy pochylał się lekko ku chłopakowi, by móc spojrzeć mu prosto w oczy. - Śmiało możesz tutaj zostać, przecież nikt cię nie goni - wymruczał, odrzucając czarne włosy w tył i wyginając usta w wyuczonym, serdecznym uśmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  66. [Wczoraj wysłane, dzisiaj pewnie wpadło w jakieś rączki pani pocztomanki, to może w środę będzie :D Oby w środę najpóźniej! Bo jak nie to zastrzelę. Postmana oczywiście.]

    - A chcesz wiedzieć kim jestem? Chcesz, chcesz, chcesz?
    Jeżeli się zgodzi, to będzie pierwsza osoba tutaj, której wyjawię swoją tajemnicę. Ciekawe co powie? Czy zafascynuje się tym, da mi tą bliskość, której potrzebuję? Póki co zdarzyło mi się doświadczyć bliskości tylko z bratem. Nikt inny mnie nie chciał, a nawet jeżeli, to brat chronił mnie przed takimi wścibskimi typkami, którzy chcieli zobaczyć co Dennis Solman ma w majtkach. Brat był jednak dobrym człowiekiem, co nie Bernie?
    A co jeśli się wystraszy, pójdzie i pobiegnie? Rozpowie wszystkim? Jak będą na mnie patrzeć? Zamkną mnie przez to w izolatce, albo pozwolą by śmiali się ze mnie? Może to nie jest jednak dobry pomysł? Ale chcę. Chcę, żeby ktoś wiedział. Chcę zobaczyć jak ludzie reagują na takie pomyłki jak ja.

    OdpowiedzUsuń
  67. Tak, oglądanie czyjegoś szczęścia bywało bolesne, no niestety, ale czasem trzeba było się pogodzić z odrzuceniem, wiedział że jego samego kiedyś również to spotka, więc czekał na to spokojnie.
    Odskoczył automatycznie. Oczywiście, łóżka miały tylko bramki które się podnosiło po bokach łóżek na noc, gdy pacjent za bardzo się rzucał na łóżku i było to formą "zabezpieczenia". Przy stopach nie było czegoś takiego. Było to dość tradycyjne łóżko szpitalne, więc odskakując spadł na podłogę tłukąc sobie całą część lędźwiową, wraz z tyłkiem. Jednak za miast zrobić skwaszoną minę zaczął się śmiać z samego siebie.

    OdpowiedzUsuń
  68. Tuomas Totuus19.08.2012, 21:40

    [No nie wiem jak odpisać, dalej. XD
    Wiec może za to wątek z mym dziewczęciem? Jennifer Miller. Zaczęłabym pewnie za niewiadomoile, bo wyjeżdżam, ale no ten. Lubię Danny'ego i chcę wątek. :<]

    OdpowiedzUsuń
  69. Wyczuwa dziwną niechęć w postawię mężczyzny, nagminne wymuszenie w tym uśmiechu. Skrzętnie to jednak ignoruje. Podchodzi do ogólnodostępnego czajnika i ma to szczęście, że woda została dopiero co zagotowana. Zalewa nią dwa kubki i wsypuje doń kawę, by wreszcie wrócić wraz z nimi do rozmówcy. Stawia przed nim jeden z kubków, samemu siadając obok i nerwowo bębniąc o zewnętrzne ścianki swojego.
    - Wymyśl coś, żeby przestała tak na mnie patrzeć - rzuca wyzywająco i przede wszystkim absurdalnie, oczywiście mając na myśli natrętną pielęgniarkę.
    Adam Lester

    OdpowiedzUsuń
  70. - Ale nikomu nie wolno powiedzieć - szepczę. Przysuwam się do niego tak blisko, że nasze nosy niemalże się stykają. - Kompletnie nikt nie może wiedzieć. Rozumiesz?
    Mam nadzieję, że mogę mu ufać, że mnie nie oszuka. Ale ma przecież na ręku zieloną bransoletkę, nikt kto ma coś zielonego, nie kłamie.
    - Jak myślisz, jakiej jestem płci? - pytam na początek. Jeszcze nigdy nikomu nie zdarzyło zadać się tego pytania. A jednak, cholernie mnie ciekawi co on sobie o mnie myśli.

    OdpowiedzUsuń
  71. Zupełnie zignorował zdawkowe odpowiedzi chłopaka i odsuwając się od niego nieznacznie, sięgnął po papierosa, by następnie odpalić go kolejną zapałką.
    - Za co tu siedzisz? - spytał, przerywając ciszę swoim charakterystycznie głębokim i chropowatym głosem. Zdawał sobie sprawę z tego, iż zabrzmiał jakby pytał o więzienie, którym psychiatryk w istocie dla niego był. Zaciągnął się dymem mocno i zerknął na chłopaka z ukosa, oczekując odpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
  72. Mimowolny uśmiech wkradł się na jego usta, kiedy słuchał odpowiedzi Danny'ego. Przechylił głowę lekko, przyglądając mu się z zainteresowaniem, wymalowanym na bladej twarzy.
    - Aż tak bardzo pragniesz śmierci? - zadał kolejne pytanie, nim sam odpowiedział na to, o co spytał go chłopak.
    - Ja po prostu lubię bawić się ogniem - rzucił w odpowiedzi, co po części pokrywało się z prawdą. Zazwyczaj kłamał jak z nut, kiedy ktoś pytał o diagnozę, jaką wystawili mu tutejsi lekarze. Jednak w związku z tym, że kojarzył Danny'ego z korytarza, postanowił wyjawić mu ten nieszkodliwy fragment dotyczący jego życia.

    OdpowiedzUsuń
  73. Kiwnął głową, przytakując tym słowom i na moment oderwał wzrok od chłopaka. W tej chwili już się nie uśmiechał. Zaciągał się papierosem, raczej z zaciętym wyrazem twarzy.
    - W takim razie - zaczął, udając głębokie zamyślenie, co za każdym razem wychodziło mu wprost idealnie. - Dlaczego jeszcze tego wszystkiego nie skończyłeś? - zerknął na niego, chcąc wychwycić jego reakcję na to pytanie. - Zwłaszcza, że wcale nie chcesz tutaj siedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  74. Wzruszył ramionami w odpowiedzi i zaciągnął się papierosem po raz ostatni, po czym zdusił niedopałek w popielniczce.
    - Ciekawość - mruknął, uśmiechając się pod nosem i ponownie odrywając wzrok od oczu chłopaka. - Tylko nie próbuj prawić mi o przysłowiowych stopniach, prowadzących do piekła - rzucił po chwili, powstrzymując się od śmiechu.

    [ taka drobna uwaga ode mnie, żebyś sprawdzała przed wysłaniem swój tekst, to co napisałaś i dała ewentualne poprawki. bo już niepierwszy raz walisz jakąś powtórkę, albo zdanie nie trzyma się kupy, przez co ja mam problem z odpisaniem ^^ szkoda by było zmarnować tak zajebistą postać ]

    OdpowiedzUsuń
  75. Siadam na skraju łóżka, kołyszę delikatnie nogami. Nie wiem czy dobrze robię. Chcę komuś powiedzieć, pozbyć się tego ciężaru. Lekarze wiedzą, to nic oczywistego. A oni i tak muszą patrzeć na mnie przyjaźnie. A tutaj... To coś innego. On może uciec z krzykiem, upokorzyć mnie. Cokolwiek.
    - Jesteś tego taki pewny? - mówię.
    Wstaję i unoszę sweter, opuszczam bieliznę. Teraz Danny może patrzeć na moje dwa nagie narządy płciowe. Ciekawe co powie?

    OdpowiedzUsuń
  76. Wybrał taką, a nie inną odpowiedź, bo pokrywała się z prawdą. Faktycznie był ciekaw odpowiedzi Danny'ego i jego podejścia do życia, tylko i wyłącznie po to, by z czasem wykorzystać to przeciw niemu.
    Posłał mu jeden ze swoich czarujących uśmiechów, po czym rozłożył się na łóżku, podpierając głowę na dłoni.
    - Możesz - odparł, nie odrywając spojrzenia od jego twarzy. - Zresztą nie musisz mnie o to pytać, przecież nie więżę ciebie, ani nic z tych rzeczy - rzucił ze śmiechem. Gdyby go nie znać, faktycznie można by było uwierzyć w każde jego słowo.

    [ nie wiedziałam, jakby Ci to powiedzieć :D ale jak widać moja bezpośredniość czasem się przydaje i na szczęście nie została źle przez Ciebie odebrana. :) teraz jest okej, tak trzymaj ^^]

    OdpowiedzUsuń
  77. Zmrużył oczy, skupiając na uważne spojrzenie na twarzy chłopaka. Doskonale usłyszał to, co ten przed chwilą wyszeptał.
    - Zapewne - mruknął, jakby w odpowiedzi. - Z tym, że ja nie dbam o to, czy sprawię komuś przyjemność - uściślił po chwili, znacząco unosząc brew ku górze. Pomimo tego, że nie powiedział niczego dosłownie, to z powodzeniem dało się wyciągnąć spomiędzy tych słów właściwą odpowiedź. Kiedy miał ochotę się zabawić, sam znajdował sobie ofiarę i naprawdę nieczęsto korzystał z tego, że ktoś sam przybłąkał się do jego pokoju i zwłaszcza jeśli były to osoby, które dość dobrze już go kojarzyły. To byłoby zbyt ryzykowne.
    - Nic istotnego, skoro tak szybko poszedł z dymem - mruknął, uśmiechając się pod nosem. - W takim miejscu, zapałki to towar o który piromani mogliby się tłuc i niełatwo je zdobyć. - odpowiedział na ostatnie pytanie chłopaka. - Chociaż, jak dobrze zakręcisz się koło jakiegoś stażysty, to możliwe, że uda ci się wyrwać jakiś ogień.

    OdpowiedzUsuń
  78. Jego słowa mówiące o przyjemności, puścił mimo uszu. Nie lubił mówić o takich sprawach. Po co, skoro można od razu przejść do rzeczy? Zresztą ciągłym gadaniem niszczyło się cały ten efekt zaskoczenia, który według Louisa był bardzo ważny. I w sumie miał rację, bo to żadna przyjemność, ani zabawa kiedy ofiara doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co będzie się z nią działo.
    Tematu spalonego listu również nie pociągnął. To była akurat taka sprawa, którą z nikim się jeszcze nie podzielił i nie miał najmniejszego zamiaru, by kiedykolwiek to zrobić.
    Uniósł brew odruchowo, przyglądając się Danny'emu, który tak nagle się ożywił, prosząc o zapałki. Do tego tak niespodziewanie zmniejszył dzielącą ich odległość do zera, co nie było do niego podobne.
    - Po co ci one? - spytał, kładąc dłoń na jego udzie i spojrzał mu w oczy.

    [ też się nimi jaram! :D ]

    OdpowiedzUsuń
  79. Patrzył na niego uważnie, starając się ukryć swoje rosnące rozbawienie jego zachowaniem. Przechylił głowę lekko, ujął drżącą dłoń chłopaka i przytulił ją do swojej twarzy pewniej, by chwilę później delikatnie musnąć ustami jej wnętrze. W gruncie rzeczy potrafił czasem przeistoczyć się w uwodzicielskiego romantyka, choć na dłuższą metę nie czuł się swobodnie w tej roli.
    - Słodki jesteś - mruknął, puszczając jego rękę i ponownie spoglądając mu w oczy. - Ale nie dam ci ich - dokończył, poszerzając ten zawadiacki uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  80. - Żadne kłamstwo - sprzeciwił się, z ciągłym uśmiechem na ustach. Wyraz jego twarzy zmienił się dopiero w momencie, kiedy zachowanie Danny'ego nieco wyprowadziło go z równowagi. Nie znosił, jak ktoś próbował jakkolwiek nad nim górować.
    Wziął głębszy oddech, a po wcześniejszym uśmiechu nie było już śladu. Zacisnął dłonie na nadgarstkach chłopaka i zrzucił go z kolan prosto na łóżko, po czym zawisł nad nim, nie dając mu najmniejszej szansy na wyrwanie się.
    - Chyba nie do końca zdajesz sobie sprawę z tego, z kim masz do czynienia - zaczął, zaglądając w jego oczy z bliska. - Radziłbym trochę grzeczniej się odnosić - wymruczał, owiewając jego wargi ciepłym oddechem.

    OdpowiedzUsuń
  81. Chwycił pewniej jego ręce i unieruchomił własnym ciałem. Nie było żadnego sposobu, by chłopak jakkolwiek mógł się uwolnić. Jedyne, co mógł w tej chwili zrobić, to poddać się i przede wszystkim przestać się szarpać, bo w rosnącej panice tracił tylko wszelkie siły.
    - Zgadza się, Danny. I nie powinieneś denerwować tego wariata, bo chyba nie zależy ci na tym, by wyrządził ci jakąś krzywdę - mówił cicho, aczkolwiek jak najbardziej stanowczo, wciąż utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Gdyby uśmiechnął się w tym momencie, z pewnością wyglądałby strasznie. Wszystko za sprawą tych nienaturalnie stalowych oczu, z których biło teraz czyste szaleństwo.

    OdpowiedzUsuń
  82. Dennis Solman24.08.2012, 22:22

    [Cierpię na okropny brak chęci. Shit.]

    Chwilę jeszcze stoję nago, pozwalam mu popatrzeć, a po kilku minutach milczenia opuszczam sweter i siadam na łóżku, z majtkami ciągle spuszczonymi do kolan.
    - Nie wiem, ale lekarze mówią, że muszę się jednego pozbyć - wzruszam ramionami, stykam ze sobą opuszki palców i bawię się nimi. - Ale ja nie chcę, tak mi pasuje.
    Macham nogami, obiema tak samo. Nucę sobie coś pod nosem, nie wiem co mam zrobić. Nie patrzę na Danny'iego, robię to dopiero teraz. Uśmiecham się do niego.
    - Chcesz się ze mną pobawić? - pytam. Mam nadzieję, że się zgodzi.

    OdpowiedzUsuń
  83. [ Miło wiedzieć, że ktoś jednak zerka na shoutboxa, a już traciłam nadzieję na jakiś odzew ;p
    Czy mogliby się znać? Masz jakiś pomysł co mogłoby ich połączyć, wspólne zainteresowania, cuś takiego?
    W karcie wyczytałam o malowaniu, może Fabian mógłby się pojawić na jednym z obrazów Danny'ego? ]

    OdpowiedzUsuń
  84. - Danny, Danny, Danny, Danny... - mruczał, paznokciami przejeżdżając po ścianie, wzdłuż której szedł.
    Drżał, ledwo dostrzegalnie, ale jednak. Zostawiał za sobą metaliczny, nieco mdły zapach krzepnącej krwi.
    Na prawej ręce miał kilka czerwonych, długich zadrapań, a w oczach malowała się mu fascynacja.
    Potrzebował na kimś się wyżyć, dokończyć i zaspokoić niedosyt. Bardzo nieładnie było zostawiać człowieka w stanie, w którym potrafił myśleć tylko o jednym, bez względu na to gdzie przebywał i co robił.
    - Danny. - powtórzył po raz ostatni. Mogło się wydawać, że ryknął, jak wtedy, kiedy jest zły, ale to tylko echo korytarza dawało takie złudzenie. - Danny, skarbie... Szukałem cię... - stwierdził, podchodząc do niego szybkim krokiem.
    Lubił go. Myśl o tym, że będzie go musiał krzywdzić była nieprzyjemna, ale skoro jemu się to podobało i Fabian był w takiej, a nie innej sytuacji, to czemu nie wykorzystać odrobiny przyjaciela?
    - Chodź, Danny. - poprosił tak łagodnym tonem, że mogło się wydawać iż ma się omamy słuchowe. Pociągnął go za rękę w stronę jakiegoś składzika, gdzie sprzątaczki zostawiały mopy, środki czystości i tym podobne rzeczy.
    Wbrew pozorom do brudownika nie było się tak trudno dostać i był on praktycznie cały czas otwarty(albo tylko Fabian miał takie szczęście, że klamka delikatnie ustępowała, ilekroć na nią naciskał).

    [ Zaczęłam, w ten drugi sposób o którym wspominałaś (dobrze rozpoznałam płeć? ;3) mogli się chociażby poznać, co by się nie zmarnował, o. ]

    OdpowiedzUsuń
  85. Dennis Solman25.08.2012, 19:31

    - Jestem Dennis, nie jestem nikim innym. Nie umiem decydować, nie wiem kim miałabym zostać, bo potem i tak będę nieszczęśliwy. Tak jest dobrze, wiesz? Dobrze jest być tylko Dennisem. A brat nie byłby dumny, gdyby się dowiedział. A brat musi być dumny, wiesz?
    Podskakuję delikatnie na łóżku. Sprężyny skrzypią. Zabawne to, nieprawdaż? Berniemu też się podoba.
    Uśmiecham się szeroko, bo Danny chcę się ze mną pobawić. Zbliżam się do niego, międzyczasie majtki same opadają na podłogę. Siadam mu na kolanach, oplatam go nogami w talii i całuję w usta. Mam nadzieję, że mnie nie odepchnie.

    [Narzekania ciąg dalszy. Nie wiem czy umówić się na poniedziałek z kolegą z nowej klasy, czy nie. Bo lubię go, ale mnie wkurwia tekstami "kaleka" albo "jesteś brzydka", a jak nagle przestaję się do niego odzywać, to zaczyna nazywać mnie księżniczką -.- weź tu zrozum facetów. Jak nic, lepiej zostać lesbijką.]

    OdpowiedzUsuń
  86. - Chodź, kochanie... - wymruczał jeszcze po drodze, prawie wcale nie zwracając uwagi na dziwną uległość swojego towarzysza. Kiedy zamknął za nimi drzwi schowka, w środku zrobiło się ciemno. Fabian namacał dłonią włącznik światła i po chwili żarówka nad ich głowami zabłysła na kolor zgniłej żółci. Maverick uśmiechnął się pod nosem i zarzucił chłopakowi ręce na szyję, lekko się na niej uwieszając (bo cóż mógł poradzić na swoją odwieczną kurduplowatość?). Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że Danny jest aż nazbyt przyciszony. A przecież wiadomo, że to źle, jak dziecko jest nazbyt ciche.
    Czarnowłosy zlustrował z zaciekawieniem jego sylwetkę. Widząc rozcięte (trochę za mocno) ramię westchnął i powyżej rany ciasno zawiązał bandamkę, którą nosił zazwyczaj na lewym nadgarstku. Po wewnętrznej stronie był on cały podrapany, aż do krwi. To właśnie chciał ukrywać Fabian, nosząc tę zwiniętą chustkę na ręce.
    - Nie mdlej mi tu tylko. Ciężki jesteś, nie dotargam cię do pokoju. - mruknął, wrzucając na usta jeden z tych bardziej łagodnych uśmiechów, którymi niewiele osób potrafił obdarzyć.
    Pogładził go po linii szczęki i złożył na jego ustach delikatny pocałunek. Może i był odrobinę natarczywy, waleczny i hałaśliwy, jak na takiego kurdupla, ale wiedział, że nikogo do niczego nie powinno się zmuszać i szanował to. Gdyby Danny powiedział "nie" to zrozumiałby i poszedł w świat (a, raczej szpital) szukać kogoś słabego psychicznie, kogo mógłby zdominować.
    - Danny, spójrz na mnie. - poprosił, znowu używając łagodnego tonu. W takim przypadku krzyk raczej nic by nie dał, a właściwie to wszystko by pogorszył.
    Jedna strona Fabiana nakazywała wbić mu pazury w plecy i narobić na nich krwawiących, czerwonych bruzd, natomiast druga wołała o litość i zdrowy rozsądek, chociażby przez wzgląd na zdrowie, a może i nawet życie Danny'ego.
    Póki co wygrywała ta druga.
    Maverick darzył go dużą sympatią i wyjątkowo szybko się do niego przywiązał, toteż nie miał nawet najmniejszych zamiarów żeby go zabijać. Broń Boże!
    - Dobrze się czujesz, skarbie? - spytał półszeptem, czekając na jakąś reakcję. Najlepiej spontaniczną i trzeźwą, która oznaczałaby, że chłopak wie co się wokół dzieje.

    [ Wszystko jest pięknie. Cud, miód i orzeszki!
    Ja zwracam uwagę zazwyczaj jak ktoś nagminnie kieruje moją postacią, robi wiele błędów ortograficznych, albo czyni coś, co jest powszechnie nazywane "masłem maślanym". C; ]

    OdpowiedzUsuń
  87. Chciał coś powiedzieć, najlepiej coś chwytliwego, może zaświeciłby znanym, mądrym cytatem, ale nie zrobił tego. Kiedy Danny położył mu głowę na ramieniu coś w nim pękło. Objął go niepewnie ramionami, uważając na jego rękę, której krwawienie usiłował tamować bandamką i westchnął. Poczuł się winny. Pierwszy raz w życiu czuł przykrość i wyrzuty sumienia. Miał wrażenie, jakby skrzywdził tego chłopaka, a jakoś tak się złożyło, że tego nie chciał.
    - Danny, jesteś moim jedynym przyjacielem, wiesz? I nie chcę, żebyś mnie zostawił, słyszysz? - wyszeptał, usiłując się nie rozkleić.
    Jak wyglądałby z czerwonymi oczami, zasmarkany i mokry od płaczu, z makijażem misternie rozmazanym po twarzy? Zapewne okropnie, zrobiłby z siebie istne pośmiewisko. W końcu taki duży, a płacze jak baba w ciąży, gdy skończy jej się pudełko lodów, a w zamrażalniku nie ma już następnego.
    - Nie zostawisz mnie, prawda Danny? - spytał, mając wielką ochotę spojrzeć mu w oczy, czego nie mógł teraz zrobić. Patrzył więc przed siebie, w ścianę.
    Nie chciał wyjść na mięczaka, czy ciotę. Nie znosił się rozklejać, uważał że to nie w jego stylu i chyba męska duma mu na to również nie pozwalała. Zdusił w sobie wszystkie negatywne uczucia i uśmiechnął się lekko.
    - Przepraszam za rękę skarbie... - szepnął. - Nie powinno tak być. To chore. Moje zachowanie jest chore. - sprecyzował niemal natychmiast. - Chodź, opatrzę ci to... - stwierdził, delikatnie ciągnąc go w stronę swojego pokoju. Pod materacem miał róże bandaże, opaski elastyczne, plastry. Zrobił sobie małą, podręczną apteczkę. Rzeczy te podwędzał co jakiś czas pielęgniarce, a ta, że niczego nie zapisywała, nawet nie zauważała zniknięcia niektórych przedmiotów.

    OdpowiedzUsuń
  88. - Wiesz, ja nigdy nie miałem przyjaciół i nie chcę cię stracić. Nie zrobiłem tego "co zawsze" bo... nie miałem serca cię krzywdzić, tym bardziej, że ledwo kontaktujesz. To nie jest tak, że nie umiem się powstrzymać, bo jak widać umiem, ale... czasami tak po prostu jest, że wzbiera się we mnie gniew i muszę się go jakoś wyzbyć. Przykro mi, Danny. Nie chcę ci zrobić krzywdy i nie chcę stracić przyjaciela. - wydusił z siebie tą litanię dopiero kiedy byli już w pokoju. Wolał nie rozmawiać o uczuciach na korytarzu. Odkąd przyjechał do Szpitala dla Chorych Nerwowo i Psychicznie, miał wrażenie jakby ciągle się ktoś tam mu przypominał i coś na dodatek szeptał. W swoim "mieszkaniu" czuł się trochę bezpieczniej i pewniej.
    - Pokaż rękę. - poprosił, wyciągając spod materaca kilka gazików, jakiś płyn w podejrzanie białym opakowaniu, na którym majaczyły się literki-maczek, oraz bandaż. - Chcesz, żeby ci się zrobiło zakażenie? Wtedy wymaltretuje cię pielęgniarka, nie ja. - ostrzegł, jakby w nadziei, że Danny wtedy pozwoli mu odkazić ranę.
    Bliskie starcie z pielęgniarką Fabian miał dwa razy i bardzo żałował, że musiał tam wtedy iść. W gabinecie śmierdziało sterylnością, chociaż jej owocowe perfumy częściowo maskowały ten smród. Była całkiem ładną, młodą, kobietą, chociaż zamiast opatrzeć Fabiana, wolała gadać z kimś przez telefon. Potem robiła wielce niezadowoloną, że ktoś w ogóle śmiał jej przerwać i poskutkowało dopiero to, że jest w pracy, a nie na weekendzie miodowym.
    Owszem, pomogła Maverickowi, ale był przekonany, że od ich pierwszego spotkania, już po wsze czasy będzie żywiła do niego niechęć i miała uraz.
    - Danny, słonko... - chciał znowu coś powiedzieć, ale zacisnął usta w wąską kreskę i spuścił głowę, przez co włosy opadły mu na twarz. Wyglądał jakby płakał, ale nie, nie pozwolił sobie na to. W końcu jego misterny makijaż i ten swoisty mur, broniący przed wszelkimi krzywdami, który nieudolnie próbował podtrzymywać... To wszystko by wtedy runęło.

    [ Oj, tam. Takie kierowanie, że prawie w ogóle nie zauważyłam o.o' ]

    OdpowiedzUsuń
  89. Fabian mimowolnie się uśmiechnął, czując dłoń Danny'ego na swoich włosach. Miał ochotę zamruczeć, niczym rozleniwiony kocur wystawiony na gorące promienie słońca, ale powstrzymał się i parsknął cichym śmiechem.
    Od dawna się już nie śmiał. Nie widział ku temu powodów, był zbyt spięty, a w jego towarzystwie potrafił się chociaż trochę odprężyć i zachowywał się swobodniej. Warto też zaznaczyć, że jeszcze nigdy obecność Danny'ego nie spowodowała reakcji negatywnych, czyli ataku złości, lub jego pogorszenia.
    Polał czysty gazik płynem. W powietrzu uniósł się zapach czegoś mocnego, wręcz duszącego, odrobinę podobnego do spirytusu. Fabian nie przycisnął wacika do rany, bo tak odkażała właśnie piguła, czego on się wystrzegał. Przejechał tylko blisko krawędzi rany. Miał w tym wprawę. Podleczał się przez kilkanaście lat, może dlatego?
    Zmył zakrzepniętą krew z jego skóry, a do rozcięcia przyłożył kilka nowych gaz i zabandażował rękę.
    - Nie za ciasno? - spytał, chociaż większość pewnie wcale by się o to nie zamartwiła.
    Wrzucił pod łóżko płyn i resztę gazików, które okazały się być niepotrzebne. Wrzucił na usta łagodny uśmiech, po czym pogładził chłopaka po szczęce.
    - I jak cię można nie lubić, dzieciaku? - mruknął, chociaż w sumie to on był młodszy, nie Danny.
    Objął go ramionami i podrapał lekko po plecach. Jak chciał, to potrafił być delikatny i czuły. Wbrew pozorom wcale nie był taki oschły i bez sumienia, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.

    OdpowiedzUsuń
  90. Brat nigdy nie całował mnie w ten sposób. Robił to inaczej, delikatniej, ale nigdy nie wkładał języka do moich ust. Jednak to co zrobił Danny podoba mi się, dlatego robię tak samo jak on, ale nie wiem czy mi wyjdzie. Tak bardzo tęsknie za bratem i wiem, że nie byłby zadowolony z tego, że bawię się z kimś innym niż w nim, w taką zabawę, ale nie mogę się powstrzymać, tak strasznie chce mi się bawić.
    Przeczesuję palcami włosy Danny'iego, przylegam do niego całym ciałem. Delikatnie czuję mocne bicie jego serca. Brata serce też biło tak mocno, czasami było je słychać, kiedy pozwalał mi po zabawie kłaść głowę na jego nagiej piersi. Wtedy szczypał mnie w pośladek i mówi, że to ostatni raz. Ale zawsze potem pozwalał mi to robić, o ile był potem ze mnie zadowolony.
    Całuję go mocniej, bardziej zachłannie. Czuję się jak nie ja, jak nie takie delikatne stworzonko, za jakie mnie biorą. Ale nie obchodzi mnie to, nie boję się siebie. Chcę po prostu się dobrze bawić. Dlatego przejeżdżam ręką po dolnych częściach brzucha Danny'iego, ciekawe czy jego słoń lubi być dotykanym. Brata słoń strasznie lubił, od razu się podnosił, kiedy go głaskało. Szczególnie językiem. Podobno słonie najlepiej czują się, kiedy jest im mokro. Tak mówili w telewizji, a telewizja nigdy nie kłamie. Brat pokazywał mi ten program. Prawda, że jest kochany?

    OdpowiedzUsuń
  91. Na punkcie swoich włosów Fabian miał lekką obsesję. Jeden z ostatnich napadów wściekłości dostał, bo pewna osoba ze szpitala, go za nie pociągnęła i to wcale nie delikatnie (jak można się tego domyślić). A on je przecież tak długo zapuszczał i tak o nie dbał! Chamstwo.
    Przymknął oczy i zaczął leniwymi ruchami przesuwać dłoń po kręgosłupie Danny'ego.
    - A, ja cię nie tylko lubię. Ja cię uwielbiam. - wymruczał, z uśmiechem nasuwającym mu się na usta. - Ciągnie swój do swego, co? - spytał retorycznie i dźwignął głowę chłopaka ze swojego ramienia, tylko po to, by chwilę potem musnąć jego usta, swoimi.
    I nie, nie było w tym geście żadnych podtekstów. Ot, taki zwyczajny, przyjacielski odruch.
    Oczy Fabiana w pewnym momencie zaszły lekką mgiełką, jakby zaczął się odcinać od świata.
    - Pograłbym na basie, wiesz? - szepnął, kiedy udało mu się wrócić do rzeczywistości. - Te cioty kazali mi ją zostawić w domu, będę musiał zadzwonić do ojca, żeby mi ją przywiózł. - stwierdził, chociaż prawdę mówiąc wcale nie miał ochoty prosić ojca o cokolwiek. - A ty umiesz na czymś grać, pysiu?

    OdpowiedzUsuń
  92. - Pewnie gdybyś chciał, to na pewno coś mógłbym zagrać, chociaż muszę ci powiedzieć, że sam bas jakoś rewelacyjnie nie brzmi w moim wykonaniu. - zaśmiał się znowu.
    Grał dopiero od kilku lat, bo w sumie gitarę dostał na trzynaste, czy czternaste urodziny, kiedy babcia stwierdziła, że Fabian nie da jej spokoju, jeśli jej nie dostanie i zajęczy się na śmierć, albo ona straci słuch (przez te jego błagalne jęki, rzecz jasna!).
    Początek grania był trudny (czyt. była to porażka, na porażce, wyprzedzana przez kolejne dwie) i niedługo potem Maverick zostawił w spokoju instrument, ale wrócił do niego po około miesiącu. Wtedy nabrał większego zapału, dobrych chęci i dystansu, dlatego lepiej mu szło.
    - Y-y! - stwierdził nagle, bo zdał sobie sprawę z tego, że Danny zabrał rękę z jego włosów. - Ty możesz. - mruknął, znowu wplątując palce chłopaka w swoje ciemne kudły. Uśmiechnął się, z widocznym zadowoleniem i nieco mocniej objął Davisa. - Ty możesz dużo więcej rzeczy, niż inni. - dodał w ramach wytłumaczenia.

    OdpowiedzUsuń
  93. Przygryzam jego wargę i z moich ust wydostaje się cichy jęk. Podoba mi się jak on pieści moje plecy, oby tylko nie zranił mnie i nie pociekła krew. Tak strasznie boję się krwi, że nasza zabawa szybko by się zakończyła. Co prawda brat potrafił zrobić tak, żeby nawet zabawia z krwią była zabawna, ale wiadomo... to mój kochany braciszek. On zrobił dla mnie naprawdę wiele dobrego, dlatego ufam mu bezgranicznie. Szkoda, że nie ma go tutaj ze mną.
    Kładę ręce na klatce piersiowej Danny'iego. Popycham go delikatnie, dając mu do zrozumienia, żeby się położył. Czuję się trochę jak nie ja. Nigdy nie było we mnie ani grama dominacji, a dzisiaj chcę być taki sam jak mój brat. Co prawda nie będę robić Danny'iemu krzywdy, bo jest dobry i nie wymaga leczenia, ale możemy się pobawić.
    Czekając aż Danny spełni moją prośbę, wsuwam rękę pod jego bluzkę i szczypię delikatnie jego sutek. Brat lubił jak pieściłam i przygryzałam jego sutek. Wtedy tak ładnie się uśmiechał.

    OdpowiedzUsuń
  94. Mimowolnie ucieszył ryja, czując tego całusa i jakieś ożywienie ze strony swojego towarzysza. Przez chwilę Fabian kręcił się z dupskiem, jakby miał robaki, a potem sapnął Danny'emu do ucha i zastygł w takiej pozycji.
    - Lubię jak mnie całujesz. - mruknął nisko.
    Zamknął oczy i przyszły wspomnienia. Nagle przypomniało mu się to, jak stał półnagi przed lustrem, w szpitalnej toalecie i patrzył w swoje odbicie. Był posiniaczony, a ciało odmawiało mu posłuszeństwa, pobolewając od czasu, do czasu.
    Nie wiedział dlaczego, ale lekko drżał po otworzeniu powiek. Zazwyczaj nie reagował aż tak histerycznie przez wspomnienia.
    Wczepił się mocniej w chłopaka, jakby z obawami, że ktoś może mu go odebrać.
    - Miałeś kiedyś wrażenie, że coś, co się już zdarzyło, pojawi się jeszcze raz w przyszłości? - spytał, starając się opanować emocje, które nim targały w tej chwili. - Ja mam tak teraz.

    OdpowiedzUsuń
  95. Przez chwilę mamrotał coś pod nosem, który jednocześnie wtulał w ramię Danny'ego, przez co to wszystko brzmiało jak skomlenie. W końcu przekręcił głowę i spojrzał na chłopaka kątem oka. Przeszły go ciarki. Znowu zaczynały się pytania.
    - Przypomniało mi się jak trafiłem do szpitala. Leżałem w izolatce, bo bali się, że ktoś, kto mnie pobił tamtego wieczoru pod klubem, może chcieć mi to zrobić ponownie. Odwiedzała mnie tylko babcia i dzieciaki z oddziału dziecięcego. Raz przyszła ciotka, ale wyłącznie po to, żeby pochwalić się nową sukienką i szpilkami. Niewiele ją obchodziło, w jakim jestem stanie i kiedy wyjdę. To nie było zbyt przyjemne wspomnienie... - dodał na koniec, już ciszej i spokojniej. - A, ciebie ktoś kiedyś pobił? Byłeś w szpitalu z jakiegoś powodu? - spytał, przekręcając nieznacznie głowę, żeby mieć kontakt wzrokowy z rozmówcą.

    OdpowiedzUsuń
  96. - Nie mówmy o przykrych rzeczach. - poprosił nagle. Lekarze twierdzili, że poruszanie przykrych, traumatycznych tematów nie polepsza stanu pacjentów, ale oni przecież właśnie to robili! Oni zawsze poruszali takie tematy! To było wręcz ich hobby, chorą obsesją!
    A Fabian nie chciał się bawić w lekarza.
    - Łaskoczesz... - zauważył nagle. W myślach stwierdził, że rozmowa o głaskaniu będzie mniej przykra, niż o szpitalach, umieraniu, czy przeszłości, więc przeniósł swoją uwagę na tę pieszczotę.
    - Jesteś spięty. To źle. - dodał, delikatnie popychając go na pościel. Pachniała krochmalem i czystością. Mimo, że Fabian trochę już był w szpitalu, to łóżko wyglądało jak nietknięte. Idealnie złożona, czysta pościel właśnie takie sprawiała wrażenie. Była to jednak kwestia tego, że Maverick wolał sypiać na fotelach, krzesłach, czy z głową opartą o stół. W łóżku potrafił leżeć ostatnio jak kłoda i nie mógł usnąć. Nie mówił jednak o tym nikomu, wmawiał sobie, że to chwilowe i pewnie niedługo zniknie.

    OdpowiedzUsuń
  97. Spokojnie, nic się nie dzieje - mówię do siebie. Dzisiaj nie ma pośpiechu, kieruje mną jedynie czysta ciekawość. Nie ma krzyków, bicia, bólu. Dzisiaj zabawa może być taka, jak sobie tylko wymarzę. A mnie ciekawi czy mogę się dobrze bawić bez wrzasków, wyzywania od ścierw i sączącej się krwi. Brat mówił, że nie, ale im dłużej tu jestem, tym bardziej zaczynam wątpić w mojego brata. Mimo że powiedział, że mnie kocha...
    - Ale nie będziesz się mnie bać, dobrze? - szepczę.
    Zaczynam delikatnie całować klatkę piersiową Danny'iego, napawać się jego dotykiem i zapachem skóry. Pachnie jak wszyscy: lekami i tanim mydłem. Ale oprócz tego pachnie jeszcze czymś jeszcze, co trudno mi określić. Ale bardzo podoba mi się ten zapach, więc przeciągam językiem po jego całym brzuchu, a potem delikatnie zaczynam rozpinać jego spodnie. Ciekawe czy się wystraszy? Możliwe że nie, skoro siedzę przed nim zupełnie nago, a on ciągle patrzy na mnie w ten sam sposób. Nie na dziewczynę i nie na chłopaka. Po prostu. Jak na Dennisa.

    OdpowiedzUsuń
  98. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł mu dreszcz, kiedy poczuł jak Danny ciągnie go w swoją stronę za nadgarstki. Nie był przestraszony, raczej zaintrygowany i zaciekawiony.
    - Wolę sypiać w miejscach, które nie są do tego przeznaczone. Dobrze też mi się śpi na ludziach, ale że jestem w jednoosobowym pokoju, to niestety nie mam do kogo przyjść w nocy. - wytłumaczył, z lekkim uśmiechem.
    Wyraźnie się ożywił, widząc oznaki dominacji Danny'ego. Z Fabianem było jak z psem. Szybko się ekscytował i lubił kiedy ktoś panował nad sytuacją, chociaż niekoniecznie on sam, bo nie był typem "samca alfa".
    - Myślałem, że może trochę ci pomogę się rozluźnić, ale jak mnie trzymasz, to za wiele nie zdziałam. - stwierdził.
    Wbrew pozorom Danny był starszy, a więc miał i więcej siły, którą niekoniecznie musiał przecież na co dzień pokazywać.
    Maverick doskonale to wyczuwał i to jeszcze bardziej podburzało jego ciekawość.

    OdpowiedzUsuń
  99. - Wiesz, nie zawsze sypiam źle i nie zawsze coś mnie boli. Nie mogę narzekać, niektórzy w ogóle nie sypiają. - zauważył trafnie, ale wizja spędzania nocy u czyjegoś boku była kusząca. Tym bardziej kusząca, jeśli tym kimś miał być Danny.
    Kiedy poczuł dłonie pod swoją koszulką do ekscytacji dołączyło podniecenie, przed którym Fabian początkowo próbował się wzbraniać, ale nieudolnie i całkiem bez siły. Niby łapał Danny'ego za ręce, ale śmiał się i nie wyglądał, jakby chciał mu w czymkolwiek przeszkodzić. Pierwszy raz od dawna miał tak dobry dzień i prawdę mówiąc obawiał się, że może się to już nie powtórzyć.
    - Łaskoczesz.. - powtórzył, ale tym razem czując jakby dłonie Danny'ego delikatnie parzyły swoim przyjemnym ciepłem. - Ale nie zostawisz mnie, prawda? - spytał szeptem, wisząc nad chłopakiem. Wpatrywał się ufnie w jego oczy, oczekując odpowiedzi. Nie lubił, jak ktoś nagle go porzucał. Chyba właśnie dlatego odgrodził się od ludzi. Za szybko od niego uciekali.

    OdpowiedzUsuń
  100. Właśnie tego Louis od początku spodziewał się po Danny'm. Faktycznie nieczęsto zdarzały się osoby z podobnym nastawieniem, które przyszłyby do tego pokoju z własnej nieprzymuszonej woli i czasem nawet Louis z tego korzystał, jednak nie ukrywał, że szczerze tego nie znosił. Dla niego seks, z wybitnie uległą osobą był tylko i wyłącznie seksem, a nie tego oczekiwał i nie to go kręciło. Dlatego spojrzał na Danny'ego z politowaniem, po czym wypuścił jego wątłe ciało z uścisku, podnosząc się wreszcie do pionu. Wystarczyło, że w tym szpitalnym życiu zaakceptował tylko dwie takie osoby: Timothy'ego i Dennisa.
    - Możesz już odejść - wymruczał, przechodząc przez pokój, by zatrzymać się przy oknie.

    OdpowiedzUsuń
  101. - Masz... ładnego słonia - mówię, kiedy w końcu uporaliśmy się z jego spodniami. Chwytam w dłoń jego słonia i przeciągam po nim ręką, przyglądając się twarzy Danny'iego. Brat nie pozwalał patrzeć mi na jego twarz, kiedy się tam bawiliśmy, mawiał, że mam patrzeć na to, co robię. A teraz zdarzyła się prawdopodobnie jedyna okazja, żeby bawić się dokładnie tak, jak ja chcę.
    Czasami jednak przymykam oczy, kiedy ręce Danny'iego tak sprawnie suną po moim ciele. I jest mi tak niesłychanie dobrze i tak strasznie go pożądam. Ale nie wiem jak. Czy jako mężczyzna czy jako kobieta? Jak uważasz, Bernie?
    - Jak chcesz to zrobić? - pytam nieśmiało, próbując wyłapać jego spojrzenie zza zamglonego wzroku.

    OdpowiedzUsuń
  102. [Cześć:) Czy masz choć trochę ochoty na wątek z Jane? (Wybacz, że o to pytam, ale wolę mieć pewność)]

    OdpowiedzUsuń
  103. [ Oczywiście, że chcę wątek! Zawsze, wszędzie, coś tam, coś :DD Byłoby mi miło gdybyś to ty zaczął/zaczęła, jeśli to nie problem (mi raczej średnio to wychodzi). I wybaczam - dopóki rozumiem co chcesz przekazać nie ważne jak chaotycznie jest napisane xD]

    OdpowiedzUsuń
  104. [ Nie, nie! Nie pisz mniej chaotycznie, bo się poczuję gorsza xD]

    To co dotychczas zrobiło na nim najgorsze wrażenie w nowym miejscu była właśnie stołówka, a właściwie to co w niej podawali. Czy to w ogóle jadalne? A może starają się potruć pacjentów i w ten sposób pozbyć się psycholi z tego świata? W sumie to pewne lepsze niż wydawanie kasy na lekarstwa, które i tak nie pomagają, a tylko ogłupiają. Oszczędnie i ekonomicznie, chociaż chyba kiepsko im szło, bo rzeczone psychole ciągle jakoś się trzymały, teraz tłoczyły na śniadaniu.
    Właśnie zjadł - jeśli można tak powiedzieć - swoją porcję i chciał się oddalić od tego miejsca, kiedy ktoś na niego wpadł, wyrywając go tym samym z rozpracowywania teorii spiskowej odnośnie stołówkowego jedzenia.
    Zaskoczony wydał z siebie coś na wzór okrzyku zaskoczenia i skrzywił się rejestrując na swoim ubraniu śniadanie tamtego.
    - Nie wyglądasz na skruszonego - zauważył słysząc marne przeprosiny chłopaka przed nim. Wyglądał jak... pacjent szpitala psychiatrycznego, no tak.

    OdpowiedzUsuń
  105. [Lepsza i tak się nie będę czuć xD Ale przynajmniej nie gorsza aż tak bardzo xD]

    Przetarł ręką koszulkę, próbując zetrzeć jedzenie, co - jak można się było spodziewać od początku - raczej nie zakończyło się sukcesem. Westchnął na to i powrócił wzrokiem do swojego rozmówcy.
    Zlustrował go dokładnie od góry do dołu i po raz kolejny westchnął zasmucony tym co zobaczył. Nie żeby chłopak był nieatrakcyjny, ale wyglądał na okropnie zmarnowanego.
    - Powinieneś być -powiedział mimo to wskazując na swoją zaplamioną koszulkę - Ale wybaczę ci, mimo wszystko - oznajmił wielkodusznie, ciągle uważnie mu się przyglądając - Faktycznie, wyglądasz na zmęczonego. Jakbyś nie spał od tygodnia, okropnie -wyraził swoją opinię, może trochę niedelikatnie, ale nie miał doświadczenia w kontaktach z ludźmi. Bratu mógł mówić co popadnie
    - Coś się stało? -zapytał, chociaż pewnie i to nie było na miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  106. - Wiem - odpowiadam głupio. - Ale to słoń. Słoń - powtarzam. - Penis to bardzo brzydkie słowo, brat nie pozwalał mi go używać. Wiesz o tym?
    Smutno mi się robi, kiedy Danny tak brzydko mówi. Na chwilę z ust robię smutną podkówkę, a potem nagle się rozweselam i przesuwam ręką po słoniu Danny'iego. Chichoczę przy tym. Mam ochotę zrobić to językiem, ale chcę patrzeć na Danny'iego cały czas. Jest taki piękny. Ciekawe czy by mnie pokochał? Może bardziej niż mój brat? Nie wiem. Nie chcę, żeby zrobiło mi się przykro. Za to rozweselam się poruszając coraz szybciej ręką po trąbie Danny'iego. Mam nadzieję, że nie zawiedzie się mną. Nie lubię, gdy ktoś jest smutny.

    OdpowiedzUsuń
  107. [ Ależ wręcz przeciwnie! ]

    Patrzył na niego ciągle zmartwionym wzrokiem. Nigdy nie przebywał wiele z ludźmi, ale miał dobre serce i martwił się, jeśli widział, ze komuś dzieje się krzywda, albo jest chory. Chociaż tutaj nie zwracał na to aż tak bardzo uwagi, bo wszyscy byli chorzy. Mniej lub bardziej.
    - Tak, powinieneś, ale jak już mówiłem i tak wybaczam -uśmiechnął się mrużąc przy tym oczy -Nie wiem czy lepiej, ale na pewno mi byłoby miło - wzruszył ramionami mówiąc to
    - Musisz coś z tym zrobić. Może... Może powinieneś spać z pluszakiem? Wiesz, kiedy przytulasz się do czegoś miękkiego i miłego... - przerwał na chwilę gubiąc się we własnych myślach i napływających wspomnieniach - miłego... tak, może wtedy byłoby łatwiej ci zasnąć - wyjaśnił uśmiechając się lekko.
    Popatrzył na swoją brudną koszulkę i przytaknął - Tak, racja. Ty też powinieneś - zbliżył się do niego i bez skrępowania przetarł dłonią jego bluzkę ściągając tym samym trochę pozostałości ze śniadania

    OdpowiedzUsuń
  108. Zastanowił się chwilę
    - To znajdź sobie żywą przytulankę! - wyraził swoje zdanie po raz kolejny. Wydawało mu się, że przecież to nie może być takie trudne. Jest tutaj tyle ludzi, że ktoś na pewno by się zgodził, chociaż pewnie większość w mniejszym lub większym stopniu mogła być niebezpieczna...
    Już bez zbędnych komentarzy poszedł za nim całkiem zadowolony, że może opuścić stołówkę i to najwidoczniej bez ścisłego nadzoru.

    OdpowiedzUsuń
  109. Szedł za nim bez słowa, bo właściwie nie wiedział co miał powiedzieć. Nie miał już więcej wspaniałych, życiowych rad, ale to pewnie tylko kwestia czasu. Alexander wyznawał zasadę "nie znasz to się wypowiedz", chociaż wcale nie tak to postrzegał. Chciał być pomocny i tyle.
    Zaskoczony złapał koszulkę
    - Właściwie to mogłem iść po jakąś swoją - zauważył, trochę za późno. W końcu mógł to zrobić od razu.
    Mimo wszystko przyjął nowy ciuch, bo ta brudna bardzo go drażniła. Zdjął ją ukazując na chwilę swoje białe i lekko posiniaczone ciało i włożył pożyczony T-shirt.
    - Dziękuję - powiedział wygładzając wyimaginowane zagięcia na materiale - Oddam ci ją przy najbliższej okazji - obiecał
    - A w ogóle to.. Jestem Alexander -niepewnie wyciągnął do niego dłoń.

    OdpowiedzUsuń
  110. - A ja znam mojego brata i wiem, że nigdy nie kłamie - mówię, spoglądając na słonia Danny'ego. Pieszczę go palcami, a nawet pochylam się i przejeżdżam po nim językiem. To wszystko jest takie zabawne. Podoba mi się. - Ale może się pomylił. Coraz częściej zdaje mi się, że on się chyba za bardzo myli... Ale nie szkodzi, i tak go kocham.
    Rozkoszuję się każdym dotykiem Danny'ego. Robi to tak doskonale, chyba nawet lepiej od brata. Podoba mi się, kiedy wbija paznokcie i bawi się moimi sutkami, bo przy każdym jego ruchu reaguję głośnym jękiem, czasami nawet odchyleniem głowy. Fajne to jest. Bernie, pewnie żałujesz, że tak nie możesz, bo nie istniejesz, co?

    OdpowiedzUsuń
  111. Liście powoli traciły swój jaskrawy kolor, który niechętnie ustępował miejsca jesiennym barwom. Wiatr niekiedy wiał mocniej, dając o sobie znać nagłymi podmuchami zdmuchując letnie jeszcze kapelusze z głów czy podwiewając jaskrawe sukienki kobietom spacerującym na ulicy. Słońce zachodziło wcześniej, jednak nadal można było opalać się w jego promieniach. Niespodziewany koniec lata, jak to kiedyś ktoś zaśpiewał w jednym z kabaretów.
    Gdyby ktoś kiedyś zobaczył samotną postać ciemnowłosego chłopaka, wpatrzonego w jakiś odległy punkt, prawdopodobnie nie pomyślałby, że ma jakikolwiek problem z psychiką. Zamieniając z nim kilka słów, również nie czułby się zaniepokojony jego obecnością, co najwyżej odstraszyłby go chłód bijący z jego niebieskich oczu. Obraz Tony’ego Kenneth siedzącego na ławce nie odstraszy by nikogo, gdyby tylko chłopak nie siedział na dziedzińcu szpitala psychiatrycznego.
    Cienie powoli się wydłużały, kreśląc ciemne, nieregularne kształty na słonecznej alejce. Na dziedzińcu kręciło się jeszcze kilka osób, czy to czytając książkę, puszczając kaczki w fontannie, czy po prostu spacerując w tylko im wiadomym celu. A on siedział. Chciał coś podpalić, ale nie mógł. Chciał zrobić komuś krzywdę, albo może nie chciał? Sam do końca nie był pewny, ale przecież to nie miało znaczenia, bo nie mógł. Znowu zamknęli by go w izolatce czy innym filmowym kaftanie bezpieczeństwa, a tam było jeszcze mniejsze prawdopodobieństwo rozpalenia ładnego, dużego ognia. Jedyną komfortową rzeczą, na jaką mógł sobie pozwolić to bycie sam na sam z sobą. Jednak cień, rzucony na jego twarz z góry mówił co innego. Odwrócił głowę, rzucając zirytowane spojrzenie, osobie, która zatrzymała się tuż przy nim.
    [ wyszło mi to jakoś dziwnie, nie jestem do końca zadowolona, Tony jest tutaj przedstawiony jako ktoś, kto nie jest zbytnio inteligentny, przez te jego rozważania co mu wolno, co nie, a miało wyjść odwrotnie, no cóż… :D Dopiero teraz zauważyłam Nirvanę w tytule, a to wielki plus dla ciebie, heheh]

    OdpowiedzUsuń
  112. - Nie wybrzydzam - zaznaczył od razu, nie chciał wyjść na miłego .To pewnie nie dobrze przy pierwszym spotkaniu - Bardzo cieszę się, ze jesteś tak miły - uśmiechnął się szeroko. I tak miał zamiar oddać koszulkę, źle czułby się gdyby tego nie zrobił.
    - Miło mi - skinął lekko głową ciągle się uśmiechając. Sam nie wiedział skąd w nim taka pogoda ducha, ale to właściwie dobrze.
    - To teraz powinienem się oddalić i już nigdy cię nie nachodzić czy masz jakiś pomysł jak można spędzić dzień w szpitalu. Pomijając badania, terapie i takie tam, które są zupełnie bez sensu?

    [ Chciałabym zauważyć, że napisałam tylko o siniakach :PP Alex nigdy w życiu nawet się nie skaleczył, więc nie ma blizn :P ]

    OdpowiedzUsuń
  113. [ na tamten już chyba nie mam pomysłu, a chcesz zacząć nowy? ]

    OdpowiedzUsuń
  114. [ jej, dziękuję. po to stworzyłam postać, żeby prowadzić wątki i żadnej propozycji nie odbieram, jako narzucania się. :) pisz, jeśli masz dobry pomysł ]

    OdpowiedzUsuń
  115. [ łatwiej byłoby o wymknięcie się ze szpitala, bo Louis raczej nieprędko otrzyma przepustkę. jest psychopatą. ale też tego nie widzę zbyt kolorowo w sumie. nie wiem. jestem wyprana z pomysłów. ]

    OdpowiedzUsuń
  116. [DENNISOWY BRAT JEST :D ]

    OdpowiedzUsuń
  117. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  118. [ Jasne, że jestem chętna :) Bastian. ]

    OdpowiedzUsuń
  119. Dennis Solman11.09.2012, 18:47

    [Tobie mogę jeszcze odpisać, choć ogólnie nie odpisuję, bo to takie dziwne by było, że Dennisa nie ma, ale jest xD Przynajmniej tak jestem z Lou umówiona.
    I jak jesteś chętna na wątek z Alem, to ja bardzo chętnie, ale że wszystkie wątki z nim zaczynałam, to już mi się to znudziło :<]

    OdpowiedzUsuń
  120. Tak, zgadza się. Przywiązywanie się do kogoś, objawiało się późniejszym bólem związanym z rozstaniem. Nawiązywanie przyjaźni było korzystne w leczeniu się jak i planowaniu wspólnej ucieczki z obiektów, takich jak ten szpital, ale nigdy do czegoś więcej... nigdy.

    Usiadł sobie na rogu łóżka. Nie chciał być za blisko i za daleko, tak... w sam raz, aby on sam i chłopak czuli się bezpiecznie w dobrze przystosowanej odległości i przygotowani do wskoczenia pod łóżko w razie wejścia do sali lekarza.
    -Dziękuję, że chcesz ze mną siedzieć- uśmiechnął się niezręcznie biorąc do ręki kubek ze swoją kawą. Był wdzięczny, że Pan Davis obdarował go tak wdzięcznym napojem.

    [a właściwie nic takiego ;) A u ciebie ? ]
    Myron S.

    OdpowiedzUsuń
  121. Och, Myron mógł się z tym z godzić, z tym towarzyszącym bólem przy rozstaniu, ze łzami i wspomnieniami, które za każdym razem kują w serce. To jest najgorsza forma przyjaźni i związków.

    -Wiesz, kompanem do rozmów nie trzeba być dobrym. Wystarczy być kompanem ciszy, będziemy sobie siedzieć. Patrzeć na siebie, no i pić kawę, to z pewnością wystarczy- uśmiechnął się nikle biorąc do rąk swój kubek. Powoli wypił napój do końca ogrzewając swój organizm.
    Dlaczego w tym szpitalu było tak nieznośnie zimno i przytłaczająco? Nie wiedział czemu, ale dyby mógł, to za wszelką cenę by to zmienił.

    [Czy coś ostatnio czytałam? Tak bardzo dużo :D Ostatnio skończyłam trzydziestu pięciu częściową sagę Córy Życia no i czekam na zamówioną książkę pt: Rozkosze nocy i szukam czegoś o miłości homoseksualnej pomiędzy dwoma mężczyznami, ale niczego ciekawego nie znalazłam... a Anime mnie już nuży :/
    Poza tym... Mnie też ciężko się zabrać za naukę więc łączmy się w bólu :)]

    OdpowiedzUsuń
  122. Alphonse Solman17.09.2012, 23:34

    Z każdym dniem pobytu tutaj, Alphonse uświadamiał sobie coraz bardziej, jak bardzo brakuje mu Dennisa. Będąc w więzieniu nie miał czasu myśleć o dziecku, inne zajęcia jakoś tak wypełniały jego harmonogram, ale tutaj... Ech... Ciągle miał wolny czas na bycie samemu ze sobą, z Bogiem, z własnymi myślami, wiarą i przekonaniami. Nikt go tutaj nie rozumiał, co bolało niezwykle. Nikt nie chciał wziąć jego strony i razem z nim kroczyć drogą Królestwa Niebieskiego.
    I z takimi myślami siedział tego popołudnia w świetlicy, przyglądając się jak wariaci bawią się jak małe dzieci. Oprócz jednego, który siedział w kącie i wyglądał na takiego bezradnego. Przypominał mu Dennisa w tej swojej zagubionej postaci, braku umiejętności społecznych. Po prostu. Ten dzieciak wydawał się być zupełnie nieszczęśliwy tutaj. A w takim razie to była jego szansa.
    Przybrał miłą, radosną maskę, taką, jakiej używał w obecności dziecka. Podszedł do chłopaka i przykucnął przy nim.
    - Hej - powiedział najsłodszym głosem, na jaki mógł się zdobyć.

    OdpowiedzUsuń
  123. [Siemka. masz chęć na wątek z Alanem ?
    poza tym postać masz super, nie wiem co dokładnie...ale super jest ;P]

    OdpowiedzUsuń
  124. [Spoko, zacząć mogę ;) no to czekam na pomysł jakiś ;D]

    OdpowiedzUsuń
  125. Louis nie potrafił jakkolwiek maskować swoich negatywnych emocji, więc kiedy był czymś naprawdę poirytowany, to od razu było to po nim widać, zupełnie jak w tej chwili. Od swojego ostatniego wybryku, ze spaleniem wnętrza niebieskiego salonu, personel bacznie obserwował jego poczynania, przez co nie było nawet mowy o tym, by mógł jakoś zorganizować sobie choć kilka zapałek, tak jak udawało mu się to do czasu przed tym zdarzeniem. Tak, jak wcześniej stażyści szli na ugodę i sami użyczali mu ognia, tak teraz obawiali się o własne zdrowie, jak i o cały budynek, który mógł pójść z dymem, gdyby tylko Louis znów stracił nad sobą panowanie.
    Dlatego siedział teraz na zewnątrz, starając się uspokoić natarczywe myśli, kiedy bez słowa dosiadł się do niego jakiś pacjent i najzwyczajniej w świecie się do niego przykleił. Danny.
    - Czego ode mnie chcesz? - mruknął pod nosem, patrząc wciąż przed siebie.

    OdpowiedzUsuń
  126. [pomysł ciekawy, ale szczerze nie mam pojęcia jak to zacząć. po za tym dziś jak jakoś tak siedziałam na lekcjach to wpadłam na pewien pomysł...oni są Prawie że rówieśnikami, bo tylko rok jest różnicy...może kiedyś się zanim Danny trafił do Szpitala Psychiatrycznego poznali jakoś przypadkiem jak Alan z przybranymi rodzicami podróżował i wtedy może polubili się, później jednak Doler wyjechał bo musiał i kontakt się urwał. Teraz jednak jeden z lekarzy da Alanowi teczkę z dokumentami twojej postaci, by z nim pogadał i może czegoś się ciekawego dowie. Wtedy się Doler zorientuje że to znajoma osoba i dojdzie do spotkania, wtedy też można zrobić że załatwiona zostanie przepustka dla Danny'ego. No i wtedy wyjdzie spokojna rozmowa (wiem że trochę zakręciłam to xP)...o ile ci coś takiego pasuje. Bo jak nie to pomyślę jeszcze jak zacząć twój pomysł ;P]

    OdpowiedzUsuń
  127. [O no to fajnie...że sie spodobało. No wiesz miałam prawie 5 godzin na myślenie o różnych sprawach byle nie słuchać nudnych lekcji więc pomysły jakoś tak wpadały mi do glowy xD
    I cieszę się że wszystko zrozumiałaś, bo ja sama później zaczełam się trochę gubić w tym co napisałam ;/ to zaczynam ;D]

    Lekarz który tutaj pracował i który wyznaczał co dziś Alan będzie robił, zachorował jednak zostawił wcześniej teczkę z dokumentami jakiegoś pacjenta szpitala. Oczywiście z karteczką samo przylepna na której dopisał "Ten przypadek ci się spodoba..". Nie rozumiał o co mu chodzi, no bo co może być wyjątkowego w tym akurat.
    Rozsiadł sie wygodnie na krześle, oparł nogi na biurku i otworzył teczkę.
    Pominął imię i nazwisko bo to było najmniej istotne, przeczytał diagnozę. Nic nadzwyczajnego chociaż ciekawie było; anoreksja, schizofrenia, wahania nastrojów. Domyślił się że to jakiś haczyk musi być, tylko jaki. Przebrnął przez wszystkie dokumentu na samej końcówce zaczęło mu się to nudzić. Zastanowił się teraz po jaką cholerę wybrał studia medyczne...to go nie kręciło.- szlak...co mnie tu miało zaciekawić.- mruknął ponuro. Przerzucił wszystkie kartki i spojrzał jak się nazywa chłopak z którym będzie miał porozmawiać.
    Widząc nazwisko i imię, zaświtało mu coś.- znam cię? - szepnął, co było trochę bez sensu zwłaszcza że był tu sam.
    Wstał, powiedział jednej z pielęgniarek by przyprowadziła Davis'a.
    [mam nadzieję że dobrze jest ;)]

    OdpowiedzUsuń
  128. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  129. Westchnął głośno i założył ramię na oparcie ławki, tym samym obejmując chłopaka. Czuł lekki strach, emanujący w tej chwili z Danny'ego, co w jakiś niewytłumaczalny sposób go podbudowywało. Uwielbiał to uczucie.
    - Skąd ci przyszło do głowy pocieszanie mnie, Davis? - spytał dość ostrym tonem, spoglądając na twarz chłopaka i ani na chwilę nie spuszczając z niej wzroku, chcąc jak najszybciej otrzymać w miarę dobre wytłumaczenie. Gdyby miało się okazać, że ten kolejny raz przychodzi i przymila się tylko po to, by znów podać mu się jak na tacy, irytacja Louisa sięgnęłaby zenitu.

    OdpowiedzUsuń
  130. W czasie gdy pielęgniarka poszła po Danny'ego, on jeszcze raz przejrzał dokumenty teraz z większą uwagą.
    Gdy w końcu Davis w towarzystwie pielęgniarki wszedł do pokoju w którym siedział Alan. Wstał i chwilę rozmawiał z kobietą, która wyszła gdy poprosił ją o to Doler.
    Usiadł z powrotem na krześle, odchylił sie lekko na nim.
    Zaczął obracać długopis między palcami w dość nerwowym odruchu którego chciał sie pozbyć już od jakiegoś czasu, co mu się w ogóle nie udawało.
    - a więc Danny - odezwał się z niezachwianym spokojem i lekką łagodnością.- jak twoje dzisiejsze samopoczucie ? - spytał, jak zawsze podstawowe pytanie. Jak może sie rozmówca czuć. Nie wiedział czemu to akurat takie jest zadawane, ale tak było i tyle.
    Postanowił też na razie udawać że go nie zna, może tak będzie łatwiej.
    [Widzisz, ja na szczęście czasu miałam wystarczająco bo miałam z 5 nudnych lekcji na których mieliśmy typową powtórkę ;/ To bardzo dobrze że się nie pogubiłaś ;P]

    OdpowiedzUsuń
  131. Zmrużył oczy w odruchu, wysłuchując słów chłopaka. Przypuszczał, że cały szpital będzie teraz huczał o całym zdarzeniu i wewnętrznie się na to przygotował, jednak mimo to, sam fakt że wszyscy o tym wiedzą, był w stanie wyprowadzić go z równowagi, nad którą tyle czasu tutaj pracował.
    - Chociaż ty mógłbyś udawać, że o niczym nie słyszałeś - mruknął, uwalniając go od swojego spojrzenia. - Prędzej to podniosłoby mnie na duchu, niż pieprzenie o tym, jaki to jestem zajebisty, bo udało mi się puścić z dymem jedno pomieszczenie - dokończył myśl, po czym westchnął ponownie, wiodąc spojrzeniem po szpitalnych murach.

    OdpowiedzUsuń
  132. Obserwował go bardzo uważnie, co robił zawsze to już takie przyzwyczajenie.
    - coś się zmieniło że jest lepiej ? - spytał cicho, trochę denerwowały go takie pokoiki, bo dźwięk odbijał się strasznie od ścian czego on nie lubił po prostu.- No ale zapomniałem, Nazywam się Alan Azael Doler - przedstawił się ciekaw czy może coś się chłopakowi przypomni. Chociaż bardziej w to wątpił.- i nie martw się nie będę męczył cię głupimi pytaniami...bo nie po to tutaj jestem - dodał od razu też.
    [ta xD no ale co tam u cb ?]

    OdpowiedzUsuń
  133. Znów zaczął obracać długopis między palcami i rozsiadł się wygodniej.
    - Rozmawiać zwyczajnie rozmawiać - odpowiedział na jego pytanie, ciekawa odmiana odkąd zaczął tu staż. To ktoś mu zadał pytanie, nie on wszystkim.
    Nagle jednak stwierdził że przestanie udawać że nie zna go.- Skojarzyło ci się coś gdy usłyszałeś jak się nazywam co, Danny ? - spytał uśmiechając się teraz już nie spokojnie, a troszkę łobuzersko co było od niego bardzo rzadkie już.
    [czego uczyć ? xd u mnie...nuda i zimno. ;/]

    OdpowiedzUsuń
  134. Alphonse Solman24.09.2012, 19:48

    - A kim chcesz, żebym był? - powiedział łagodnym głosem i usiadł obok niego. Ten chłopak... Był zupełnie jak dziecko. Taki delikatny, taki kruchy i naiwny. I trzeba było go tak samo obronić i oczyścić ze zła. Kto wie... Może niedługo wyjdzie z tego strasznego miejsca i będzie zdrowy, wdzięczny Bogu i do końca życia będzie kierował się jego prawą ścieżką?
    - A może... W czymś Ci przeszkodziłem? - Uśmiechnął się przyjaźnie, chcąc zdobyć jego zaufanie. Jeżeli teraz je zdobędzie, potem już pójdzie łatwo. Wystarczy, że będzie się nakręcać go odpowiednimi zachowaniami i słowami, a niedługo będzie tańczył jak marionetka. - A może chcesz się pobawić, co?

    OdpowiedzUsuń
  135. Alphonse Solman24.09.2012, 20:32

    - Zależy co lubisz - powiedział i niby przez przypadek musnął palcami jego skóry. Przygryzł jakby zamyślony wargi i odwrócił się, rozglądając po świetlicy. - Chyba, że jest tu coś, co Cię interesuje. Jakieś klocki, albo możemy porysować. Wszystko, co zapragniesz. A ja Ci będę towarzyszyć. A może chcesz jakiś deser? - wyszczerzył się szeroko. - Niby tutaj nie dają, ale poprosimy ładnie panią kucharkę i może się zlituje. Bo jestem pewien, że na pewno coś mają. Co myślisz?

    OdpowiedzUsuń
  136. Alphonse Solman24.09.2012, 21:14

    Wstał i wyciągnął rękę, żeby pomóc mu wstać.
    - Okej, niech będzie kakałko. Na pewno będę mieć, przecież to nic takiego - powiedział z uśmiechem. - A tak w ogóle, jestem Al. A Ty, jak się nazywasz?
    Dopiero teraz zauważył, że chłopak był w jego wzroście. Ale to przecież nic nie szkodzi, już nie takie rzeczy robił w więzieniu, że nawet zdołał ustawić sobie najbardziej agresywnych, którzy dostali wyrok za zabójstwa, i te pojedyncze i te seryjne. A taki mały, kruchy chłopak. Pfff... Co mógł mu zrobić?

    OdpowiedzUsuń
  137. - O, nienormalny to z pewnością - mruknął bardziej do siebie, niż do swojego tymczasowego towarzysza. W tonie głosu znów dało się wychwycić jakieś niezadowolenie, któremu chwilę później zaprzeczył cichy, krótki śmiech.
    Nie patrzył na Danny'ego, kiedy usłyszał kolejne pytanie. Zdawał sobie sprawę z tego, że ze swojego spojrzenia, ukrytego za kolorowymi soczewkami, nikt nie da rady wyczytać żadnej prawdy, ale mimo to wolał wlepić wzrok w jedno z wielu okien w budynku, niż w chłopaka siedzącego obok.
    - Znudziło mi się bezczynne siedzenie, więc postanowiłem sobie, że jakoś rozruszam ten szpital - wymruczał w odpowiedzi, dopiero kiedy poczuł jego głowę na swoim ramieniu.

    OdpowiedzUsuń
  138. Alphonse Solman25.09.2012, 22:17

    Doszli razem na stołówkę i od razu kazał usiąść Danny'iemu przy jednym ze stolików, a sam poszedł do pani kucharki. Miał z nią dobry kontakt, bo okazało się, że jest wierną córką Jezusa i zdarzyło im się przez wiele godzin przeprowadzać dyskusje na temat Boga i Kościoła.
    Dlatego też nie kręciła nosem, gdy z tym swoim pięknym uśmiechem, poprosił ją o dwa kubki gorącego, mocno czekoladowego kakao.
    - Pij, na zdrowie - powiedział wesoło, stawiając przed Danny'm ciepły napój. Uśmiechał się przyjaźnie, patrząc jak chłopak pije. - Wiesz co... Szukam kogoś. Kogoś kto tu był... Może jesteś go znasz? Miał na imię Dennis. Znasz go?

    OdpowiedzUsuń
  139. Alphonse Solman25.09.2012, 22:45

    - Szkoda - posmutniał i wziął łyk kakao.
    Tak naprawdę nie przepadał za słodyczami, zazwyczaj żywił się tak, jakby przez cały rok był wielki post. Ale dzisiaj mógł sobie na to pozwolić, przecież próbował ściągnąć na dobrą drogę kolejną duszyczkę, a do tego mógł dowiedzieć się czegokolwiek o dziecku.
    - Bo widzisz... Ja i Dennis jesteśmy rodziną. Mówił Ci o mnie? Jestem jego kochającym starszym bratem. I bardzo za nim tęsknie, chciałbym dowiedzieć się, gdzie jest. Szkoda, że nic o tym nie wiesz.

    OdpowiedzUsuń
  140. Radiowóz zatrzymuje się przed wielkim, grubym murem. Nad nim widzisz dumnie wznoszący się budynek. Funkcjonariusz policji otwiera tylne drzwi samochodu. Wyciąga Cię na zewnątrz. Nadal masz zakute w kajdanki ręce. Rozglądasz się wokoło. Zupełnie nie wiesz gdzie jesteś. To miejsce nie przypomina tego, w którym byłeś ostatnio, nawet płyty chodnikowe wyglądają inaczej. Według niektórych służb taka terapia szokowa ma nakłaniać do zmian.
    Jeden z policjantów pchnął cię do przodu. Idziesz przed siebie. Zbliżasz się do czarnej, żelaznej bramy. Przy niej zatrzymuje Cię drugi funkcjonariusz. Za bramą stoi dwóch mężczyzn o szerokich barkach ubranych w granatowe mundury. Na piersi po prawej mają małe tabliczki z nazwiskami. Gdzieś z oddali idzie mężczyzna w czarnym garniturze. Poważny i wyprostowany. Brama się otwiera i wpuszczają Cię do środka. Policjanci ściągają ci kajdanki. Jeden z nich życzy Ci miłej zabawy w Szkole dla Trudnej Młodzieży.

    Szkola-Dla-Trudnej-Mlodziezy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga