INFORMACJE

Witam serdecznie w Szpitalu dla Chorych Nerwowo i Psychicznie, który został przeniesiony:





4 lipca 2012

Bo raczej wolę czuć ból niż kompletnie nic.

Pain, without love 
Pain, I can't get enough 
Pain, I like it rough..
  
  L Y N E     L A C R O I X   2.02.1992
   Le Havre (Francja)  
2 w skali Kinseya
Psychopatia, autoagresja, próby samobójcze.
Pokój nr 10






Popatrz tam. No patrz. Spójrz na to zdjęcie sióstr. Co widzisz? 
Ta mała mnie przeraża.
Dziwna, prawda? Jackie jest taka szczęśliwa, a Lyne..
Te jej oczy. Pozbawione blasku, smutne, przygaszone. Co to za dziecko?
Chore.

   Lyne nie była szczęśliwym dzieckiem. Owszem, miała siedem lat, kochających rodziców, wspaniałą starszą siostrę, kota i psa. Tak, mieszkali w dużym domu w Le Havre, mieli pieniądze i siebie, a to przecież najważniejsze. Typowa bajkowa rodzina.  Zgadza się.
Tylko że ja nie opowiadam bajki...
Tumblr_m1sd4ga6tc1qi00y9o1_500_large



Pokażę Ci świat, który możesz zrozumieć
Życie wypełnione bólem
Kiedy szczęście nie działa

4248189_large_large








   Siedemnasty maj, rok tysiąc dziewięćset dziewiędziesiąty dziewiąty. Słońce mocno świeci, temperatura panująca w okolicy sprawia, że kobiety wbijają się w letnie sukienki, a mężczyźni wyszukują szorty w otchłaniach swoich szaf. Tak było w przypadku rodziny Lacroix. 
Wybrali się na biwak. Poważana malarka i ceniony projektant mody zostawili swoją pracę i wyjechali wraz z córkami do lasu zaopatrzeni w namioty. Żadnej żywej duszy wokół, tylko oni. Tak właśnie sądzili. 
O tym że się pomylili przyszło im się dowiedzieć kilka godzin po przyjeździe. Krzyk młodszej córki i zmasakrowane ciało starszej kompletnie zniszczyły ich całe życie.
Policja, dochodzenie, brak efektów. Przesłuchania, wywiady, rozmowy z psychologami. Niewypowiedziane, a jednak dobrze wszystkim znane słowa.
 
Dlaczego Jacqueline? Dlaczego nie Lyne?!
Macie córkę, cieszcie się.

Córkę? Mamy coś, co nawet nie przypomina człowieka!
 
Lata przekonywania samej siebie, że nic nie znaczy. I to dziwne uczucie, kiedy nie mogła uronić łez nad śmiercią siostry. Przeprowadzka do Nottingham.
   Siedemnasty maj, rok dwutysięczny siódmy. Początek końca. Głęboka depresja, poczucie bezsilności. Dyskusja z rodzicami o tym, że ją ranią. Kompletne wyczerpanie. Pół dnia na cmentarzu. I jedna decyzja, która zmieniła wszystko.
   Osiemnasty maj, rok dwutysięczny siódmy. Wizyta w sklepie. Małe pudełeczko leżące na biurku.
Trzęsąca się ręka i krzywe słowa na kartkach pamiętnika.
Pierwsze cięcie. 
Ból.
Drugie cięcie.
Wyzwolenie


Tumblr_m1emp5qlgk1qgdf6ro2_500_large
Simonesimons370x500png_large


Help, I have done it again
(...)
Hurt myself again today.








 
Lata ukrywania blizn. Niepokorne myśli.
   Siedemnasty maj, rok dwutysięczny dziewiąty. Wieczór. Kilka pudełek na biurku. Szklanka wody. List pożegnalny.
   Dziewiętnasty maj, rok dwutysięczny  dziewiąty. Ranek. Otwarcie oczu. Lekarze i pielęgnierki. Rozłoszczona twarz ojca. Zdumienie matki. Odkrycie jej blizn. 
Psycholog, terapia. Powrót do normalności. Udawanie zdrowej. Jeszcze się uda.
Kolejne cięcia, tym razem lepiej ukryte.
   Szósty kwiecień, rok dwutysięczny dziesiąty. Atak z nożem na niewinnego człowieka. Przemoc psychiczna nad byłymi koleżankami ze szkoły. Oskarżenie. Obrona. Orzeczenie: Lyne Lacroix ma zaburzenia psychiczne. 
Wariatkowo. Sześć miesięcy dobrego sprawowania. Udawanie. Powrót do domu. Wyleczona.
   Piąty maj, rok dwutysięczny dwunasty. Kolejna próba samobójcza. Podcięte nadgarstki. Uratowana.
Szpital psychiatryczny.
Nottingham. 
   Teraz.
I have been here many times before
And the worst part there's no-one else to blame


4960a5bac2491b98e1f8cab6c1a0e6b2_large

Metr siedemdziesiąt dziewięć szczupłej istoty.  Zaokrąglonej tu i tam.
Długie włosy w twórczym nieładzie. Tak sobie falują, o.
Szare oczęta ukryte pod niesfornymi kosmykami. Przenikliwe. Uwodzicielskie. Fascynujące.
  Bystra. Spostrzegawcza. Wredna. Dwulicowa. Mściwa. 
Ciemność w ludzkiej postaci.



[Tym, co przebrnęli przez historię Lyne szczerze gratuluję.
 Na wątki jestem zawsze chętna. Powiązania również.
 
Na zdjęciach Simone Simons.
W karcie postaci fragmenty z piosenek:
Breathe me - Sia ; Pain - Three Days Grace]



82 komentarze:

  1. [Widzę, iż jest nas coraz więcej, co mnie niesamowicie cieszy, więcej, ale nadal mało, ale i tak chcę Cię powitać na blogu i życzyć miłej zabawie w psychiatryku. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  2. [No ba! A masz jakiś konkretny pomysł, czy znając Millera, ma najpierw powyzywać Lyne od psycholi? Sorry za młodego, ma cholera trudny charakter]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Simone Simons <3333333333 Epica <33333333333333333 WielbieWielbieWielbie *.*!
    Jakiś pomysł na wątek? :3]

    OdpowiedzUsuń
  4. [No nie wiem. W sumie jak tak ładnie prosisz, to chyba Tobie zostawię tą (wątpliwą) przyjemność :)]

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak zdecydowanie nie powinien wyglądać piątek marzeń. Zaczął się jak zwykle, od ostrej kłótni z ojcem. Potem, standardowo, Jimmy wybiegł z mieszkania, trzaskając drzwiami i ciskając wokoło kurwami, skierował się w kierunku szkoły. Normalnie pewnie poszedłby na jakieś wagary, teraz jednak nie mógł sobie pozwolić na żadne wykroczenia od regulaminu. Kurator tuż przed ostatnią sprawą powiedział mu, że jeszcze jeden taki raz, a naśle na rodzinę Millerów opiekę społeczną. Cudnie. Po prostu cudnie.
    Lekcje dłużyły mu się straszliwie, ledwo przetrzymał ostatnią historię. Może nudzący głos profesora Jenkinsa nie był aż tak zły, bardziej irytowały go rozmowy innych na temat wieczornej imprezy. Wszystko zapowiadało się po prostu świetnie. Wolna chata. Missisipi wódki. Darmowe zielsko. Na pewno. A przez najbliższy miesiąc wszyscy będą o tym opowiadać. No może nie wszyscy. W końcu przed nim piątkowy wieczór szykował się w szpitalu dla czubków. Wargi same wyginały mu się w szerokim, niezbyt przyjaznym uśmiechu na tę myśl.
    W budynku szpitala zjawił się po czwartej. Zdążył wcześniej zjeść tylko jakiegoś hamburgera, popić go colą, no i oczywiście zapalić papierosa. Nie bardzo wiedząc, co dokładnie powinien robić, podszedł do starej jędzy w recepcji. Po dłuższej i zdecydowanie zbyt ostrej wymianie zdań dowiedział się, że powinien zgłosić się do jednego z lekarzy prowadzących, który aktualnie zajęcia przeprowadzał w jednej z sal w lewym skrzydle. Nie zwlekając ani chwili, wymruknął jakieś nieporadne dziękuje i ruszył we wskazanym kierunku. Miał już wchodzić do danego pomieszczenia, gdy nagle zauważył jakąś dziewczynę. Odskoczył niczym poparzony.
    - Uważaj, jak leziesz. Szaleństwo nie usprawiedliwia ślepoty – warknął, podnosząc na nią wzrok. Cofnął się delikatnie, gdy ta zaczęła się zbliżać.

    [E tam, dzięki za zaczęcie :)]

    OdpowiedzUsuń
  6. Westchnął przeciągle, przestępując z nogi na nogę. Naprawdę nie miał ani siły, ani ochoty na kłótnie. Chciał po prostu odwalić robotę, by móc jak najszybciej stąd wyjść i zapomnieć o dzisiejszym parszywym dniu. I tak było wystarczająco źle, mógł przynajmniej darować sobie awanturę z nieznajomą.
    - Dobra, dobra, przepraszam. Niech ci będzie – mruknął, wzruszając ramionami. Z pewnością w jego słowach nie można było usłyszeć wiele skruchy, jednak jak na niego to i tak dobrze, że w ogóle pokusił się o przeprosiny. Miller nie należał do tego typu grzecznych ludzi. – Już nie zabieram ci czasu, właściwie sam się spieszę. Powiedz mi tylko, gdzie znajdę lekarza prowadzącego, bodajże Parkera, a dam ci spokój. Słowo harcerza – jego wargi wygięły się mimowolnie w lekkim uśmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  7. No cóż, Miller wychodził jednak z założenia, że czas to pieniądz. Uśmiechnął się szeroko, potaknął głową z podziękowaniem i już miał odchodzić, gdy nagle odwrócił się.
    - W sumie to mogłabyś się zdziwić. Należałem kiedyś, dawno temu do skautów. Trwało to niecałe pół roku, potem wywalili mnie za podkradanie drobnych na lody ze wspólnej puszki – wzruszył ramionami, nie wiedząc nawet, z jakiego powodu opowiedział nieznajomej tę historię. Chyba powoli zaczęła na niego oddziaływać atmosfera tego szalonego miejsca. Parsknął jeszcze śmiechem i ruszył we wskazanym przez dziewczynę kierunku. Przystanął przed barczystym mężczyzną ubranym w poplamiony kitel. Od razu mu się nie spodobał. Krótka rozmowa nie rozwiała tej opinii.
    - Szykuj się, dziś chyba dłużej będę ci zawracał dupę – mruknął ze zrezygnowaniem, wracając do dziewczyny. – Doktorek stwierdził, że skoro już tak się zaprzyjaźniliśmy to w ramach terapii masz mi pomóc ze szczotkowaniem kibli. Poprawiłem humor, co? – westchnął, śląc w kierunku lekarza nieprzychylne spojrzenie. Jego plan szybkiego odwalenia roboty najwyraźniej legł w gruzach. Cudownie.

    OdpowiedzUsuń
  8. - No już przestań, nie przesadzaj – westchnął, przyglądając jej się bez większego zainteresowania. – Myślę, że sprzątanie chyba nie jest tutaj najgorszą karą. No wiesz, chyba zawsze lepsze to od przebywania z resztą wariatów… Bez urazy – uśmiechnął się złośliwie. – I jeśli przestaniesz gderać, szybciej weźmiemy się do roboty i skończymy. Uwierz, ale spędzanie tu piątku nie jest szczytem marzeń.
    O dziwo towarzystwo dziewczyny jakoś specjalnie mu nie przeszkadzało. Właściwie to zachowywała się całkiem normalnie. No może prócz tych wszystkich krzyków, to naprawdę mogła sobie darować. Miller awantur miał wystarczająco dużo w swoim życiu, tu chociaż mógł mieć chwilę świętego spokoju.
    - Chodźmy lepiej szybko, zanim włożą cię do jakiejś izolatki, podadzą jakieś piguły czy cokolwiek tu z wami robią – skrzywił się lekko, wychodząc z pomieszczenia. – Chyba powinniśmy iść do jakiejś gospodarczej części, nie znam się na tym specjalnie. A tak w ogóle to jestem Jimmy. Miło mi.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Na wątki i powiązania my zawsze chętnie, szczególnie z posiadaczką tak ładnych oczu. xD
    Znać to się mogą, Tim siedzi w szpitalu już od roku i nie zanosi się by go wypuścili.
    Może tak, Timothy będzie sobie nocą maszerował na dach (w końcu to on i nawet drzwi pokonać potrafi xD) Lyne usłyszy kroki i się uprze, że też chce iść?
    Wybacz, że nie dość iż takie badziewie to jeszcze tak późno… ]

    OdpowiedzUsuń
  10. Miller spojrzał na nią z ukosa i mimowolnie się uśmiechnął. Zdecydowanie dobrze trafił. Wpadł przecież na w miarę normalną psycholkę. Taką, którą pewnie dało się polubić. A Jimmy nigdy by się o takie słowa nie podejrzewał.
    - Ale jesteś pewna, że to nie jest zaraźliwe? No wiesz, wolę się upewnić. To niemalże tak jakbym zapytał cię o hiva przed potencjalnym stosunkiem płciowym... Sama rozumiesz - wyszczerzył się szeroko wyciągając rękę i ściskając mono chłodną dłoń dziewczyny. - Tylko przypadkiem się nie zarumień - parsknął śmiechem, wyprzedając ją w kroku. Po sekundzie odwrócił się, nadal uśmiechając się głupawo. - Możesz wychodzić na podwórko czy coś? Albo znasz jakiś bezpieczny kibel, gdzie nas nie przyłapią. Bo wiesz, wziąłem ze sobą trochę trawki, jakbym miał tu już umierać z nudów. A w przypływie jakiegoś altruizmu postanowiłem się z tobą podzielić. Nigdy jeszcze nie miałem psycho przyjaciółki, chyba czas to zmienić - parsknął śmiechem, przyglądając się rudej z nieukrywanym zaciekawieniem. Właściwie sam nawet nie wiedział, co go podkusiło, by podzielić się z dziewczyną zielskiem. Normalnie nie należał przecież do osób zbytnio miłych, o przyjacielskości nawet nie wspominając. A tu taka niespodzianka! Atmosfera miejsca chyba coraz bardziej działała mu na łepetynę.

    OdpowiedzUsuń
  11. Timothy często uczęszczał na swoje nocne spacery, mając głęboko gdzieś coś jak cisza nocna, bo ktoś i tak czasami się wydarł, budząc przy tym wszystkich.
    Czasami zawitał w świetlicy, ale to była opcja zimowa i jesienna, bo wtedy było zbyt zimni by wyjść na dach, gdzie właśnie kierował swoje kroki.
    Przysięgał, że szedł wyjątkowo cicho, czyli jak zawsze, będąc kiedyś jeszcze poza wariatkowem jego kroki, też były wyjątkowo lekkie.
    Tim nigdy nie szukał towarzystwa do swoich nocnych wycieczek, ale takowe często się przytrafiało, niestety. To oznaczało zaburzenie tego całego braku jakichkolwiek słów, bo bardzo często psychiatra kazał mu coś mówić, a on w najlepsze opowiadał bajki, zwodząc innych, jakby to było zabawą.
    Jednak pewna znana mu osobistość zburzyła całe to jego skradanie się. Najwidoczniej towarzystwo samo postanowiło się znaleźć.
    -Ktoś tu mógłby przymknąć twarz… - oświadczył prześmiewco udając ton dziewczyny. Wszedł po schodach, a ona przy nim.
    Uparta baba, może dlatego nie lubił kobiet, były zbyt zawzięte.
    [Spoko, dzięki za zaczęcie.]

    OdpowiedzUsuń
  12. Może właśnie z tego powodu tak strasznie nie lubił tego miejsca? Miał wystarczająco swoich własnych problemów, by musieć codziennie zmierzać się z psychozą innych. Nie chciało mu się tu siedzieć ani przychodzić. Nie żałował tych ludzi. No bo cholera jasna, nie był ani Chrystusem, ani nawet Czerwonym Krzyżem. I bynajmniej nie miał zamiaru ukrywać, że atmosfera tego miejsca przytłacza, w jakiś sposób oddziałuje na psychikę. Za jakie grzechy psychiatryk? Miller znacznie bardziej wolałby zbieranie śmieci z ulic.
    Właściwie zanim podał dłoń, nawet o tym geście nie pomyślał. Gdy zobaczył w oczach dziewczyny cień jakiegoś niewytłumaczalnego strachu, skarcił się w duchu. Cały czas się zapominał. A spędził przecież niemal godzinę w gabinecie dyrektora placówki, wysłuchując rad jakiegoś spróchniałego lekarza, jak powinien się zachowywać przy kontakcie z pacjentami.
    - Nie znam się na tym, jakbyś przypadkiem nie zauważyła - mruknął zirytowany. Wiedział, że to nie wina rudej, że nie powinien się na niej w jakikolwiek sposób wyżywać, ale miał serdecznie dość tego miejsca. Zdecydowanie jakiś blant dobrze by mu zrobił. - O to się nie martw, chyba idzie nam całkiem nieźle. Skoro już jestem twoim 'słonkiem', to jesteśmy na dobrej drodze - uśmiechnął się lekko, jakby właśnie wrócił mu lepszy humor.
    Przez chwilę szli w milczeniu, w końcu Miller chrząknął cicho.
    - No ale jesteś pewna, że to bezpieczne miejsce? Nie chcę się zachowywać jak cipka, ale ostatnie czego mi brakuje teraz, to złapanie na jaraniu w czasie prac społecznych - westchnął, przyglądając się dziewczynie badawczo.

    OdpowiedzUsuń
  13. Prychnął idąc dalej, starając się ignorować rudzielca idącego obok. Mała, upierdliwa cholera, nic innego jak te określenia pasowały do dziewczyny.
    Jednak, mimo jej obecności, gdy już doszli do drzwi Timothy przykucnął sięgając do kieszeni po niby to małe, metalowe badziewie, którym chwilę gmerając w zamku sforsował go, co oświadczyło cichutkie kliknięcie.
    Timothy wyprostował się z niemal triumfalną miną i wszedł przed Lyne. On nie był dobrze wychowanym chłopakiem który przepuszcza kobiety w drzwiach o ile nie czuł takiej potrzeby.
    -Zamknij za sobą drzwi – zastrzegł nie odwracając się.
    Zaczął ostrożnie stąpać po stopniach, uważając by nie potknąć się z powodu panującej ciemności.
    Kolejne drzwiczki były otwarte, bo i nikt poza Waysem tu nie uczęszczał.
    Pierwszy haust nieco chłodnego powietrza ożywił go, Timothy przeszedł kilka kroków po czarnej nawierzchni.

    OdpowiedzUsuń
  14. No cóż, przychodząc tutaj Jimmy bynajmniej nie miał zamiaru opowiadać historii swojego życia czy chociaż przyczyny zesłania przypadkowej osobie. Już wcześniej ustalił sobie plan, że odwali robotę i jak najszybciej zapomni o całym zdarzeniu. Jakoś odbębni ten cholerny wyrok, uśmiechnie się grzecznie do przełożonych, a za miesiąc, może dwa znów będzie uciekał przed psami. Ba, nawet przez myśl mu nie przeszło, że kontakt z pacjentami może nie ograniczać się do minimum. W ogóle nawet nie rozważał opcji, że może w jakiś niewytłumaczalny, pokrętny sposób będzie w stanie z kimś tu się zaznajomić. Niby nie oceniał z góry, ale chyba nie dotyczyło to 'psycholi', jak lubił ich nazywać. Od niemalże piętnastu lat użerał się z upośledzonym bratem 'downem' i przynajmniej w wolnym czasie chciał mieć chwilę spokoju, normalności. W życiu też by nie przypuszczał, że w tym całym wariatkowie spotka osobę szarawą, taką jak wszyscy, w dobrym oczywiście tego słowa znaczeniu. I choć ruda kryła pewnie niejedną tajemnicę, było to przecież normalne. I choć Miller w życiu by się do tego nie przyznał, czasem też czuł się takim zwyczajnym niezwyczajnym wariatem. Ale przecież tu, w szpitalu dla 'psycholi', musiało być to przecież normą.
    - No nie wiem... - mruknął po chwili, jakby po głębszym zastanowieniu. - Jakoś nie bardzo widzę się tutaj za pół roku, szorującego kible czy coś, ale znając mnie, wszystko może się wydarzyć. Widzisz, nie jestem ani grzeczny, ani też specjalnie mądry. Wobec tego zaufam psycholce, której nie znam nawet godziny i pójdę z nią zajarać w nieznane mi miejsce w szpitalu, w którym odbywam karę. Brzmi jak rozsądny plan, nie uważasz, słonko? - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, dając towarzyszce jednoznaczną odpowiedź.

    [nie chciało mi się sprawdzać, czytać drugi raz, wybacz. za zdanie zaczynające się od 'ale' też wybacz, moja polonistka pewnie załamuje teraz ręce]

    OdpowiedzUsuń
  15. Miller rzadko myślał. Na każdym kroku powtarzała mu to szkolna wychowawczyni, ostatnio do tych głosów dołączyła się też kuratorka. Pewnie gdyby raz na czas włączał mózg, w ogóle by go tu nie było. Na swoją własną zgubę, Jimmy był jednak jednostką nie przejmującą się konsekwencjami swoich czynów. Więc nawet przez myśl mu nie przeszło, że dziewczyna może go wykiwać lub po prostu zabawić się jego kosztem. Najwyraźniej więc młody Miller wierzył w ludzi. I mogło to się skończyć dla niego w dwojaki sposób. O tym chyba jednak cholera nie pomyślał.
    - Dzięki, że się ze mną zgadzasz. Rozwiewasz wszystkie moje wątpliwości, będę ci chyba coś winien - parsknął śmiechem, utrzymując kroku dziewczynie. Znowu zapadła jakaś niezręczna cisza i już Jimmy chciał coś wtrącić, gdy skręcili w jakiś korytarz i ruda zatrzymała się niespodziewanie. Chwilę tak wgapiała się we wszelkie zakamarki, jakby spodziewając się dostrzec nie wiadomo co. Jak dla Millera był to zupełnie zwyczajny korytarz. Cichy. Pusty. No ale cholera wie, jakie potwory czają się w zakamarkach psychiatryków.
    - Wszystko ok? - mruknął cicho, przerywając milczenie. Dziewczyna najwyraźniej nie przejęła się zbytnio jego słowami i ruszyła na górę schodami. Przez chwilę majsterkowała z drzwiami i Jimmy już chciał się wtrącić, ale najwyraźniej udało jej się. Nie narzekając dłużej, ruszył za nią na dach.
    - Szczerze mówiąc nie tego się spodziewałem. Myślałem, że pójdziemy się kitrać to jakiegoś starego, nawiedzonego kibla, a tu taka niespodzianka. Z polotem. Podoba mi się - jego wargi mimowolnie wygięły się w przyjaznym uśmiechu.

    [Rozumiem, rozumiem, choć ja osobiście pobudkę miałam o siedemnastej. Wakacje, muah :)]

    OdpowiedzUsuń
  16. Miller nie zamierzał się sprzeczać czy kwestionować decyzję rudej. W końcu ona była tu przewodniczką, niewątpliwie lepiej znała się na psychiatryku i jego zakamarkach. Jimmy pewnie sam w życiu by się tu nie zapuszczał. Cholera wie, co opuszczone zakątki mogły w sobie ukrywać. Może nie powinien oglądać tylu horrorów, pewnie miał wybujałą wyobraźnię. Potwory nie istniały, to przecież było pewne. Ale jakoś tak zawsze, na wszelki wypadek, kładąc się spać, podwijał kołdrę pod nogi i nie wystawiał ręki za krawędź łóżka. Strzeżonego Pan Bóg strzeże. Czy coś.
    Choć pewnie nie pomyślałby o dachu. Miller nigdy nie przepadał za otwartymi przestrzeniami, znacznie bardziej wolał małe, zamknięte pomieszczenia. A po drugie ile to się przecież nie nasłuchał o skoczkach - samobójcach. Choć w sumie w jego środowisku nie było to niczym dziwnym. Albo ktoś przedawkował, albo postanowił sobie przed śmiercią polatać. Zaiste smutne. No ale przynajmniej widok ze szczytu szpitala zapierał dech w piersiach.
    - Czyżbyś sugerowała wobec tego, że bywasz tu wieczorami? Jezu, musisz mieć jaja, jeśli nie boisz się stąd spaść - parsknął śmiechem, przysiadając w bezpiecznej odległości od wyjścia. - Ja w sumie wymiękam. Chyba wcale nie jestem takim dobrym opiekunem, a z resztą, cholera wie - mruknął, wyciągając z kieszeni spodni aluminiowe zawiniątko i opakowanie bletek. Kilkoma sprawnymi ruchami skręcił całkiem porządnego packa. - Panie przodem - uśmiechnął się szeroko, podając towarzyszce skręta. - Czekaj chwilkę, już podaję zapalniczkę.

    [Jest czego :)]

    OdpowiedzUsuń
  17. [Simons, to jedna z najpiękniejszych kobiet na świecie. na powiązanie chyba nie ma opcji, bo Daniels trafił tutaj na dniach, a na rozpoczęcie jakiegokolwiek wątku brak mi weny, więc lepiej żebyś Ty zaczęła. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  18. Timothy za to lubił uczucie euforii, ale jego nikt o zdanie przecież nie pytał.
    -Gdy patrzę jak bardzo nieogarnięta jesteś, jednak mam wrażenie, że jednak nie wiesz co się robi z drzwiami –oznajmił lekko, będąc zadowolonym z niekoniecznie świeżego powietrza.
    Przeszedł kilka kroków, by znaleźć się bliżej krawędzi, co prawda czasami myślał jak byłoby stąd spaść, jednak później dochodził do wniosku, że gdyby kogoś zepchnął, to chyba by już o tym nie opowiedział.
    Mimo wszystko zepchnięcie kogoś nie dało by mu czegokolwiek i tak nie poczułby skruchy czy wyrzutów sumienia.

    OdpowiedzUsuń
  19. [ A również witam :) Cieszę się, że karta Ci się spodobała, tym bardziej, że pisałem ją w środku nocy w raczej podłym nastroju i byłem przekonany, że rano już stąd zniknie. Ale niech zostanie, spróbujmy czegoś nowego ^^
    Co mam przeciwko? Nie lubię, gdy zbyt wiele jest opowiedziane - wolę sam się tego dowiadywać przez wątki, bo to mnie właśnie w nich kręci. Nie lubię wydumanych opisów wyglądu, a niektóre osoby ponosi i posuwają się do epitetów, którymi by Mickiewicz nie pogardził. A poza tym, zawsze byłem fanem prostoty. Już zbyt wiele razy spotkałem się z "przerostem formy nad treścią" - w swoim przypadku wolałbym tego uniknąć.
    Ale Twoja karta mi się podobała. Bo jest właśnie prosta. I szybko przebiega akcja, to też lubię. Jeśli chcesz, wątek mogę zacząć, choć przyznam, że jestem pierwszy raz na blogu o takiej tematyce. Zawsze to były miasta. Może Tony przyjmie ją jako jedną ze swoich pierwszych pacjentek w sprawie jej autoagresji i prób samobójczych? Albo spotkają się na stołówce? Cokolwiek. ]

    OdpowiedzUsuń
  20. [ Ano fakt, masz rację. W ogóle ich nie doceniałem ^^
    Dobra, zobaczymy, co z tego wyjdzie. ]

    Nigdy nie lubił psychologicznych książek, nigdy też nie lubił zajęć z psychiatrii. Nigdy nie lubił schematów, tak jak i nigdy nie lubił wyuczonego podejścia do pacjentów. Zawsze się wykłócał o swoje racje z profesorami, niejednokrotnie był wypraszany z wykładów.
    Fakt, cóż on mógł wiedzieć? W ogóle nie miał doświadczenia, jego wiedza też raczej była okrojona. Ale zawsze wolał się uczyć w praktyce, a nie na suchych faktach. I przede wszystkim był człowiekiem i uważał, że do każdego przypadku powinien mieć równie ludzkie podejście, a nie suche i obojętne. I przede wszystkim - n i e książkowe.
    Do tej pory przyjął dwóch pacjentów. Czuł się dość dziwnie, aczkolwiek na pewno nie towarzyszyła mu trema, ani strach. To miało raczej coś wspólnego z ekscytacją i zaciekawieniem. Tak naprawdę nawet nie myślał o tym, że ma kogoś leczyć. On chciał poznać, porozmawiać, albo i pomilczeć. Chciał być partnerem, a nie lekarzem. Dlatego nie nosił ani uniformu, ani plakietki z nazwiskiem. Nie siedział też sztywno za biurkiem, ani nie przyjmował fałszywie spokojnego tonu - nawet nie próbował opanowywać swoich emocji.
    Następną pacjentkę przywitał z nogami na biurku i słuchawkami w uszach. Na moment zapomniał, że jest w pracy.

    OdpowiedzUsuń
  21. Tak naprawdę nie miał właściwie pojęcia, co tutaj robi i co go tutaj przygnało. Chciał się wyrwać, chciał zrobić krok naprzód i wprowadzić jakąś zmianę w swoim życiu. Ale żeby trafił od razu do wariatkowa? Tego scenariusza nie przewidywał. Tyle, że ostatnimi czasy wydawało mu się, że ludzie, którzy tutaj są, tak naprawdę są o wiele bardziej wartościowi i o wiele bardziej intrygujący, niż ci spoza murów szpitala. Czuł się tu dobrze, czuł się jak u siebie. Czasem zastanawiał się, czy to nie on powinien być jednym z pacjentów. Czasem obawiał się, że wręcz może zrobić któremuś krzywdę, tę psychiczną. Na zajęciach zawsze im powtarzali, że mają uważać na słowa, aby pacjent się nie zablokował. Jemu jednak wydawało się, że bardziej zablokowani już być nie mogą. Zresztą, nie dziwił im się. Sam najpewniej by wyszedł, gdyby ktoś poddał go bezpłciowej, mdłej, idiotycznej gadce o tym, jak się czuje. A jak mógłby się czuć? W ciągu dnia przecież niewiele mogło się zmienić. A nawet jeśli by się zmieniło, to on niekoniecznie chciałby dzielić się tym z obcym człowiekiem. Dlatego nawet nie oczekiwał tego od swoich pacjentów. Nie oczekiwał niczego i w ogóle się nie starał. Zachowywał się tak, jak zachowywał się wcześniej. Z tą różnicą, że przydzielili mu gabinet, który swoją drogą i tak był jakąś nieprzyjemną klitką.
    Otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Powoli ściągnął słuchawki, jedną po drugiej i przez jakiś czas tylko przyglądał się dziewczynie.
    - Muse - powiedział i opuścił nogi na posadzkę. - Symfonia z ich ostatniej płyty - mówiąc to, odrzucił iPoda na stertę papierów, których nawet nie ruszył i ruszać nie miał zamiaru. Podniósł się z fotela i okrążył biurko, patrząc na swoje stopy, by po raz kolejny nie uderzyć się w kant mebla, który boleśnie doświadczył już kilkakrotnie jego najmniejszy palec. - We wrześniu wydają nową płytę. Cholernie długo kazali czekać, nie powiem. Z dobre dwa lata już będą. Ale po zapowiedziach boję się, że zarazili się tym pieprzonym dubstepem - mruknął pod nosem i usiadł na krawędzi stołu. Znów spojrzał na kobietę i oblizał wargi. Palce dłoni splótł ze sobą, a łokcie oparł na udach, by móc pochylić się w jej stronę.
    - Prawdę powiedziawszy, nie mam pojęcia jak się nazywasz. Ani na co rzekomo cierpisz. Ani jakie postępy robisz. Nawet nie wiem co ja sam mam z tobą zrobić - powiedział spokojnie i obrócił się, przez ramię spoglądając na akta dziewczyny, które leżały tam od kilku godzin, nie tknięte przez niego nawet czubkiem palca. - Trochę to śmieszne, że kilka słów napisanych przez jeszcze śmieszniejszego człowieczka, ma mi wszystko o tobie opowiedzieć. Wolę szukać u źródła - to powiedziawszy zwrócił się znów w jej stronę i lekko się uśmiechnął.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Nie czuj się zobowiązana długością. Aż sam się zdziwiłem, że tyle wyszło o0 ]

      Usuń
  22. Nie lubił szufladkować ludzi, tak samo jak nie lubił, gdy ktoś próbował się tak zachować względem niego. Czujnością natomiast już był zmęczony, może też i dlatego wybrał to miejsce. Nie musiał się obawiać, że coś złego może mu się przydarzyć, albo ktokolwiek wykorzysta fakt, że zbyt dużo powie. I to mu się podobało.
    - A nie wydaje ci się, że współczesna ewolucja, paradoksalnie, jest uwstecznianiem się? Zamiast słuchać ambitnej muzyki, słuchamy czegoś, co brzmi jak zacinająca się płyta. Zamiast doceniać w obrazach realizm, barwę, światłocień i te wszystkie inne pierdoły, na których się nie znam, podziwiamy czerwony kwadrat na białym tle, który jest wart kilkanaście milionów dolców. To chore - skrzywił się i pokręcił głową z dezaprobatą. To co się działo ze światem go przerażało i nie chciał w tym uczestniczyć.
    Roześmiał się w odpowiedzi i potarł dłonie o siebie. Spojrzał na nią zaczepnie i lekko się uśmiechnął.
    - Zupełnie nic - powiedział swobodnym tonem i wzruszył ramionami, po czym podniósł się z biurka. Obszedł je i usiadł na swoim fotelu. Nogi znów oparł o mebel i sięgnął po jakąś gazetę, którą kupił przy okazji porannego biegania. - Chcesz jakąś krzyżówkę, albo magazyn? - Rzucił obojętnie, przerzucając strony w poszukiwaniu czegoś ciekawego.

    OdpowiedzUsuń
  23. Pokiwał głową i westchnął cicho.
    - Tak samo, po jaką cholerę zażyć trochę ruchu? Sport w postaci obżerania się hamburgerami i przełączaniem kanałów na telewizorze i tak jest wyczynowym - mruknął. - Jak to dobrze, że nigdy nie lubiłem podążać za tłumem - uśmiechnął się pod nosem, raczej do samego siebie, niż do dziewczyny. Faktycznie, gdy coś stawało się "modne", gdy wszyscy coś zachwalali, on najzwyczajniej w świecie zaczynał omijać to szerokim łukiem. Nie mógł pozwolić na to, by stał się kolejną kopią czegoś i tak bezwartościowego.
    Na jej zaczepkę odpowiedział szerokim uśmiechem i przerzucił jeszcze kilka stron w magazynie. W końcu wyrwał jedną kartę i sprawnie złożył ją w samolocik, który następnie rzucił w stronę dziewczyny. Wylądował idealnie na jej kolanach - Tony był mistrzem w ich robieniu. Pogrzebał jeszcze w szufladzie i wyciągnął z niej pierwszy lepszy długopis, który również rzucił.

    OdpowiedzUsuń
  24. - Najgorzej, gdy już z piwkiem ułożysz się wygodnie w fotelu, a tu nagle się okazuje, że nie możesz sięgnąć po pilota. I wtedy całą swoją energię, niepotrzebnie, zużywasz na wołanie żony, co by ci go podała - zaśmiał się kpiąco i pokręcił głową z dezaprobatą. Jak on nie lubił takich ludzi.
    Uśmiechnął się szeroko i oblizał wargi, po czym spojrzał na nią z politowaniem.
    - To jest krzyżówka. A długopis jest po to, żebyś mogła ją wypełnić. Liczę na to, że na chociaż jedno hasło będziesz znała odpowiedź - mrugnął do niej i powrócił do czytania gazety, a właściwie przeglądania repertuaru kin. Dawno nie widział żadnego filmu.
    Gdy usłyszał jej pytanie, ściągnął brwi i przez jakiś czas myślał. W końcu podniósł głowę i spojrzał na nią spokojnie.
    - Nie wiem, jacy są inni - powiedział obojętnie i znów wbił wzrok w jedną ze stron. - Ja jestem po prostu sobą - wzruszył ramionami i przeciągnął się lekko, odginając trochę oparcie fotela.

    OdpowiedzUsuń
  25. [Na pomysł gejszy wpadłam, czytając Wyznania Gejszy (główna bohaterka ma takie samo imię jak moja postać ale to się wytnie) i myśląc co można zrobić, żeby była to spokojna, opanowana osoba, a jednak nie jeden z tych Jestem Wiecznie Mhrrocznym Panem Ciemności. Stwierdziłam więc, że gejsze są idealne. I tak oto jest tutaj Sayuri :D ]

    OdpowiedzUsuń
  26. [ Charlie się cieszy, że ktoś go polubił, ha :D! Powiem szczerze, jakoś nie wydawało mi się żeby zaciekawił kogokolwiek, także bardzo miłe zaskoczenie c:. A co do zdjęcia to owszem, też lubię takie, ale jak cholernie ciężko było znaleźć idealnie pasujące. Pół internetu przekopane, na szczęście udało się :D. Ja w sumie mogę zacząć jeśli tylko chcesz, zwłaszcza iż Twoja postać również ciekawie się zapowiada ( a tak swoją drogą, karta postaci napisana w cudowny sposób! <3), tylko ostrzegam że moje dziecię lubi czasem naśmiewać się z nieszczęść innych :P.]

    OdpowiedzUsuń
  27. [ No dokładnie! :P
    W sumie taki knypek zbyt wielkiego zagrożenia nie stanowi także... Daj mi tylko trochę czasu na wymyślenie jak i o czym by tu napisać i jedzieeeemy c:. ]

    OdpowiedzUsuń
  28. - Nie zapomnij jeszcze o tym, że macie olśniewająco wyglądać, dobrze gotować i przede wszystkim sprawdzać się w łóżku - mrugnął do niej porozumiewawczo i uśmiechnął się lekko. Sam w sumie traktował kobiety przedmiotowo. Nigdy z żadną się nie związał, po prostu nie był w stanie obdarzyć ich jakimkolwiek innym uczuciem poza pożądaniem. To też był jeden z jego powodów przybycia tutaj - żeby się choć trochę uspokoił i spróbował wreszcie dorosnąć.
    - Widzę w tobie potencjał - wyszczerzył się i trochę obrócił się w jej stronę, by spod gazety móc uważnie ją obserwować. Wybrał dla niej krzyżówkę cholernie trudną, z której sam znał zaledwie kilka haseł. Ogólnie za nimi nie przepadał, ale czasem lubił w spokoju usiąść wygodnie i rozwiązywać je przy dobrej muzyce. Działało to na niego uspokajająco, a jednocześnie zmuszało do myślenia. To był dobry układ.
    Ściągnął brwi, a gdy skończyła mówić, prychnął kpiąco.
    - A to nie psychiatra powinien ci odpowiedzieć na te pytania? - spojrzał na nią ze zdziwieniem. Równie dobrze mógłby w ogóle się nie fatygować, skoro jego rola ograniczała się do idiotycznych sformułowań. - Ale w takim razie to każdy jest czystym wariatem. Chyba siedzę po złej stronie biurka - mruknął.

    OdpowiedzUsuń
  29. Lubił śledzić ludzi, lubił obserwować gdzie chodzą, co robią, jak zachowują się w stosunku do innych. Zazwyczaj nie podchodził, tylko patrzył, a trwało to często godzinami. Jednak co tym razem skłoniło dzieciaka do myśli o wdaniu się w jakąkolwiek rozmowę? Chyba to, że dziewczyna w końcu się zorientowała... Pędziła w kierunku chłopaka niczym pocisk.
    - Chryste Paaanie, Pieniążek czemu ona taka dziwna? Ach, no tak, przecież jesteśmy w psychiatryku. Dzięki za przypomnienie.
    Niemałe zaskoczenie, dziewczę minęło Charlie'go i wpadło do... Prawdopodobnie swojego pokoju. Czarnowłosa istota przekręciła jedynie głowę. Co jest? Teraz dopiero wzrosła jego ciekawość! Kręcąc się nerwowo przed zamkniętymi drzwiami, bijąc z własnymi myślami musiał w końcu podjąć decyzję, wejść czy może lepiej nie? Ostatecznie uchylił je odrobinę, choć wciąż wahał się czy wpełznąć do środka.
    - Idź na zwiady Pieniążek, idź. Ja tu zaczekam - zachichotał bez większego powodu chwilę później opierając swoje drobne ciałko o futrynę.

    OdpowiedzUsuń
  30. Jego, co prawda zmyślony, kompan nie powracał toteż chłopcze zaczęło się poważnie niepokoić. Stukając w drewno pomalowanymi na czarno paznokciami wyraźnie podkreślał swoje poddenerwowanie, mimo iż co chwilę z gardła czarnowłosego wydobywało się coś na kształt zduszonego śmiechu.
    Dziewczyny wciąż nie widział choć siedziała idealnie na wprost niego. Dopiero kiedy warknęła pod nosem bliżej niezrozumiane mu zapytanie zwrócił wzrok na zalaną długimi, rudymi włosami istotkę.
    Jak to miewał w zwyczaju wparował do pomieszczenia, oczywiście bez uprzedniego przyzwolenia, w sekundzie pakując się na jedyny stolik jaki dostrzegł. Mebel znajdował się może z metr przed właścicielką pokoju, tak więc Charlie miał perfekcyjny widok z góry. Ignorując jej minę, której w tym momencie nie powstydziłby się rozjuszony seryjny morderca, a do tego psychopata chłopak siedział w najlepsze, częstując się przy okazji osamotnionym herbatnikiem leżącym na skraju blatu.
    - Ładne masz włosy, wiesz? Też chciałem mieć taki kolor, ale nie chciałem ich rozjaśniać, bo to przecież cholernie je niszczy. Poza tym Pieniążek powiedział, że w czarnych będzie mi o wiele lepiej, tak więc mają kolor smoły - wzruszył ramionami kończąc nieco nieświeże już ciastko. Po czym przymrużył sine powieki zastanawiając się jak długo smakołyk mógł tu leżeć.

    OdpowiedzUsuń
  31. Pokiwał głową, po czym ściągnął brwi i spojrzał na nią z pewnym zaciekawieniem.
    - Właściwie, żony są tylko do gotowania, sprzątania i opieki nad dziećmi. Do seksu są dziewczyny i kochanki, czyli jakieś trzy inne kobiety - powiedział swobodnie. On sam raczej nie wyznawał takiej filozofii. Nie chciał oszukiwać, dlatego po prostu z nikim się nie wiązał, bo wiedział, że z wiernością jest na bakier.
    - Czy ja wiem, jak dobrze pokombinujesz to może uda ci się stworzyć krzyżówkowe imperium - uśmiechnął się szeroko.
    Słuchał jej uważnie i przeciągnął się trochę na fotelu. Nie potrafił długo siedzieć w jednym miejscu.
    - Bez sensu - mruknął i pokręcił głową z dezaprobatą. - Chociaż w sumie mnie to nie dziwi, bo iluż ludzi faktycznie ma ochotę popracować? Spójrz nawet na mnie, też nie robię tego, co powinienem - stwierdził i wstał z miejsca, podchodząc do kiepskiego ekspresu stojącego w kącie gabinetu.
    - Chcesz kawy? - rzucił przez ramię i zaczął szukać jakiegoś kubka w szafce.

    OdpowiedzUsuń
  32. [Chęć na wątek jest, tylko gorzej z pomysłem. Może Ty coś masz. Mogę zacząć, jeśli chcesz. :> ]

    OdpowiedzUsuń
  33. [Dziękuję za powitanie! Miło mi.
    Tak nawiasem, bardzo fajna karta, a no i... jest ochota na wątek?]

    OdpowiedzUsuń
  34. [To może chociaż jakiś pomysł podrzucisz? ^ ^]

    OdpowiedzUsuń
  35. [No dobrze w taki razie spróbuję jakoś zacząć^^]

    Jak zwykle o tej porze Evan siedział grzecznie przy stoliku na stołówce, machając beztrosko nogami i miętosił w łapkach kilka różnokolorowych tabletek. Naprzeciw niego siedział któryś ze stażystów, pilnujący by zażył wszystkie swoje lekarstwa. Bo przecież może zrobić komuś krzywdę, nie?
    Evan tymczasem, nie zważając na stan mężczyzny siedzącego na przeciwko, zamęczał go anegdotami ze swojego życia. Albo prawie swojego. Niko ta na prawdę nie mógł do końca stwierdzić w którym momencie opowieści Blacka były prawdziwe, a w którym całkowicie zmyślone. Nie wiadomo nawet, czy sam opowiadający to wiedział. W każdym razie tym razem całe to gadanie bez sensu miało cel. Mianowicie Evan dążył do tego, by nieszczęsny stażysta stracił czujność, a kiedy moment ten w końcu nadszedł chłopak szybkim ruchem wpakował wszystkie tabletki do kieszeni spodni, po czym z zadowolony uśmiechem udał, że popija je wodą. Ku jego zadowoleniu mężczyzna na przeciwko nawet nie kłopotał się z przeszukiwaniem go i po prosu odetchnął z ulgą, dając mu tym samym do zrozumienia, że może sobie już iść. Czasami na prawdę warto było być męczącym.
    Evan już miał opuścić stołówkę, gdy nagle w oczy rzuciła mu się dziewczyna. Robiła dokładnie to samo, co on przed chwilą. Interesujące - wcześniej myślał, że tylko jemu udało się opanować tą sztuczkę. Poczekał, aż stażysta da sobie spokój z pilnowaniem jej i radosnym krokiem podszedł do jej stolika, po czym usiadł na przeciwko. Założył nogę na nogę i oparł brodę na splecionych ze sobą dłoniach wpatrując się w dziewczynę spod przymrużonych powiek.
    - Ładnie tak oszukiwać?

    OdpowiedzUsuń
  36. [E tam nic trudnego, ale dziękuję jeżeli się spodobała, twoja karta też jest świetna *3* podobają mi się zdjęcia]

    OdpowiedzUsuń
  37. Z rozważań o nieświeżym ciastku wyrwał go podirytowany głos rudej. Spojrzał na nią i uniósł jakże starannie wyregulowaną brew.
    - Hej, co ja Ci takiego zrobiłem? Nie wyżywaj się! Jak jesteś zła to pokrzycz sobie na ścianę, albo co - mruknął, jednak w jego głosie wciąż można było wyczuć nutkę rozbawienia. Tylko co go tak bawiło? Pewno sam też tego nie wiedział...
    - Wiesz masz tu strasznie ponuro. Zero przyjaciół... - a co to są ci przyjaciele? To kwiaty. Chłopiec chyba nie zdawał sobie sprawy, że tylko on dostał przywilej posiadania drobnego żeniszka, który jakby nie patrzeć jest rośliną ogrodową. - Wpuść tu też trochę światła, bo chyba nie chcesz aby odwiedziła Cię chimera - w momencie jego głos spoważniał, w końcu te potwory to poważna sprawa... Że też nikt się nimi nie zajmuje? Jak to w ogóle możliwe?! Terroryzują ludzi, a władze mają to gdzieś...
    Przekręcił głowę na bok, wpatrując się w rude dziewczę. Po minie można było wywnioskować, że w jego mózgu zachodziły poważne procesy myślowe. Nie trwał tak jednak zbyt długo, chwilę później spełzł ze stolika i podciągnął coś pierwotnie pewno przypominało rolety. Światło brutalnie wdarło się do skromnego lokum dziewczyny, nie oszczędzając najdrobniejszego zakamarka...

    OdpowiedzUsuń
  38. [No wiem, ja również jestem jego wielką fanką C: co do wątku to akurat teraz nie mam żadnego pomysłu, niestety]

    OdpowiedzUsuń
  39. [Hej, hej. Zaczniesz czy ja mam to zrobić? :>]

    OdpowiedzUsuń
  40. [Znaczy tych blogów było dużo, bo ostatnimi czasy lubię pojawiać się i znikać. Martha's Vineyard, Paris2021, Canadian, WashingtnLife, Wampiry Ssą, ale tak na dłużej to Paris, o.

    OdpowiedzUsuń
  41. - No właśnie niekoniecznie - pokręcił głową. - Powiem ci, że obrączka i miano "żony" odejmuje kobiecie trochę seksapilu. Nie mówiąc już o przylepce "matka", to już w ogóle katastrofa - wywrócił teatralnie oczami i mrugnął do niej porozumiewawczo. - Już w takiej kulturze się wychowałem, że jedna kobieta to za mało - rozłożył ręce w bezradnym geście. Jakoś nigdy nie narzekał na swój temperament.
    Uśmiechnął się szeroko na jej uwagę.
    - Jestem nadpobudliwy - roześmiał się. - A tak naprawdę to musiałem wcześniej skończyć swój poranny trening, bo mnie wezwali z powodu jakiejś pierdoły, której już nie pamiętam, i tak mnie teraz nosi, bo nie do tego przyzwyczaiłem swoje mięśnie - powiedział zupełnie szczerze. Dzień bez treningu był dla niego dniem straconym. A jeśli nie mógł wyrobić swojej normy, zamiast dawki endorfin i zastrzyku pozytywnej energii, jego ciało ogarniała wściekłość, która ciągnęła się za nim aż do momentu zaśnięcia. Było to uzależnienie, momentami niezdrowe.
    Zalał wrzątkiem kawę i postawił na niewielkim stoliku oba kubki. Wyciągnął z szafki mleko i cukier i położył je obok, żeby dziewczyna mogła się poczęstować.
    - Niestety nic słodkiego nie mam, bo wszystkie ciastka wyżarłem, gdy już byłem maksymalnie zdesperowany. Macie beznadziejną kuchnię tutaj, a porcje to już w ogóle jest tragedia - jęknął. Nic nie mógł poradzić na to, że jadł naprawdę dużo.

    OdpowiedzUsuń
  42. [Wpadam tylko napisać: SIIIIIMONE. *.*
    Gdyż wątek to bym chciała z mą nieistniejącą jeszcze postacią żeńską. : 3]

    OdpowiedzUsuń
  43. [O, nawet widzę że już pisałam! :D Ale co tam, SIIIMOONE!
    Ja tak samo, od nich wszystko się zaczęło.
    Na wątek nie mam najmniejszego pomysłu. Żadnego. :<]

    OdpowiedzUsuń
  44. [Niestety zdjęcie jestem zmuszona zmienić. Aczkolwiek na wątek zapraszam mimo to.]

    OdpowiedzUsuń
  45. Czym sobie na to zasłurzyłam? Głupia. Jestem nienormalna. Szłąm korytarzem na spotkanie z psychologiem. Jakby on miał mi pomóc.Cóż za naiwność. Gdyby nie toże często się zamyślam pewnie nie wpadłąbym na dziewczynę, która zmierzała w przeciwnym kierunku.
    - Przepraszam. Zamyśliłam się.

    OdpowiedzUsuń
  46. Siedziała właśnie przy biurku studiując jakieś dokumenty gdy zobaczyła dziewczynę siedzącą naprzeciw niej i wpatrującą się w nią. Zmierzyła ją wzrokiem po czym zerknęła na biurko, gdzie leżała karta przyniesiona przez pielęgniarza dzisiaj rano. Kompletnie o niej zapomniała. No cóż... Ponownie spojrzała na dziewczynę i uśmiechnęła się.
    - Bonjour, nazywam się Elisabeth Kahret, ale mów mi proszę Apayan - powiedziała z wyraźnym, francuskim akcentem po czym skinęła głową. - Od razu powiem też, że nie jestem twoim lekarzem prowadzącym, tylko zastępuję kogoś... Masz do mnie jakieś pytania?
    Nawet nie zajrzała do karty tej pacjentki, więc w sumie nie wiedziała o niej nic. Jednak, ona nigdy nie czytała kart. Wolała wszystkich informacji niemal podstępem dowiedzieć się od swoich rozmówców. Tak wiec posłała dziewczynie niemal promienny uśmiech zachęcając ją przy tym do mówienia.

    OdpowiedzUsuń
  47. -Jakoś nie specjalnie, choć fajnie byłoby stąd wyjść.
    Nie należałam do osób cierpiących na klaustrofobię czy coś w tym rodzaju lecz nie lubiłam siedzieć w jednym miejscu. A lekarze tutaj byli dosyć...Specyficzni. I te ich głupie pytania.
    - Jestem Nicke. Od dawna tu jesteś?

    OdpowiedzUsuń
  48. Słysząc obcy, jednak dla niej aż za dobrze znajomy akcent u dziewczyny uśmiechnęła się. Nie spodziewała się spotkać w tym szpitalu kogokolwiek z Francji. Tak na prawdę to wyjechała stamtąd z nadzieją, że nie będzie już musiała tam wracać ani psychicznie ani fizycznie. A jednak, pracowała tu zaledwie kilka dni a już prawie wszyscy zdążyli zadać jej pytanie o rodzinny kraj.
    - Marsylia - odpowiedziała niemal bez wahania. - A ty?
    Pytanie zadała nie tylko z uprzejmości, ale również z czystej ciekawości, która z pewnością zaprowadzi ją kiedyś do piekła. No, ale cóż... Kto pyta, nie błądzi, oui?

    OdpowiedzUsuń
  49. [Pieprzyć że mówiłam, SIIIMOONE. *.*
    Tak ja też chcę. ;w; A pomysł, hmm, hmm, hmmm, gdzie często można spotkać Lyne?
    Albo na przykład Lyne znalazła Jenny, niewiedzącą która jest godzina i bredzącą o Kathy, niedaleko swojego pokoju. O.]

    OdpowiedzUsuń
  50. [Widząc tę jej twarz nie mogę się n ie zachwycać, to tak jakbym zignorowała Tarję. ♥]

    Właśnie rozmawiałam z Środą, była wyjątkowo miła. Przekonywała mnie, żebym jutro nie słuchała Czwartku, bo on będzie mnie przekonywał do śmierci, znowu. Ale oni już wiedzą, że w czwartki jestem nieprzewidywalna i mnie pilnują, więc i tak nie umrę. Środa jest dziś człowiekiem, dziewczyną chyba w moim wieku, z takimi śmiesznymi włosami, takimi rudymi jakby. Właśnie mówiła, że Czwartek jest zły, tak jak Poniedziałek. W ten poniedziałek byłam grzeczna, nie próbowałam się zabić. Doktor mnie pochwalił, to było miłe. Nagle ktoś nam przerwał. Ktoś chrząknął. Odwróciłam się w stronę drzwi, ojej, stałam przed jakimś pokojem. Ciekawe czy jest noc. Pukam i wchodzę, patrząc na kogoś kto jest do mnie bardzo podobny, ale wygląda inaczej. Tak jakoś normalniej, nie jak wariat.
    - Masz włosy jak Środa - nie wytrzymuję i wypalam. - Ona tak dziś wygląda, i wiesz że jest miła? I gdzieś tu stoi, ale Ty jej chyba nie widzisz - dodaję od razu, dalej stojąc w drzwiach, z niepewną i smutną miną. Wyglądam na to dziewiętnaście lat, ale w duchu jestem dużo młodsza. Gdyby Kathy tu była, to by mi było lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  51. -Znasz niejaką doktor Walterkroll? Mam z nią spotkanie a nie wiem czego się spodziewać.
    Kolejnych śmiesznych pytań do nas. Zamknij się. Kim ty w ogóle jesteś? A no tak mną. Zakołysałam się lekko na piętach. Zawsze tak robiłam kiedy... No właśnie kiedy co?

    OdpowiedzUsuń
  52. Wzruszyła ramionami kręcąc głową.
    - Nie wiem - powiedziała po prostu obserwując dziewczynę. Nie mówiła ona o Francji jak o najpiękniejszym miejscu na świecie. No cóż, przynajmniej miały coś wspólnego. Westchnęła i przeczesała dłonią włosy unosząc jedną brew.
    - A więc, o czym chciałabyś porozmawiać? - spytała z lekkim uśmiechem. Podświadomie wyczuwała już, że ta rozmowa będzie bardzo, bardzo ciężka.

    OdpowiedzUsuń
  53. [Borderline jest najlepsze. No cóż coś wymyślę ale cudów nie oczekuj gdyż jeszcze się nie wkręciłam]
    Pierwszy dzień w szpitalu był dla niej szokiem. Charlotte była osóbką przekorną więc już od początku było nie miło kiedy to próbowali wmusić jej jakieś leki a później zaciągnąć na terapię. No cóż, siłą im się jakoś udało. Kiedy już wyszła z gabinetu zbulwersowana skierowała się do stołówki, gdzie podobnież mieli podawać obiad. Sala była zatłoczona. Blondynka nigdy wcześniej nie sądziła, że tak wiele osób ma problemy. Wzięła tacę i ustała w kolejce do okienka. Skrzywiła się kiedy niemiła, stara, gruba baba z wąsami nałożyła jej na talerz zielonej papki nieprzypominającej żadnej, nawet najbardziej fantazyjnej potrawy. Lola zajęła wolny, odosobniony stolik i zaczęła grzebać w zielonej brei ale nie odważyła się wziąć tego do ust.

    OdpowiedzUsuń
  54. Głos dziewczyny wyrwał ją z zamyślenia. Zdziwiona uniosła głowę i spojrzała na nią.
    -Domyśliłam się w ciągu pierwszych kilku sekund, pewnie nawet pies by tego nie tknął - westchnęła cicho i jeszcze raz rzuciła okiem na papkę.
    -Skoro tak "cudownie" tu karmią to jakim cudem pacjenci nie umierają z głodu? Bo ja na pewno nie mam zamiaru jeść tego, po moim trupie.
    Uważnym spojrzeniem zmierzyła rudowłosą. Była pierwszą osobą która odezwała się do niej w tym miejscu, nie licząc pracowników oczywiście. Szczerze mówiąc obawiała się szpitalnego społeczeństwa bo nie wiedziała na jakich zasadach ono funkcjonuje więc nic nie było dla niej pewne.

    OdpowiedzUsuń
  55. Po jej ostatniej wypowiedzi wywróciła oczami.
    -Codziennie widzę siebie w lustrze - mruknęła beznamiętnie już na nią nawet nie patrząc. Po chwili namysłu wstała i podeszła do kosza na śmieci, który stał niedaleko. Wyrzuciła do niego zieloną breję razem z talerzem, tacą i sztućcami. Nie miała zamiaru grzecznie ich odnosić po tym jak "cudownie" ją nakarmili. Następnie wróciła i znów zajęła swoje miejsce, nie miała jeszcze zamiaru wracać do swojego pokoju.
    -Dają tu chociaż coś do picia? Czy tylko toksyczne jedzenie?

    OdpowiedzUsuń
  56. -No super - załamała ręce - czy powinnam wiedzieć o jeszcze jakichś defektach tego miejsca? Naprawdę, teraz już jestem gotowa na wszystko - znów na nią popatrzyła z nadzieją, że nie dowie się kolejnych "ciekawostek" o tym miejscu. Nie rozumiała jak matka mogła wysłać ją do tego miejsca. Jak mogła?! Po powrocie zniszczy jej życie, mamusia z pewnością popamięta ją na zawsze. Kiedy przestała patrzeć na rudowłosą rozejrzała się po stołówce.
    -Nie ma tu zbyt wielu facetów. Szkoda. Chyba będę musiała pościć przez czas pobytu tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  57. -Dziewczyna może mnie zaspokoić ale tylko bardzo krótkotrwale, niestety - mruknęła cicho - no cóż, jakoś będę musiała sobie radzić, innej rady na to nie ma. A w nocy wymknę się z pokoju i włamię do kuchni, może znajdę coś normalnego do jedzenia i picia. Założę się, że tu jedzenie jest naprawdę dobre tylko te wredne kucharki zjadają najlepsze i biorą do siebie do domów a nam gotują najgorsze resztki.

    OdpowiedzUsuń
  58. [Ajć, Lyne mi się bardzo spodobała. :D Hmm, co powiesz na to, żeby się znały z innego psychiatryka? Bo Christilla praktycznie wychowywała się w różnych psychiatrykach.]

    OdpowiedzUsuń
  59. Cordelia Alain24.08.2012, 17:33

    [Cholera nic konkretnego mi nie przychodzi do głowy -.-
    Ale mogłabym zacząć bo Cordelia to taki typ człowieka, który lubi przyczepiać się do ludzi.. Tylko jeśli możesz to podsuń mi miejsce spotkania ;)]

    OdpowiedzUsuń
  60. Południe. Christilla siedziała samotnie na parapecie znajdującym się na korytarzu. Krople deszczu odbijały się o okno. Dziewczyna siedziała z nosem przyklejonym do szyby, obserwując krople deszczu. Na niebie wisiały ciemnoszare i granatowe chmury. Zbliżała się burza.
    - Kap, kap, kap. - mruczała pod nosem panna Lawrence, stukając wskazującym palcem w szybę. Nagle odwróciła się gwałtownie, słysząc swoje imię.
    - Znamy się? - szepnęła, rozchylając swoje malinowe usta. Po chwili dodała. - Ach, tak.. Ty jesteś.. - dziewczyna zmarszczyła czoło, usilnie próbując sobie przypomnieć imię swojej dawnej znajomej. - O! Lyne, tak? - ułożyła usta w promiennym uśmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  61. Cordelia Alain25.08.2012, 17:29

    Świetlica była podajże drugim najbardziej znienawidzonym przez nią miejscem w tym szpitalu. Ale mimo to często tam przesiadywała by pognębić niektórych pacjentów albo wdać się w rozmowę z kimś choć odrobinę interesującym. Cordelia często działała pod wpływem impulsów, różnych impulsów. A
    dziś miała taki impuls, żeby podnieść swój chudy tyłek i pokonać odległość między jej pokojem, a świetlicą. Po drodze nie zwracała uwagi na spojrzenia tych, których mijała. Szła z dumnie uniesioną głową uparcie patrząc przed siebie. Kiedy tylko weszła do pomieszczenia rozejrzała się wokół szukając ciekawego obiektu do obserwacji, ewentualnie towarzysza do rozmowy.

    OdpowiedzUsuń
  62. Blondynka zeskoczyła z parapetu i zbliżyła się do Lyne.
    - No cześć.. - wykrzywiła usta w szerokim, pełnym sztucznej radości uśmiechu. - Nadal się tniesz? - spytała z niewinnej ciekawości, podwijając rękawy jej zielonej bluzki. Dostrzegła świeże rany, które miała ochotę rozdrapać. Powstrzymała się.
    - Nie wiem jak jesteś w stanie to ukryć, mnie by od razu złapali. Może dlatego, że jestem tu nowa. - zamyśliła się. - Długo tutaj jesteś? - spytała, marszcząc swoje brwi. Jej lazurowe tęczówki uważnie śledziły wzrokiem dziewczynę.

    OdpowiedzUsuń
  63. Myślała, że za przeproszeniem zesra się ze strachu. Gdy był lekarz wszystko niby było takie proste, bo całą robotę odwalał on. Ona tylko stała i wszystko obserwowała. Do momentu kiedy musiał wyjechać.
    Zapowiadało się spokojnie. Jednak tak nie było. Śmiech jak z horrorów rozległ się po całym korytarzu. Potem krzyk, a bardziej pisk. Musiała iść. To było w jej obowiązkach.
    Przerażona poszła w stronę zbiegowiska. Dziewczyna. Młoda, ładna z pozoru normalna.Pocięła się. Naprawdę lepiej być nie mogło.
    - Uspokój się. - Powiedziała do niej prawniczym tonem. - Opatrzę ci tylko rękę. Potem dostaniesz leki uspokajające. - Głos zaczynał jej drżeć. Nie wiedziała jak dziewczyna zareaguje na jej dotyk.

    OdpowiedzUsuń
  64. Łaził korytarzami Szpitala dla Chorych Nerwowo i Psychicznie zupełnie bez celu. Ubrany był jak zwykle od góry, do dołu na czarno, przez co poniektóre osoby mijające go wzdrygały się. Najwidoczniej zaczynał być mylony z jakimiś zjawami, albo zwidami. W sumie, może to i lepiej dla niego? Może kiedyś wszyscy o nim zapomną i będzie mógł sobie wyjść stąd jak gdyby nigdy nic i nikt nawet tego nie zauważy?
    Póki co postanowił znaleźć dla siebie jakieś ciche, spokojne miejsce, w którym mógł odsapnąć od tego wszystkiego, a może zapisać kolejną kartkę w swoim notesie.
    Początkowo stawiał na "niebieski salon", o którym usłyszał przypadkiem od jednego z pacjentów, ale jednak zrezygnował, bo chwilę później doszły go również słuchy o sali muzycznej.
    Udał się więc w tamtą stronę. Zdziwił go zapach, który było czuć w tamtym pomieszczeniu. Metaliczny, bardzo znajomy.
    Rozejrzał się z uwagą i zauważył skuloną w kącie rudowłosą dziewczynę, która majstrowała coś ze swoimi rękoma.
    Podszedł do niej od tyłu, przykucnął praktycznie za jej plecami. Musiała być bardzo zajęta i zdenerwowana, że nie spostrzegła jego obecności tak blisko siebie.
    Znudzony patrzeniem na to, jak się samookalecza mlasnął prawie do jej ucha i uśmiechnął się pod nosem. Lubił straszyć ludzi w ten sposób. Podchodzić, przyczajać się i BUUU! Niezapomniane uczucie patrzeć na wystraszone spojrzenia, czasami słyszeć nawet przerażone krzyki. To było całkiem zabawne.
    - Nieładnie, Pani Ruda. - mruknął, lustrując ją wzrokiem.

    [ Dobra, zaczęłam. Trochę mi to zajęło, ale dali mi inne zajęcia i jakoś tak zleciało -.- ]

    OdpowiedzUsuń
  65. Z uwagą przyglądała się dziewczynie, która mówiła jej co ma robić. To było chore. Jednak nie powiedziała nic. Nie chciała w chodzić w jakaś jej słowną grę.
    Ranę posypała proszkiem, który miał spowolnić wyciek krwi. Dziewczyna była wyraźnie tym faktem zaskoczona. Następnie pojawiła się woda utleniona, znowu proszek i bandaż.
    - Ty mi nie mów co ja mam robić. - Odparła w końcu. - Zapisać: Próba samobójcza. Izolatka na dwadzieścia cztery godziny. Próba pouczania stażysty. Odwiedzać co dwadzieścia minut. - Spojrzała się z tryumfem na rudą. - Jak tak chcesz grać to proszę bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  66. Krew w jej żyłach zaczęła się gotować. Myślała, że ją zaraz rozsadzi, więc zdecydowanie nie nadawała się do pracy z takimi ludźmi. Z dziećmi z resztą też nie.
    Czy w ogóle nadawała się na lekarza, skoro już na początku swojej drogi była znerwicowana do granic możliwości? Chyba nie.
    - Jeszcze jedno twoje zasrane słowo psychopatko a zamknę cię na czterdzieści osiem. Dostaniesz tableteczki na spanie i nasza przygoda się skończy. - Wrzasnęła na nią chociaż nie powinna. Miała być miła, uśmiechnięta. Miała zarażać wszystkich swoim uśmiechem. Jednak dolegliwości na tle psychicznym w takich miejscach szczególnie się wyostrzały.

    [ Oj tam, a spójrz na mnie. Zero składu i ładu]

    OdpowiedzUsuń
  67. - Żyletka czy nóż? - spytała z rozkosznym uśmiechem na ustach, wygładzając swoją jasnoróżową sukienkę, która sięgała kawałek przed kolana. Na jej dłoniach od nadgarstków aż do łokci były widoczne blizny od samookaleczenia się, zaś na ramieniu miała ślad po oparzeniu. Uśmiechnęła się.
    - Jeszcze tutaj nie byłam w izolatce. Wiesz.. jestem taka grzeczna i słodka. - oblizała koniuszkiem języka swoje wargi, po czym zbliżyła się do niej zaskakująco za blisko i wyszeptała do jej ucha. - Chce uciec.

    OdpowiedzUsuń
  68. Usiadła przy biurku i z całej siły uderzyła w nie otwartą dłonią. Żeby psychopatka dyktowała jej co ma robić, przecież to jest nie do pomyślenia. No jakieś dno kompletne.
    Wzięła jakieś tabletki, połknęła chyba z trzy.
    - Idę na obchód. - Mruknęła widząc jak chłopak wyciąga melisę i zalewa ją wodą. - Sam ją wypij, ja spokojna jestem. - Fuknęła na niego. Wychodząc trzasnęła drzwiami.
    Pierwsze gdzie poszła to do izolatki rozliczyć się z dziewczyną. Przecież jakieś reguły musiał panować. A jak nie to czas je ustalić.
    - O co tobie chodzi? - Weszła z zapytaniem na ustach. - Chciałaś mnie wyprowadzić z równowagi? To ci się udało. Coś jeszcze?

    OdpowiedzUsuń
  69. Oparła się o zamknięte drzwi licząc, że nikt nie będzie chciał tam wejść. Bo jak tak, to Ruda będzie mieć niezły z niej ubaw.
    - Znowu chcesz wyprowadzić mnie z równowagi? Tego chcesz? - Mruknęła siadając obok niej. A co tam. Najwyżej się pozabijają.
    - Słuchaj nie chciałam się nad tobą wyżywać. Też nie jestem normalna. - Mruknęła, patrząc się w ten sam punkt. - I naprawdę wolałabym być teraz w klubie czy też w domu, gdzie z kimś bym się zabawiała,a nie zamęczać się z wami.- Spojrzała się na nią. - Albo będziemy żyć w zgodzie, albo będziemy darły koty do końca.

    OdpowiedzUsuń
  70. Ściana byłą rzeczywiście bardzo interesująca. Taka biała. Nie mówiąca nic, tylko gapiąca się na ciebie jak jakiś dzieciak. Nie lubiła dzieci. Dlatego nie chciała ich mieć. Po co użerać się z bachorami jak można korzystać z życia.
    - Widzisz. Możemy się dogadać. - Wstała. - To jak? Zgoda? - Spojrzała się na nią wyciągając w jej kierunku dłoń. Miała nadzieję, że ją uściśnie. Kto wie, może izolatka w ten sposób jej się skróci.
    - Chyba, że wolisz siedzieć tutaj do jutra.

    OdpowiedzUsuń
  71. - Lekarze oglądają zazwyczaj tylko moje ręce, uda i brzuch. - wywróciła teatralnie oczami po czym promiennie uśmiechnęła się do Lyne. Podjęła tamten temat cichym, melodyjnym dla ucha głosem. - Taak.. Chce uciec. Ale na razie nie mam żadnego planu. Wiem, że muszę zdobyć kluczę od drzwi wyjściowych i bramy. Ucieczka musi się odbyć naturalnie nocą. - założyła i skrzyżowała dłonie na piersiach, popadając w głębokie zamyślenie.

    OdpowiedzUsuń
  72. Uśmiechnęła się do niej. W tym budynku wszystkich miała za psycholi. Co zrobić. Ona psycholka, traktowała innych po swojemu.
    Po psycholsku.
    - Jak będziesz spokojna dzisiaj to nie. - Zaśmiała się,wypuszczając ją. - Ale będę ciebie odwiedzać. Kontrola, złotko, musi być. - Zamknęła izolatkę na klucz, żeby przypadkiem komuś z własnej woli nie chciałoby się do niej wchodzić.

    OdpowiedzUsuń
  73. Cordelia również nie uważała się za osobę chorą psychicznie, lecz to nie miało żadnego znaczenia jeśli lekarze i rodzina sądziła inaczej. Czasem zdarzyło jej się myśleć o ucieczce oraz obmyślać różnorodne plany, które pomogłyby jej wydostać się z tego iście uroczego miejsca.
    Już traciła nadzieję na znalezienie towarzysza do rozmowy kiedy zauważyła rudowłosą kobietę o niesamowitych, szarych tęczówkach. Mimowolnie zmrużyła powieki nawet nie zdając sobie z tego sprawy po czym powoli ruszyła w stronę młodej kobiety zatrzymując się po drodze przy jakimś krześle. Długie, blade palce jej lewej dłoni spoczęły na jego oparciu i po chwili zaczęła je za sobą ciągnąć co wytwarzało nieprzyjemne dla ucha dźwięki. Zatrzymała się tuż przed kobietą wyginając usta w chłodnym uśmiechu po czym zajęła miejsce na meblu, który sobie przyniosła. Ułożyła ręce na oparciu i w milczeniu przyglądała się właścicielce ładnych, szarych oczu.

    OdpowiedzUsuń
  74. Klucz schowała do tylnej kieszeni. Starała nie zwracać się na docinki kierowane w jej stronę. Zmierzyła dziewczynę wzrokiem, naprawdę nie miała siły już się kłócić.
    W dodatku te dzieciaki. Znowu chciały się bawić. Jakby nie mogły znaleźć sobie kogoś innego.
    - Odpierdolcie się ode mnie! - krzyknęła nieświadomie. Tak naprawdę, spodziewała się,że powiedziała to w myślach.
    - Ee..-spojrzała się na Rudą, nadal nie znając jej imienia. Jednak to nie było ważne, bo ta patrzyła się na nią jak na wariatkę. - Idź do pokoju, proszę. - Chciała grzecznie odejść. Jednak wiedziała, że to możliwe nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
  75. - Tego nie wiesz.. - mruknęła cicho, odwracając wzrok na białą ścianę. Zmarszczyła brwi, układając w głowie plan ucieczki. Nie trudno będzie wykraść klucze tym idiotom, gorzej gdyby ktoś mnie złapał. I jeszcze jedno pytanie, czy mam zabrać tą dziewuchę ze sobą? Nie wiadomo czy nie zacznie świrować. Z wariatami to nigdy nic nie wiadomo. Ze mną w sumie też. Po chwili przerwała milczenie, mówiąc zaskakując płynnie, a nie szybko i niezrozumiale, tak jak mówiła zazwyczaj do ludzi.
    - To będzie dosyć proste. Jeśli chcesz to możesz uciec ze mną. Ale jeśli przez Ciebie mnie złapią to.. - urwała, układając różane usta w przesłodzonym i nieco okrutnym uśmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  76. -Jakoś nigdy nie miałam problemów z używaniem agresji kiedy muszę walczyć o coś czego bardzo chcę - posłała jej jeden z tych swoich charakterystycznych uśmieszków, tajemniczy, mroczny i podstępny.
    -Nie wiesz może czegoś o przekupności strażników lub psychiatrów? Być może pomogliby przyspieszyć mi wyjście z tego wariatkowa? - delikatnie uniosła brew.

    OdpowiedzUsuń
  77. Fabian mógłby pewnie obrócić się na pięcie i wyjść, kiedy zauważył, że już ktoś jest w sali muzycznej, ale zwabiła go krew i to, że dziewczyna robiła coś, co było zakazane.
    Usiadł obok niej i zamlaskał, przypatrując się jej z uwagą.
    - Oj, personel chyba nie chciałby się o tym dowiedzieć. - stwierdził, mając oczywiście na myśli fakt okaleczania się przez rudowłosą. - Pewnie dostałabyś karę i musiałabyś się tłumaczyć. - zauważył, ze złośliwym uśmiechem.
    Nie, nie miał zamiaru iść i powiedzieć o tym komukolwiek, wręcz przeciwnie, stwierdził, że zachowa to dla swojej wiadomości i nikogo innego.
    Po prostu pragnął trochę się podrażnić z Lyne i to wszystko. Fabian był jeszcze takim dzieciakiem, a przynajmniej teraz dostał takiej "fazy" na bycie dziecinnym i niepoważnym.

    [ Och, aż tak źle jest z moim zaczynaniem? :c ]

    OdpowiedzUsuń
  78. [Łał. Dziękuję :) Na wątek chęć oczywiście jest, choć przepraszam, że tak długo nie dawałam żadnej odpowiedzi, ale Tony miał urlop z powodu braku internetu na wakacjach. Masz jakiś pomysł czy lecimy na żywioł?]

    OdpowiedzUsuń
  79. Leniwie uniosła jeden kącik ust w górę. Nie chciała odzywać się pierwsza choć gdyby rudowłosa milczała Cordelia zapewne by coś powiedziała.. Coś.. Cokolwiek.
    - Zabija myśli, doprowadza do szału.. Cisza oddziałuje na ludzi na różne sposoby. - Odparła patrząc w szare tęczówki młodej kobiety. Przekrzywiła nieznacznie głowę jakby to pomogło jej lepiej widzieć twarz rudowłosej. Nie przepadała za ciszą chociaż bywała ona doprawdy kojąca.. A co więcej, pozwalała na uporządkowanie chaosu jaki tworzył się w głowie Cordelii.

    OdpowiedzUsuń
  80. -Kurde - syknęła. Czyli próba przekupienia strażnika nie wchodziła w grę, jeszcze by odmówił i przedłużył jej pobyt w tym jakże cudownym miejscu gdzie ptaszki śpiewają, słonko świeci, strumyk szumi i wszyscy są szczęśliwi... ale tylko kiedy podadzą im sporą dawkę psychotropów.
    -No trudno. Będę musiała coś dalej kombinować a w tym czasie udawać normalną i, że wcale nie mam ochoty zgwałcić jakiegokolwiek faceta.

    OdpowiedzUsuń
  81. -Tak, zapewne to nie będzie ostatnia tutaj.
    Miałam nadzieję że jednak czegoś się dowiem a tu kicha.
    - No cóż. Szkoda. To do zobaczenia. Może.
    Zmarszczyłam lekko brwi i znając życie pojawiła się między nimi lekka pionowa zmarszczka i ruszyłam przed siebie.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga