INFORMACJE

Witam serdecznie w Szpitalu dla Chorych Nerwowo i Psychicznie, który został przeniesiony:





8 lipca 2012

It's sometimes just like sleeping - curling up inside my private tortures.


Imię i nazwisko: Kevin Daniels
Wiek: 25 lat
Miejsce urodzenia: Los Angeles
Wygląd i charakter: nienaturalnie szczupły, wysoki mężczyzna o delikatnych, wręcz idealnych rysach twarzy i kręconych, ciemnobrązowych włosach. Właściciel specyficznych, lazurowych tęczówek, które często skrywa nieśmiało pod zasłoną długich, ciemnych rzęs.
Ubiera się różnie, zależnie od nastroju. Rankiem można spotkać go w wytartych dżinsach i czarnej koszuli, a wieczoram w luźnych dresach i o rozmiar za dużej bluzie z kapturem.
Na pozór niezwykle spokojna i opanowana dusza, w głębi targana mieszaniną przeróżnych emocji. Ludzie, którzy poznali Kevina w poprzednim szpitalu, w Sheffield, mogą wspominać go jako niezwykle wrażliwego i małomównego chłopaka. Taki w istocie był, jednak krótko przed przeniesieniem go do ośrodka w Nottingham, coś w nim pękło i nikt nie śmiał przypuszczać, że w tym drobnym mężczyźnie kryły się aż tak wielkie pokłady agresji.
Obecnie: Kevin raczej stroni od ludzi, chodzi wciąż poddenerwowany i dość często gości w izolatkach, gdzie chodzi z kąta w kąt i zazwyczaj wykrzykuje jedno, konkretne imię: Dorian.
Zaburzenia:  schizofrenia paranoidalna, bulimia, skłonność do autoagresji
Pokój nr 71, drugie piętro.




114 komentarzy:

  1. [Na wspomnienie o Sheffield jakoś tak mi się przykro zrobiło, co prawda moja osoba nie tworzyła bezpośrednio jakiejś postaci, ale jednak pamiętam.
    Cóż, witam Kevina oraz jego autora (mam nadzieje że trafiona forma xD) i cieszę się z nowych osób w naszym wariatkowie.]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Mój zapał to jest różny, ale jak na razie nawet nie pomyślałam o zamykaniu szpitala, jeszcze za krótko istnieje blog, żeby się tym przejmować. xD
    Miło mi, iż znalazłeś miejsce dla swojej postaci.
    W każdym razie, życzę miłej zabawy. ^ ^]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Niestety muszę przyznać Ci rację. Tak nawiasem ochota/pomysł na wątek? Ja muszę jeszcze poodpisywać innym moim babskim Timem, ale jak są jakieś pomysły na okoliczności to my chętnie. xD]

    OdpowiedzUsuń
  4. Mortiza Greengrass8.07.2012, 22:19

    [Oczywiście, że może być :) ]

    Dowiedziała się o nowym pacjencie w bardzo szybkim tempie. Zdążyli dać jej dokumenty chłopaka i odprowadzili wzrokiem do drzwi z wyraźnym wymuszeniem. Dziś miał ją odwiedzić, więc była przygotowana na jego przyjście. Siedziała za biurkiem w swym białym uniformie, włosy, jak to w pracy, miała spięte w wysoki kok. Czytając książkę, popijała kawę i co jakiś czas patrzyła na zegarek na prawy nadgarstku. Nie usłyszała, gdy chłopak wszedł do pomieszczenia. Dopiero po długiej chwili uniosła wzrok czując się wyraźnie obserwowana.
    -Och.. - odłożyła książkę i podniosła się. - Witaj. - rzekła obdarzając nowego pacjenta swym uśmiechem. - Nazywam się Mortiza Greengrass. - wyciągnęła w jego stronę rękę, ale nie spodziewała się tego by ją uścisnął.

    OdpowiedzUsuń
  5. [No to trafiłeś na osobę która się miga od zaczynania.
    Dobra, może coś naskrobię, ale nie dziś, postaram się coś wymyślić i napiszę może jutro.]

    OdpowiedzUsuń
  6. [dobry wieczór. o tej godzinie nie wymyślę żadnego inteligentnego powitania, więc zapytam wprost - jakiś wątek? powiązanie? czy coś...]

    OdpowiedzUsuń
  7. Gdyby teraz nie musiał tu siedzieć, Jimmy pewnie oglądałby po raz setny 'Dwie wieże', wcinając popcorn i popalając sobie niewielkiego skręta. Znając życie, znudziłby się po jakiejś godzinie i wykrzykując ojcu, że wróci późno, wyszedłby z kimś na jedno piwo. Jak historia by się dalej potoczyła zależałaby wyłącznie od ilości tych 'jednych' kufli. Ale chyba nie było sensu się nad tym zastanawiać, gdyż Miller najzwyczajniej w świecie był w dupie. W psychiatryku zjawił się po piątej i ku jego zdziwieniu, nie wręczono mu na wstępie śmierdzącej szmaty. Zamiast tego jakaś urocza pielęgniarka wzięła go na stronę i mówiąc jak do idioty, wytłumaczyła mu jego dzisiejsze zadnie. Nie zapomniała oczywiście wspomnieć o konsekwencjach niewłaściwego zachowania z trudniejszymi pacjentami. Tak więc przed Jimmym szykowało się zaiste wspaniałe popołudnie. Miał je spędzić resocjalizując się z jakimś psycholem, wyprowadzając go na spacer po wewnętrznym dziedzińcu. Miller nie miał pojęcia, o czym zamierza z osobnikiem rozmawiać, jak zamierza mu umilić ten wspaniały czas na świeżym powietrzu. No cóż, Jimmy nigdy nie wierzył w siłę resocjalizacji... Mógł więc tylko czekać,siedząc na niewygodnym krzesełku i wgapiając się bezsensownie w szarawą ścianę, chcąc przy okazji sprawiać wrażenie tak znudzonego, jak tylko się dało.

    [Tadam, więcej o 00:46 nie wykrzeszę]

    OdpowiedzUsuń
  8. Mortiza Greengrass9.07.2012, 17:05

    Cóż, tak była przekonana, że nie uściśnie jej dłoń, oparła więc ją o blat biurka. Jakoś nie przejmowała się, że patrzył się na nią w ten niezwykły sposób. Była przyzwyczajona. Pracując w takim miejscu jak to. Pacjenci częściej po prostu ją obserwowali niźli z nią rozmawiali.
    -Ach tak. - mruknęła coś niewyraźnie. Widocznie chłopak nie chciał z nią pozostać w sympatycznych powiązaniach. Niech będzie jak chce. Był nowy więc musiała zadać mu kilka najważniejszych pytań, takich żeby jednak nie zraniły jego uczuć ani nic. - Śmiało usiądź będzie nam łatwiej rozmawiać. - rzekła.
    Sama usiadła na swoim fotelu i wyciągnęła teczkę z jego papierami.
    -Powiedz mi Kevin, jesteś już w drugim szpitalu, czyż nie ? - zerknęła na niego znad karty. - Chciałam się dowiedzieć jak zachowywałeś się tam. I oczywiście co lubisz a czego nie. To będzie zwykła rozmowa więc nie musisz się niczym stresować. - dodała z delikatnym uśmiechem. Nic nie mogła poradzić na to, że zawsze była uśmiechnięta.

    OdpowiedzUsuń
  9. Timothy nienawidził tych wszystkich kolorowych tabletek jakie kazano mu połykać, teraz wycwanili się o tyle że cierpliwie czekano, aż przełknie pigułki. Czuł się wtedy jak jeden z tych dzieciaków, które są pilnowane, czy aby ładnie jedzą obiad, czy jakikolwiek inny posiłek.
    Później był otępiały, jakby nie był tym samym wariatem, którym uwielbiał przecież być.
    Kiedy, tak jak dziś, zmuszono go do wzięcia absolutnie wszystkiego, siadał w świetlicy, w rogu czerwonej, nieco wytartej kanapy i przyglądał się ludziom, z którymi przyszło mu obcować.
    Większość znał, jednak z czasem niektóre twarze znikały i były zastępowane przez kogoś nowego, kogoś kogo Tim miał ochotę poznać, dowiedzieć się jaki jest, by móc sklasyfikować tę osobę jako nieprzydatną lub przydatną.
    Świetlica była miejscem gdzie przebywała większość, gdzie stało kilka stolików i czasami odbywały się odwiedziny, nie wiedział czemu, ale to miejsce było ciekawsze nocą.
    Może dlatego, że zazwyczaj było puste.
    Kiedy tak, znudzony prawie dwugodzinną obecnością w świetlicy, postanowił wstać, przemierzył kilka kroków, dzielących go od drzwi, patrząc na swoje nogi chwycił za klamkę.
    Przy otwieraniu, mógłby przyciąć że coś lekko huknęło i zatrzymało skrzydło drzwi.

    [Nie mogłam nic innego wymyślić. Przeczytałam kartę kilkanaście razy licząc na jakiś pomysł i nic, ale teraz, jeśli uznasz za stosowne to Kevin może być poszkodowanym, może wywiązać się konwersacja, albo nie. Twoja wola, jak chcesz inaczej to krzycz i nad czymś jeszcze pomyślę.]

    OdpowiedzUsuń
  10. Jimmy doliczał się bodajże piętnastego pęknięcia w przeciwległej ścianie, gdy przed oczami mignęły mu dwie postacie. Usłyszawszy wysoki, kobiecy głos, podniósł wzrok na swoją rozmówczynię. Ta najwyraźniej nie zamierzała długo zabawić go pogawędką, tylko przedstawiła pacjenta i szybko czmychnęła, nie zostawiając nawet sekundy na potencjalne pytania. Jimmy westchnął przeciągle, zwlekając się z krzesła. Cały czas wgapiał się przy tym nachalnie w twarz tego całego Kevina.
    - Aha, no więc, witam - wydukał po dłuższej chwili, czując się strasznie idiotycznie. Nagle zapomniał języka w gębie, nie mógł przypomnieć sobie ani jednej wskazówki pielęgniarki. Najchętniej by wyparował, może to chociaż oszczędziłoby mu kompromitacji. - No to może chodźmy, nie chcę się już pogrążać - mruknął, ruszając bez czekania w stronę drzwi prowadzących na wewnętrzny dziedziniec. Mógł mieć tylko nadzieję, że mężczyzna pójdzie za nim.

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Witaj, masz może jakiś pomysł na wątek między naszymi postaciami? Myślę nad tym i myślę i słabo mi idzie ;/ ]

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Też tak uważam :)
    Bu.. Moja wena tez nie ma się najlepiej, no ale postaram się coś z niej wykrzesać, jakoś tak niedługo.]

    OdpowiedzUsuń
  13. Tim przekroczył próg, puszczając klamkę. Spojrzał na osobę, w którą trzasnął i zlustrował osobnika wzrokiem, zastanawiając się czy aby go uszkodził. Szybko doszedł do wnioski iż niestety, nieznajomy nie miał żadnych śladów, które sugerowałyby bliskie spotkanie z dechą.
    -Kurwa, nic ci nie jest – powiedział jawnie niezadowolony, marszcząc przy tym nos, jak to miał w zwyczaju robić, gdy był nieusatysfakcjonowany, czyli bardzo często. – I jesteś nowy – stwierdził, bardzo inteligentnie, coś co było przecież oczywiste. Ale to Ways, on często plótł trzy po trzy, albo upierał się przy milczeniu.
    Spokojnie mogliby dopisać mu jeszcze kilka innych bzdur (jak wahania nastrojów) do diagnozy, a on i tak miałby to gdzieś, bo nie obchodziło go czy mają go za normalnego czy też nie. Lubił być wariatem, psycholem, bo tacy ludzie, przynajmniej są czegoś warci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Co do zdjęć to dziękujemy i zdajemy sobie z tego sprawę.]

      Usuń
  14. [Witaj. Bardzo podobają mi się zdjęcia twojej postaci oraz jego historia, szkoda, że Sheffield upadło, na szczęście powstała jakaś alternatywa. Może ona tak szybko nie upadnie ^ ^] Tak, jak co dzień siłą wyciągali go otępiałego z pokoju by poszedł na stołówkę i cokolwiek zjadł, nie wiedzieć, dlaczego nie chcieliby jego anoreksja była jeszcze poważniejsza. Dlaczego? Przecież to jego sprawa, uznał, że chce zniszczyć swój organizm. Dlaczego lekarze nie mogą tego zrozumieć i pozwolić mu się niszczyć? Danny nie mógł zrozumieć, dlaczego muszą pomagać, jeżeli lekarze tego nie chcą, czy dążenie do normalności jest takie ważne. Kto to w ogóle człowiek normalny? Heh, z takimi i innymi myślami powoli w towarzystwie lekarza do stołówki, chłopak wzdrygnął się, kiedy przekroczyli przez próg i zobaczył tyle osób. Nadal nie przepadał za kontaktami między ludzkimi, nie potrafił sobie z tym poradzić. Uśmiechając się do lekarza kpiąco nie chcąc poszedł po swoją porcje i usiadł przy jakimś stoliku. Było mu wszystko jedno, byleby tamten człowiek w białym kitlu w końcu się od niego odczepił. Pewnie szybko się nie odczepi. Danny patrzył na swoją porcje jakby miała w sobie truciznę, te kolorowe tabletki, które wciskają by otumanić człowieka

    OdpowiedzUsuń
  15. [No i kolejny raz się powtórzę: uwielbiam osoby ze schizofrenią, a przynajmniej tak mi się wydaje i w ogóle no ten teges, zaczniesz czy ja mam to zrobić? xD]

    OdpowiedzUsuń
  16. [Chcę wątek, chcę, chcę, chcę! Z tym, że ja tu jestem kompletnie nowa i nie mam pojęcia jak takiż mógłby wyglądać. :/ Jak dasz pomysł na okoliczności, to bym mogła zacząć, ale nie wiem jak to wyjdzie. XD Na "relacje" oczywiście już mam cudowny i genialny pomysł*gwizda*, ale taki...w moim stylu, więc...no...no, mnie trza znać, aby wiedzieć co mi bo głowie chodzi. XD
    Tylko mam nadzieję, że nie wystraszyła Cię ma nadpobudliwa i zdrowo rypnięta postać. ._. I bynajmniej nie mówię tu o Tommym. ._.
    Cóż, chłopak(czy raczej już mężczyzna) Ci się udał, bardzo!]

