Dane
Bardzo rzadko używa swojego imienia. Nikt nie wie dlaczego, ale, każdy się stosuje, żeby nie dostać w łeb.
Przedstawia się po prostu Lust. I bez żadnych dyskusji.
Ale w papierach ma napisane Bastian Moonlight, urodzony w deszczowym Edynburgu, czternastego września, równo dwadzieścia cztery lata temu.
Ale kto by się przejmował papierami, prawda? No właśnie.
Historia
W bidulu był praktycznie od zawsze. Pałętało się to opiekunom pod nogami zadając masy głupich pytań i wykazując co najmniej przerażające zdolności destrukcyjne. Niszczył, psuł i rozwalał wszystko, co wpadło mu w ręce. No, ale że był słodki i uroczy, to prawie wszystko uchodziło mu płazem; już jako siedmiolatek miał taką siłę perswazji, że kogo chciał okręcił sobie wokół palca. Od dziecka lubił manipulować innymi, za to strasznie nie znosił zasad i notorycznie je łamał. Wymykał się wieczorami wracając dopiero nad ranem, robił wszystkim niezbyt przyjemne kawały, a przede wszystkim wszelkie powierzchnie płaskie pokrywał rysunkami. A trzeba skubańcowi przyznać, że dobry był w tym co robił.
W wieku piętnastu lat już stworzył swój pierwszy tatuaż, zainspirowany oczywiście Internetem. Spodobało mu się malowanie po ludzkiej skórze, sam sobie złożył pierwszą maszynkę, skołował barwniki i zaczął potajemnie robić tatuaże wszystkim chętnym z sierocińca. Oczywiście to drogie rzeczy były, a że małe sierotki niestety były też biednymi sierotkami, to płaciły w naturze. Zwłaszcza słodcy chłopcy, którzy budzili się w łóżku Bastiana, by zaraz ustąpić miejsca komuś innemu.
Jego skłonność do kłamstw i opowiadania przeróżnych wyssanych z palca historii skłoniła opiekunów do poważnych rozmyślań na temat jego zdrowia psychicznego. Lekarz, który badał chłopaka, nazwał to pseudologią, a raczej jej zaczątkami. Kłamstwo patologiczne, bo taka była druga nazwa tego schorzenia, idealnie oddawało to, co on wyprawiał. Do tego doszła jeszcze mania prześladowcza i teorie spiskowe.
Rodzina
Państwo Moonlight nie cieszyli się zbytnio z potomka, głównie dlatego, że nie mieli zbytnio środków, żeby go wychować. Mieli już czwórkę dzieci i poważnie klepali biedę, więc piąta gęba do wykarmienia nie wchodziła w rachubę.
Aine była tancerką w czasach swojej młodości, więc była piękną i zgrabną kobietą, której urodę zniszczyła jednak późniejsza praca fizyczna i wysiłek urodzenia piątki dzieci. Stuart nie miał wielkich pieniędzy ze sprzedawania swoich, bardzo dobrych, obrazów na ulicy. Co tu dużo mówić, wiadomo, że Szkoci są raczej skąpym narodem, ą jeszcze na dodatek zupełnie nie wrażliwym na sztukę. Ciężko było utrzymać się temu młodemu małżeństwu już na początku, a co dopiero gdy pojawiły się dwie pary bliźniaków i najmłodszy Bastian właśnie.
I właśnie Bastian musiał się niestety pożegnać. Reszta była już jako tako odchowana, więc daliby sobie radę nawet sami.
Z tego, co się później dowiedział, katastrofa kolejowa pozbawiła go rodziców i dwóch sióstr. Zostali mu dwaj bracia, Charlie i Joseph, byli już po dwudziestce, kiedy Lust miał dwanaście. Niby bliźniacy, ale osobowości tak zupełnie inne, że to się nie mieściło w głowie. Charcie, starszy o trzy minuty, miał duszę artysty po ojcu, był spokojny i wrażliwy, w przeciwieństwie do Josepha, który był buntownikiem zarówno z powołania jak i wyboru.
Bastian widział się z nimi tylko na pogrzebie rodziców i sióstr, ale i tak nie nawiązała się pomiędzy nimi żadna szczególna więź.
Najbliżsi
Siedemnastoletni Lust, rok przed opuszczeniem bidula, poznał Fabiana, który został jego modelem.Taki był początek jednej z najlepszych w jego życiu przyjaźni, która z biegiem czasu i w miarę tego, jak Fabian przystojniał coraz bardziej i bardziej zaczęła się zmieniać.
Nigdy nie wierzył w miłość, i nawet na początku uparcie twierdził, że jest z Fabianem tylko dla jego ponętnego ciałka, które przyjemnie grzało jego łóżko i bardzo uprzyjemniało spędzone w nim noce. Ale w końcu musiał się przyznać nie tylko przed chłopakiem, ale przede wszystkim przed sobą samym, że wpadł po uszy. Kompletnie i nieodwracalnie. Ale jak się okazało, Fabian niezbyt to odwzajemniał, co doprowadziło Bastiana do wielu ataków furii.
Wygląd
Jaki jest, każdy widzi. Słuszne metr dziewięćdziesiąt wzrostu, ciało wyrzeźbione w sam raz, nie za bardzo, ani nie za słabo. Długie, szczupłe palce artysty, idealnie dzierżące pędzel, ołówek lub maszynkę do tatuaży.
Bardzo ciemno niebieskie, prawie czarne oczy, błyszczące nad zgrabnym nosem i wąskimi ustami, które od czasu do czasu wyginają się w uśmiechu. Dosyć długie, czarne włosy które, jeszcze przeczesuje rękami w geście zamyślenia lub zdenerwowania. Ma dość dużo tatuaży i kilka kolczyków. Jak to kiedyś ktoś określił : „Sam seks”.
Co jeszcze lubi?
Zapach kawy poranku.
Swoją gitarę.
Starego, dobrego rocka.
Zapach brzoskwini.
Czego nie znosi?
Porannego wstawania.
Cynamonu i ryżu.
Bastian Moonlight
24 lata
Tatuażysta, malarz
Pseudologia, napady agresji i szału
Pokój 77.
Kiedy wypuścili go z izolatki pierwsze co wręcz musiał zrobić, to zażyć zimnego, orzeźwiającego prysznica, który trwał około dziesięciu minut. Potem chłopak chwycił ręcznik, wytarł się nim niezbyt dokładnie, a następnie usłyszał jakieś krzyki na korytarzu, ozdobione wiązanką przekleństw. Mógł przysiąc, że głos Pana Bluzgatora już skąd znał, ale póki co bardziej interesowały go włosy, z których ciekła woda. Przetarł je energicznie, po czym wychylił się z pokoju i rozejrzał po korytarzu.
OdpowiedzUsuń- Bastian, skarbie. Gdzie tak pędzisz? - mruknął, lustrując znajomego osobnika swoimi ślepiami w kolorze niezapominajek zakrapianych wódką.
Myśl przewodnia była taka: "Ciekawe, co pierwsze zrobi? Pocałuje mnie, czy zabije? Może teraz woli jak partner nie rusza się i jest dosłownie "wiecznie sztywny"?
Skarcił się za takie durnowate pomysły i zmrużył lekko brwi.
- Wejdziesz, czy dalej będziesz się tak kręcił jak zbłąkana owca?
- Tak, ja tutaj. Zawsze trafi swój na swego, co? - mruknął z lekkim rozbawieniem. Teraz byli już we dwójkę, jak za starych, dobrych czasów.
OdpowiedzUsuńPoniekąd to Fabiana ucieszyło, ale przez moment zastanowił się, czy nie wolałby widzieć Bastiana chociażby na odwiedzinach, albo nie słyszeć przez telefon i mieć przy tym świadomość, że długowłosy jest na wolności. Po chwili stwierdził, że nie.
- Burdel to ty zaraz będziesz miał na głowie! - burknął i zmierzwił brunetowi kłaczki, a potem posłał mu całkiem niewinny uśmieszek. - Znasz mnie, ja długo porządku nie umiem utrzymać. Co się stało, że cię tu przysłali, owieczko?
Burcząc coś i stękając pod nosem usiłował się obronić przed czochraniem włosów, bo w końcu żeby opanować tę burzę kudłów zadał sobie tyle trudu, a to wszystko poszło na marne.
OdpowiedzUsuńKiedy dotarł do niego już fakt, że kłaki i tak będzie trzeba czesać od nowa, po prostu poddał się i przytulił (trochę nieporadnie, bo nadal był przecież podduszany przez Bastiana) się do torsu, który miał tuż za plecami.
- Byłem w izolatce. Nie pierwszy raz, w sumie to chyba... - tutaj Fabian próbował wyliczyć na palcach, ile razy odwiedzał izolatkę, ale palców mu zbrakło, więc dał sobie spokój - ...no nieważne, odrobinę za dużo tam spędziłem. - uśmiechnął się i pokazał Bastianowi jęzor. - Milutkie powitanie, co? A buziaka dasz, czy jesteś zgred?
- Bastku, nie marszcz pysia, wiesz, że ja tak pieszczotliwie do ciebie mówię. - stwierdził, przeciągając się lekko. Na jego twarzy wykwitnął mimowolny uśmiech, kiedy poczuł gdzie zmierzają łapki długowłosego.
OdpowiedzUsuń- Zamierzasz mnie załaskotać na śmierć, czy zabić, a dopiero potem połaskotać i dać tego buziaka? - spytał, w wyraźnie dobrym humorze.
Co z tego, że normalnie po wyjściu z izolatki miał ochotę powiesić się na kratach w oknie/klamce od łazienki/żyrandolu, albo kogoś pozbawić życia?
Jak miał przy sobie Bastka to sprawa wyglądała od razu inaczej, ot co!
[Mi się podoba jak najbardziej :D I długość jest okej, tak w sam raz, mimo że epopeje też lubię xD]
OdpowiedzUsuńSiedzę pod oknem na korytarzu i obserwuję ludzi. Niektórzy coś bełkoczą do siebie, inni prowadzeni są przez lekarzy, albo idą w grupkach. A ja nikogo nie mam, smutno mi z tego powodu. Nie mogę znaleźć ani Fabiana, ani Alexandra. Louis obiecał, że mnie znajdzie, ale chyba mu coś nie wychodzi. Dziwna ta jego gra w chowanego.
I w końcu zauważam przed sobą chłopaka. Rusza szybko ręką, na kolanach trzyma kartki. Chyba coś rysuje. Uśmiecham się, ja też lubię rysować. W szczególności słonie, prawda Bernie, że moje słonie są piękne?
Cmokam głośno i staję na czworaka i tak ruszam się w kierunku tamtego chłopaka. Trochę się chyba pogrążył w tym co robi, bo na początku mnie nie zauważył, więc krzyczę prosto do jego ucha:
- Heeej! Co rooooooooooobisz?
Wiem, że ma na imię Bastian. Wielokrotnie widziałam go jak szedł gdzieś z Fabianem. Rozmawiali, chyba się lubią. Ciekawe czy Bastian też mnie polubi.
Siedział samotnie na ławce. Czuł się dziwnie w miejscu takim jak to, wśród tylu ludzi, obcych ludzi. Dosyć nieswojo. Zawieranie znajomości nie było takie łatwe, szczególnie będąc wśród bandy szaleńców. Dlatego raczej się nudził i bezmyślnie wpatrywał w przestrzeń, aż nagle obok niego ktoś usiadł.
OdpowiedzUsuńPopatrzył zaskoczony na mężczyznę i zamrugał kilka razy jakby coś wpadło mu do oka.
- Proszę? - Zdziwił się nie rozumiejąc sensu tego pytania.
Omiótł podejrzliwym wzrokiem jego ołówek i szkicownik, po czym wrócił do przygadania się twarzy obcego.
- Zależy, pewnie trochę jestem -wzruszył ramionami. Zazwyczaj nie miał cierpliwości do robienia rzeczy typu układanie puzzli czy szydełkowanie, ale za to potrafił siedzieć godzinami i gapić się w jeden punkt, oczekując, że coś się tam pojawi, ewentualnie poruszy.
- Ty to zawsze musisz wykorzystywać moje słabe punkty, co? Sadysta jesteś, ci powiem. - burknął i poruszył się niespokojnie w jego ramionach. Oczywiście, że mizianie za lewym uchem (i po trąbie) było milutkie, ale Fabcio trochę się obawiał tego, że Bastek napali go, a potem zostawi (pewnie za tego "zgredka").
OdpowiedzUsuń- Ciapku mój ty słodki... - i tu Maverick zauważył, że po nosie jeździ mu kępka Bastkowych włosów. - ...możesz zabrać tę sierść, z mojego zacnego pysia zanim kichnę i posmarkam wszystko w promieniu dwóch metrów?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDobra, teraz to Fabian mógł się klepnąć w pierś i powiedzieć, że nie spodziewał się całkiem takiego pytania, ze strony Bastka. Przez chwilę gapił się mu w oczy, a potem rozejrzał po pomieszczeniu, jakby ktoś miał tam pozakładać wcześniej tonę (albo nawet i dwie) ukrytych kamer (które w tamtej chwili pewnie nie byłyby takie ukryte, skoro by je zobaczył), a potem wyszczerzył kły w uśmiechu i niewiele się zastanawiając, rzucił na Bastkową szyję.
OdpowiedzUsuń- Moonlight, wiesz, że cię kocham? - wymruczał mu do ucha i tyknął je czubkiem zimnego nochala. Zaśmiał się mimowolnie i ścisnął mocniej chłopaka. - Tylko wiesz, ja reklamacji nie przyjmuję. Widziały gały co brały, żeby potem nie było!
- Rozumiem, że na taką reakcję z mojej strony liczyłeś i druhny, oraz księdza masz w rękawie, tak? - spytał z lekkim rozbawieniem, kiedy już się oderwał od Bastkowych ust i złapał oddech.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się mimowolnie, czując dreszcz przechodzący mu od kręgów w okolicy karku, aż po sam dół kręgosłupa. Zamruczał cicho i zmierzwił chłopakowi kłaczki. - Ale wiesz co? Cieszę się, że teraz będę mógł cię permanentnie macać, wykorzystywać i jęczeć ci nad uchem, no i w ogóle, że będziemy razem tak "bardziej oficjalnie".
- Najpierw weźmiemy ślub, czy zamieszkamy razem? - podpytał, nachylając się nad Bastianem, w którego usta wpił się z rozkoszą. Tak, zdecydowanie tęsknił właśnie za takim mizianiem, łaszeniem i zainteresowaniem sobą na wzajem (co z tego, że lekko na tle seksualnym?). W sumie mruczenie sobie miłosnych wyznań i czułych słówek też było milutkie, ale po kimś, z kim miał spędzić resztę życia, oczekiwał trochę więcej. Chyba sami rozumiecie, co mam na myśli?
OdpowiedzUsuń- Dziękuję! - mówię, biorąc rysunek od Bastiana. Był śliczny. Nawet nie wiedziałem, że jestem taka piękna. W podzięce całuję Bastiana w policzek, chociaż nie wiem czy mu się to spodoba.
OdpowiedzUsuńSiadam obok niego i przyglądam się przez chwilę rysunkowi, a potem składam go na cztery i unosząc sweter, chowam go za gumkę majtek. Nie mam kieszeni, a boję się, ze zniszczę go, jeżeli będę go tak nosić w ręce.
- Ja też trochę rysuję. Wiesz Bastian? Chcesz zobaczyć co narysowałem? Chodź - wstaję i ciągną go za rękę. - Chodź do mojego pokoju! Choooooooooooooooooodź!
Jak ona nie lubiła takich spotkań. Najchętniej zamknęła by się w swoim pokoju, usiadła na krzesełku i... Po prostu była. Siedziała obok długowłosego mężczyzny (kochała długie włosy u facetów) i słuchała słów jednego z lekarzy. Słuchała? Nie. Ona była po prostu w niego wpatrzona i wyobrażała sobie jak ten mężczyzna grozi im wszystkim trzymając siekierę w dłoni, że jeżeli popełnią jakieś wykroczenie odnośnie regulaminu panującego w tym miejscu zostaną jak najszybciej pozbawieni życia. Normalne? Nie, to nie było normalne. W końcu to było zwykłe spotkanie. Wnet chłopak który siedział obok niej zaczął słać wiązankę słów których nawet ona, jako pisarka większości nie znała. Kiedy na niego spojrzała, widziała więźnia... Buntownika sprzeciwiającego się zakazom oraz nakazom. Wnet ucichł. Stał się spokojny i wtedy cała wyobraźnia Tajry znikła. Uśmiechnął się. Po raz pierwszy od tylu lat widziała tak szeroki uśmiech na twarzy. Odwzajemniła to. Najpierw była w szoku ale ten mały gest rozluźnił nieco sytuacje.
OdpowiedzUsuń-Kochany, nie wiesz że się kurwa nie bluźni w towarzystwie kobiet?
Powiedziała szeptem by nie usłyszał tego lekarz który wznowił swoją przemowę.
[Kurde zapomniałam P.S-a dodać xD Haha i dzięki dobra duszyczko za pamięć <3 Ja również Cię witam xD Pokłonami itp. XD]
OdpowiedzUsuńKierując się do niebieskiego salonu rozmyślała o wielu aspektach swojego życia. Czy wszystko potoczyłoby się inaczej gdyby na trzy lata nie została odcięta od świata? Może teraz siedziałaby w przytulnym pokoju na wygodnej, czerwonej kanapie owinięta kocem. W spokoju rozkoszowałaby się smakiem zielonej herbaty.. Nikt by jej nie przeszkadzał.. Nikt bez pytania nie wtargnąłby do jej sypialni.. Nikt nie przerwałby tej słodkiej chwili nicnierobienia. Z jej ust wymknęło się ciche westchnienie gdy włamywała się do zamkniętego pomieszczenia. Nie wiedziała po co władze szpitalu zamykały salon skoro i tak praktycznie każdy potrafił się do niego dostać. Wolnym krokiem podeszła do jednej ze zniszczonych kanap i uważnie zlustrowała ją wzrokiem. Wzruszyła ramionami i opadła na nią rozglądając się wokół w poszukiwaniu czegoś interesującego.
OdpowiedzUsuń[Mam nadzieję, że może być.]
[Wątek z nawiedzonym księdzem? :D Wiem, że chciałaś, więc no... Będzie trzeba coś wymyślić, o ile częściej będę doczekiwać się odpowiedzi xD]
OdpowiedzUsuńPowiedzcie, dlaczego ludzie tak ranią? Szczególnie Ci, którzy myślą, że pomagają.
OdpowiedzUsuńLeżąc tak i wpatrując się w sufit, myślę nad tym, czy byłoby lepiej, gdybym nigdy tu nie trafiła.
Nie. Nie byłoby.
Chyba.
Nie.
Bez Kathy... byłoby źle. I tak jest. Ale tam byłabym sama. Pewnie bym nie żyła, czyli może jednak dobrze? Albo może leżałabym właśnie na podłodze jakiejś sutereny, błądząc myślami, odcięta od zmysłów, przyćmiona narkotykiem? Albo może siedziałabym w burdelu, zapijając się do nieświadomości z nieznajomymi, których miałam obsługiwać? Może nie byłoby dla mnie żadnej nadziei? Może codziennie sama próbowałabym poradzić sobie z Nimi. A Oni by nie pozwalali, brzdąkaliby łańcuchami przypiętymi do moich nadgarstków i zaciągaliby w różne miejsca, które wolałabym opuścić na zawsze, ciałem i duszą. Miejsca, o których wolałabym zapomnieć, miejsca przywołujące wspomnienia, miejsca raniące duszę, dusza raniąca ciało. Wtedy też pragnęłabym śmierci, ale z innego powodu, po prostu byłoby mi źle, źle na duszy, źle na ciele.
Wzdycham.
Właśnie wypuścili mnie z izolatki, więc przez jakiś czas nie będę próbować rzucania się z dachów, uderzania w ściany i wbijania paznokci w skórę. Do krwi. Lekarze odetchną, myśląc że to pobyt w tym miejscu mnie do tego przekonał, ale to tylko część prawdy, tylko część. Tak na prawdę, powodem są te rozmyślania, myśl, że może jednak nie jest tak źle.
Jak sądzisz, Kathy?
Wtorku, gdzie ona jest?
Wpływ chyba miał też Wtorek, on w końcu jest dobry. Nie to co Czwartek, przez który mnie zamknęli.
Jakoś nie czuję się jak wariatka, nie czuję się jakbym była pod władzą Nich.
Wzdycham ciężko, i stwierdzam, że i tak nie zasnę, więc mogę równie dobrze pochodzić po szpitalu. Nie myśląc nad tym długo wstaję, mniej-więcej lustrując stan ubioru. Czarny gorset, czarno-czerwona tiulowa spódnica do ziemi. Ciemny makijaż wygląda jak wygląda, włosy z resztą też, ale nie przejmuję się tym zbytnio, źle nie jest. Przynajmniej nie bardzo. Po wsunięciu glanów, cicho wychodzę na korytarz. Wolno chodzę po całym budynku, przejeżdżając dłońmi po ścianach, drzwiach, obrazach. W końcu, po może godzinie, może dwóch, zamierzam wrócić, ale zdaję się na wyczucie - gdzie trafię to trafię. A nuż coś ciekawego się przydarzy. W końcu gdzieś docieram, gdzieś. Stoję przed drzwiami, które nawet nie wiem czy są moje, i naciskam klamkę. Ustępują z leciutkim skrzypieniem.
"Dzień pierwszy. Muszę pisać dziennik, żeby zachować trzeźwość umysłu. Notatki mnie nie okłamią, a nie mogę dać się omamić. Zło jest wszędzie, tyle osób, na których można by odprawić egzorcyzmy. Diabeł dobrze się spisał, był pewien, że żaden skrawek dobra się tutaj nie dostanie, ale to pomyłka. jestem tutaj.I wyplenię to zło CAŁE, nawet jeżeli miałbym wyzionąć wtedy ducha i dostać się do otwartych bram Ojca mego jedynego."
OdpowiedzUsuńKończąc te słowa, Alphonse schował do kieszeni koszuli mały notes u długopis, który udało mu się cudem ukraść jakiejś pielęgniarce. Nikogo nie obchodziło do czego potrzebował tego długopisu. Wszyscy uważali, że można czymś takim zabić.
Siedział na stołówce. Jedzenie było niedobre, nie jadł. Także nie spał, ale to dlatego, że Bóg dał mu moc, dzięki której nie potrzebował snu. Po to, by nie marnować czasu na tak bezsensowna czynność.
Nagle zauważył, że przy stoliku nieopodal siedział pewien chłopak, który ramiona miał pokryte w tatuażach. Alphonse wstał. Musiał coś z tym zrobić, coś takiego było niewybaczalne.
- Mam nadzieję, że te...malunki - oschle wskazał wzrokiem jego ramiona - ...są oznaką twojej skruchy. Żałujesz? Jesteś gotowy oddać całe swoje życie za Boga Ojca?
Alphonse usiadł na wolnym krześle i z rękami splecionymi na stole, wpatrywał się w oschłą twarz chłopaka.
OdpowiedzUsuń- Może pora porozmawiać o Bogu? Kiedy ostatni raz się modliłeś? Wydaje mi się, że dawno temu. Ale spokojnie - uśmiechnął się delikatnie. - Możemy to zmienić. Tak się składa, że dobrze trafiłeś. Jestem Zbawicielem i przysłał mnie tutaj Ojciec nasz, żebym odkupił takiego jak ty z grzechu. Więc? Powiesz mi jeszcze, czego żałujesz, synu?
Cały czas był śmiertelnie poważny, żeby przypadkiem ten chłopak nie pomyślał sobie, że Alphonse sobie żartuje. Często ludzie wybuchali śmiechem na jego słowa, zupełnie nie wiedział dlaczego.
[Jesteś może chętny\na na jakiś wątek?"]
OdpowiedzUsuń[Cieszy mnie to niezmiernie. Teraz ponownie uruchamiam swój umysł i staram się coś ambitnego stworzyć C:]
OdpowiedzUsuńKorytarze. Ciemne, długie, puste korytarze z szaro pomarańczowymi ścianami. Brak funduszy, lub zapomnienie. Takie zwykłe zapomnienie o odludnych miejscach szpitala.
OdpowiedzUsuńPrawa dłoń Danny’ego była obwiązana bandażem.
Kto by się przejmował? W drugiej dłoni trzymał kilkanaście kolorowych flamastrów.
Nie miał pomysłu, chciał dać upust swoim emocją, strachu, radości, wszystkiemu po trochu.
Z przerażającym uśmiechem, od ucha do ucha szedł przed siebie starając nie wywrócić się na prostej drodze. Opuszkami palców obandażowanej ręki przesuwał po zimnej ścianie. Nagle się zatrzymał, otworzył zatyczki wszystkich mazaków. Zaczął bazgrać po tak pustej i samotnej przestrzeni. Nikt nie zauważy, nie zorientuje się, że chłopak zostawił tutaj swój ślad. Narysował kwiaty, takie ładne, żółte. Czasami rosły u nich w ogrodzie. Później ktoś bardzo nie mądry wyciął je i zostawił puste miejsce, tak samo osamotnione jak ta ściana, jego serce. Zwyczajne.
Niebieskim flamastrem malował jakieś nieznane nikomu linie, wzorki. Pewnie coś znaczyły, oznajmiały o jego stanie umysłu. Haha. Pewnie nie, zapewne są tylko zwykłymi malunkami.
[ Co do książki to czytałem i w sumie całkiem dobra. wątek - tak. pisz drogi człowieku a ja postaram się odpisać coś zadowalającego. ]
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń(znowu nie zmieniłam nicka, ale teraz już gra gitara)
OdpowiedzUsuńTen zgrabny krok, majestatyczny sposób poruszania, pełen nonszalancji sprawił, że mój rozbiegany wzrok łapczywie rzucił się na obiekt. Skojarzenie natychmiastowe, już co sił popycham go. Chłopak jest potwornie oburzony i chyba wystraszony, zaskoczenie to mało.
- Żadnych ale! To będzie absolutna bomba!
Już się cieszę jak głupia, taki kawał chłopa, wysoki jak strzelił, jak świetnie się na nim ułożą frędzle. Zrobię z niego Pocahontas! Wymarzony, ideał!
Ten staje się coraz bardziej bezwolny, nie wiem, co przebiega przez jego głowę. Jestem silna, krzywdy mi nie zrobi, a przekabacić może się da.
- Jesteś cudny, zaraz cię rozbiorę, a potem zacznie się robota. Jestem w tym dobra.
- What?! Nie lubuję się w dziewczynach.
- A zaraz nią będziesz! - śmiałam się jak szalona. (jak?)
Rozpłakałam się, a zawsze wtedy staje się agresywna, nie lubię być samotna, nawet jeśli ten Ktoś nie istnieje.
OdpowiedzUsuń- (ciąg przekleństw wypowiadanych z całym żarem nienawiści) W takim razie nie będziesz cudną Pocahontas. Będziesz wodzem Stara Szczota.
Bałam się, że trochę przesadziłam. W końcu nie wszyscy nawykli do moich wybryków.
- Będziesz mój dopóki tu będę, proszę. Zależy mi na takim modelu, nigdy jeszcze nie spotkałam osoby tak kojarzącej się z frędzlami.
- To mnie rozbawiłeś kochanienki! - Śmiałam się serdeczniej jak człowiek z huśtawkami nastroju, o których emocjach szybko zapomina. - Jesteś psycholem z psychiatryka, możesz tu spać do woli i nic więcej. A ja jestem energiczną kobietą z wizją artystyczną. A z frędzlami byłoby ci do twarzy. Twoim przeznaczeniem są one, dopełnią twoją osobowośc. Nawet to oburzenie, te zderzenia dwu bojowo nastawionych ludzi, jak na wojennej ścieżce. Albo Pocahontas albo Wódz Stara Szczota!
OdpowiedzUsuńUderzyłam z całej siły w jego plecy, to sprawia, że zjednuje się ludzi.
to była Janina jako tusiaaa. Juz lenistwo.
OdpowiedzUsuń[ troche mnie ścięło ]
OdpowiedzUsuńZmarszczyłem brwi. Czułem w tym człowieku irytację którą ewidentnie chciał na mnie rozładować. ' podejdź i my go walnij no dalej idź i pokaż mu że dasz radę ' niemal się zaśmiałem Ten to miał absurdalne pomysły.
- cicho siedź i nie wtrącaj mi się
mruknąłem pod nosem i podrapałem się za uchem.
dygnąłem czy może to skurcz co dziwacznie wyglądał nie ważne w każdym razie spojrzałem na ciebie i uśmiechnąłem się krzywo, przekręciłem głowę na lewy bok.
Pójść czy nie pójść? wzruszyłem ramionami
- co taki wściekły jesteś?
Usłyszałem większą część rozmowy ale po co się przyznawać do podsłuchiwania? Przenosiłem ciężar ciała z nogi na nogę. Myślałem nad tym w jaki sposób można opuścić szpital, sam miałem ochotę na spacer po świeżym powietrzu a nie chodzić od ściany do ściany jak zwierze na ciasnym kwadracie wewnątrz zabudowania .
Radiowóz zatrzymuje się przed wielkim, grubym murem. Nad nim widzisz dumnie wznoszący się budynek. Funkcjonariusz policji otwiera tylne drzwi samochodu. Wyciąga Cię na zewnątrz. Nadal masz zakute w kajdanki ręce. Rozglądasz się wokoło. Zupełnie nie wiesz gdzie jesteś. To miejsce nie przypomina tego, w którym byłeś ostatnio, nawet płyty chodnikowe wyglądają inaczej. Według niektórych służb taka terapia szokowa ma nakłaniać do zmian.
OdpowiedzUsuńJeden z policjantów pchnął cię do przodu. Idziesz przed siebie. Zbliżasz się do czarnej, żelaznej bramy. Przy niej zatrzymuje Cię drugi funkcjonariusz. Za bramą stoi dwóch mężczyzn o szerokich barkach ubranych w granatowe mundury. Na piersi po prawej mają małe tabliczki z nazwiskami. Gdzieś z oddali idzie mężczyzna w czarnym garniturze. Poważny i wyprostowany. Brama się otwiera i wpuszczają Cię do środka. Policjanci ściągają ci kajdanki. Jeden z nich życzy Ci miłej zabawy w Szkole dla Trudnej Młodzieży.
Szkola-Dla-Trudnej-Mlodziezy.blogspot.com