INFORMACJE

Witam serdecznie w Szpitalu dla Chorych Nerwowo i Psychicznie, który został przeniesiony:





30 września 2012

Tutaj powinno byc cos inteligentnego, ale nie wyszło.

[Karta no cóż... Zawiera wulgaryzmy.]

Dawno dawno temu.... Kurwa to nie ta bajka. 

Kiedyś przyszła na świat dziewczynka. Rodzice nazwali ją Ami. Wychowywali ją jak normalne dziecko. Kiedy dziewczynka miała dwanaście lat była świadkiem strzelaniny, w której zginął jej ojciec. Od tamtej pory miała, ma i będzie mieć ze sobą problemy. Wpadłam w depresję. Odizolowała się od świata. Matka prowadzała ją  po psychologach i psychiatrykach. Na przełomie kilku lat ukształtowała się w niej druga osoba. Rodzicielka dziewczyny nie mogła tego znieść i zamknęła ją w Szpitalu dla Chorych Nerwowo i Psychicznie. Zajmuje pokój numer siedem.



Za górami, za lasami żyła sobie księżniczka.... Kurwa o czym ty pieprzysz?

Nie jest księżniczką. Jest bardzo otwarta jednak nie każdy ma odwagę z nią porozmawiać a co dopiero się zaprzyjaznić.
Jest mało pewna siebie. Uwielbia czytać i śpiewać chociaż do tego drugiego się nie przyzna. Opiekuńcza i przyjazna. Najpierw robi potem myśli. Jest bardzo zagubiona. Często przesiaduje na parapetach szpitala. Marzy o prawdziwej miłości. Takiej jak w bajkach Disneya. Uwielbia babeczki oraz żelki. Uczulona jest na maliny, truskawki oraz migdały.
Nie denerwuj jej bo może wbić ci nóż prosto w serce. Dosłownie. Często zamykają ją w izolatce dla jej własnego bezpieczeństwa.


Włosy czarne jak heban, usta czerwone jak krew a cera blada jak śnieg... Zapamiętaj! Nie jestem jaką pieprzoną księzniczką.

Wygląda jak normalna siedemnastoletnia dziewczyna. Blond włosy opadające kaskadami na ramiona. Jej niebieskie oczy potrafią zahipnotyzować. Pełne, czerwone usta rzadko kiedy układają się  w uśmiech. Częściej powtarzają jakieś dziwne słowa. Nie pytaj co mówi, bo ona sama tego nie wie. Jest szczupła i niewysoka. Ubiera się bardzo kobieco.


Ciekawostki:

♥ Miała psa. 
♥ Śpiewa do czego się nigdy nie przyzna.
♥ Kocha powieści romantyczne
♥ Jej ulubiony film to Titanic
♥ Zakochana była raz
♥ Jest biseksualna
♥ Nie umie odnalezć się w prawdziwym świecie
♥ Ma alergie na pyłki

Akta pacjenta:

Imię: Ami
Nazwisko: Stone
Data i miejsce ur.: 17.03.1995r. Londyn
Wiek: 17 lat
Cierpi na: depresję oraz rozdwojenie jazni
Pokój: siedem

Powiązania |  Wspomnienia | Album

[Dobrze. Karta jako tak. Mnie osobiście się nie bardzo podoba. Miało być zupełnie inaczej. No ale jest jak jest. Mam nadzieję że Ami komuś przypadnie do gustu i ktoś się tą moją słodką istotką zaopiekuje. Wizerunek: Taylor Swift. Ani ja ani Ami nie gryziemy. Jeśli komuś nie będę odpisywała po trzech dniach proszę się zgłosić. Tak więc zapraszam do wątków i powiązań:D]

28 września 2012

Uwaga.

To tak, zaczynając od sprawy najważniejszej. Usunęłam większość autorów wraz z ich postaciami, kart nie usunęłam, nadal są i zostaną tam jeszcze przez tydzień (do 05.10.2012). Autorów którzy do tej pory nie opublikowali kart usunęłam również, tyle że wraz z wersjami roboczymi.
"Starzy" autorzy mogą wrócić, ponieważ postaci nawet Ci, którzy są obecnie na urlopie a nie mam od nich jakiegokolwiek odzewu. Wystarczy zostawić pod tym postem swój mail i imię i nazwisko prowadzonej wcześniej postaci, zaproszenie zostanie wysłane, a cała reszta przywrócona.
Tyle co do tej najważniejszej sprawie.
Następna w kolejne jest mała żywotność na blogu (z której wynika "czystka"). Nie będę biadolić, że mnie martwi, bo też wariatkowo trochę, kolokwializmu używając, olałam.
Jeśli jest ktoś, komu chciałoby się trochę poreklamować bloga to proszę bardzo, tekst SPAM-owy jest tutaj. Sama też postaram się tym zająć w najbliższym czasie.
Dalej. Nowy szablon za który, po raz kolejny, dziękuję autorce ochrzczonej per Solmanowa. Podoba mi się, a Wam?
Zauważyliście, że na większości blogów jest więcej kobiet niż mężczyzn, a po wszystkim, cierpimy na nadmiar panów? 
Chyba tyle. Jak sobie coś przypomnę to dodam "edit".
Pozdrawiam.
Oliver/Brian.

23 września 2012

Lista obecności #3

Jako, że ostatnio na blogu powstał zastój, organizuję LISTĘ OBECNOŚCI. Do 1 października wszyscy, którzy chcą być jeszcze na blogu, niech wpiszą się pod tym postem.
Po prostu, chcemy uratować ten blog, a sztuczny tłum tego nie zrobi.

Proszę się zgłaszać jako zalogowany.



Całusy
obecna adminka
Solmanowa

Lista zamknięta.

17 września 2012

Życie lubi zaskakiwać i mnie to chyba wyjątkowo bardzo, ale niech już przestanie.


Imiona :
Alan Azael
Nazwisko :
Doler
Wiek :
23 lata
Data i Miejsce Urodzenia :  20.09.1989 r. Las Vegas
Zajęcie :
Stażysta w Szpitalu dla Chorych Nerwowo i Psychicznie. Student Medycyny i Psychologii.
Orientacja :  
Ponoć Aseksualny, ale z nim nic nigdy nie wiadomo.  

Na świecie pojawił się 20 września 1989 r. w miejscu zwanym Miastem Rozrywki i Hazardu, tak dobrze myślisz chodzi o Las Vegas. Był drugim synem państwa Doler, dzieciństwo na ogół miał dobre, rozpieszczany dostawał wszystko co chciał. Starszy brat nauczył go radzenia sobie wśród ludzi którzy przy najbliższej okazji kopną cię w dupę i jeszcze wyzwą od najgorszych. W pewnym sensie gdy skończył 10 lat można było bez wahania stwierdzić że umiał by sobie poradzić na ulicy gdyby nagle wylądował bez rodziny i domu.
Nie wiedział że przyda mu się to trochę niecały rok później. Jego matka trafiła do psychiatryka ze stwierdzoną schizofrenią, ojciec popełnił samobójstwo, a brat wylądował w więzieniu gdzie również odebrał sobie życie. W wieku 11 lat został sam jak palec. Dom dziecka to był koszmar, nie umiał się tam odnaleźć, chociaż nie dawał sobą pomiatać. Kilka razy trafił do nowych rodzin, ale za każdym razem wracał z powrotem. Narzekano że jest cichy, nie można złapać znim kontaktu i tak cały czas....Trzy lata przed osiemnastką, trafił do rodziny w której już został. Nowi rodzice stwierdzili że zostawią mu nazwisko jakie ma, by nie zapominał że tak na prawdę jest adoptowany i z czego on się szczerze cieszył. No i takim to sposobem dostał dom którego potrzebował i wykształcenie, zaczął start w dorosłość dość pewnie. Teraz studiuje medycynę i psychologię, bo taki miał kaprys i tyle...

"Alan, mam dla ciebie pewną propozycję. Wiem że chciałeś na staż pójść do szpitala i znalazłem miejsce gdzie ze swoim podejściem pomożesz może komuś..[...]" To właśnie usłyszał miesiąc przed tym jak pierwszy raz pojawił się w Szpitalu Psychiatrycznym. Nie przeszkadzało mu to jakie jest to miejsce, ważne było że mógł się czymś zająć. Ci którzy go znają twierdzą że chłopak sobie poradzi na stażu.

 W wieku 20 lat.

Jest osobą zdystansowaną, ale nie jest  nie ufny. Strasznie cierpliwy, wytrącić go z równowagi jest bardzo...bardzo ciężko. Umie ukrywać emocje jeśli trzeba, wtedy staje się chłodny.  Wyrozumiały, potrafi słuchać. Elokwentny. W kącikach jego ust często błąka się uśmiech, ale rzadko kiedy jest mocniej widoczny. Dość tajemniczy więc najlepiej samemu go poznać

Mierzy 187 cm wzrostu, ma ciemne blond włosy i niebieskie oczy w które ludzie zawsze się wpatrują gdy z nim rozmawiają, co go szczerze bawi. Lekko opalony, albo może to jego naturalny kolor skóry, kto wie. Dobrze zbudowany dzięki siłowni i porannemu bieganiu. Niekiedy ma lekki zarost. Ubrany najczęściej w jeansy, pasujące buty, nieco dopasowany podkoszulek i skórzana kurtkę; wszystko w stonowanych kolorach. Podchodząc do niego zawsze czuć ten sam zapach; męski perfum + mięta, co daje bardzo przyjemną mieszankę.

Ciekawostki
- Nie czuje prawie w ogóle bólu, od tak po prostu...z tego co się dowiedział to jakieś uszkodzenie nerwów czy coś. Nie przejmuje się tym w ogóle.
- Ma słabość do tatuaży. Jednak o trzech możecie się dowiedzieć. [1 2 3]
- Aseksualny od jakiś trzech lat, a dokładniej od chwili gdy jego miłość zdeptała mu serce i wyrzuciła. Można to brać za uraz.

[Hejka, karta wyjątkowo mi się podoba, ale jestem pewna że trochę w niej błędów jest których ja nie wychwyciłam więc jak coś to mówicie gdybyście coś zauważyli. Na wszelkie wątki jest chęć zawsze, powiązania jak macie pomysł to również. Moja wena ostatnio ruszyła więc mogę podrzucać pomysły. Zaczynać nie lubię bo nie umiem. No to chyba tyle..;) ]

16 września 2012

I'm so sick.

I will break into you thoughts 
With what's written on my heart
I will break, break



Imię i nazwisko: 
   Aria Virtanen
Wiek:
  19 lat [10.10.1993r.]
Miejsce urodzenia:
  Lahti, Finlandia
Diagnoza:
  Zawzięta piromanka z ADHD. Cierpi też na chorobę błędnego koła i zaburzenia psychotyczne.

 Pokój:
  44                   
           
                 Lekarz o pacjentce 
                                              01.08.2007r.  [pierwszy dzień leczenia w fińskim szpitalu]
 "Panna Virtanen, gdy tylko jest odcięta od przedmiotów, które mogłaby wykorzystać, takich jak zapałki, zapalniczki czy inne urządzenia powodujące zapłon, jest osobą o zmiennym charakterze.Potrafi całkowicie się wyciszyć, odizolować, zamknąć w klatce swojego wyimaginowanego świata i nie odezwać się słowem do nikogo nawet przez kilka dni. Zauważyłem też, że na każdą próbę aplikowania zastrzyków w prawe przedramię odpowiada agresją, bo równałoby się to dla niej ze zdjęciem długiej rękawiczki bez palców, którą nosi nieprzerwanie. Chora zapytana o powód, dla którego nie chce poddać się zastrzykowi odpowiada wulgarnie."

If you want more of this
We can push out, sell out, die out
So you'll shut up
And stay sleeping
With my screaming in your itching ears

                                             07.08.2007r.
"Pacjentka wykazuje nadmierną chęć opuszczenia zamkniętego pokoju, w którym przebywa. Jest nerwowa i niespokojna. Bez przerwy chodzi po pomieszczeniu ustając w swej czynności dopiero po zaaplikowaniu silnych środków uspokajających."

                                            27.08.2007r.
"U pacjentki jednoznacznie stwierdzono nadpobudliwość psychoruchową. Nie potrafi dłużej trwać w jednej pozycji, siedzieć w jednym miejscu. Jest niecierpliwa, podczas ćwiczeń polegających na koncentracji i skupieniu nawet najdrobniejsze szczegóły wyprowadzają ją z równowagi, co doprowadza do wybuchów gniewu."

                                           13.09.2011r.
"Po pozornym ozdrowieniu z piromanii pacjentka wypuszczona na przepustkę została ponownie przyłapana na podłożeniu ognia pod budynek sierocińca. Najprawdopodobniej miało to podłoże emocjonalne związane z traumą przeżytą w dzieciństwie. Obyło się bez ofiar, ale pacjentka po natychmiastowym powrocie z przepustki została umieszczona w izolatce.

                                            01.08.2012r.
"Pacjentka Aria Virtanen zostaje przeniesiona Szpitala dla Chorych Nerwowo i Psychicznie w Nottingham z powodu przeprowadzki jej prawnych opiekunów tamże. Zaleca się kontynuowanie leczenia opisanego szczegółowo w historii choroby.
        Zatwierdził i podpisał
        lekarz prowadzący Thomas Nilsen."

Hear it, I'm screaming it
You're heeding to it now
Hear it, I'm screaming it
You tremble at this sound

                                                                   Pacjentka sama o sobie



 Nie wszyscy ludzie lubią ze mną przebywać.Nie wszyscy mają na tyle nie przeżarte lekami szare komórki, żeby zrozumieć, że ja nie jestem dobrą osobą do pogaduch przy kubku herbaty, lub piszczącą towarzyszką na babskim wieczorze, wśród smrodu lakieru do paznokci i walającego się popcornu. Rozmowa owszem, ale na przykład na spacerze, rowerze, czy rolkach. Nienawidzę się nudzić. Nuda w miejscu praktycznie wszędzie zamkniętym jest gorsza od terapii, lekarzy i ich bezsensownej gadaniny o tym, że "to dla mojego dobra" i że jestem na dobrej drodze ku równowadze psychicznej. Z tego, co wiem, to nie jestem rozchwianą emocjonalnie nastolatką z chorobliwą wręcz pasją do czarnego koloru i ostrych przedmiotów. Koniecznie z czaszką! No, ale przecież moje zdanie się tu nie liczy a oni wiedzą lepiej. Lubię poznawać ludzi, ich historie i przeżycia, bo niekiedy są naprawdę fascynujące i dają trochę rozrywki w tej umieralni.Bo tego, że kiedyś w końcu wyjdę stąd nogami do przodu, to jestem więcej niż pewna. Zdradzę wam sekret. Przeszmuglowałam chomika, który nazywa się Stefan i większość czasu spędza w mojej kieszeni, albo pudełku po butach pod łóżkiem. W poprzednim szpitalu miałam go legalnie, bo podobno tacy jak ja potrzebują towarzystwa chociażby w postaci takiej małej futrzanej kulki.
  Lubię migdały. To zdecydowanie mój ulubiony zapach, który zawsze unosi się wokół mnie. Nie pogardzę też krakersami i ciastkami owsianymi, bo za innymi słodyczami nie przepadam. No, chyba, że są to czerwone, żelkowe misie. Uwielbiam za to bardzo słodką kawę, której mogę wypić nawet do pięciu kubków dziennie.
  Jeśli usłyszysz od kogoś, że jestem niebezpieczna dla siebie albo dla otoczenia, to ja osobiście nie radziłabym wierzyć w takie farmazony. Ale zrobisz co będziesz chciał i albo poznasz mnie, taką pozytywnie zwariowaną, albo psychopatkę stworzoną przez lekarzy.
  "Ale coś ci powiem w sekrecie. Tylko wariaci są coś warci."



I'm so sick, infected with
Where I live
Let me leave without this
Empty bliss, selfishness
I'm so sick
I'm so sick

Pewnie ciekawi Cię, dlaczego lubię bawić się ogniem, hm? Bo dla mnie to zabawa, nie żadna tam mania. Pięć lat temu, 4 lipca, moja matka będąca z pochodzenia Amerykanką z Nowego Orleanu namówiła  mojego ojca na obchody niepodległości Stanów Zjednoczonych. Były sztuczne ognie i prawdziwe ognisko. A że oboje rodziców lubili sobie wypić, to zasnęli po kilku głębszych. Wiatr rozniósł ognisko na nasz stary dom. Wszystko zajęło się ogniem bardzo szybko. A taki ładny dywan w salonie był... Ja wracałam bardzo późno od znajomych z imprezy i zamiast domu zastałam jednego, wielkiego grilla. Podobno się śmiałam. Lekarz użył na to określenia "szok posttraumatyczny". Miałam wtedy czternaście lat i jedyne co mnie interesowało, to zwrócić na siebie uwagę.
    I zaczęło się. Rozstawianie świeczek po całym pokoju i wielogodzinne wpatrywanie się w ich pełgające płomyki. Chciałam więcej. Więcej ciepła, więcej blasku. Po którymś z podpaleń policja i kurator stracili cierpliwość i za zgodą rodziców umieścili mnie tam, gdzie spędziłam pięć lat. Ale rodziciele zapragnęli się przeprowadzić, do wiecznie zimnej i deszczowej Anglii. Brrr. Ku swojemu niezadowoleniu musieli zabrać mnie ze sobą. A ja naiwna myślałam, że wyjeżdżamy dlatego, że wyzdrowiałam.

  
Co do wyglądu, to nie jest zbyt wybitny i nie sprawia, że walę po oczach swoją aparycją. Do tego wystarczy mi donośny, zaraźliwy śmiech, a już wiadomo, że się zbliżam. Sto pięćdziesiąt osiem centymetrów rudej i wrednej istoty. Nazywają mnie czasem Hobbitem albo Skrzatem. Mam kompleksy spowodowane niskim wzrostem, więc proszę mi tego nie wytykać, bo jestem zdolna pogryźć, podrapać albo wykastrować plastikową, niebieską łyżeczką, noszoną w lewej kieszeni spodni. Nie pytajcie po co. Włosy mam naturalnie rude, ale czasami maluję je na czerwono. Sięgają mi lekkimi skrętami do łopatek. Blada podobno jestem jak śmierć na nartach, ale to nie moja wina, że nie darzę słońca jakąś szczególną miłością.
Oczy pomieszane. Niebieski z zielonym. Niektórzy mówią na to morski, dla mnie jest to złośliwość mamci Natury, że nie mogły być jednolite. Ciało szczupłe, ale nie chude, nie jestem jakąś tam anorektyczką, która naje się samym zapachem chleba albo garścią słonecznika. Braków w centrymetrach nie nadrabiam szpilkami, niech Cię ręka Boska broni jak tak pomyślałeś. Niebieskie conversy tudzież inne trampki. Na prawym przedramieniu długa rękawiczka z włóczki, sięgająca aż do łokcia. Nie powiem Ci co zakrywa. Karminowe usta najczęściej ułożone w uśmiechu w najróżniejszym wydaniu. 

Jeśli nakarmiłam Twoją ciekawość, to dziękuję za wysłuchanie, niech Ci to Bozia w dzieciach wynagrodzi. Ave. 

[ No tak, mój drugi postaciek. Lubię naprawdę wszystkie, nawet najbardziej porypane wątki i powiązania, więc zapraszam. Cytaty są z Flyleaf - I'm so sick. ]

14 września 2012

Dziwny jest ten świat...


Była sobie dziwna bajka. Na jej starannie zapisanych stronach ktoś opowiadał historię pewnej kobiety, zwyczajnej, niewyróżniającej się z tłumu ludzi, którzy byli jak szara plama na płótnie. Historię mającą dwa zakończenia.

Noel Collins
01.02.1978r.

     Miała życie, o jakim niektórym się nawet nie śniło. Mieszkała na przedmieściach Nowego Jorku, w dużym domu z kolorowym ogródkiem. Wychowywała ją zgrana para rodziców. Była dzieckiem niesprawiającym żadnych kłopotów. Zawsze grzeczna, kulturalna i mądra. Potrafiła uprzejmie zwrócić się do kogoś, kto zwykle uchodził za jej wroga. Gdy zdała maturę wyjechała, by móc studiować filologię chińską. Zaręczyła się. 
     A, o mały włos bym zapomniał! Była jeszcze Pustka, stanowiąca kluczową rolę w tej opowieści. Zepsuła wszystko, co  stanowiło bajkę w jej życiu, pozostawiając ją z pustymi rękoma. 
     Gdy dziewczyna dorosła, z jej matką zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Można śmiało powiedzieć, że oszalała. Lekarze, stwierdzili, że jest chora na schizofrenię. Po dwóch latach walki popełniła samobójstwo.
Noel postanowiła wrócić do domu. Jedynym, czego wtedy pragnęła była pomoc pozostałym członkom jej radzili. Wspólne wsparcie, jeśli w ogóle można  to tak nazwać, okazało się najgorszym rozwiązaniem. Wszyscy różnili się od siebie jak osobne fragmenty układanki, zbyt perfekcyjne, by móc je z powrotem złożyć w całość.  
     Dziewczyna szukała przyczyny Pustki. Szukała wszędzie: w jej domu, na studiach, w narzeczonym. Przykro to stwierdzić, ale szukała czegoś, co już nie istniało. Nie mogąc pogodzić się z utratą Skarbu, postanowiła zacząć nowe życie. Zupełnie inne, mniej idealne od poprzedniego, lecz w stu procentach prawdziwe.
     Jest absolwentką psychiatrii. Zatrudniła się w szpitalu w Nottingham. Pssst! Nie mówcie nikomu, ale zrobiła to dlatego, by "być bliżej" swojej zmarłej mamy. Teoretycznie mieszka na obrzeżach miasta, w jednej z kamienic. Praktycznie jednak, całymi nocami przesiaduje w swoim miejscu pracy. Rzadko wychodzi na zewnątrz. Uwielbia czytać książki. Na ogół tylko one chcą z nią rozmawiać. Cicha, zamknięta w sobie... dziwna. Kto wie... jej też przydałoby się leczenie. 


[Witam :) Na wątki jestem jak najbardziej chętna, powiązania również. Odpowiadam w różnej kolejności. Zapraszam!]

Janina szwaczka

Wydaje mi się, że to tylko tymczasowe rozwiązanie, że powinnam być teraz gdzie indziej, tam byłabym bardziej potrzebna, wśród znajomych, rodziny, nie tutaj. Jest jak jest i trzeba się przyzwyczaić. Dość serdecznie mnie przywitali, mimo że nie czułam się na siłach by sprawiać dobre wrażenie. No cóż, jeszcze wiele przed nimi, o ile nadążą. Rozleniwie się tu porządnie, bez dwóch zdań. Igły zakazane i inne ostre narzędzia, przerwa z haftowaniem, mam za to kredki. I zero talentu rysowniczego. Otóż znam wszystkie możliwe ściegi. Czasem może przyszyję sobie coś do skóry. Jestem nie czuła na ból. Podobno mam ADHD, ponieważ jestem rozkojarzona. Nic nie wiedzą, co dzieje się w mej głowie, prawdziwy rejwach, opowieści, tajemniczy narrator, osobista mitologia. Raczej staram się nie czytać książek, bo co za dużo to niezdrowo.
Wywodzę się z rodziny inżynierów, od dziecka każą mi układać klocki, naprawiać zegary i wiedzieć, co jak działa. Mimo to szykuje się ze mnie krawcowa. To też pewny fach, chociaż szczerze podchodzę do tego bardziej artystycznie. Kupuję tanio szare płótno i już ode mnie zależy jak będzie wyglądał dalej materiał.

Pierwsze co zrobię, to się wykąpie, bo uciekając wpadłam w błoto. Zwykle nie jest ze mną aż tak tragicznie.
Pomaluje się, będą ze mnie ludzie.
Wokół otoczyły mnie jęki wyrażające zachwyt. No nareszcie jestem sobą! Na pewno nie sama, bo i narrator i grani przez niego bohaterowie mają sporo do opowiedzenia. Wita was przyszła projektantka, królowa szwaczek. Tudzież zwykły świr, ceniący żywe kolorki, taką samą gestykulację i mimikę. Człowiek torpeda! Moje ADHD jest troszeczkę na wyrost, to długi efekt pracy nad sobą, no i po prostu trzeba być narwańcem. Bo każdy normalny człowiek ma głowę pełną nowych przygód, czyż nie? Jeszcze się z tym nie spotkałam, w moim przypadku to słodka tajemnica.
"Ich rubieże nie znały końca (...)" O my God!

Pokój 11 na pierwszym piętrze, zapraszam wszystkich do przymiarki!
Zwę się Janina Blackfish, moja mama miała przyjaciółkę o tym nienaszym imieniu.
Jeszcze raz powtarzam to tylko zwykle ADHD!
Rocznik 90. dzień 1 stycznia

9 września 2012

Mała Mi.

Minnie Gendolf, czyli kolejna idiotka zwana Mała Mi.
Pokój 64, czyli raj dla oszołomów. 
Haj lajf, czyli schizofreniczka z długim stażem, która ma częste chęci mordowania ludzi, którzy śpiewają.
7737010416_8efdf42ed6_z_large

WYGLĄD, czyli tak wygląda idiota.
7737047940_2b1d5b7b20_z_large
' Nie mogę powiedzieć, że jestem piękna, bo takowa nie jestem. Mogę powiedzieć, że zwyczajna. Ot, jak każda inna. Z tego co mi wiadomo to mam medialną buzię. Tak, medialną. Sama nie wiem co ktoś widzi w dużym, zielonych oczach, przysłoniętych wachlarzem czarnych, długich rzęs. Albo w niewielkim nosie. Albo pełnych ustach kolorze bladego różu pod, którymi ukrywają się śnieżnobiałe ząbki. Kto co widzi w delikatnej skórze i bardzo często oblanymi purpurą polikami? Albo te długie, bardzo długie czarne włosy. Sprawiają niemałe problemy, ale sama mogę rzec szczerze, że są wspaniałe. Bardzo je lubię, są takim wyjątkiem w mojej zwyczajności.Nie jestem wysoka, można rzec, że wręcz niziutka. Cały metr sześćdziesiąt pięć + dość długie, zgrabne nogi.  Nie noszę obcasów. Są niewygodne i dobrze wiem, że po jednym kroku przewróciłabym się i nieźle poobijała, a tego nie chcę. Wolę wygodne balerinki albo sandałki. Nie jestem chuda. Wolę określenie szczupła, bo ważę calutkie pięćdziesiąt kilogramów z torebką. Tak, mam dziwne przyzwyczajenie do wchodzenia na wagę z torebką. Oczywiście, nie pustą. To było by niedorzeczne. Lubię sukienki. Bardzo lubię sukienki. Te rozkloszowane jak i przylegające do ciała, ale wolę te pierwsze, bo wygodniej się w nich chodzi. Najważniejsze, żeby była ładna. I w kolorze beżu lub jasnego różu. Wtedy nie mogę się oprzeć i kupuję bez względu na cenę. Nie pogardzę również spódniczkami. Uwielbiam je niemal tak bardzo jak sukienki, z tym jednak szczegółem, że do spódniczek muszę dobrać odpowiednią bluzkę, a to sprawia mi niemały kłopot, bo nigdy nie mogę zdecydować się na żadną.To, że noszę spódniczki i sukienki nie znaczy, że nie lubię innych ubrań. Uwielbiam ubierać szerokie, roznoszone sweterki do króciutkich spodenek z wysokim stanem lub starych, poprzecieranych jeansów. Oczywiście, do tego typu ubrań ubieram trampki.

CHARAKTEREK, czyli czarnowłosa diablica.
7737020914_82b7feefc7_z_large

' O moim charakterze można mówić wiele różnych rzeczy. Osobiście jednak wolę, żeby ktoś sam mnie poznał i dowiedział się co nieco, więc ten moment opuszczę i zostawię to dla Was, żebyście mogli sami to osądzić. '

ZAINTERESOWANIA, czyli co sprawi, że jej twarz rozjaśni uśmiech. 
7737000700_f9d60d9ef5_z_large

' Interesuję mnie wiele rzeczy. Głównie lubię fotografie. Uwielbiam robić zdjęcie nie tylko ludziom, ale i krajobrazom i zwierzętom. Po prostu kiedy biorę w ręce aparat fotograficzny czuję się jak w swoim żywiole.  Pstrykam bezmyślne zdjęcia wszystkiemu co mnie otacza, a bardzo często wychodzą z nich prawdziwe dzieła, niewarte mnie. Drugim z moich hobby jest sztuka. Uwielbiam malować, szkicować i tym podobne. Najbardziej do gustu przypadło mi rysowanie portretów. Szczerze mówiąc są one najciekawszą formą rysunków i mogę się w tym wykazać. A po trzecie i ostatnie - muzyka. Mocne brzmienie! '

CIEKAWOSTKI, czyli co warto uznać za warte. 
HISTORIA, czyli jak i po co powstało.

Bruna-c-vieira_large

[  Bruna Vieira na fotkach. Wszystkie powiązania i wątki!  ]


8 września 2012

sad but true

Czy ktoś z was uzależnił się kiedyś od swojego hobby? Nie, pytam poważnie. Czy ktoś z was kiedyś tak cholernie pragnął robić to co kocha, że zabijał, zostawiał tych którzy byli dla niego bliscy. Czy można się uzależnić od tańca, malarstwa, od jazdy konnej czy czytania książek? Na te wszystkie pytania, bądź nieco inaczej skonstruowane postanowiła odpowiedzieć Demedline. Zupełnie normalna nastolatka która od dziecka wychowywała się w Seattle, wielkie miasto, wielkie możliwości, łatwa dostępność wszystkiego co mogłoby pomóc jej w odpowiedzi na te właśnie pytania. Nie było to jakoś specjalnie trudne. Od dziecka była pod opieką matki, ojciec zostawił ją gdy była jeszcze niemowlęciem. Właściwie je. Matka Demedline płakała długo, lecz zapomniała po jakimś czasie, podobnie do Demki. Nie żałowała nigdy tego. Matka pracowała prawie przez cały czas, więc nie  miała czasu by kontrolować dziewczynę. Zawsze gdzieś wyjeżdżała, więc nastolatka się nudziła, bardzo nudziła. Było tak póki nie osiągnęła 13 roku życia. Wtedy weszła do gry. Mając na myśli grę nie mówię o czymś wesołym, nie mówię o odprężeniu czy coś. Osoba w takim wieku wychowana w takich warunkach nie potrafi sobie logicznie wszystkiego poskładać i wyciągnąć konsekwencji. Zamknięta w swoim pokoju analizowała wszystkie sprawy, odcinała się od wszystkich i dalej myślała. Czy jest sens opisywać to, co działo się dzień w dzień? No, prócz siedzenia w swoim pokoju który niedługo potem został cały zapisany najróżniejszymi cytatami, tekstami piosenek. Ale cóż. O tym później.Dziewczynę można było zobaczyć z papierosem na klatce schodowej bądź przed blokiem ,w którym mieszkała. Smutek ściskał serce gdy widział to dziecko, które zawsze pierdoliło to, co mówili inni. Innych już wtedy nie było no, chyba że matka która jej gotowała i prała ubrania i przemiła sklepikarka z osiedlowego. To byli jedyni z którymi kontaktowała się Demka. Zjadała wręcz ludzi wzrokiem, gdy ktoś przypadkowo potrącił ją w autobusie bądź zderzył się z nią na szkolnych korytarzach. Tam była już kompletnie niewidoczna. A w tłum się wcale nie wtapiała. Zawsze nosiła jakieś takie bardziej wyzywające ubrania, zawsze starała się wyróżniać z szarego tłumu, szarej masy - tak ich nazywała. Cóż, młoda była od zawsze bardzo wulgarnym dzieckiem, kiedy coś jej nie pasowało potrafiła kogoś zwyzywać od najgorszych szmat, kurw i czego tam jeszcze. To były jedyne słowa które wypadały z jej ust skierowane do rówieśników. Przyjaciół nigdy nie miała. Przynajmniej takich realnych.Uwielbiała bowiem się naćpać i tonąć w swoim pokoju w słodkich szeptach wymyślonych przez nią stworzeń, ludzi, traktowała ich jak przyjaciół, delikatnie gładziła ich gładkie policzki i patrzyła głęboko w oczy, tak jakby chciała zobaczyć ich duszę. A tak naprawdę patrzyła w swój głąb. Nigdy nie była płytka. O ile można to tak nazwać. Potrafiła rozmawiać jednak tylko ze swoimi zmyślonymi przyjaciółmi, opowiadała im wszystko co zdarzyło jej się podczas dnia, każdy fragment.Gdy miała 15 lat jej stan zdrowia nieco się pogorszył, jednak nie tak bardzo jak jej stan psychiczny. Depresja była czymś co ją niemalże wgniotło w ziemię. To był największy koszmar w jej życiu. Czuła, że umiera, czuła, że to zabiera jej przyjaciół, więc wciąż pogłębiała swój nałóg- ćpanie. To właściwie dziwne, skąd takie dziecko miałoby mieć pieniądze na tak drogie wydatki. Hah, co mogła zrobić innego, czym można by było posolić tę pierdoloną opowieść o księżniczce na którą nie pasowała żadna korona? Czym spierdolić tę historię, co zrobić aby była pełna krwi ,przemocy, gwałtów i koszmarów sennych. Rosalie. To imię mówi samo za siebie, albo raczej przypomina. Rosalie przypominała o sobie zawszę gdy brakowało pieniędzy. Rosalie była kimś kto ratował ją z opresji i wciąż pozostawał cząstką samej Demki, bo nie mogłaby być to zdrowa, żywa osoba, po prostu nie ma na to sposobu.Okej, przydadzą się wyjaśnienia. To imię nadał jej pewien nieznajomy mężczyzna z którym wówczas młoda Demedline sypiała. Miała z tego pieniądze, i wiecie co? Kochała go. Mimo iż był od niej starszy o tak dużo. Był dorosły, miał pracę, auto i mieszkanie. I zawsze chciał zabrać młodą do Rzymu. I mówił jej, kłamał , że będą na zawsze razem, będą kiedyś szczęśliwi i kupią duże mieszkanie i psa. Nazwą go Coralie. Nie wiedzieli czemu. Cóż, nie był to jakiś ideał, raczej taki typowy dupek który bawi się kobietami i zatrzymał się przy nastoletniej dziewczynie, bo wydawała się słodka i niewinna. A jej imienia nie chciało mu się wypowiadać, więc wołał na nią Rosalie, Rosa, Rossie, Rose. Od tamtego czasu dziewczyna zawsze się tak przedstawiała kiedy była mowa o dragach, żyletkach, glanach, grunge, papierosach i wszelkich innych takich. Bo to stało się życiem małej kobiety. I zawsze mówiła, każdemu kto do niej zagadał, zapytał za ile kupiła glany, gdzie, dlaczego ma podarty T-shirt." Trzymaj się z daleka od grunge i autodestrukcyjnych nałogów. "Ona sama nigdy nie praktykowała tej zasady. No, nie dziwie się, zmieniła się na kogoś nie do poznania. Chodziła za rękę ze swym starszym kochankiem, brała z dnia na dzień i wtedy odkryła swoje hobby. Zaczęła tańczyć. Stało się to wszystkim co naprawdę posiadała i nie odpływało po 6 godzinach, nie truło jej od środka i nie ucierpiała na zdrowiu. No, to nie to co dragi. Panienka Xu nienawidziła przestawać tańczyć, wchodziła w trans gdy to robiła, było to dla niej tlenem, pozwalało wyładować negatywne emocję i wszystko inne co oczywiście jest złe.Kochała tańczyć ponad życie. Nie jadła, nie piła, wreszcie jechała na samych narkotykach. Wyniszczyło to dziewczynę. Stała się duchem, wrakiem człowieka, kimś komu już nie można pomóc. To było przerażające

Aż wysłali ją tutaj. Bajka małej księżniczki się kończy, a prawdopodobnie zacznie horror
Samookaleczenia, narkomania, głęboka depresja, bezsenność, fobia społeczna. Demedline nigdy się do niczego nie przyznała. 

powiązania <> prywatny monolog 


od autorki
no siema. moje posty są przeważnie mega krótkie, tak czy siak zapraszam to wącenia. 

7 września 2012

Wśród nich jesteście i Wy, powołani przez Jezusa Chrystusa


Lekarze. Próbują wmówić coś człowiekowi, udowodnić, że zawsze jest po ich myśli. Kłamcy więksi ode mnie, choć to podobno ja nie potrafię odróżnić prawdy, od ubzduranej w mojej głowie fikcji. Umarł, bo musiał. Nic się nie dało zrobić. Dokonaliśmy wszelkich starań, by utrzymać go przy życiu. A tak naprawdę spierdolili sprawę po całej linii. I gówno wiedzą o tym wszystkim.

PSEUDOLOGIA | MANIA | OSOBLIWOŚĆ NARCYSTYCZNA | PSYCHOZA

Lubisz bajeczki, psycholu? Chodź, opowiem ci jedną. Będzie o dziecku. Ni chłopcy, ni dziewczynce, po prostu dziwnym stworze. Wyobraź je sobie. Bój się go. Przecież jest kimś innym, kimś odmienny. Odmieńców się tępi. A teraz wyobraź sobie mnie, jako Boga. Oczywiście nim nie jestem, ale stoję gdzieś bardzo nieopodal. Jestem wybrańcem. Sam Bóg mnie wybrał po to, bym tępił na świecie to, co niedoskonałe. Ty jesteś niedoskonały, jesteś pomyłką tego świta. Tak, właśnie ty. Mówisz do osób, których nie ma. Szalejesz na punkcie bólu i krwi, wstydzisz się, nie rozmawiasz z ludźmi. Zabijasz tych normalnych, porządnych. którzy stanowią lepszą przyszłość dla tego kraju oraz świata. I myślisz, że ty jesteś godny, by żyć, skoro uważałeś, że oni nie mają do tego prawa?


"Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a których powołał - tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił - tych też obdarzył chwałą. Cóż więc powiemy? Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?"

Ale wróćmy do dziecka. Dziecko było i póki jeszcze małe, nikomu nie wadziło. A potem w modlitwie ukazał mi się Bóg i powiedział, że trzeba owe dziecko zniszczyć, bo takie jest moje powołanie. Trzeba je wyleczyć, a nic tak dobrze nie leczy, jak ból. Ból zmusi do wszystkiego, nakręci wariata właściwie. Bo kiedy masz ranę, wkładasz w nią palec i boli, a potem wyjmujesz i odczekasz kilka minut - przestaje przecież boleć, prawda? A wariata boli cały czas. Ciągle coś nie tak się kręci. Wariat jest niczym. Dziecko było topione, podpalane, ranione, rażone prądem. Dziecko lubiło się bawić, dziecko lubiło słonie. Dziecko było wyjątkowo naiwne. Wystarczyło okazać mu kilka minut ciepła, a potem zgadzało się dosłownie na wszystko. Naiwni ludzie nie mają prawa żyć. Naiwność niszczy społeczeństwo. I Bóg był dumny z tego co widział, mówił mi to każdego dnia przy modlitwie.

I nie wiem jak to się stało, że dziecko mi zabrano. Nie wiem jakim cudem ktoś się o nim dowiedział, chociaż obiecało, że o niczym nie powie. Dziecko nie kłamało i nie umiało łamać obietnic. Tak po prosto było wytresować dziecko, łatwiej od małego pieska.
Pewnego wieczoru do naszego domu wpadła policja. Skrępowała mnie kajdankami, dziecko zabrano. Jakiś czas później była rozprawa sądowa, gdzie mimo protestów moich, matki, a nawet dziecka, skazano mnie na piętnaście lat odsiadki, albo pobyt w szpitalu psychiatrycznym. Nie jestem chory, czynię tylko swoją powinność, więc oczywiste, że wybrałem więzienie. To była próba, przed którą postawił mnie Bóg. Dawał mi wiele okazji do wątpienia, ale ja po prostu wiedziałem, że diabeł się mną interesuje. Dlatego dziwnie patrzono na moją wielką wiarę, modlitwy, egzorcyzmy. 
Plugawe pasożyty, dzieci diabła.
Po jakimś czasie zabrali mnie na "badania", które okazały się być przeprowadzane u czubków. Dokładnie w tym samym miejscu, gdzie wsadzono dziecko. Tyle że go już tam nie było...

"Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nad tymi grzesznikami"


Dwunastego września dziewięćdziesiątego pierwszego roku dwudziestego wieku, w bardzo deszczowy poranek, matka nadała mi imię ALPHONSE. Była tylko prostą pracownicą spa, a mój ojciec całe tygodnie spędził poza domem, jako kierowca tira. Powodziło nam się jako tako, raz lepiej, raz gorzej. Po czterech latach urodziło się dziecko, na którym punkcie rodzice zupełnie zwariowali. Opowiadali tylko Dennis to i Dennis tamto, dopóki nie okazało się, że ja mam większy potencjał niż dziecko. Śpiewałem, dużo i pięknie, a po wielu rozmowach z koleżankami, matka zapisała mnie do dziecięcego chórku kościelnego. I tak zaczęła się moja przygoda z Panem Bogiem. Był ze mną cały czas, każdy dzień rozpoczynał się i kończył od modlitwy. Oczy miałem zawsze otwarte i dlatego widziałem znaki, których inni nie dostrzegali. Nie rozumieli, że Bóg jest jak wiatr: nie widać go, ale czyś doskonale, nawet delikatny powiew. Od zawsze wiedziałem, że przyszłości zostanę księdzem. A potem dostałem misję. I spełnię wolę mojego Pana, oczyszczę świat ze zła, dzięki mocom, którymi mnie obdarował. 

6 września 2012

Kiedy umierasz - spokój gasi ich łzy.

Pandora Anna Black a raczej Cassie.
Piętnastoletnia dziewczynka zatopiona w świecie marzeń. Nie żyje w normalnym świecie, tylko w Krainie Czarów, zwanej przez siebie Bajkową Krainą. Oprócz urojeń i niewidzialnych przyjaciół podejrzewają u niej również autoagresje i zaburzenie dysocjacyjne tożsamości.



Strach jest dobry.
Oznacza, że mamy coś do stracenia.

W letni, słoneczny poranek na świat przyszła mała dziewczynka prawie dwa miesiące przed terminem porodu. 28 lipca w Irlandii urodziła się Pandora. Imię rzeczywiście dobrane, gdyż można by powiedzieć, że nieszczęścia na nią spadały prawie, że każdego dnia. W puszce Pandory została jedynie nadzieja. I to ona stworzyła z dziewczyny taką osobę. Osobę pogrążoną w Świecie Magicznym i Wyimaginowanym. Zaczęła wierzyć w rzeczy dla innych nieprawdziwe i fantastyczne, a jej rodzice zaczęli się poważnie niepokoić. Panda wierzy, że nazywa się Cassandra White i jest małą księżniczką. Dziewczynka mierzy 145 centymetrów wzrostu i jest krucha, delikatna. Lepiej nie chwytaj jej w swoje objęcia, bo się jeszcze rozpadnie...


- Przecież tak nie wypada, Alicjo!
- A co to znaczy, że coś wypada? Gdyby ludzie się umówili, że wypada nosić twaróg na głowie, nosiłabyś?

Jest ładną dziewczyną, niektórzy nawet twierdzą iż jest piękna. Twarz o delikatnych rysach okalają jasne loki, sięgające aż za łopatki. Duże, błękitne oczy wpatrują się we wszystko zafascynowanym wzrokiem, do tego ma mały nosek który idealnie współgra z malinowymi, pełnymi ustami. Póki co dziewczyna nie jest jeszcze kobietą, raczej zalicza się ją do kategorii "dziecko". Mała, chudziutka, niska i bez biustu. Ma długie palce, które idealnie nadają się do gry na pianinie. Często nosi wielkie kapelusze, szerokie, męskie koszulki które wkłada w spodnie, ale również zwiewne sukienki w kwiaty. Jednak czy wygląd jest ważny? To tylko pryzmat przez, który ocenia się innych... Czymże jest wygląd w porównaniu do duszy..?

- Nie! To niemożliwe!
To tylko kwestia wiary..
Jest chodzącą zagadką, z głową w chmurach, która nigdy nie miała ochoty schodzić poniżej linię tej mgły. W krainie jednorożców jest stałym bywalcem. Można to z łatwością dostrzec. Uśmiech prawie, że nigdy nie schodzi z jej porcelanowej twarzyczki, a wszystkie podejrzenia o kawały zazwyczaj spadają na nią. Dużo mówi, wykonuje tysiące gestów na minutę a na jej twarzy maluje się cała gama emocji - zazwyczaj pozytywnych. Ma kolekcje lalek, z każdą rozmawia. Ma również dwóch wyimaginowanych przyjaciół - Minnie i Lucas'a. Gra na harfie i pianinie od siódmego roku życia. Uwielbia również malować.. szczególnie na ścianach. Jest bardzo dziecinna, uparta i nieco rozkapryszona. Gdy nie do staje tego, co sobie wymarzy kaprysi, krzyczy, bije, gryzie, szczypie i kopie. Rzuca również porcelaną i innymi rzeczami. Lepiej z nią nie zadzierać, bo możesz źle skończyć. Często dźga ludzi sztućcami, gdyż twierdzi, iż to niezmiernie zabawne. Jej myśli krążą dziwnym tempem, niespodziewanie dostaje napadów histerii i złości. Wysłali ją na leczenie przymusowe do Szpitala dla Chorych Nerwowo i Psychicznie, gdzie popadła w pierwsze uzależnienie. W lekomanie. Teraz często chodzi otępiała i zamyślona. Przenosi się do swojej Krainy, gdy melancholia owiewa jej duszę. W tym szpitalu przebywa od ponad trzech miesięcy, a wciąż prawie nikogo tu nie zna...




♥ Uwielbia jeździć na rolkach i na rowerze.
♥ Ma małego kota imieniem Edgar.
♥ Jest uzależniona od czekolady mlecznej i tej z orzechami, oraz od truskawek maczanych w czekoladzie.
♥ Prowadzi pamiętnik.
♥ Nigdy nie paliła, nie poznała smaku alkoholu ani tym bardziej seksu. Ba, ona nawet się nie całowała!
♥ Zna kilka języków obcych : rosyjski, polski, czeski, francuski, hiszpański no i oczywiście angielski.
♥ Uwielbia pływać nocą w jeziorze. W dodatku nago.
♥ Bardzo przejmuje się problemami innych ludzi i chce im pomóc. Jakby miała za mało własnych problemów...
♥ Uwielbia przyrodę. Kocha kwiaty, a w szczególności te polne.
    ♥ Ma blizny na nadgarstkach, po próbach samobójczych. (lekarzom do tej pory nie udało się ustalić    dlaczego ta radosna dziewczynka targnęła się na własne życie)
   ♥ Panicznie boi się burzy i innych zjawisk atmosferycznych. Gdy tylko niebo zachodzi się granatowymi chmurami i słychać błyskawice Pandora od razu chowa się pod kołdrą. Do tego boi się ciemności. Nie zaśnie przy zgaszonym świetle. Ma dwie młodsze siostry - Elle i Marthe oraz starszego o pięć lat brata - Ethana.

_______________
Szept autorki :
Czeeeść, heej i czołem! Jejciu, musiałam tu zrobić sobie postać! :D Mam nadzieje, że przywitacie mnie i Pandorę miło i nie zagryziecie. c:

5 września 2012

Co łączy kruka i sekretarzyk?


Crystal Anna McCaine
Urodzona 5 maja tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego pierwszego roku w Londynie.
Psychoza dotycząca zaburzeń spostrzegania.
Anoreksja, skłonność do depresji i samookaleczenia.
Pokój numer sześćdziesiąt  cztery.
Ostatnio w ramach dziwnej terapii próbująca swoich sił w fotografii.

Umarłam. Dawno temu padłam na kolana, zdeptana, obdarta i brudna. Umarłam, a dusza ulotniła się ze mnie powoli, boleśnie rozdarta. A wszystko działo się tak nie spodziewanie, że nawet me imię cisnące Ci się na usta, nie zdołało wydostać się na zewnątrz. Zmniejszona do rozmiarów wirusa, nic nie znacząca, grzeczna dziewczynka, pochowana żywcem sześć metrów pod ziemią.
Czy mnie kiedykolwiek kochałeś? Czy kiedykolwiek  szeptałeś prawdę, obdzierając mnie ze skóry? Czy to wszystko mi się śniło, a potem minęło, prysnęło jak bańka mydlana? Czy ma chora wyobraźnia zgubiła mnie znowu? Doprowadziła do ślepego zaułka, kazała krzyczeć, wierzgać i gryźć wargi do krwi? Czy to tylko mi się zdawało?  Czy to tylko była gra, której reguł nigdy nie poznałam? Zapomniałam, minęło, upłynęło, przesypało się przez palce jak piasek, ziarenko po ziarenku, powstała dziura, ogromna, ciemna, pusta, przerażająca. Upadłam, naiwna i głupia, ślepa kochanka głupca, chora psychicznie, zagubiona istota, biegająca za białym królikiem w niebieskim ubranku, wariatka. Wymyśliłam sobie koniec świata, wybuch nastąpił, niestety wciąż oddychałam.
Cii. Nie pytaj. To długa historia, zwykła, nużąca, powtarzalna, oglądana tysiące razy na kinowych ekranach.Wiedz, że byłam, żyłam, istniałam, marzyłam, w dziwny sposób cierpiałam. Masochistka z powołania, czerwona stróżka przecinająca bladą, kruchą skórę, słona kropla spływająca po popękanych wargach. Ciemne kosmyki wijące się niesfornie, czekoladowe oczy ukrywające się pod wachlarzem długich, gęstych rzęs, uśmiech, smutny, niewyraźny, nieobecny błąkający się po twarzy, przeciągniętej delikatnymi rysami. Chodzące metr siedemdziesiąt prawdziwego nieszczęścia.Z każdą sekundą coraz bardziej wymykająca Ci się z rąk, rozkładająca się na twych oczach, milcząca, choć jednocześnie nawołująca pomocy.  Błagająca, gryząca swe dłonie do krwi, niegdyś ssąca twe palce, krążąca korytarzami dantejskiego piekła, twoja największa i najbardziej skrywana fantazja.
Jak to się stało? Jak się zaczęło, nim wijąc się z bólu krzyknęłam? Co stanowiło początek, aby wreszcie zniknąć niespodziewanie i cicho, nim zdążyłam uchylić powieki i wygiąć swe wargi w uśmiechu? Minął rok, miesiąc, a może to było wczoraj? Nim znalazłam się na kolanach, nim podarłam sukienkę, nim pozwoliłam białej tkaninie pokryć się szkarłatem, nim zaczerpnęłam ostatniego haustu powietrza, nim nauczyłam się, że tak naprawdę nie ma szczęśliwego zakończenia, nim krzyknęłam błagalnie gdy drzwi zamykały się za tobą z hukiem.  Pamiętasz? Jak obiecywałeś mi naiwnie, że tak będzie już zawsze, jak podczas tego wieczoru gdy na nad nami wpełzło tysiąc kolorów, a noc już głośno pukała w okna. Trułeś mnie swymi zapewnieniami jak dym papierosowy przejmuje władzę nad płucami, krążyłeś mi we krwi niczym najlepsza heroina, szumiałeś w głowie jak najstarsze wino, smakowałeś jak najdroższa, belgijska czekolada. Pamiętasz? Naiwnie oglądałam bajki wierząc, że jestem jedną z tych księżniczek, bujałam w obłokach zapisując kartki twym imieniem, a ty się śmiałeś, kręciłeś głową za każdym razem jak rozmarzona pytałam Cię o twego rumaka.  Mówiłam cichutko, szeptałam odważnie, że mam już wszystko, że mogę już odejść będąc w pełni spełnioną. Bo ty jeden wiedziałeś kim byłam, jestem i będę. Szeptałeś, mówiłeś, że marzysz by odwiedzić tę salę gdzie pierwszy raz się pojawiłam, twierdziłeś, że szukasz pielęgniarki, która jako pierwsza trzymała mnie w ramionach, wmawiałeś, że czwartek jest dniem zawsze szczęśliwym, a piąty dzień maja miał podobno stanowić dla Ciebie dziwnego rodzaju ekstazę. Wierzyłam, spijałam słowa z twych warg, nawet wtedy gdy, dwa dni przed 31 dniem dwunastego miesiąca oznajmiłeś, że jesteś rozczarowany. Śmiałam się do czasu, aż nie zabrałeś walizki, aż twe wargi po raz ostatni nie spoczęły na mym czole, aż nie usłyszałam jak boleśnie szepczesz me imię. Umarłam. W sekundę po tym jak odsunąłeś się ode mnie, wepchnąłeś mnie do grobu wykopanego własnoręcznie. Nie ukrzyżowałeś, nie pozostawiłeś szansy na zbawienie. Pozbawiłeś wszelkich nadziei, skradłeś i podeptałeś mi duszę, uciekłeś.  I nic już nie miało być jak dawniej, nawet wschody i zachody słońca nagle stały się szare, ptaki nie ćwierkały radośnie, motyle nie siadały mi na palcach, krew, z nadgarstków przez miesiące delikatnie całowanych wyblakła.
Tak doskonale sobie Ciebie wymyśliłam, narysowałam, stworzyłam od podstaw. Przynajmniej tak mi mówią odkąd powoli wstałam, zmartwychwstałam, wydostałam się na powierzchnię.

Już nie wiem kim jestem. Gubię się w drodze do swego pokoju i nie mam odwagi zapytać o drogę. Gryzę swe wargi do krwi, paznokcie wbijam głęboko w skórę, krzyczę czasami gdy najdzie mnie ochota. Raczej miła i spokojna, milcząca przeważnie, podobno, tak mnie opisują. Już nie wiem co jest prawdą, a co nie, w co powinnam wierzyć, a co okazuje się być zwykłym urojeniem. Nie jestem chora, nie tu, w moim świecie, w moim królestwie, w moim ogrodzie Eden. Bywam irytująca. to powiedziała mi pielęgniarka gdy przynosiła jedzenie do izolatki. Nawet nie wiem dlaczego tam trafiłam, przecież staram się być grzeczna. Ostatnio. Nie wiem czy lubić siebie czy nienawidzić. Boję się ludzi, unikam ich jak ognia, snuję się samotnie z kąta w kąt i obserwuje. Nie komentuje, nawet w swoich myślach. Ma głowa wydaje się być dziwnie pusta, dopóki nie odezwą się oni. Lecz to długa historia.Nie jestem ambitna, nie muszę wcale wstawać z łóżka, mogłabym umrzeć gdyby to było takie łatwe. Bywam złośliwa, gdy trzeba, a takie okazje zdarzają się zbyt często. Ironiczna idiotka, zagubiona dziewczynka, masochistka, świr. Nazwij mnie jak chcesz. Naprawdę nie interesuje mnie opinia innych, od kiedy jego już nie ma. Wciąż się zastanawiam czy istniał. Podobno szczera, czasami za bardzo, ranię, lubię ranić, sprawiać ból, wówczas nagle staje mi się źle. Ale staram się przed tym powstrzymać. Przecież jestem grzeczna, gdy będę zachowywała się odpowiednio wypuszczą mnie wcześniej. Przecież jestem normalna. Jak połowa dziewczyn tutaj chowam jedzenie pod materac, ranię swe ciało, upiększam bliznami, które opowiadają swoją własną historię. Świat jest okrutny, system Cię przygniata, ale nie mów tego nigdy głośno, wezmą Cię za wariata. Od dziecka byłam uparta, tu jednak wszystko mi jedno. Nie chcę się zmieniać bo tak poleca mi terapeuta czy jak go tam nazywają. Nie wiem, nie chcę wiedzieć. To wszystko mnie przytłacza, czuje się taka mała. Nie potrafię skupić się na jednej rzeczy, jeśli jakieś myśli siedzą mi w głowie galopują w różnych, nieznanych mi kierunkach, a ja próbuję za nimi podążyć.

Każdy widzi jaka jestem. Niewysoka, przeciętnej postury, choć lekarze co innego bełkoczą pod nosami i wypychają we mnie na siłę wszelkie potrawy, a szczerze mówiąc najlepszej jakości to one tu nie są. Długie ciemne włosy, za którymi zazwyczaj bezwstydnie się ukrywam, łudząc się, że to pancerz, mur bądź cokolwiek innego, co będzie w stanie mnie ochronić. Człowiek, jak człowiek. Głowa, tułów, ręce, nogi, nos, usta, czoło, oczy, wystające żebra i kości biodrowe, liczne blizny ze swoją długą i nużącą historią. Czy wyróżniam się więc z tłumu? Zwykła dziewczyna, taka jak wszystkie. Z czekoladowymi oczami, kilkoma piegami, lekko zadartym nosem, z połamanymi paznokciami obciętymi na siłę, czasami z wypadającą rzęsą czy włosami na ubraniach, przeważnie czarnych. Z beznamiętnym wyrazem twarzy, nie uśmiechająca się prawie wcale, od tego bolą przecież usta, a moje są dość pełne, podobają mi się, chyba jako jedyna rzecz we mnie. Wizerunek grzecznej dziewczynki, którą jestem choć skrzaty, które mieszkają w mojej szafie mówią zupełnie co innego. Przeklęte, zielone krasnoludki, które nie potrafią zaśpiewać cholernej piosenki z Królewny Śnieżki. Sama musiałam ich jej nauczyć.

________________
karta pewnie będzie przerabiana. Tak w ogóle to cześć haj helloł. Nie gryziemy, chętne na wszelkie wątki, choć z taką osobą jak Crys może być trudno, ale czym bardziej skomplikowane to lepiej, prawda?  Twarzy użyczyła Astrid Bergès-Frisbey.

4 września 2012

Jesteś psychopatą, Louis.








Kosmos błękitnych oczu, blady róż pełnych, delikatnych warg i długie, ciemne włosy. Ciągle masz przed sobą obraz tej twarzy i widzisz go za każdym razem, gdy dopada cię zwątpienie. Tylko ty nie wątpisz w siebie zbyt często. Naprawdę rzadko popadasz w ten stan, jednak dziś... dziś czujesz to ze zwielokrotnioną mocą. Zupełnie intuicyjnie bierzesz z sobą pudełko skradzionych wcześniej zapałek i z ostatnim papierosem, wsuniętym za ucho, przemierzasz korytarz, by wreszcie zakończyć swoją wędrówkę w niebieskim salonie. Rozsiadasz się na zniszczonej, przez czas, sofie i nim odpalisz papierosa, przez dłuższą chwilę przyglądasz się płomykowi, tańczącemu na zapałce. Wyraźnie słyszysz jego głos. Jest taki aksamitny, przyjemny dla ucha. On cię prosi, byś go uwolnił. Obiecuje, że w zamian on uwolni ciebie. Wiesz, że już nieraz ci to obiecywał, dlatego chcesz zadać mu jeszcze jedno pytanie, kiedy zapałka gaśnie, głos cichnie. W pomieszczeniu jest nieprzyjemnie głucho. Zapalasz kolejną, przy okazji odpalając wetkniętego pomiędzy wargi papierosa. Zaciągasz się mocno, kontynuując tą niemą rozmowę z ogniem. Wreszcie ponownie mu zawierzasz i niespiesznie upuszczasz palącą się zapałkę na ziemię. Musi upłynąć chwila, zanim niewinny płomyk zacznie łaskotać swoimi językami fotel, stojący obok.
To był impuls i mógłbyś to przerwać, jednak zamiast tego, ty przyglądasz się ognikom, kibicujesz im. Chcesz widzieć, jak rosną w siłę. Czujesz ciepło, które od nich bije. Stwierdzasz, że to przyjemne. Zaciągasz się dymem kolejny raz i pozwalasz wciągnąć się temu widokowi. W tym samym momencie do głowy wdziera się myśl, że mógłbyś zginąć w ten sposób. Uśmiechasz się, bo to tak niedorzeczne i zabawne zarazem. Zawsze wyśmiewałeś tych wszystkich, niedoszłych samobójców. Ci zdeterminowani, którym udało się z sobą skończyć, także ciebie śmieszyli i bez skrupułów się z tym obnosiłeś. Ty nigdy byś sobie tego nie zrobił, chcesz żyć, a śmierć fascynuje cię tylko widziana w oczach ludzi, którym to życie odebrałeś. I nagle znów widzisz soczyście niebieskie oczy, idealnie wykrojone usta i piękne włosy, okalające drobną twarz, którą tak dobrze znasz. Ona wychodzi spomiędzy płomieni i z uśmiechem wyciąga do ciebie smukłą dłoń.
- Kocham cię, Louis - słyszysz. To jest tak realne, że ciężko ci uwierzyć, że to wszystko jest fikcją. Grą, twojego chorego umysłu. Cały czas pamiętasz dobrze tę scenę, która za każdym razem kończy się w identyczny sposób.
Krew. Na jej drobnym ciele zaczynają pojawiać się podłużne, głębokie rozcięcia. Sączy się krew, dużo krwi. Jednak jej pełne wargi wciąż wygięte są w cudownym, ciepłym uśmiechu. Uwielbiałeś te usta.
- Kocham cię - powtarza, przy czym niebieskie oczy wypełniają się łzami. Drobne ciało gwałtownie upada na ziemię, jakby zostało uderzone z dużą siłą. To ty. Ty ją spoliczkowałeś, przecież wiesz. Pamiętasz. Teraz stoisz nad nią i ciągniesz za włosy, by zmusić ją do wstania. Patrzy. Widzisz łzy i stwierdzasz, że podoba ci się ten widok. Jesteś psychopatą, Louis.
- Nie możesz - mówisz stanowczo, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Ona chce coś powiedzieć, jednak ty zamykasz jej usta mocnym pocałunkiem, przy czym wciskasz ostrze noża w jej pierś. Kruchym ciałem wstrząsa urywany szloch. Musiałeś ją ukarać, była nieposłuszna. Żadnych uczuć, taka była umowa. Upadasz na kolana razem z nią, podtrzymujesz słabnące, poranione ciało i patrzysz. Patrzysz z uwielbieniem w te błękitne tęczówki, które gasną z każdą sekundą. Chcesz zapamiętać ten obraz, jest taki piękny, jednak rozpraszają cię głosy. Tym razem to nie ogień mówi, tylko jacyś ludzie, którzy włamują się do salonu i biegną w twoją stronę. Ułamki sekund. Ogień, który rozpętałeś, pochłania już większą część pomieszczenia, podczas gdy ty patrzysz na przybyszy zdezorientowany, a ciało które trzymałeś w dłoniach zniknęło. Płomienie krzyczą, że oni chcą was rozdzielić. Ty nie chcesz, pragniesz zostać z ogniem, bo on obiecuje ci wolność. Jesteście jednością, tylko ty musisz wykonać ostateczny krok. Podnosisz się z kolan i już masz rzucać się w płomienie, ale obce ręce powstrzymują cię od tego. Szarpiesz się, jednak w momencie, gdy wyciągają cię na korytarz, czujesz jak słabniesz z każdą chwilą, by wreszcie stracić przytomność. Podświadomie słyszysz, że nawdychałeś się dymu i zdemolowałeś cały, niebieski salon.

2 września 2012

Nie patrz tak na mnie... Jestem zdrowa na umyśle tak samo jak Ty.


Imię: Tajra Serena
Nazwisko: Alabrissi
Wiek: 22 lata . Ur. 14.09.1990 roku.
Miejsce urodzenia: Finlandia

Charakter: Stanowcza. Niegdyś jej celem było wydanie książek. Ile? Tego sama nie wiedziała. Mijały miesiące, a ona wciąż pisała. Wydała trzy powieści w przeciągu dwóch lat. Dla niej jednak było to już za wiele. Potrafiła jednak dojść do celu. Nieobliczalna. Potrafi wpaść na pomysł i w danej chwili go realizować przez co wpada w częste kłopoty. Wesoła, często się śmieje, żartuje oraz robi kawały innym. Jest osobą otwartą, nie ma problemu z powiedzeniem co jej leży na sercu czy o czym myśli. Zawsze chętna przygód.
Jej historia zaczęła się w Finlandii. Pomijając głupich, patologicznych rodziców Tajra uciekła z domu mając lat szesnaście. Gdzie? Do Szwecji, sąsiadującego z Finlandią państwa. Dziękowała Bogu za to że posiadała tam rodzinę która wzięła ją pod swoje skrzydła. Posłali ją do Szwedzkiej szkoły średniej gdzie była jedną z tych najlepszych uczennic w całej placówce. Egzaminy końcowe zdała z niesamowitymi wynikami co pozwoliłoby jej dostać się na jakiekolwiek studia. Ale co ona wybrała? Któregoś dnia kiedy jej wujostwo oznajmiło że czas na szukanie dalszej szkoły Tajra wstała i oznajmiła: "Rzucam naukę. Chce pisać książki". Dziewczyna miała od zawsze zamiłowanie do literatury, a że miała dość wybujałą fantazje i rozwinięte słownictwo, zasiadła przy zeszycie z czarnym długopisem i przelewała swoje pomysły na papier. Po jakimś czasie z uśmiechem na ustach oznajmiła wszystkim dookoła że skończyła swoje pierwsze dzieło. Rękopis wysłała do jednego z wydawnictw które kupiło jej pomysł oraz jej twórczość. Miała wtedy 19 lat. Wytwórnia zaczęła żądać od niej kolejnej części powieści. Zarywała noce ślęcząc przy komputerze i pisząc. Zaczęła zażywać dopingi, anty-usypiacze przez co zaczęła działać jak robot jednak w ciągu tych 24 miesięcy udało jej się napisać trzy tomy jednej powieści. Trzecia była zakończeniem. Jednak wtedy cała jej pasja stanęła się wrogiem. Pieniądze jakie dostała za powieść oddała w ramach wdzięczności swojemu wujostwu zostawiając sobie niewielką część. Nie chciała już dalej pisać. Jednak nacisk wytwórni był tak mocny że któregoś dnia, kiedy zasiadła do komputera by napisać kolejną historię, po zażyciu amfetaminy przez okrągły tydzień nie ruszyła się z fotela z przed biurka. Nie zamknęła powiek by oddać się snu. Pewnego dnia, kiedy wujek wszedł do niej do pokoju i położył rękę na jej ramieniu ta przerażona odskoczyła od niego i zaczęła okładać pierwszą rzeczą jaka jej wpadła w ręce. Wuj uszedł z życiem. Tajra jednak zaczęła mieć przywidzenia, rzeczy które nie istniały... Te same które były w jej książce. Trafiła do szpitala dla psychicznie chorych. Teraz tylko pytanie czy to kiedyś ustanie.

Choroba: Schizofrenia, bezsenność, nerwica.
Inne:
Pali papierosy
Nadal stara się napisać książkę
Czasami wymyka się z pokoju nocami by powdychać świeżego powietrza na dworze.

Pokój 75

[Dobry. Karta byle jaka ale niedługo ulegnie poprawie... Albo samozniszczeniu xD Zapraszam do wątków i powiązań. :)]

I am not dead and I am not for sale.


Dane
 
Bardzo rzadko używa swojego imienia. Nikt nie wie dlaczego, ale, każdy się stosuje, żeby nie dostać w łeb.
  Przedstawia się po prostu Lust. I bez żadnych dyskusji.
 
Ale w papierach ma napisane Bastian Moonlight, urodzony w deszczowym Edynburgu, czternastego września, równo dwadzieścia cztery lata temu.
Ale kto by się przejmował papierami, prawda? No właśnie.
 
Historia
 
W bidulu był praktycznie od zawsze. Pałętało się to opiekunom pod nogami zadając masy głupich pytań i wykazując co najmniej przerażające zdolności destrukcyjne. Niszczył, psuł i rozwalał wszystko, co wpadło mu w ręce. No, ale że był słodki i uroczy, to prawie wszystko uchodziło mu płazem; już jako siedmiolatek miał taką siłę perswazji, że kogo chciał okręcił sobie wokół palca. Od dziecka lubił manipulować innymi, za to strasznie nie znosił zasad i notorycznie je łamał. Wymykał się wieczorami wracając dopiero nad ranem, robił wszystkim niezbyt przyjemne kawały, a przede wszystkim wszelkie powierzchnie płaskie pokrywał rysunkami. A trzeba skubańcowi przyznać, że dobry był w tym co robił.
 
W wieku piętnastu lat już stworzył swój pierwszy tatuaż, zainspirowany oczywiście Internetem. Spodobało mu się malowanie po ludzkiej skórze, sam sobie złożył pierwszą maszynkę, skołował barwniki i zaczął potajemnie robić tatuaże wszystkim chętnym z sierocińca. Oczywiście to drogie rzeczy były, a że małe sierotki niestety były też biednymi sierotkami, to płaciły w naturze. Zwłaszcza słodcy chłopcy, którzy budzili się w łóżku Bastiana, by zaraz ustąpić miejsca komuś innemu.
Jego skłonność do kłamstw i opowiadania przeróżnych wyssanych z palca historii skłoniła opiekunów do poważnych rozmyślań na temat jego zdrowia psychicznego. Lekarz, który badał chłopaka, nazwał to pseudologią, a raczej jej zaczątkami. Kłamstwo patologiczne, bo taka była druga nazwa tego schorzenia, idealnie oddawało to, co on wyprawiał. Do tego doszła jeszcze mania prześladowcza i teorie spiskowe.
  
Rodzina
 
Państwo Moonlight nie cieszyli się zbytnio z potomka, głównie dlatego, że nie mieli zbytnio środków, żeby go wychować. Mieli już czwórkę dzieci i poważnie klepali biedę, więc piąta gęba do wykarmienia nie wchodziła w rachubę.
  Aine była tancerką w czasach swojej młodości, więc była piękną i zgrabną kobietą, której urodę zniszczyła jednak późniejsza praca fizyczna i wysiłek urodzenia piątki dzieci. Stuart nie miał wielkich pieniędzy ze sprzedawania swoich, bardzo dobrych, obrazów na ulicy. Co tu dużo mówić, wiadomo, że Szkoci są raczej skąpym narodem, ą jeszcze na dodatek zupełnie nie wrażliwym na sztukę. Ciężko było utrzymać się temu młodemu małżeństwu już na początku, a co dopiero gdy pojawiły się dwie pary bliźniaków i najmłodszy Bastian właśnie.
  I właśnie Bastian musiał się niestety pożegnać. Reszta była już jako tako odchowana, więc daliby sobie radę nawet sami.
 
Z tego, co się później dowiedział, katastrofa kolejowa pozbawiła go rodziców i dwóch sióstr. Zostali mu dwaj bracia, Charlie i Joseph, byli już po dwudziestce, kiedy Lust miał dwanaście. Niby bliźniacy, ale osobowości tak zupełnie inne, że to się nie mieściło w głowie. Charcie, starszy o trzy minuty, miał duszę artysty po ojcu, był spokojny i wrażliwy, w przeciwieństwie do Josepha, który był buntownikiem zarówno z powołania jak i wyboru.
  Bastian widział się z nimi tylko na pogrzebie rodziców i sióstr, ale i tak nie nawiązała się pomiędzy nimi żadna szczególna więź.


 
Najbliżsi
 
Siedemnastoletni Lust, rok przed opuszczeniem bidula, poznał Fabiana, który został jego modelem.Taki był początek jednej z najlepszych w jego życiu przyjaźni, która z biegiem czasu i w miarę tego, jak Fabian przystojniał coraz bardziej i bardziej zaczęła się zmieniać.
 
 Nigdy nie wierzył w miłość, i nawet na początku uparcie twierdził, że jest z Fabianem tylko dla jego ponętnego ciałka, które przyjemnie grzało jego łóżko i bardzo uprzyjemniało spędzone w nim noce. Ale w końcu musiał się przyznać nie tylko przed chłopakiem, ale przede wszystkim przed sobą samym, że wpadł po uszy. Kompletnie i nieodwracalnie. Ale jak się okazało, Fabian niezbyt to odwzajemniał, co doprowadziło Bastiana do wielu ataków furii.
 
Wygląd
 
Jaki jest, każdy widzi. Słuszne metr dziewięćdziesiąt wzrostu, ciało wyrzeźbione w sam raz, nie za bardzo, ani nie za słabo. Długie, szczupłe palce artysty, idealnie dzierżące pędzel, ołówek lub maszynkę do tatuaży.
  Bardzo ciemno niebieskie, prawie czarne oczy, błyszczące nad zgrabnym nosem i wąskimi ustami, które od czasu do czasu wyginają się w uśmiechu. Dosyć długie, czarne włosy które, jeszcze przeczesuje rękami w geście zamyślenia lub zdenerwowania. Ma dość dużo tatuaży i kilka kolczyków. Jak to kiedyś ktoś określił : „Sam seks”.
 
  Co jeszcze lubi?
Zapach kawy poranku.
Swoją gitarę.  
Starego, dobrego rocka.
Zapach brzoskwini.

  Czego nie znosi?
Porannego wstawania.
Cynamonu i ryżu.


 
Bastian Moonlight
24 lata
Tatuażysta, malarz
Pseudologia, napady agresji i szału
Pokój 77.

Patrz mi w oczy

  Moja historia 
Może zaczną od tego jestem Naomi urodziłam się w 1992 roku mam 2 siostry młodszą i straszą . Jestem do nich w ogóle nie podobna tylko do mojej mamy ,a wszyscy patrzą na mnie i widzą przeciwieństwo. Moje siostry są ładne ,wysokie mają niebieskie oczy, długie błyszczące blond włosy delikatną bladą urodę. A ja niska, chuda i brzydka z piwno-zielonymi oczami .Gdziekolwiek jestem są zawsze jakieś kłopoty coś zawsze musi się stać widziałam nie jedno morderstwo,wypadki samochodowe, znalazłam moją jedyną kochającą istotę powieszoną na sznurze. Może coś o mojej rodzinie mieszkam w dużym domku przy lesie mam dużo zwierząt kocham zwierzęta najbardziej koty . Moja mama jest prawnikiem jest dobra w tym co robi ma do tego powołanie . A tata haha tata jak można go w ogóle nazwać ojcem zaraz do tego wrócę jest wojskowym . Starsza siostra Jennifer  skończyła świetne szkoły z wyróżnieniem  ma narzeczonego ideał po prostu ma swoje życie . Młodsza siostra Emily mały aniołek to tą istotę kochałam najbardziej jest jedyną osobą z którą rozmawiam .  


 5 Maja 2010 roku 
Ten dzień , właśnie od tego dnia moje życie się zmieniło .
Rano gdy otworzyłam oczy zobaczyłam twarz Stivena mojego ojca i małego aniołka Emili śpiewała mi sto lat uśmiechałam się do niej trzymała małą babeczkę ze świeczką . To było takie słodkie zdmuchnęłam ją ,dała mi swojego misia z ,którym zawsze spała . Stiven złożył mi życzenia był dziwny za miły patrzył na mnie inaczej niż zawsze jego wzroku nigdy nie zapomnę .  Zaprosili mnie z siostrą na śniadanie zrobili  naleśniki , które kochałam . Emily pociągnęła mnie za rękę i pobiegłyśmy do jadalni . Jedliśmy śniadanie oczywiście były jakieś żarty miło było ten dzień wydawał mi się na prawdę wyjątkowy cieszyłam się . Kiedy skończyliśmy jeść Emyli prosiła o wyjście do koleżanki Stiven się zgodził . Ja chciałam iść do pokoju  , gdy szłam  już Stiven złapał mnie za ręke wziął mnie na swoje ramię i pobiegł do sypialni strasznie się wystraszyłam . Rzucił mnie na łóżko i patrzył przeraźliwie tak jak bym była jedyną kanapką na świecie . 
Skoczył  na mnie nie miałam szans on był ogromny ,a ja taka bez sił rozszarpywał ze mnie piżamę dobierał się do majtek , całował po szyj szarpał za włosy dotykał krzyczałam ,ale nikt mnie nie słyszał  . Pewnie się domyślasz co mi zrobił ?! Tak zostałam zgwałcona to co przeżyłam to dnia nie mogę opisać . Kiedy on mnie rżnął do pokoju weszła Emily widziała to pobiegła do pokoju on wstał i pobiegł za nią . Jedynie dostrzegłam szlafrok mojej mamy wzięłam go  i wybiegłam z domu . Na ulicach nie było nikogo jak nigdy , wbiegłam do lasu  wywróciłam się przytuliłam się do drzewa i zaczęłam płakać to co on mi zrobił było straszne takich rzeczy nie da się opisać zwykłymi słowami . Nie wiedziałam co mam zrobić nie mogłam na niczym się skoncentrować płakałam krzyczałam . Las wydawał dziwne dźwięki . Myślałam cały czas o Emily co ona musiała wiedzieć? jak się czuje? co on jej zrobił? . Nie mogłam jej zostawić z nim . Wstałam i z ledwością biegłam wszystko mnie bolało krwawiłam cały czas czułam jego dotyk . Gdy dobiegłam do domu było cicho zaczęłam wołać Emily gdzie jesteś kochanie ?! Pobiegłam do jej pokoju otworzyłam drzwi i zobaczyłam jej malutkie ciało powieszone  na grubym sznurze upadłam na ziemię . Obudziłam się w szpitalu byłam sama nade mną  pełno lekarzy patrzyłam mówili coś ,ale nic nie rozumiałam  zamknęłam oczy . 

13 Maj 2010 roku 
Byłam w szpitalu  otworzyłam oczy siedziała przy mnie moja mama była blada jak trup trzęsła się patrzyła na mnie  , patrzyłam jej w oczy i widziałam ból smutek . Ale skąd ona mogła wiedzieć co mi się stało .
Nagle otworzyły się drzwi wszedł Stiven moje serce zaczęło mocniej bić bałam sie zaczęłam krzyczeć ,piszczeć . Moja mama płakała bardziej wtuliła się w niego . Pamiętam ktoś wbiegł ,a ja zamknęłam oczy .




Gdzie teraz jestem tu w Szpitalu dla Chorych Nerwowo i Psychicznie W Nottingham . 

Nie potrafię patrzeć na moją rodzinę nienawidzę ich! A Stivena mogłabym spalić na stosie i gorsze rzeczy bym mu zrobiła           
Nie wiem jak on to zrobił ,ale jakiś facet został oskarżony o     zabójstwo mojej siostry i zgwałcenie mnie . 
Ja nigdy nie wybaczę mamie jej naiwności i tego że tak go kocha .
Nie jestem jego córką zrobiłam testy . 
Czasem widzę moją siostrę rozmawiam z nią .
Chciałabym być z nią ,ale nie mogę kilkakrotnie chciałam się zabić w szpitalu ,ale zostałam przyłapana .

________________________________________________________________________


 Naomi Simson 
 ur : 5 Maja 1992 roku w Londynie 
schizofrenia , anoreksja 



[Jeśli przeczytałeś Historię Naomi to gratuluję ! 
Karta nie jest idealna ,ale starałam się . 
Na pewno będę coś poprawiać . 
Na wątki jestem zawsze chętna ;) ] 

Archiwum bloga