    OdpowiedzUsuń
  17. [O, jednak żyjesz, żyłam w przekonaniu, że po zakończeniu sprawdzania obecności będę musiała Cię z Kevinem wywalić. ;P
    Nadal chcesz z Timem wątek, czy odpuszczamy?]

    OdpowiedzUsuń
  18. [W karcie to i Epica, i Tarja (moja miłość największa :D) i Nightwish, od któego wszystko się zaczęło. Powiem, że ten Nightwishowski Amaranth to lubię od lat pięciu. I tekst tak samo. A zdjecie podoba się po prostu wszystkim, ja to mam czasem farta do znajdywania. :D *ale to dlatego, że to konkretne miało nie być dla mnie*
    Wiesz, ja prawie nigdy nie czytam kart, prawdę mówiąc. ;) To znaczy, tak od razu. Jedynie potem, jak potrzebuję czegoś znaleźć o danej postaci(i tak nie całą). No, chyba że postać mnie zaciekawi, karta napisana w taki, hmm, lekki sposób czy coś. Pochwalę się, tu przeczytałam prawie wszystkie!
    Tiaa, tu będzie 15 minut pisania kilku słów, bo ten pomysł niby nie jest dziwny, no ale...
    eee, Tommy się na Kevina kiedyśtam natknął, jak w swych pierwszych dniach wędrował po szkole, no i Kevin się mu spodobał. Voila. Bardzo twórcze i w ogóle. : 3
    A teraz przepraszam na chwilę, gdyż kot pożera mój sweter.]

    OdpowiedzUsuń
  19. [W sumie to i ja czytam głównie te krótkie. W długich jest...za dużo. Zazwyczaj. Sama jakoś specjalnie długich nie piszę, a jak tak, to postać już istnieje długo, i pokazała mi więcej o sobie. ~.^ A taka to jedna była, częścią mnie się wręcz stała.
    Co do zespołów: Nightwisha lubię od...zawsze. Poznałąm ich jak miałam bodajże osiem lat? Co z tego, że znałam cztery piosenki, a lubiłam dwie. :D względnie niedawno zaczęłam się przestawiać na metal, potem pokochałam Tarję, trafiłam na inne zespoły, między innymi właśnie Epicę. I teraz, gdy wybieram wolę włączyć chociażby ich piosenki, a jak Nightwishowskie, to te za czasów właśnie Tarji. I ją i Simone uwielbiam. ;) Są świetne.

    Trudno by się nie domyślić, takie coś przewidywalne jest. ;p Co do wątku...nie masz się zbytnio czego spodziewać, jak powtarzam setki razy, nie odnalazłam się jeszcze w psychiatryku. :D]

    Co w takim miejscu w ogóle można robić? Odpowiedź jest prosta: nic. Gdyby był w domu pewnie czytałby jakąś książkę fantasty, zjadał frytki, dodawał kolejne rysunki do szkicownika i ogólnie starałby się nie wychodzić z domu. A w szkole chowałby się po kątach, bo ciągle go maltretowano, wyzywano...tylko z tego powodu cieszył się, że tu trafił, jeśli to uczucie w ogóle szczęściem można nazwać.
    Wybiła godzina odwiedzin. Siedział na świetlicy, i obserwował powoli napływające rodzinki innych ludzi z tego miejsca. Wiedział, że dziś nikt go nie odwiedzi. Jutro też. "Będziemy odwiedzać Cię raz na jakieś dwa tygodnie, kochanie. Wiesz, że mamy daleko" świergotała jego matka wczorajszego dnia przez telefon. "Tak będzie lepiej, zobaczysz!" dodała. Ha, lepiej...lepiej chyba tylko dla nich, uwolnili się od ciężaru. "I może być nam trudno, chyba przeprowadzamy się z powrotem do Finlandii, czy Skandynawii...", przypadkiem wygadała. Tak, najlepiej uciec. Jedyny problem zniknął, to można wracać tam gdzie się chce. "Widać, jak mnie kochacie" odpowiedział na to w myślach.
    Minął dopiero tydzień, a czuł się, jakby był tu miesiącami.

    OdpowiedzUsuń
  20. Podobnie było z siostrą Tommiego - gdyby nie mieszkała w ukochanym dla ich obojga Kuopio, na pewno odwiedzałaby go tak często jak by tylko mogła. A teraz, gdy i jego rodzice wrócą do tego miasta, wątpliwe będzie czy kiedykolwiek przyjedzie. Ona była jedyną osobą, która go na prawdę kochała.
    Jego wzrok wędrował po ludziach, którzy tu siedzieli, w oczekiwaniu na bliskich. Jakaś brunetka, z mocno podkrążonymi oczami nagle poderwała się z miejsca, i szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia, kierując się w stronę dość sfatygowanego i zmęczonego mężczyzny, pewnie ojca. Przytuliła go, z odwzajemnionym uśmiechem. Dość młoda, dziewczynka mająca może 13/14 lat, z bardzo kędzierzawymi, rudymi włosami siedziała w wielkim wyczekiwaniu, nerwowo tupiąc nogą. Po chwili zerwała się i z płaczem wpadła w objęcia również młodej pary małżonków. Prawie wszyscy, którzy teraz tam siedzieli oczekiwali odwiedzin, może nie tak entuzjastycznie jak wspomniane, ale i tak... cieszyli się.
    Nagle jego wzrok zatrzymał się na chłopaku, który z bardzo ponurą miną wodził oczami po ludziach, z tego samego powodu co czarnowłosy. Był bardzo chudy, niby w podobny sposób jak on sam, ale inaczej. Zmarszczył brwi, w nieznajomym było coś...intrygującego? To chyba nie to słowo. Lekko się zarumienił, gdyż uświadomił sobie, że wpatruje się w tegoż osobnika.

    OdpowiedzUsuń
  21. [ o kurwa. Czy Ty jesteś Tym, kim ja myślę, że jesteś? ;> i czy Ty właśnie zacząłeś wątek? TY?! o0 ]

    W jego głowie z każdym dniem, ba! z każdą spędzoną tutaj minutą, pojawiało się coraz więcej wątpliwości, jak i pytań o właściwy sens jego pobytu w szpitali. Bo tak właściwie, po jaką cholerę się w to wszystko wpakował? Zostawił słońce, morze i leniwe popołudnia na rzecz użerania się z bandą idiotów, którzy ośmielali nazywać siebie psychiatrami i którzy traktowali go jak jakieś popychadło tylko dlatego, że był stażystą. A tak naprawdę to on uważał ich za kompletnych popaprańców. Nigdy nie zgadzał się z ich metodami, nawet nie potrafił się przemóc, żeby założyć ten paskudny fartuch, który w nim samym wywoływał pewien niepokój, nie mówiąc już o pacjentach. Coraz częściej wydawało mu się, że sam powinien stać się jednym z nich. W sumie miał kilka schorzeń, które na upartego można by leczyć. Pewnie dlatego niektóre przypadki tak go fascynowały. Choć był tu od raptem dwóch tygodni, już zdążył nawiązać pewną więź z kilkoma swoimi podopiecznymi. I nawet jeśli więź ta zrodziła się tylko po jego stronie, nie dbał o to. Po prostu go ciekawili. Ciekawili go tak, jak żaden zwykły, "zdrowy" człowiek nie potrafił. I chyba to go najbardziej niepokoiło.
    Oczywiście przydzielili mu, jak każdego wieczoru, dyżur na jednym z pięter. Obowiązkowo miał sprawdzać, czy w każdej sali wszystko jest w porządku i miał powoli zgarniać pacjentów do ich sypialń. Jak zwykle znudzony i poddenerwowany, mijał kolejne drzwi, naciskając na klamki, uchylając je na chwilę, by z obojętnością stwierdzić, że wszystko jest w porządku. Jakie więc było jego zdziwienie, gdy w pewnym momencie napotkał opór. I to w toalecie, która z pewnością powinna być otwarta. Zaczął pukać, w końcu walić, aż bez większego zastanowienia rzucił się na drzwi. A że zawiasy miały już swoje lata to przy drugim podejściu udało mu się je wyłamać. Wpadł do pomieszczenia z szerokim uśmiechem na ustach, bo wreszcie coś się wydarzyło. Mina mu jednak zrzedła, gdy dostrzegł co tak właściwie się tu dzieje.
    - Pojebało cię zupełnie? - krzyknął i od razu podbiegł do chłopaka. Chwycił jego rękę, a gdy dostrzegł, że rany nie są aż tak głębokie, odetchnął z ulgą. Co jak co, ale zejście pacjenta na jego dyżurze raczej nie było spełnieniem jego marzeń. - Po cholerę ci to było? Znowu ktoś będzie ci musiał szwy poprawić - mruknął, uważniej przyglądając się ranom. Ach, jakże tęsknił za medycyną. Tą prawdziwą, nie tylko psychologiczną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ ahaha, pobiłem Cię xd szkoda tylko, że tak chujowo wyszło ]

      Usuń
  22. Timothy Gray był kimś, kogo można było nazwać tutejszym weteranem, który na dodatek zachowywał się tak, jakby nie miał zamiaru się nigdzie wybierać. Przecież wariatkowo, było miejscem wprost idealnym by udawać i kłamać, prawie bezkarnie. Cudownie było z dnia na dzień, przy każdej innej osobie być kimś innym, wmawiać nowym kłamstwa i bzdury, a później śmiać się z ich naiwności. Tim jednak z czasem stawał się znudzony, ludzie tutaj przychodzili i odchodzili, niektórzy wracali do domu inni… cóż, uskuteczniali samobójstwo i Gray później ubolewał, że z delikwentem nie zdążył porozmawiać, zapytać.
    Timothy nigdy nie próbował się zabić, bowiem jeszcze na to nie wpadł, ale taki pomysł mógł przecież nadejść z czasem. Planowanie wszystkiego… to by było dla Tima chyba najgorsze, nie umiał planować i nawet się do tego specjalnie nie rwał.
    Chciał wiedzieć…
    Kręcił się po szpitalu i mimo, że zapewne większość tutejszych miała na koncie próbę, nie zaczepił żadnej z osób i dopiero gdy nadeszło południe, a więc godzina wzmożonych odwiedzin dostrzegł na pustawym korytarzu, na drugim piętrze kogoś, komu raczej nigdzie się nie spieszyło.
    Podszedł do mężczyzny, który prawdopodobnie miał zbliżony do niego wiek. Nie wyciągnął ręki, czy nawet nie kiwnął głową, po prostu wypalił:
    -Próbowałeś się kiedyś zabić? – W jego ustach zabrzmiało to tak, jakby pytał o pogodę.
    [Dobra, chujowo, wiem, ale zebrało mi się na pisanie i wyszło, że ty zostałeś moją ofiarą, wybacz, jak nie pasuje to krzycz, ewentualnie napisz, bo mogę nie usłyszeć.]

    OdpowiedzUsuń
  23. [ Zdjęcia + Dorian + bulimia - no nietrudno się połapać, bo już kurwa z 10 miesięcy się znamy xd
    nie chciałbyś ;p a bo szukałem dawno jakiegoś innego bloga jeszcze, a wtedy znowu się popierdoliło z tym moim kuzynem i jakoś się nie mogłem powstrzymać. Poza tym, to dla mnie zajebiście duże wyzwanie, więc spoko ;d
    jedna noc bez Doriana i już "ponury" xd pieprzony monogamista ;p
    a wiesz, że planowałem? ale jakoś tak nie umiem xd ]

    Pochylił się nad zlewem, by opłukać dłonie, na których zostały ślady krwi tego chłopaka. Przy okazji obmył jeszcze oczy, łudząc się, że to pomoże mu jakkolwiek zebrać myśli. Pierwszy raz miał do czynienia z czymś takim i nie miał pojęcia, jak ma się zachować. Chyba nie potrafił być "profesjonalistą".
    - Ta - mruknął pod nosem i przez jakiś czas opierał się o umywalkę, próbując uspokoić swój oddech. W sumie dawno nie poczuł takiego przypływu adrenaliny. Dawne uzależnienie znów dało o sobie znać. - Też to wszystko pierdolę. Tyle, że samego siebie to bym raczej nie chciał spierdolić - powiedział i wyprostował się.
    - Tutaj jestem nikim. Pewnie sam niedługo będę stał w kolejce po tabletki - oblizał wargi i spojrzał na chłopaka. Po chwili westchnął cicho i ze zrezygnowaniem wskazał na jego rękę. - Ale mogę ci to zaszyć bez konieczności wizyty u pielęgniarki i informowania lekarzy.

    OdpowiedzUsuń
  24. [ Zawsze wiedziałem, że z Tobą jest coś nie tak. Zaczynać od psychiatryka - no piękny początek xd
    a ona dalej tu jest, czy nie? Bo coś żadnego Doriana nie widzę ;p
    no ba! Ja kocham wyzwania ;D tyle, że raczej sportowe, bo tutaj to nieźle muszę swój łeb nagimnastykować, żeby wpaść na jakikolwiek pomysł xd ale przynajmniej nie zgłupieję w wakacje, a przynajmniej mam taką nadzieję ^^
    ta. Jasne. :P
    zawsze może mi wyjść :P to Ty nie wiesz, że ja jestem miłym i odpowiedzialnym chłopakiem, który po prostu nie potrafi olewać ludzi? A tak serio, jestem tak zajebiście pozytywnie naładowany, że nawet nie zastanawiam się nad tym, co robię ;p ]

    On wcale nie miałby nic przeciwko temu, by wywalili go stąd na zbity pysk. Powoli zaczynał tracić do tego cierpliwość i zaczynał się bać o siebie samego, a właściwie o swoją kondycję psychiczną. Swego czasu trochę mu się poprzestawiało w głowie i jakoś nie potrafił już zachować takiego dystansu, jak powinien. Dlatego przestał już zważać na swoje poczynania. Wychodził nawet podczas swoich dyżurów, często nie odprowadzał pacjentów na czas, nawet nie przejmował się paleniem na korytarzu. Ale poza kilkoma uwagami nie spotkał się z żadnymi ostrzeżeniami. Nie miał pojęcia, dlaczego wciąż go tutaj trzymali.
    Wyszedł za chłopakiem i skierował się do swojego gabinetu, który de facto był jakąś klitką. W dodatku, jak to Tony miał w zwyczaju, zagracił całe swoje biurko jakimiś papierami, które ułożyły się już w stosy, które znajdowały się również na podłodze. Nie miał co tutaj robić, więc namiętnie czytał jakieś magazyny i książki.
    - Siadaj - wskazał ręką na biurko, a sam zaczął grzebać w jednej z szuflad. - Ale będzie bez znieczulenia, bo nic nie mam. Mogę dać ci łyk czystej dla pokrzepienia - uśmiechnął się do niego lekko, po czym wyciągnął wodę utlenioną, żyłkę i igłę.

    OdpowiedzUsuń
  25. A Tommy znał powód swego przyjścia tutaj. Po prostu... nie miał nic lepszego do roboty.
    Gdy obserwowany przeniósł wzrok na niego, Tommy zrobił się uroczo(tia, bardzo uroczo) czerwony. No i jeszcze go przywitał. Cudnie.
    Mimo wszystko, zmógł się do lekkiego uśmiechu w odwzajemnieniu.
    No cóż, może i nie wyglądał... oprócz tej chudzizny i wymizernowania, które i tak mało było widać. Jego choroby objawiały się jedynie tym, że wiecznie był zmęczony (na co już przestał zwracać uwagę) i mało jadł. Choć był głodny. Cóż, tutaj już musiał, ale i tak niewiele...

    [Przepraszam za długość, ale nie mam pojęcia co jeszcze napisać. D:]

    OdpowiedzUsuń
  26. [Spoko, nie ma za co. Ja także się do tego przywiązałam]

    Siedział sobie i maczał łyżką w breji, która nazwana została jego posiłkiem na dzisiejszy dzień. Oczywiście, nie miał zamiaru tego jeść. Westchnął głośno i odsunął od siebie swoją miskę.
    Zabrał ręce kiedy stół nagle się ruszył, zadrwił pod nosem, sam nie wiedząc dlaczego. Niektóre zdarzenia, tylko dla niego były zabawne, szczególnie te najbardziej złe, zdołowane i dziwne sytuacje, dziwne zdarzenia.
    Gwar stołówki zagłuszył dźwięki wydobywające się z jego ust.
    Odchylił się mocno by spojrzeć w biały sufit, po chwili wrócił na swoje miejsce. Tak nagle, spojrzał na chłopaka przed sobą z dziwnym uśmieszkiem.
    Przekrzywił głowę i nadal się w niego wpatrywał uparcie, niczym jakieś zwierze

    OdpowiedzUsuń
  27. [Czuję, że będziesz jedną z tych osób, którym nie będę umiała odpisać. xD Wybacz, tak już na zapas.]
    Timothy przewrócił oczami, no naprawdę on do z sercem na dłoni do człowieka, a tu się z czymś takim spotyka. Ludzka chamskość nie zna granic, jak również jego upartość.
    -Doskonale, a jak to jest? – zadał kolejne pytanie, był gotów usiąść chociażby na środku korytarza i wgapiać się w chłopaka, jakby ten mu miał bajkę opowiadać. –Czym próbowałeś to zrobić? Co się wtedy czuje? – zadawał kolejne pytania, zupełnie niezrażony niechęcią ze strony drugiego. Ciekawość Tima była co najmniej… niezdrowa. Gray jednak zachowywał się, jakby to było czymś zwyczajnym.

    OdpowiedzUsuń
  28. Tommy z pewnością by chciał z kimś pogadać, jako iż nie zna tu w sumie nikogo, ale o pokazaniu tego po sobie możnaby pomarzyć. Szczególnie z tą jego nieśmiałością.
    Co do niego samego, może i by podszedł, ale...po pierwsze: wstydził się, po drugie: obawiał się tego samego. Że ten chłopak czeka na odwiedziny.
    Odechciało mu się siedzenia w tym miejscu. Nagle poczuł się bardzo samotny.
    Pewnie by wyszedł, gdyby nie...Osa. Osa. Wleciała. Do. Pomieszczenia. Przez otwarte. Drzwi.
    - OMATKOBOSKA, TU JEST OSA - krzyknął na cały głos, z przerażenia prawie spadając z krzesła. Inni ludzie wyraźnie zaczęli się rozglądać, ktoś pisnął i rozpoczęło się typowe poruszenie, ale nikt nie wykazywał jakiegoś specjalnego przerażenia. A Tommy...przyczepił się plecami ściany i z dużo bledszą niż zazwyczaj twarzą wpatrywał się w tegoż owada. Nawet nie pamiętał o tym, by zastanowić się nad tym, co pomyślą ludzie.
    Przeklęta insektofobia.

    OdpowiedzUsuń
  29. [ no pogrążasz się xd
    ja tam na Onet już nigdy nie wrócę. Tfu. ]

    Spojrzał na niego ze zdziwieniem, po czym wzruszył ramionami. W sumie, nie powinno go to dziwić. Praktycznie każdy pacjent miał tutaj problemy z samo okaleczaniem się. On chyba nie potrafił by się na coś takiego zdobyć. Pić - tak. Ćpać - tak. Ale nie ciąć się. Tego by sobie nie zrobił.
    - Jak tam chcesz. Ale ja i tak się napiję - powiedział obojętnie i upił dwa duże łyki z opróżnionej do połowy butelki, którą następnie postawił obok chłopaka, na wypadek gdyby tamten zmienił zdanie.
    - Chłopie, ja bym chciał, żeby mnie stąd wypierdolili - roześmiał się. - Sam stąd nie odejdę, bo to tchórzostwo. Ale nie miałbym nic przeciwko temu, żeby kazali mi się zmywać - mruknął i założył rękawiczki. Zwilżył spirytusem wacik i przejechał nim po ręce chłopaka.
    - Uwierz mi, że te cioty w fartuchach są większymi popaprańcami, niż ty i cała reszta - stwierdził, gdy usiłował nawlec żyłkę na igłę. - W sumie, wydajesz się być całkiem normalny - dodał po chwili i podniósł na niego wzrok. - Gotowy?

    OdpowiedzUsuń
  30. Z jednej strony czas płynął niesamowicie wolno, z drugiej niesamowicie szybko, jak to w strachu bywa. Tommy w gruncie rzeczy nie wiedział nawet co się dzieje, nie zauważał obojętności pomieszanej z kpiną prawie wszystkich ludzi naokoło, jego umysłem zawładnęła panika.
    Tak więc, gdy został odciągnięty od ściany i przytulony nawet nie pomyślał o tym, co w ogóle robi i najzwyczajniej w świecie, trzęsąc się wtulił się w chłopaka, trochę się uspokajając.
    Nienawidził tych fobii bardziej niż stanów lękowych. Przez tą konkretną prawie nie mógł wychodzić na dwór, wszystkiego się bał. I tak dobrze, że to osa się pojawiła, a nie na przykład mucha. Reakcja byłaby dużo bardziej zadziwiająca, gdyż taka sama, ale nie przy czymś co było jakimśtam zagrożeniem.

    OdpowiedzUsuń
  31. [ Patryś, bo się pogniewamy xd ostatnio za często mnie tak nazywasz xd
    demencja starcza? ;DD
    mój kumpel z treningów ich uwielbia ;D
    to ja Ci wysłałem na Murine przed chwilą ;p ]

    - Niczego nie próbuję ci wmawiać. Po prostu mówię jak jest - powiedział zgodnie z prawdą. Nie miał pojęcia, jak wygląda ten świat. Studiował medycynę, ale zawsze wiązał swoją przyszłość z ratownictwem. Ale później zaczęły go interesować niektóre przypadki, głównie dlatego, że profesor z psychiatrii był najlepszym wykładowcą. I gdy tylko poinformował go o takiej możliwości, nie mógł mu odmówić. Nie potrafił wysiedzieć długo w jednym miejscu, ale przede wszystkim chciał sprawdzić samego siebie. Szkoda tylko, że teraz ciągle się zawodził. Był jednak słabszy, niż przypuszczał i to doprowadzało go do furii, by nie powiedzieć, że do czystego szaleństwa.
    - Nie każę ci przecież wierzyć w każde moje słowo, nawet niespecjalnie mi na tym zależy, żebym musiał się gimnastykować i wymyślać kolejne kłamstwa - powiedział dość ostro. Powoli zaczynało go irytować to, że nikt mu nie ufał. Niby nie było w tym nic dziwnego, ale on i tak nie potrafił tego zaakceptować. Można było o nim powiedzieć wszystko, ale kłamcą nie był.
    Umilkł więc, by powstrzymać się przed jakimś zgryźliwym komentarzem i zaczął powoli zszywać przedramię chłopaka, ograniczając się do jak najmniejszej ilości wkłuć. Mimo wszystko, nie chciał mu sprawiać dodatkowego bólu.

    OdpowiedzUsuń
  32. [ ta, kurwa misiaczku może jeszcze? xd hmm... na mojego kolegę, który miał na imię Patryk zawsze mówiliśmy Piti xd mogę? ;pp
    ale że ta dziewczyna? xdd ]

    - Mam nadzieję, że nie będę tyle musiał - powiedział z pewną odrazą w głosie. Czasem żałował, że był tak cholernie dumny i tak dbał o ten swój pieprzony honor. Przez to częściej się męczył, no ale przecież "musiał być mężczyzną", musiał być odpowiedzialny za swoje decyzje. Zresztą, zawsze wszystko kończył. Był głupi. I był czystym masochistą.
    - Czasem wolę wierzyć w piękne kłamstwa. A potem najwyżej poczuć coś nieprzyjemnego. Ale lepiej czuć cokolwiek, niż tak jak teraz nie czuć nic, jedynie wściekłość z bezradności - mruknął pod nosem i pociągnął żyłkę, tym samym zawiązując ostatnią pętlę. Polał jeszcze ranę wodą utlenioną, tak dla pewności i wyrzucił do śmietnika wszystko poza nożyczkami i butelkami ze środkami odkażającymi. Z kieszeni wyciągnął paczkę papierosów i odpalił jednego, wlepiając spojrzenie w księżyc za oknem. Znowu czekała go kolejna nudna noc. Pięknie.

    OdpowiedzUsuń
  33. [ haha, najlepiej było, jak na angielskim kiedyś padło słowo "pity" xd ale na szczęście koleś spoko (mój sąsiad prawie ;D) i razem z nami cisnął z samego siebie xd ale muzykę dobrą robił.
    ahaha, niewątpliwie polubi mnie jeszcze bardziej xd ]

    Przez jakiś czas bezwiednie drapał się po policzku, zupełnie zapominając o trzymanym w dłoni papierosie. Myślał, znowu. Wcześniej nad tym jakoś panował, ale tutaj nie miał nic innego do roboty. Najgorsze było to, że w jego głowie pojawiały się niekoniecznie te obrazy, które chciałby oglądać. Dopadały go raczej niezałatwione sprawy. Na szczęście z tego otępiałego stanu wyrwał go głos chłopaka. Odwrócił się w jego stronę i zgasił papierosa w popielniczce.
    - Ano tak, wybacz - mruknął i wyjął niewielki bandaż oraz agrafkę. - Tylko nie zrób sobie nią krzywdy, bo to moja ostatnia - powiedział i uśmiechnął się do niego lekko, gdy skończył obwiązywać mu rękę.
    Zdziwiły go jego ostatnie słowa, bo pierwszy raz usłyszał coś takiego. Usiadł obok niego i znów chwycił za butelkę. Ostatnio zbyt często pił w samotności.
    - Tyle, że ja poza tym - wskazał głową na opatrunek - na niczym nie znam. Nawet głupich akt mi się nie chce czytać - parsknął i spojrzał na niego. Tak, znów był z nim przesadnie szczery.

    OdpowiedzUsuń
  34. Oddech chłopaczka w miarę się uregulował, a serce tak nie waliło. Uspokoił się. Zawsze wiedział, że gdyby miał kogoś takiego, kto byłby przy nim i zachowywał się jak ten chłopak, którego nawet nie znał (i do momentu nie zdawał sobie sprawy, że to ten sam, na którego wcześniej się patrzył), tak jak...starszy brat. Dobry starszy brat, na którym można polegać.
    Gdy usłyszał, że obiektu przerażenia już nie ma w pomieszczeniu, podniósł wzrok i omal się nie przewrócił widokiem tego, kto mu pomógł.
    - T-taak, już tak - wydukał. - To było idiotyczne, wiem - dodał mrukliwie, spuszczając wzrok na ziemię.

    OdpowiedzUsuń
  35. Przykucnął przy ścianie, niedaleko nowo poznanego chłopaka, i objął się ramionami.
    Taak, każdy tutaj się czegoś boi. Lecz zazwyczaj nie jest to tak... idiotyczne. Cóż, panika na widok mrówek, much, , os, komarów, pająków...jest dziwna.
    - Ja jestem Tommy. Tuomas - mechanicznie się poprawił. Wolał zdrobnienie swego imienia, jakoś tak bardziej do niego pasowało.
    Zaś mu bardzo zależało na tym, by kogoś tu poznać. Nie może siedzieć cały czas sam, bo już zupełnie zeświruje.

    OdpowiedzUsuń
  36. [ no jest niski, taki pączuś, w dodatku wygląda i robi się na murzyna xdd ale koleś zajebiście inteligentny, zawsze lubiłem wracać z nim ze szkoły, a że mamy kawałek to zawsze mieliśmy dużo czasu żeby pogadać ;D w trzeciej klasie to nawet zrezygnowałem z podwózki przez ojca i razem zapieprzaliśmy do gimnazjum ;p
    dzięki... xd to chyba nici z naszego piwa w przyszłości xd ]

    Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że chłopak prędzej czy później jakoś skorzysta z owej agrafki. Gdy tylko tutaj przyjechał, ostrzegali go, żeby nie nosił przy sobie czegoś takiego, bo nawet nie będzie wiedział, kiedy któryś pacjent go okradnie. On jednak tym się nie przejmował. Bo co u licha on mógł sobie zrobić jedną agrafką? Może trochę się pokłóć, ewentualnie zrobić kilka płytkich cięć. Jakkolwiek, pewnie przyniesie mu to ulgę. Zawsze lepsze to, niż inny głupi pomysł.
    - Nigdy nimi nie leciałem - podrapał się po głowie, uświadamiając sobie, jak beznadziejny jest w swoim zawodzie. - Wiesz co robię ze swoimi pacjentami? Słucham muzyki, rozwiązuję krzyżówki, albo rzucam samolotami. Piję też kawę i rozmawiam o książkach. O ich chorobach w ogóle, a nawet nie wiem, z kim mam do czynienia, bo tych akt naprawdę wolę nie oglądać. Dlaczego miałbym się sugerować tym, co ktoś inny o nich napisał? Wolę ich poznać na swój sposób - wzruszył ramionami.
    Gdy zobaczył, że chłopak wstaje, odruchowo wyprostował rękę, by go zatrzymać.
    - Nie mów tak, bo potraktuję to jako wyzwanie, a nigdy nie odpuszczam - uśmiechnął się do niego zadziornie. - Umówmy się może, że jak będziesz chciał, to do mnie przyjdziesz, dobra? Nawet jak będziesz chciał tylko posiedzieć i pogapić się ze mną na księżyc - zaśmiał się cicho i spojrzał na niego z pewną dozą sympatii. W sumie, jakoś tak już go polubił.

    OdpowiedzUsuń
  37. [ Do Ciebie też? xdd
    ja tam do niego nic nie mam, ale tak coś wątpię, czy by Cię wypuścił na spotkanie ze mną xd ]

    Faktycznie, kompletnie się na tym nie znał i mało wiedział. Albo po prostu nie chciał wiedzieć. Niektóre sprawy wolał przemilczeć, niektórych wolał nie dostrzegać. Nie czuł się tutaj jeszcze na tyle komfortowo, na tyle pewnie, by w cokolwiek ingerować. Na razie raczej tylko się przyglądał i czekał na efekty. Nawet jeśli byłyby tragiczne - w końcu i tak nie było to jego życie. Ze śmiercią się już oswoił i nie robiła na nim jakiegokolwiek wrażenia.
    - Jestem udupiony przez najbliższe dwa tygodnie na dyżurach - uśmiechnął się krzywo. - Gdzieś do trzeciej przyjmuję pacjentów, do piątej sam tutaj siedzę, a później bez celu snuję się po szpitalu gdzieś do pierwszej w nocy - powiedział i znów odpalił papierosa. Jakże barwne było tu jego życie! Wprost idealne...

    OdpowiedzUsuń
  38. [ O Ty kurwa, na Murine mnie olałeś ;p
    e tam, Piti xd dalej jakoś nie mogę sobie tych kolczyków wyobrazić, no ni chuja mi nie pasują xd
    haha, ta, przez okno byś uciekał xd pff ^^ powiedz mu, żeby się pierdolił i nie był takim egoistą ;p ]

    - Jestem, ale u siebie w łóżku i gapię się w sufit do trzeciej, albo czwartej. Wstaję o szóstej i biegam wokół szpitala do siódmej, czasem do ósmej. I cykl się powtarza - zatoczył palcem koło w powietrzu i westchnął ciężko. - Jakieś takie nudne moje życie się zrobiło - mruknął i wypuścił dym z ust. Dobrze, że miał jeszcze chociaż używki.
    - Ale jak będziesz chciał to wpadaj. I tak marne szanse, że akurat będę spał. Tutaj mi to nie wychodzi - wzruszył ramionami.

    OdpowiedzUsuń
  39. Gdyby Tommy się głębiej zastanowił, albo choć miał do tego chęć, na pewno sądził by tak samo. Ale fakt, że wszyscy tak uważali, bardzo na niego wpłynął. Lęk przed zobaczenie krwi? I to by sobie na pewno przypomniał - hematofobia. Swego czasu dogłębnie przeglądał wszystko co może być z jego chorobami związane, zanim zostało zdiagnozowane.
    Na pokonanie tej całej insektofobii to mu się nie zbierało, ale ze swą drugą, równie cudowną powoli dawał sobie radę. No, nie dostawał napadów paniki przy wyglądnięciu przez okno z pierwszego piętra. Drugiego nawet już nie tak bardzo.
    Na swe nieszczęście, a może i szczęście czarnowłosy nie znał tu zupełnie nikogo. Albo nawet nie wydawało mu się że zna.
    W swój specyficzny sposób popatrzył na chłopaka.[druga rzecz po Ratiffie, kocham ten jego wzrok]
    - Mam się cieszyć, czy raczej nie? - spytał niewinnie, zabawnie marszcząc brwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Ratliffie*
      Jakby kogoś ten wzrok interesował(wątpię, ale muszę!), to tutejsze górne oczka: http://weheartit.com/entry/22695965/in-set/2505804-important ]

      Usuń
  40. [ No jak tutaj napisałeś dwa komentarze, a na Murine nic, dopiero przed chwilą ;p
    haha, szczerze? to dzieciaka w dresie, ale dlaczego, to nie mam pojęcia xd
    to możesz mu ode mnie jeszcze powtórzyć ;P
    nie no, muszę to kurwa powiedzieć, normalnie się stęskniłem za Tobą ;PP ]

    Roześmiał się i spojrzał na niego z politowaniem. Nie wiedział, ile chłopak tu był, ale najwidoczniej miał złe przeświadczenie o personelu.
    - Czy ty naprawdę sądzisz, że między drugą a trzecią w nocy ktokolwiek tu czegokolwiek pilnuje? Nawet jeśli ma obchód to sobie siedzi w kanciapie i drzemie, bo to kryzysowa godzina. Większych leni niż tutaj to jeszcze nie spotkałem - prychnął, po czym uśmiechnął się do chłopaka. - A nawet jeśli się do ciebie przyczepią, zawsze możesz poprosić żeby mnie wezwali - wzruszył ramionami.
    - Apophis - odpowiedział na jego pytanie i skinął głową, jakby na powitanie. - Ale to oficjalnie. Mów do mnie Tony i będzie ok.

    OdpowiedzUsuń
  41. [ Jeśli przez Ciebie jeszcze ktoś inny zacznie mnie tak nazywać, no to Cię kurde zamorduję ;p
    dres noszę tylko na treningu xd ja mam tylko trzy bluzy xd dwie do noszenia i jedną na treningi w terenie. A i tak prawie nigdy ich nie noszę, bo mi wiecznie jest gorąco, więc spadaj ;p
    "durnych rozmów", no to nas podsumowałeś, że ja pierdolę xd ]

    Dopalił papierosa do końca i zgasił go w popielniczce, a właściwie wrzucił go na utworzoną już w niej stertę niedopałków. Miał zaledwie dwa kroki do śmietnika, ale jakoś nigdy nie potrafił żyć w czystej, niezagraconej przestrzeni. Cały ten bałagan, który tak namiętnie tutaj tworzył dawał mu w jakimś stopniu poczucie bezpieczeństwa, jakąś namiastkę domu, przeświadczenie, że może jednak jakoś dostosuje się do tego miejsca.
    Spojrzał na chłopaka wyczekująco, ale gdy ten się nie odezwał, westchnął cicho, pojmując, że ma do czynienia z naprawdę trudnym typem. Ale w jakiś sposób nawet mu się to podobało.
    - A ty? - spytał w końcu i uśmiechnął się do niego zachęcająco. Przecież imię nie było raczej wielkim wkroczeniem w prywatność chłopaka. Dalej Tony i tak nie miał zamiaru się posuwać.

    OdpowiedzUsuń
  42. [ żegnaj się już z bliskimi, Patryś xd
    spierdalaj, to już nic nie powiem ;p
    teraz to i tak już się nie będę wywnętrzniał, także spoko ;p ]

    Przyjrzał mu się uważnie, próbując jakkolwiek go skojarzyć, ale nie był w stanie. W sumie, nic w tym dziwnego, rzadko kiedy zwracał uwagę na pacjentów, którzy nie byli mu przydzieleni. Wolał skupić się na swoich przypadkach, które i tak mu się już zaczynały mieszać. Z jednej strony to było fajne, że tak się różnili, ale z drugiej, byli w większości czystymi popaprańcami, których jego umysł nie był w stanie jeszcze ogarnąć.
    - Ok, zapamiętam - pokiwał głową i znów zaczerpnął kilka łyków wódki. Perspektywa upicia się w samotności, po raz kolejny, niespecjalnie go radowała. Ale w sumie nie miał żadnej innej.

    OdpowiedzUsuń
  43. [ nie bądź tego taki pewny ;p
    ej, kto jak kto, ale ja kurde nie strzelam fochów! ;p ja... ja się po prostu zamknąłem w sobie xd ]

    Zdawał sobie sprawę z tego, że chłopak jest pewnie na jakichś prochach, dlatego nawet nie namawiał go do niczego. Czasem zastanawiał się, czy te wszystkie tabletki przypadkiem nie wyrządzają jeszcze większej krzywdy pacjentom. Większość z nich snuła się po szpitalu jak na haju. Nie mógł być nawet pewnym, czy Kevin w ogóle cokolwiek będzie pamiętał następnego dnia, choć tym niekoniecznie się przejmował, bo wydawało mu się, że akurat chłopak zachowuje się dość przytomnie.
    Zdziwił się trochę, że ten ponownie usiadł, choć sprawiło mu to swego rodzaju przyjemność. Może nie było z nim tak źle?
    - Co nabroiłeś? - spytał i uśmiechnął się do niego szeroko. Jego samego wydalili z kilku liceów. Uwielbiał tamte czasy.

    OdpowiedzUsuń
  44. Pokiwał lekko głową, przywołując sobie przed oczy wszystkie tutejsze poranki.
    - Chyba wiem jak się czujesz...ja za każdym razem jak się budzę, i jeszcze leżę z zamkniętymi oczami myślę, że wciąż jestem w domu, a cały mój pobyt tutaj to jakiś głupi sen. A niestety tak nie jest - westchnął. - Może to nie to samo, ale też dziwne uczucie - dodał po chwili.

    OdpowiedzUsuń
  45. [ no i dobra ;p
    jakoś mnie tak zajebiście tekst ruszył. ]

    Spojrzał na niego ze zdziwieniem, a mina trochę mu zrzedła. W sumie, nie powinien się zdziwić taką odpowiedzią - większość tutejszych pacjentów była po próbach samobójczych. Ale gdy się tylko słyszy pogłoski to reaguje się zupełnie inaczej, niż w przypadku, gdy faktycznie poznaję się taką osobę. Na Tony'ego podziałało to trochę szokująco. Sam kiedyś myślał o tym, żeby ze sobą skończyć. Przez kilka miesięcy budził się i zasypiał z taką myślą. Ale coś wciąż go powstrzymywało. Może dlatego, że był to akt tchórzostwa? A może dlatego, że czuł, że ma tutaj niedokończone sprawy? Nie miał pojęcia.
    Przełknął głośno ślinę na wspomnienie tego, ile razy stawał na parapecie okna, po czym znów upił łyk wódki.
    - Żałujesz, że ci się nie udało? - spytał lekko zachrypniętym głosem. Miał wrażenie, że to niedługo Kevin będzie się musiał zabawić w jego psychiatrę.

    OdpowiedzUsuń
  46. [ ahaha, no Ty to na pewno już dawno ochujałeś xd ]
    http://youtu.be/w7ym0-UImuA kurde, nie wiem, czy wysyłałem to też Tobie, czy tylko Adze.
    "Life’s too short to even care at all
    I’m losing my mind losing my mind losing control
    And I run to the things they say could restore me
    Restore life the way it should be" ^^ ]

    Machinalnie uniósł ręce w obronnym geście i zaśmiał się cicho.
    - No spokojnie! Ja tutaj jestem ostatnim od prawienia kazań - powiedział i spojrzał na niego kpiąco. Wydawało mu się, że to jedno już sobie wyjaśnili.
    Ponownie przytknął butelkę do ust, ale ostatecznie odstawił ją na biurko, bo doszedł do wniosku, że nie chce schlać się przy obcym pacjencie. A lekkie szumienie w głowie już zdążył poczuć. Wszystko przez to, że siedział, zamiast trochę się poruszać.
    - Po prostu sam kiedyś chciałem tego spróbować, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem - wzruszył ramionami. - I właśnie nie wiem, czy żałuję, czy nie. Tak sobie... po prostu jestem, bez jakiegoś celu, ale też bez chęci do szczęścia, czy śmierci. Takie to głupie uczucie trochę - mruknął pod nosem i odpalił kolejnego papierosa.

    OdpowiedzUsuń
  47. Najbardziej irytowało go, gdy musiał coś komuś wielokrotnie powtarzać, albo do czegoś przekonywać. Irytował się, gdy ktoś nie chciał mu zaufać, co w sumie było z jego strony postawą idiotyczną, bo właściwie nie dawał nikomu żadnego powodu do zaufania. Zresztą, czasem miał problem z obdarzeniem tym uczuciem samego siebie.
    Wzruszył ramionami i powoli wypuścił dym z ust.
    - Może nawet kilka - mruknął i oblizał spierzchnięte wargi. - Może jakieś poczucie winy, albo bolesne poczucie jakiejś straty... - ciągnął beznamiętnym tonem i strzepnął popiół z papierosa. - To chyba właśnie to - pokiwał głową i spojrzał na chłopaka.
    - A u ciebie? Ogólne poczucie beznadziejności? - uniósł brwi w pytającym geście. Ostatnio aż za często posługiwał się ogólnikami.

    OdpowiedzUsuń
  48. - Nie, nie, nie. U mnie to było trochę inaczej. Strata i poczucie winy to dwa odrębne tematy - powiedział i jakby na potwierdzenie tych słów, nerwowo pokręcił głową, przy okazji gestykulując jeszcze rękoma. Kiedyś usiłował nad tym zapanować, ale niestety, wychowanie robiło swoje. Dlatego zawsze głośno się śmiał, głośno się kłócił, wykonywał zbyt wiele ruchów i był zbyt pewny siebie. Ot, greckie korzenie.
    - Wydawało mi się, że nie mam sumienia. No ale cholera jasna, jednak nie byłem takim cwaniaczkiem, za jakiego się miałem. A później jak już nie miałem z kim pogadać, to już w ogóle się pogrążałem - powiedział i włożył papierosa do ust. Wykręcił się i chwycił pierwszy stos gazet, które zrzucił na ziemię i chwycił następny, z którym zrobił to samo. W ten sposób utworzył niewiele miejsca na biurku, które wykorzystał do tego, by odchylić się trochę i w końcu położyć. Lubił czasem gapić się w sufit. Tak po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  49. Roześmiał się i wpadł w jakąś niekontrolowaną głupawkę. Nie wiedział dlaczego, ale sprawy duchowe zawsze go bawiły, tak samo jak szukanie jakiegokolwiek sensu i życia po życiu. Przecież tego u licha nie było. Było tu i teraz. Po prostu.
    - A co, z ciebie jakiś pieprzony katolik? - parsknął i lekko podniósł głowę by spojrzeć na niego ze zdziwieniem. Chociaż w sumie, słyszał, że ponoć wielu ludzi po psychiatryku, czy odwyku, się nawracało. Dla niego był to jednak tylko jeden wielki stek bzdur.
    - To musiałbyś się chyba do mnie zgłosić - podniósł rękę tak, jak zawsze robił to w podstawówce, gdy znał odpowiedź. - Psychopatą może nie jestem, ale trochę się na tym znam - powiedział, wciąż jeszcze rozbawiony, sam do końca nie wiedział czym.

    OdpowiedzUsuń
  50. Podświadomie zdawał sobie sprawę z tego, że może za dużo usłyszeć od chłopaka i jak zwykle, zablokował się przed tym. Robił tak zawsze, gdy to jemu zbierało się na zwierzenia, albo gdy ktoś chciał się przed nim otworzyć. Nie był do tego najlepszą osobą, w sumie nie całkiem chciał taką być. Pewnie zacząłby się wtedy kimś przejmować, a na to nie mógł sobie pozwolić.
    Podniósł się na łokciach, po czym przeniósł się do siadu prostego. Pewna powaga przy załatwianiu tego typu spraw, jeszcze w nim pozostała, pomimo, że minęły już prawie dwa lata, od kiedy umownie z tym skończył.
    - Nie stać cię - powiedział spokojnie. Faktycznie, był jednym z najlepszych w swoim fachu, ale też jednym z najdroższych.

    OdpowiedzUsuń
  51. Nie lubił określenia morderca, bo takie kojarzyło mu się z jakimś psychopatą, albo hołotą, która postanowiła zabawić się w pozbawianie życia innych ludzi. Tacy ludzie od razu byli wyłapywani, bo odwalali fuszerkę. On natomiast wolał określać się mianem płatnego zabójcy, a to dlatego, że wykonywał tylko zlecenia, no i miał pewne zasady, dotyczące między innymi kobiet i dzieci. I przede wszystkim się na tym znał i zawsze był znakomicie przygotowany.
    - Nie - powiedział spokojnym tonem. Nie wiedział dlaczego, ale branie za to pieniędzy jakoś tłumiło wyrzuty jego sumienia. Wtedy traktował to jako pracę, dzięki której mógł wieść godne życie.

    OdpowiedzUsuń
  52. - A ja do Koupio - powiedział, wzdychając. - - Może i byłem mały, gdy tam mieszkaliśmy, ale...było tam tak magicznie i pięknie - mruknął smutnym tonem. - No i nie chorowałem. A Ty... - zawahał się. - Hmm...a Ty zawsze... - motał się, bo nie mógł tak po prostu wypalić "masz normalną rodzinę?". - Skąd Ty pochodzisz? - wydusił w końcu.

    OdpowiedzUsuń
  53. Spojrzał na niego spokojnie i wzruszył ramionami.
    - Z dziesięć patyków. Ale przy tobie musiałbym upozorować samobójstwo, a to komplikuje mi życie, więc musiałbyś dopłacić jeszcze z pięć - powiedział i odpalił papierosa. Niespecjalnie widziało mu się zrobić krzywdę temu chłopakowi. Właściwie, nawet gdyby cudem zdobył pieniądze to i tak by się do tego nie posunął. Najzwyczajniej w świecie było mu go szkoda. Rzadko spotykał się z tak zdesperowanymi ludźmi.
    - A teraz oddaj mi agrafkę - powiedział i wyciągnął dłoń w jego kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  54. Zdziwiło go trochę, że chłopak dalej ciągnie ten temat. Myślał, ba! był przekonany, że taka kwota go skutecznie odstraszy. Co prawda, nawet nie łudził się, że Kevin nagle odnajdzie jakiś sens życia i myśli o samobójstwie odejdą w niepamięć, ale liczył na to, że przynajmniej jego samego nie będzie w to mieszał.
    Patrzył na niego przez jakiś czas, aż w końcu nie wytrzymał i nerwowo odepchnął się od biurka, by odejść na te zacne trzy kroki, jakie liczył sobie gabinet.
    - Nie uważasz, że to idiotyczne? - odwrócił się w jego stronę. - Nie myślałeś o tym, żeby jakoś się tutaj ogarnąć i wyjść znowu do świata i wreszcie go posmakować? Cholera jasna, chłopie, nie może być z tobą aż tak źle, bo jakoś jeszcze nie odniosłem wrażenia, że gadam z kompletnym wariatem.

    OdpowiedzUsuń
  55. Pokręcił głową i westchnął cicho.
    - Ale kto tu mówi do wracania do czegoś, czy do kogoś? Nie chciałeś kiedyś zacząć z zupełnie czystą kartą? W obcym miejscu, wśród obcych ludzi? - powiedział i mimowolnie uśmiechnął się szeroko na samą myśl o tym. On o tym marzył i nawet próbował, tyle, że jemu niekoniecznie to wyszło, bo skończył tutaj. - Jak już chcesz umrzeć to zrób to w spektakularny sposób! Skocz ze spadochronu, tyle tylko, że go nie otwórz. Albo idź popływać z rekinami, ale wyjdź z klatki. Cholera jasna, masz tyle możliwości! - powiedział z przesadnym już entuzjazmem i jakby na potwierdzenie tych słów rozłożył szeroko ręce.
    Jego nastrój jednak opadł w momencie, gdy dotarły do niego następne słowa chłopaka. Oparł się o ścianę i odwrócił głowę.
    - Kumpel zginął na moich rękach. Mój zajebisty człowiek, jedyny na którym mi zależało, został kurwa zastrzelony stojąc dwa metry ode mnie. A ja go nie uratowałem. Nawet jeszcze nie pomściłem - powiedział cicho i odruchowo zacisnął dłoń w pięść.

    OdpowiedzUsuń
  56. - Och - mruknął tylko. Często zastanawiał się, jacy są ludzie z tego miejsca. Czy inni, bardziej hardzi, czy może tacy sami? - Jak...jak tam jest? - spytał niby odważnie, ale patrząc się w ziemię. - W sierocińcu - uściślił. - Jak nie chcesz to nie odpowiadaj - dodał szybko. Wiedział, ze takie pytanie jest trudne i mimo wszystko prywatne, wiec czuł się bardzo niepewnie, ale tak bardzo chciał wiedzieć! Doskonale wiedział, że gdyby nie siostra prawdopodobnie sam by trafił do domu dziecka.

    OdpowiedzUsuń
  57. [Odpowiedź w 7 minut, i to dobra odpowiedź, ustanawiam nowy rekord! .W.]

    To samo jest z chorobą psychiczną, czy z fobiami...gdy ktoś się o tym dowiadywał, zaczynał traktować go zupełnie inaczej, obchodził się ostrożnie, bądź unikał kontaktu, był nadwrażliwy na wszystko co się mogło z tym wiązać... a Tommy pragnął normalności, czuł, że tylko w ten sposób może taki stać się na powrót. Wszyscy Ci lekarze, i inni chorzy sprawiali, że świadomość choroby była tak silna, że aż nie do pokonania.
    Wolno pokiwał głową, znów w zamyśleniu.
    - Tak myślałem - powiedział po chwili wahania. - Przepraszam za te wszystkie pytania, chyba jestem trochę nachalny - mruknął, patrząc się spod zbyt długich jak na chłopaka rzęs.

    [W sumie to dziadostwo to i ja szybko napisałam. Lubię mojego wena. Chyba się odobraził.]

    OdpowiedzUsuń
  58. Tuomas Totuus8.08.2012, 00:05

    [Gdzie Ty masz kurfa gniota, pokaż palcem! XD Przy Twoim gniocie to ja kurde piszę zmielone i przeżute gnioty. Wybacz, o tej godzinie me zachowanie i pisanie wygląda właśnie tak. XD
    No, a ja nie mam weny, mam wena rodzaju męskiego imieniem Stefan.]

    - To dobrze - odpowiedział z mimowolną ulgą i uśmiechem(też mimowolnym).
    Na szczęście czarnowłosy takich dylematów nie miał, cieszył się, ze ktoś z nim rozmawia. I zdaje się go lubić, w każdym bądź razie znosić i tolerować. Chwilowo przestał nawet zwracać uwagę na chłód i "inność" tego miejsca, czuł się normalnie. Na tyle normalnie na ile można w psychiatryku.

    [Tu masz gniota.]

    OdpowiedzUsuń
  59. [Mi zawsze, szczególnie jak staram się być poważna. XD
    Pozdrowiony. Może za to do mi coś względnego napisać.
    Swoją drogą, Stefan: http://tnij.org/rppy ]

    Niezbyt dobrze ukrył zaskoczenie i nagłe przerażenie.
    - Nie - odpowiedział przez zaciśnięte gardło. Wsunął palce w swoje długie włosy i niby je przeczesał, co chwila zaciskając w pięść. - No bo...jestem tu od tygodnia i nawet nie wiem jak tam dotrzeć - powiedział po chwili, już spokojniejszym głosem. Wcześniej o tym nawet nie myślał, a teraz... No ale jeszcze się bał. Nie tego, że go przyłapią, a tego, że dach to przecież wysoko jest...a Tommy ma lęk wysokości, duży lęk wysokości. Chociaż wiadomo, że na pewno jest tam...fajnie. I ładnie. I cicho.
    Głupie fobie.

    OdpowiedzUsuń
  60. [Nie wiem czy nie zostałam pominięta, jeżeli było aż tak źle to trzeba było powiedzieć xd]

    OdpowiedzUsuń
  61. [Cholera, nie zauważyłam. Zdjęcie postaram się zmienić, jeśli znajdę coś równie satysfakcjonującego, a z tym może być mały problem. Wątek mogę zacząć, pewnie, o ile nie masz z tym problemu, że ja i Kevin kochamy się w tym samym facecie.]

    OdpowiedzUsuń
  62. [O nikogo innego. Dla sprostowania: jestem autorką Sho.]
    Ulokowano go w pokoju tuż obok izolatki. Od początku sądził, że będzie to niemały problem, aczkolwiek nie przypuszczał, iż spokojną noc będzie miał udaremnioną już pierwszej doby. Zbolały pacjent zamknięty w owym pomieszczeniu tortur krzyczał żałośnie już od samej kolacji.
    Po kilku godzinach bezcelowego rzucania się po łóżku i walczenia z idiotyczną chęcią rozwalenia sobie głowy o ścianę, byle być jak najdalej od źródła tego szaleństwa, wreszcie podnosi się, wciąga na siebie luźną bluzę i nie kłopocząc się z odnalezieniem butów, brnie w kierunku tego istnego karceru.
    - Dorian, Dorian, cóż to za Dorian? - mruczy pod nosem, mimochodem pocierając dłonią kark, by wreszcie ulokować się pod oszklonymi drzwiami i wbić spojrzenie w nerwowo przemierzającą izolatkę postać.
    - Krzyczysz tak od wieczora, nie można spać... Nie, żebym w innym wypadku zasnął, ale po prostu szkoda Twojego gardełka. Rano zapewne będziesz miał niezłą chrypę. - Mówi dużo i niepotrzebnie, bo to ma w tendencji. Bo żyje w przeświadczeniu, że słowa uspokajają. Jego głos, wciąż zaspany i zabawnie ochrypnięty odbija się złowrogo od pustych ścian, mimo to bezproblemowo trafiając przez grubą szybę do uszu odbiorcy.

    OdpowiedzUsuń
  63. [Właśnie się zastanawiałam czy żyjesz. :D Normalnie w jednym momencie znikłeś Ty, Tony i Charlie. D:
    A Stefan, wiadomo! Ale teraz mu się oczy zmyły. ._.
    Ja zaglądam ciągle, odpisuje różnie. Ale jak mam podły humor to najlepiej to wychodzi.]

    Przygryzł wargę szybko się zastanawiając. Chciałby iść, ale tak się bał wysokości, szczególnie ze tu na dachu musi być z dziesięć metrów...chociaż w sumie...mogłoby być ciekawie. Może by trochę przezwyciężył strach.
    Wziął głęboki oddech i zdecydowanie podniósł wzrok.
    - W sumie tak - powiedział powoli. - Z kimś to co innego - dodał z tym swoim nieświadomym uroczym uśmiechem.
    Wewnętrznie się stresował, ale...nie okazywał tego. Wyglądał spokojnie, aż dziwnie.

    OdpowiedzUsuń
  64. [Witam, witam i o wątek pytam]
    //Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  65. [Dobra, dobra. Szału nie będzie bo póki co jeszcze się na dobre nie wkręciłam]
    Jej pierwszy dzień tutaj był straszny. Najpierw wmusili jej lekarstwa, potem siłą zaciągnęli na terapię. I jeszcze ta dziwna, nieprzypominająca jedzenia zielona breja na obiad. Nie zjadła ani kęsa, wolała już głodować. Na dodatek przez cały dzień nie spotkała żadnego mężczyzny, co w jej przypadku musiało być męczące. Na szczęście nie była w izolatce tylko w normalnym pokoju, dzięki czemu bez problemu wymknęła się wieczorem. I nie obchodziło jej, że nie można było już spacerować. Ustała na końcu korytarza drugiego piętra przy wielkim okratowanym oknie i na chwilę zapatrzyła się w przestrzeń za nim. Już tęskniła za wolnością. Z zamyślenia wyrwały ją czyjeś kroki. Miała cichą nadzieję, że nie żadnego strażnika (o ile tu takowi byli), bo wolałaby już spotkać seryjnego morderce niż być z powrotem zamknięta w pokoju i "uspokojona" zastrzykiem.

    OdpowiedzUsuń
  66. [Ja zawsze mam aż za bardzo spieprzony humor, chętnie się podzielę]
    Podążyła za nim wzrokiem i cichym krokiem zaczęła iść za nim w nadziei, że doprowadzi ją do jakiegoś jedzenia a jeśli nie to przynajmniej do jakiejś rozrywki. Trzymała się na pewien dystans i stąpała najdelikatniej jak tylko było to możliwe. Na szczęście zawsze była pełna gracji i wdzięku, którego pozazdrościłaby jej niejedna tancerka. Zmarszczyła brwi kiedy mężczyzna chwycił się poręczy. Coś musiało być nie tak a ona i tak nie miała nic ciekawszego do roboty więc ustała za nim i postanowiła się odezwać. W najgorszym wypadku zadźga ją nożem, nic wielkiego.
    -Coś się stało? - szepnęła aby go nie wystraszyć.

    OdpowiedzUsuń
  67. Wzruszyła lekko ramionami i również ruszyła dalej ale nie biegła tylko powoli szła. Jej tam się nigdzie nie spieszyło. W końcu ku jej uciesze okazało się, że mężczyzna szedł do kuchni. Wśliznęła się tam za nim i zaraz zaczęła buszować po szafkach. Nie minęła chwila kiedy znalazła ciastka czekoladowe, usiadła na blacie kuchennym, rozbroiła paczkę i zaczęła chrupać popijając jakimś sokiem wieloowocowym.

    OdpowiedzUsuń
  68. Nie spuszcza spojrzenia z wątłej sylwetki mężczyzny, wciąż oczekując na jakąkolwiek werbalną reakcję z jego strony. Gdy taka nie następuje, wzdycha bezgłośnie.
    - Nic nie powiesz, co? Nie szkodzi, mogę mówić za Ciebie. - Uśmiecha się lekko, zupełnie bezpodstawnie, by kolejno absurdalnie zamilknąć na dłuższą chwilę. Dopiero wtedy przestaje wpatrywać się w niego tak natarczywie, jedynie na rzecz rozejrzenia się po korytarzu.
    - Bożee, chce mi się tak kurewsko palić - jęczy przeciągle, wzrokiem znów powracając do wnętrza izolatki. - To absurd, żeby nie można było palić w psychiatryku. Nic tak nie koi nerwów jak papieros. Chociaż mówią, że cukier działa podobnie. Mam żelki. Chcesz? - Przechyla głowę zabawnie w bok, z kieszeni luźnej bluzy rzeczywiście wyciągając paczkę żelków.
    - Pewnie nawet, gdybyś mógł, to byś ich nie wziął, co? Za chudy na to jesteś - stwierdza zupełnie swobodnie, zanurzając smukłe palce w opakowaniu, by kolejno przetransportować jedną z żelek wprost do własnych warg.
    Adam Lester

    OdpowiedzUsuń
  69. [ Za wizerunek wzięty jest spalony tost, mam rację? Pasuje mi on do charakteru Kevina. Chętnie zaczęłabym jakiś wątek, ale brakuje mi na niego pomysłu. Masz może jakieś wymogi odnośnie relacji między panami? Mają się znać? ]

    OdpowiedzUsuń
  70. Skoro już musiał tu być i skoro jeszcze jakimś cudem nie zabrali mu aparatu, postanowił trochę rozejrzeć się po najbliższym otoczeniu i kto wie, być może uda mu się zobaczyć coś ciekawego przez obiektyw. Pogoda dopisywała, wyszedł więc na wewnętrzny dziedziniec i zadarł głowę do góry, zaglądając w okna budynku. Cóż, trochę przyciemnić, trochę postarzeć i nawiedzony szpital jak nic. Podniósł aparat i zaczął robić zdjęcia, a już za chwilę nie było go dla świata, zapominał się na tyle, że nie zauważał nawet ludzi przechodzących obok niego.

    OdpowiedzUsuń
  71. Kiedy przebywasz tyle lat w szpitalu psychiatrycznym, musisz pamiętać o tym, że trzeba mieć oczy dookoła głowy i zawsze być czujnym. Dlatego zawsze, ale to absolutnie zawsze ufał swojemu instynktowi i jeśli coś kazało mu spieprzać to spieprzał, a jeśli coś kazało mu się odwrócić, bo prawdopodobnie ktoś wwierca mu się spojrzeniem między łopatki, to odwracał się. Zawsze, teraz też. Zmrużył oczy, widząc drobnego chłopaka, siedzącego na pobliskiej ławce, który wbijał w niego swoje lazurowe spojrzenie. Dorianowi wydawało się, że skądś go zna, ale Dorianowi wydawało się w życiu już wiele rzeczy, które okazały się tylko... wydawaniem. Zawiesił aparat na ramieniu i wsunął dłonie do kieszeni spodni, podchodząc powoli do chłopaka, w pamięci przeszukując imiona i nazwiska, by dopasować któreś do twarzy którą widział.
    - Daniels... - powiedział w końcu, kiedy był już naprawdę blisko i zatrzymał się przy ławce - Proszę, proszę, nie spodziewałem się Ciebie tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  72. Fabian był zmęczony, nie mógł spać od dwóch, albo trzech dni. Oczy miał podkrążone, czego nawet jego misterny makijaż nie potrafił ukryć, a nawet pogarszał efekt wypalenia życiowego. Kiedy chłopak go zmył, skóra wokół oczu była czerwona, ale nawet się tym nie przejął. Wciągnął przez głowę czarną bluzę, na tyłek nasunął jakieś jeansy i siedział prawie cały dzień w pokoju, gapiąc się w ścianę.
    Dwa razy go odwiedzono. Raz była to pielęgniarka, zdziwiona ciszą i spokojem. Następnego przysłali psychologa, a właściwie stażystę. Zamienił z Fabianiem kilka zdań i zmył się.
    Gdy Maverick spojrzał na zegarek była pora kolacji, toteż zwlókł się niechętnie z pościeli i udał do stołówki. Rekordowo dużo stolików stało pustych, dlatego odnalezienie Kevina wśród kilku pozostałych osób nie zajęło mu dużo czasu. Podszedł do niego od tyłu i zmierzwił mu włosy.
    W przypadku każdej innej osoby, którą znał i lubił, pewnie Kevin dostałby całusa w policzek, albo został przytulony, ale Maverick wiedział że w tym przypadku to się nie sprawdzi.
    - Co tak sam siedzisz, młody? - mruknął z uśmiechem.
    W towarzystwie Danielsa starał się okazywać tę bardziej pozytywną stronę siebie. - Znowu nic nie jesz? To ci nie pomoże się stąd wyrwać, kocie.

    [ Dobra, zaczęłam. W razie jakby coś, to wal ;p ]

    OdpowiedzUsuń
  73. Przyglądał mu się uważnie, Kevin nieco zmężniał, wydoroślał, ale jednocześnie zdawało się, że jest jeszcze bardziej wątły niż wcześniej, że zaraz się złamie i Dorian doskonale wiedział, że on sam bardzo się do tego przyczynił. Widział jak Kevin unika jego spojrzenia. Kucnął przed nim, żeby być bliżej, a jednocześnie nie naruszać jego przestrzeni. W końcu miał do tego jak najmniejsze prawo, a nie chciał wyprowadzać go z równowagi.
    - Przenieśli mnie z Sheffield - powiedział spokojnym, lekko zachrypniętym głosem - Diego nie mógł zrobić dla mnie nic więcej - odpowiedział wymijająco, ale też zgodnie z prawdą. Złote oczy dokładnie lustrowały profil Danielsa, przyglądając się drobnym, lecz zauważalnym zmianom w jego wyglądzie.
    - A Ty? Co tu robisz? Co się z Tobą działo kiedy zniknąłeś z Sheffield? - zapytał łagodnie, siadając na żwirowanej ścieżce przy ławce i zaplatając długie palce dłoni na kolanach.

    OdpowiedzUsuń
  74. Nie, tylko nie płacz. Nie rób mi tego, Daniels! Nie mógł nie zauważyć, jak oczy Kevina napełniają się łzami. Zawsze wydawało mu się, że potrafił czytać w tym chłopaku jak w otwartej książce, ale teraz sam nie wiedział... A może wiedział, tylko nie potrafił się sam przed sobą przyznać jak bardzo zranił kiedyś tego chłopaka i ile dla niego znaczył...
    Dorian, ty sukinsynu... Skarcił się w myślach i nie zastanawiając się zupełnie, podniósł się z ziemi, siadając na ławce obok Kevina
    - Spokojnie... - powiedział cicho, ostrożnie kładąc mu dłoń na ramieniu i przesuwając na plecy - Oddychaj, Kevin... - pogłaskał go uspokajająco.

    OdpowiedzUsuń
  75. Westchnął ciężko, nie chcąc nawet myśleć jak bardzo namieszał i jak bardzo spieprzył chłopakowi w życiu. I może teraz właśnie też to robi, w końcu ich ostatnie spotkanie, jeszcze w Sheffield nie zakończyło się różowo. Lecz kiedy poczuł jak chłopak do niego przylega, coś pękło. Nie mógł po prostu wstać i zostawić go samego. Kolejny raz... W jakiś sposób czuł się odpowiedzialny za niego. Objął go ramionami, przytulając do siebie.
    - Już dobrze... - szeptał cicho i głaskał go po miękkich włosach - Wszystko będzie dobrze... Tylko nie płacz, bo nie zniosę tego...

    OdpowiedzUsuń
  76. Więc Dorian się zamknął, tak jak chciał tego Kevin i po prostu pozwolił mu zmoczyć swoją koszulkę. Pozwolił mu płakać, a jeśli chciałby mu wykrzyczeć w twarz cały żal, złość i cokolwiek jeszcze, to Dorian nie miał zamiaru się przed tym bronić. Właściwie... Kevin już dawno powinien mu przypierdolić, raz a porządnie. Za wszystko.
    Zamknął oczy, czując drżenie obejmowanego ciała i tylko głaskał go uspokajająco po plecach. Właściwie... Teraz to do Danielsa należał ruch, który miał zdecydować o ich dalszych relacjach. Czy będą się tolerować, nienawidzić... cokolwiek.

    OdpowiedzUsuń
  77. Zagryzł wargę i odsunął go lekko go od siebie, zaglądając w załzawione oczy i ocierając płynące po policzkach łzy.
    - Chciałbym, Kevin - powiedział cicho, nie zabierając palców z jego twarzy, głaszcząc lekko jasny policzek - Uwierz mi, że cholernie chciałbym być na tyle pewny, na tyle ufać samemu sobie, że mógłbym składać obietnice. Ale tak nie jest... Nie mogę Ci obiecać, że nie zniknę, mogę powiedzieć, że postaram się zrobić co tylko będę mógł, żeby tak się nie stało... - powiedział poważnie, ufając, że Kevin zrozumie.
    Nie mógł teraz ufać samemu sobie. Może kiedyś, ale jeszcze nie teraz.

    OdpowiedzUsuń
  78. - I co? Może mi jeszcze powiesz, że chcesz tu siedzieć, co? - mruknął z niedowierzaniem w głosie. Pokręcił głową na boki i przysunął się krzesełkiem bliżej stołu, powodując tym trochę hałasu.
    - A samolocik za Fabianka zjesz? Tylko jeden? - spytał, spoglądając to na łyżkę zanurzoną w owsiance, to na Kevina. - No weź, troszeczkę. Bo ja też nie będę jadł. - spróbował zaszantażować, bo chyba tylko to zostawało, jeśli prośby i nakazy nie działały.
    Niektórzy wracali do zdrowia właśnie dzięki szantażowi emocjonalnemu, chociaż Maverick średnio wierzył w skutkowanie tej metody.
    Cóż, najwyżej znowu się nie uda.
    Spróbować nie zaszkodziło.
    Teoretycznie.

    OdpowiedzUsuń
  79. - Kevin... - wyszeptał jego imię, znów go do siebie przytulając i rezygnując z próby mówienia czegokolwiek. Mówienie mu nie wychodziło, nie teraz, nie przy nim, kiedy wszystkie zadry z przeszłości znów zaczęły się jątrzyć i krwawić.
    - Przepraszam - powiedział jeszcze ciszej, był mu to winien, przynajmniej tyle, za te wszystkie zawiedzione nadzieje.
    Jeśli kiedykolwiek będziesz potrafił mi wybaczyć...
    Zadrżał, kiedy dosięgnął go silniejszy powiew wiatru. Poczuł gęsią skórkę na ramionach.
    - Wejdziemy do środka? - przeczesał palcami miękkie włosy Danielsa.

    OdpowiedzUsuń
  80. - Oczywiście, kochanie. Posprzątam, potem wytrę ci buźkę, obejmę czule ramionami i dam ci całusa w nos, mamrocząc coś o tym, jaki byłeś dzielny i grzeczny. Czyż to nie jest kusząca propozycja? - mruknął z lekkim rozbawieniem.
    Maverick nie sądził, że w ogóle można go polubić, darzyć sympatią. Twierdził, że za szybko dostawał świra, by między atakami zdobyć przyjaciół i jeszcze ich do siebie nie zrazić. Tutaj, w szpitalu, wyglądało to trochę inaczej. Łatwiej zawierał kontakty i nikt nie dziwił się, słysząc jak godzinami zdziera sobie gardło w izolatce.

    OdpowiedzUsuń
  81. Dorian widział to uciekające spojrzenie, te usilne próby zachowania dystansu, które i tak spełzły na niczym w chwili kiedy Kevin sam do niego przylgnął. Wciągnął głęboko powietrze w płuca i delikatnie ujął podbródek Kevina, zmuszając go by spojrzał mu w oczy.
    - Chodź do środka - powiedział powoli, łagodnie, z ledwo wyczuwalnym naciskiem - Cały się trzęsiesz, a pozwolą Ci wyjść jeszcze nie raz, zobaczysz - był w stu procentach pewien swoich słów. Nie nadawał się do leczenia ludzkich dusz, ale tę jedną jedyną wiedział, że mógłby przynajmniej trochę wyprowadzić na prostą, rozgarniając mroki przeszłości.
    - To jak, idziesz? - uniósł delikatnie brew, patrząc głęboko w oczy Kevina,

    OdpowiedzUsuń
  82. Wstał z ławki, widząc, że Kevin jednak przystał na jego propozycję. Wcisnął dłonie w kieszenie spodni, grzebiąc za papierosami. Znalazł, zapalił jednego i poprawił aparat wiszący na ramieniu. Zaciągnął się mocno, kierując w stronę wejścia do szpitala.
    - Tak właściwie... to gdzie Cię ulokowali, hm? Ja, pokój 72, drugie piętro, tylko nie wiem czy masz ochotę wpaść do mnie - zawahał się - Jeśli nie to możemy pójść do Ciebie, albo na stołówkę - dodał luźniejszym tonem, kiedy zdał sobie sprawę jak to może brzmieć, że zaprasza go do siebie. Przecież nie chciał go od razu spłoszyć...
    Dorian, jesteś królem subtelności, psia mać.

    OdpowiedzUsuń
  83. Kiedy zamykano Fabiana w izolatce zazwyczaj nie był już sobą. Odzywał się w nim gość pogrążony we wściekłości, zupełnie obcy i nikomu nieznany. I ten gość musiał się wyżyć, żeby Maverick mógł wrócić do normalnego życia. Kiedy ten gość się wyżywał, to nie zauważał, że ktoś oddycha pod drzwiami izolatki, nie czuł się obserwowany, ani zaszczuty.
    To było głupie, ale prawdziwe.
    Fabian miał nadzieję, że po wyjściu z tego szpitala poczuje się normalniej wśród ludzi i może nareszcie zacznie się czuć w grupie lepiej niż w osamotnieniu.
    - Aj, jęczysz jak stara baba, która zgubiła sztuczną szczękę i nie ma jak teraz dziamać na wszystko co ją otacza. - mruknął, ale posłusznie wstał i podreptał za nim. Wysuwając krzesło znowu narobił szumu, ale Fabian nie byłby Fabianem, gdyby czegoś przynajmniej raz dziennie nie odwalił.

    OdpowiedzUsuń
  84. Nie był zaskoczony tym delikatnym całusem, bo właśnie tego bardziej się spodziewał po Kevinie, niż wygłaszania jakichś niewiarygodnie długich litanii na temat tego uczuć.
    Uśmiechnął się pod nosem i wyciągnął ręce w jego stronę. Chociaż w sumie na tym też skończył, bo miał tą przykrą świadomość, że Daniels może nie chcieć być przytulonym, tak samo jak nie chciał zjeść trochę tej brei, na stołówce.
    - Też cię lubię, chudzielcu. - mruknął, ciemnowłosy i wyszczerzył zęby w pogodnym uśmiechu. - Ale wiesz, że kochanego ciałka nigdy zbyt wiele? Jakby ci się przytyło kilka kilo, to serio nie byłbym zły. - dodał z rozbawieniem.

    OdpowiedzUsuń
  85. - Najwyżej - wzruszyła ramionami - Co mi zrobią? Zabiorą mi fajki i zapalniczkę? Sam wiesz, że to bez celowe, zawsze się znajdzie ktoś kto będzie tak dobry i użyczy ze swoich ukrytych zapasów - spojrzał przez ramię na stażystę, który jednak w ogóle nie patrzył w ich stronę.
    Zanim doszli do drzwi, Dorian wypalił papierosa i rzucił niedopałek w pobliskie krzaki, otwierając przed Kevinem drzwi.
    - Zdaje się, że pewne rzeczy się nie zmieniają, co? - powiedział, mając na myśli to, że Daniels od razu zastrzegł, że nie chce iść na stołówkę. Dorian w mig przypomniał sobie dlaczego - To może... pójdziemy do Ciebie? - spytał ciszej, przypominając sobie puste ściany nowego pokoju i aż się wzdrygnął. Nienawidził go już od pierwszej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  86. - Hmm... masz rację - zgodził się z nim cicho, wchodząc za nim do budynku. Drzwi zamknęły się z ledwie dosłyszalnym kliknięciem i Dorian westchnął. Kevin miał rację, ze wszystkim... Wszystko co do tej pory się zmieniło, także w życiu Doriana, zmieniło się na gorsze. Dużo gorsze, chociaż dzisiaj i tak miał jeden ze swoich lepszych dni. Co do samego szpitala Daniels też miał rację. Tu zapewniali minimalny standard, żeby sprostać wymogom czegoś tam, a Sheffield... Sheffield było domem, chociaż dziwnie mówić tak o wariatkowie, to jednak tak było.
    W milczeniu wspinał się za Kevinem na drugie piętro i złapał się na tym, że czeka aż ten otworzy drzwi, zupełnie jakby zapraszał go do domu, a tutaj nawet nie było zamków w drzwiach. Po prostu wchodziłeś i już, co niemiłosiernie Doriana wkurzało, bo od pewnego czasu kochał swoją samotność, nie dopuszczając do siebie nikogo. Drzwi bez zamka wydawały się teraz problematyczne...

    OdpowiedzUsuń
  87. Zamruczał, czując jak Kevin go przytula. W pierwszym odruchu miał ochotę go ścisnąć jak pluszowego misia, ale przypomniał sobie o tym, że chłopak mógłby wyjść z tego z obrażeniami typu połamane żebra, więc się powstrzymał.
    - A ciebie co dzisiaj na takie amory wzięło, chudzinko? - spytał z rozbawieniem.
    Cały dzień miał paskudny humor, który potęgowała szarość za oknami, ale teraz Fabian czuł, że wykwita w nim pewnego rodzaju szczęście.
    - Gdzie mnie chcesz zaprowadzić, bo chyba nie wracamy na stołówkę? - zadał kolejne pytanie, mimo, że jego rozmówca jeszcze na poprzednie nie zdążył odpowiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  88. Dorian wzdrygnął się na myśl o izolatkach. Kiedy Kevina nie było już w szpitalu, a on stracił męża, często tam trafiał i jakoś nie przypominał sobie, żeby miło wspominał ten czas, kiedy niemal gryzł ściany z rozpaczy i bólu. Podszedł do niewielkiego biurka i przesunął palcami po blacie. Czego on właściwie oczekiwał przychodząc tutaj? Czego chciał? Zamknął na chwilę oczy, oddychając głęboko, dopiero kiedy się uspokoił, odwrócił się do Kevina, opierając kością ogonową o biurko.
    - No... nie najgorzej - kącik jego ust drgnął w niezdarnym uśmiechu - Jak Ci się tu żyje? Jak... Ty się czujesz?
    Szlag, Dorian ależ Ty się zrobiłeś drętwy na starość...

    OdpowiedzUsuń
  89. Dorian czuł jak Kevin mu się przygląda, chociaż on sam wcale na niego nie patrzył. Czuł to specyficzne mrowienie na karku, kiedy ktoś na niego patrzył. Odbił się od biurka i podniósł wzrok na Kevina, podchodząc do niego bardzo blisko. Oparł dłonie na parapecie, po obydwu stronach jego ud i zajrzał w lazurowe oczy.
    - Gapisz się - stwierdził spokojnie, a całe napięcie i ta dziwna atmosfera nagle przestały mu towarzyszyć, kiedy tak niemal dotykał twarzy Kevina swoim nosem.

    OdpowiedzUsuń
  90. W Dorianie coś drgnęło, kiedy zobaczył nieśmiały uśmiech na twarzy Kevina. Pierwszy od tak dawna. Coś w nim nieznacznie urosło i połaskotało od środka. A to, że Daniels się uśmiechał, sprawiało, że uśmiech Doriana również urósł, mniej wymuszony, mniej nieszczery niż zazwyczaj. A jeszcze ten cichy szept, który jakimś cudem podniósł włoski na karku złotookiego.
    - Spokojnie - dopowiedział równie cicho - Jeszcze zdążysz się napatrzeć - owiał ciepłym oddechem wargi Kevina, tak blisko stał - Jak bardzo tęskniłeś? - spytał prowokacyjnie, mrużąc oczy i jeszcze zmniejszając dystans między nimi, teraz już otwarcie naruszając przestrzeń osobistą chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  91. Dorian odruchowo trącił nosem nos Kevina, układając dłonie na jego udach i delikatnie masując je kciukami. Zmrużył oczy, czując jak rośnie napięcie między nimi, ale takie z gatunku tych przyjemnych.
    - Nie będę - wymruczał kusząco - Ale w takim razie mi pokaż - poprosił, trochę zażądał, patrząc w lazurowe tęczówki, dłońmi przesuwając po bokach jego ud.

    OdpowiedzUsuń
  92. Mruknął przeciągle, czując ciepłe wargi Kevina na swoich. Teraz, kiedy już czuł, że ma nieme przyzwolenie... Jedną dłoń przesunął na talię chłopaka, obejmując go i stając wygodnie pomiędzy jego rozłożonymi udami, a drugą lekko ujął jego podbródek, całując go delikatnie, niespiesznie ocierając się o wargi, to znów trącając je językiem. Zamruczał cicho, zanim przygryzł jego dolną wargę i czule zassał pomiędzy swoje, by zaraz przerwać pocałunek...
    - Świetnie smakujesz - wyszeptał owiewając jego wargi oddechem.

    OdpowiedzUsuń
  93. Zadrżał czując dotyk na karku. Tak dawno nikt go tam nie dotykał, że już zapomniał jakie to miejsce jest wrażliwe. Spojrzał na Kevina i uśmiechnął się, zaraz wracając do pocałunku, który przerwali, tym razem robiąc to mocniej, pewniej, bardziej niecierpliwie. Podgryzał i ssał jego wargi, dłońmi wsuwając się pod koszulkę, palcami badając chude ciało chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  94. Nie spodziewał się tego, że ten nieśmiały, zahukany chłopak przejmie inicjatywę, ale cieszył się, że Kevin się zmienił i pozwolił mu teraz działać, dając mu lepszy dostęp do swojej szyi i przesuwając dłońmi po jego plecach, lekko drapiąc skórę palcami, to znów dotykając wystającego kręgosłupa, co raz bardziej podciągając jego koszulkę, aż w końcu w pewnym momencie po prostu zdjął ją z niego szybko i rzucił gdzieś na podłogę, zaraz ustami badając linię jego obojczyków.

    OdpowiedzUsuń
  95. Dorian mruknął cicho, przesuwając usta na szyję Kevina, zostawiając na niej ciemniejące ślady. Dłonie niecierpliwie przesuwały się po jego plecach, brzuchu, palce masowały uda, lekko dotykając krocza.
    - Kochaj się ze mną... - wyszeptał, patrząc w lazurowe oczy i oddychając niespokojnie.

    OdpowiedzUsuń
  96. Zrobił kilka kroków w tył, zrzucając koszulkę na ziemię, a kiedy poczuł za sobą łóżko, dosłownie przewrócił się na nie, pociągając za sobą Kevina. Objął go mocno w pasie i wpił namiętnie w jego usta, czując rosnące podniecenie. Całował go długo i z pasją, dopóki nie brakło mu powietrza. Przekręcił się tak, że teraz to on był nad Kevinem, uśmiechając się zaczepnie.
    - No proszę... Nie poznaję Cię Daniels...

    OdpowiedzUsuń
  97. - Bo wreszcie wiesz czego chcesz i bierzesz to sobie, a nie czekasz aż samo przyjdzie - odpowiedział, jednocześnie zniżając się do jego sutka, który owiał oddechem i trącił językiem, a następnie zamknął na nim swoje wargi i zassał lekko. Biodra ułożył wygodnie pomiędzy nogami Kevina, ocierając się o niego lekko, podczas gdy dłoń pieściła drugi sutek, sprawiając, że twardniał i robił się wrażliwszy.

    OdpowiedzUsuń
  98. - A wcale nie musiałeś... - powiedział cicho, odrywając usta od jego sutka i językiem znacząc wąską ścieżkę w dół jego płaskiego brzucha, palcami dotykając wystających kości biodrowych, przygryzając je lekko i majstrując przy zapięciu jego spodni. Chęci chęciami, ale...
    - Jeśli będzie coś nie tak, jedno Twoje słowo i przestaje... - podniósł na chwilę wzrok na Kevina, a jego palce już zsuwały spodnie z jego bioder. W międzyczasie rozwiązując buty, zrzucając na podłogę zbędne odzienie, aż w końcu Dorian przesunął smukłymi palcami po delikatnych pachwinach kochanka.

    OdpowiedzUsuń
  99. - To dobrze, bo nie wiem czy bym potrafił - odmruknął po czym zaczął składać delikatne pocałunki na udzie Kevina, dłoń układając na jego gorącym kroczu i masując go lekko. Zanim chłopak zdążył się zorientować, dłoń został zastąpiona przez jego usta. Językiem przesunął po całej długości jego męskości, by zamknąć wreszcie wargi na główce i zassać lekko.

    OdpowiedzUsuń
  100. Dorian pieścił go dokładnie, nigdzie się nie spiesząc, budując podniecenie i napięcie. Zaczął składać delikatne pocałunki na wewnętrznej stronie jego uda, sunąc w stronę kolana i dalej, przez zgrabną łydkę, aż do kostki. Uśmiechnął się do Kevina i lekko przygryzł jasną skórę, opierając sobie jego nogę na ramieniu i pochylając się nad nim.
    - Na co masz ochotę? - wyszeptał, dłonią masując jego męskość.

    OdpowiedzUsuń
  101. Uśmiechnął się czule, opuszkami palców delikatnie głaszcząc jasny pośladek Kevina. Widział w jego oczach całkowite zaufanie. Fascynację, pożądanie i... dokładnie to samo co kiedyś tam w Sheffield. Nic się nie zmieniło, wiedział to.
    Musnął delikatnie usta Kevina, zaraz przekształcając te muśnięcia w długi, czuły, ciepły pocałunek. W tym czasie jego smukłe palce dotykały pośladków kochanka, masując je delikatnie i lekko naciskając na wrażliwe wejście, tak by Kevin mógł się przyzwyczaić do dotyku Doriana w taki intymnych miejscach.

    OdpowiedzUsuń
  102. Powoli, delikatnie masował jego wejście, by po chwili ostrożnie wsunąć jeden palec do środka. Przyglądał się twarzy Kevina, szukając jakichkolwiek oznak dyskomfortu, bólu, a nawet lęku. Kiedy nic takiego nie zauważył, powoli poruszył palcem w jego wnętrzu, ustami składając lekkie pocałunki na jego splocie słonecznym, obojczykach, szyi...
    - Rozluźnij się... - wyszeptał cicho w jego ucho, przygryzając delikatnie płatek.

    OdpowiedzUsuń
  103. Jego wymioty po zaledwie dwóch kęsach jabłka nie były dla niej żadną anomalią. Znała wiele osób z zaburzeniami odżywiania i spodziewała się, że tu też trochę ich będzie. Ba, nawet sama kiedyś je miała... ale anoreksję a nie bulimię. Nigdy nie lubiła wymiotować, robiła to tylko wtedy kiedy było to naprawdę konieczne. Dalej siedziała na szafce i obserwując chłopaka popijała sok. Ciastka czekoladowe po woli zaczynały się już kończyć więc zaraz pewnie znowu będzie musiała znaleźć coś atrakcyjnego do pochłonięcia. Ale mogła pochrupać jeszcze przynajmniej przez chwilę.

    OdpowiedzUsuń
  104. Przez chwilę stał i wpatrywał się w sufit, aż w końcu mlasnął pod nosem, uśmiechnął się i splótł palce ich dłoni. Pociągnął Kevina w stronę schód. Zaciągnął chłopaka do sali muzycznej i uśmiechnął się.
    Był tutaj dopiero drugi raz, chociaż widać było po nim, że jest podekscytowany.
    - Lubisz takie miejsca? - spytał, zerkając do góry.
    Powoli zaczął się przyzwyczajać do tego, że większość osób tutaj jest wysoka i musi zadzierać głowę, żeby patrzeć na twarz rozmówcy, a nie na jego klatkę piersiową.

    OdpowiedzUsuń
  105. Dorian uśmiechnął się tylko, widząc i czując jak Kevin go pragnie. Wysunął z niego palce i podniósł się z łóżka, zsuwając ze swoich bioder spodnie i bieliznę.
    - Jaki niecierpliwy... - zamruczał, klękając pomiędzy udami Kevina i przysuwając się blisko - Zaraz będzie Ci dobrze... - wyszeptał, rozcierając naturalną wilgoć na swojej męskości i przykładając główkę do jego wejścia. Kilka chwil później Kevin mógł poczuć jak męskość Doriana wsuwa się w niego powoli.

    OdpowiedzUsuń
  106. [Tym razem ja ożywam.
    Też czasem mam takie uczucie, że jak jakaś osoba przestaje się udzielać, to i ja tracę ochotę na pisanie. Ale jakoś się to wszystko toczy. :D]
    Cicho potaknął i ruszył za nowo poznanym. Nie wiedział, czy tenże na niego patrzy, czy wręcz przeciwnie, gdyż uparcie wpatrywał się w nie do końca białe już czubki trampków, w gruncie rzeczy trudno by nazwać je białymi. Chyba nawet zaczynał trochę żałować tej decyzji, bo może się to skończyć dość...ciekawie.
    Wyjątkowo uparcie wgapiał się w swe obuwie gdy dotarli do celu, a i tak już wtedy mocno przygryzał wargę. Podniósł spojrzenie dopiero wtedy, gdy usłyszał głos towarzysza, i było to spojrzenie samo w sobie odpowiadające na zadane pytanie.
    Otworzył usta żeby potwierdzić, ale nie mógł wydobyć z siebie słowa, więc powrotnie je zamknął i jedynie sztywno kiwnął głową. Już czekał na pytanie, po co w takim razie tu przyszedł? Odpowiedź miał gotową, w końcu jakoś trzeba przezwyciężyć strach...

    OdpowiedzUsuń
  107. Tuomas Totuus5.09.2012, 19:34

    Drgnął i przygryzł dolną wargę, wcześniej przejeżdżając językiem po swym kolczyku w owej, co było typową oznaką zdenerwowania.
    - Nikt mnie nigdzie nie zaciągał, sam chciałem iść - odrzekł, a pewność głosu zadziwiła jego samego. Podniósł twarz patrząc na towarzysza, kontynuując już bardziej roztrzęsionym tonem. - No i... jakoś muszę to przezwyciężyć, inaczej nigdy nie będę już...no...nigdy się to nie zmieni. Tak jak tamto - powiedział mając na myśli pszczołę. - A w dodatku z tymi owadami jest gorzej...

    OdpowiedzUsuń
  108. Radiowóz zatrzymuje się przed wielkim, grubym murem. Nad nim widzisz dumnie wznoszący się budynek. Funkcjonariusz policji otwiera tylne drzwi samochodu. Wyciąga Cię na zewnątrz. Nadal masz zakute w kajdanki ręce. Rozglądasz się wokoło. Zupełnie nie wiesz gdzie jesteś. To miejsce nie przypomina tego, w którym byłeś ostatnio, nawet płyty chodnikowe wyglądają inaczej. Według niektórych służb taka terapia szokowa ma nakłaniać do zmian.
    Jeden z policjantów pchnął cię do przodu. Idziesz przed siebie. Zbliżasz się do czarnej, żelaznej bramy. Przy niej zatrzymuje Cię drugi funkcjonariusz. Za bramą stoi dwóch mężczyzn o szerokich barkach ubranych w granatowe mundury. Na piersi po prawej mają małe tabliczki z nazwiskami. Gdzieś z oddali idzie mężczyzna w czarnym garniturze. Poważny i wyprostowany. Brama się otwiera i wpuszczają Cię do środka. Policjanci ściągają ci kajdanki. Jeden z nich życzy Ci miłej zabawy w Szkole dla Trudnej Młodzieży.

    Szkola-Dla-Trudnej-Mlodziezy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga