INFORMACJE

Witam serdecznie w Szpitalu dla Chorych Nerwowo i Psychicznie, który został przeniesiony:





11 sierpnia 2012

Sad But True


Cisza. Później krzyk. Nie liczy się już nic. Ciągle to samo, jak na karuzeli, kręcimy się przeżywając ten sam dzień.
Chaos. Spokój. Szept. Krzyk.
Nie wiem już nic. Boję się przeżywając ból, boję się przeżywając ukojenie. Nie wiem, co gorsze, złudne poczucie bezpieczeństwa, czy prawdziwy potok łez, krzyków oraz krwi… Lalalala… Zaśpiewajmy razem. Jesteśmy w wariatkowie wolno nam zachowywać się nienormalnie, nikt nie będzie miał pretensji, a przynajmniej nikt nie powinien ich mieć.
Bez marzeń, złudzeń, ciekawszych barw. Uciekamy, naprawdę stojąc w miejscu. Pragniemy czegoś więcej, pragnąc wciąż tylko śmierci. Jesteś wariatem? Ja chyba jestem, tak przynajmniej wmawiają mi od lat.
Jedna pastylka na koszmary nocne. Druga na głosy na mej głowie. Trzecia na złudzenia. Czwarta na dziwne nieposkromione lęki.  Piąta… Już nie wiem, ale biorę ją i szóstą też, czy to coś zmienia? Raczej nie.
Bezprawie. Nieporządek. Śmierć.
Koszmar, który z godziny na godzinę pogłębia się. Uratujesz mnie? Albo nie, lepiej przyłącz się do tej zabawy, w której od dawna brak jakichkolwiek zasad, wątpię by ktoś je kiedykolwiek stworzył. Dla kogo, no i dlaczego?
Śmiech. Specyficzny uśmiech wariata. Odpowiedzialność. Jaka odpowiedzialność?
Myślisz, że sam mógłbym kupić sobie psa? Nazwałbym go Martini, albo Rex, albo Misio. Jadłbym z nim żelki, głaskałbym go, pocieszał, z racji tego, że musi żyć w takim miejscu jak to.  Miałby miękkie futerko, cztery łapy i ogon. Pies musi mieć ogon, prawda? Co by było gdyby tak mu go odciąć? Myślisz, że poleciałaby krew?  Śmiało, sprawdźmy, ty trzymasz, ja tnę.  Zabawimy się w wariatkowo z wariatami. Będzie zabawnie, zobaczysz. Ja już od dawna się w to bawię. Postaraj się trochę, a ciebie również zaproszą do tego jakże wspaniałego miejsca. Zabij kogoś, pociachaj siebie i mów do istot, które według innych nie istnieją, biały kaftanik jak na życzenie. Lalalala…
Głosy złączone w jeden głośny krzyk. Zamykam zmęczone oczy, zakrywam dłońmi uszy, lecz nadal ich słyszę. W mojej głowie rozpoczyna się prawdziwa impreza. Ciekawe, czy mają alkohol.
Widać, że wariat jest wariatem. Nikim więcej, nikim mniej.
Powoli zatracam własne człowieczeństwo i bezwładnie opadam. Tracę oddech, słyszę śmiech.
Ból. Niepewność. Śmiech. Próba samobójcza. Krew. 
Ciecz spływająca, po bladych nadgarstkach, dłoniach, opuszkach palców. Kap, powoli spływa na podłogę brudząc białe, zimne kafelki.
Koniec psot, a może dopiero początek. Różowe jednorożce pędzą przez środek mojej głowy. Boli. Chciałbym pojechać stopem do Los Angeles, spotkać anioły.  Czy je spotkam? Czy wariaci trafiają do nieba? Czy jeśli już spotkają anioły to czy starają się ukraść im skrzydła? Nie. Pewnie po śmierci niczego nie ma.
Ciemność. Czerń. Pustka. Nicość.
Twoje ciało gnije w pobliskim rowie, nikogo nie było stać na trumnę, pewnie i tak nikt nie przyszedłby na pogrzeb. Inni wariaci nie dostaliby przepustki. W oddali słychać śpiew.
Idziemy przed siebie, kroczymy tymi samymi, dobrze znanymi korytarzami, które nic, a nic się nie zmieniają. Ciekawe czy one mają duszę. Może też są wariatami.
Tylko tacy lądują w tym miejscu- szpitalu psychiatrycznym. Dlaczego? Ponieważ Ona nie trzyma w domu takiej trucizny, jaką jest wadliwy, niebezpieczny psychopata, który w jednej chwili może ją zniszczyć. Zatruć swoimi myślami, swymi pomysłami, działaniami.
Kim jest Ona? Ona jest matką, która musiała pozbyć się syn schizofrenika. Ona jest przyjaciółką, która prawie została zabita przez kogoś, komu do wczoraj ufała. Ona jest siostrą, która nie wie, czego się spodziewać po bracie piromanie z różnymi zaburzeniami. Ona jest tym, kto nie chciał trzymać swej trucizny w domu i oddał ją do tego przybytku zwanego psychiatrykiem. Egoistyczna ta Ona, nie sądzisz?  Powiesz, że po prostu się broni, lecz, przed czym? Przede mną? Co takiego mógłbym jej zrobić? Najwyżej zabić. Co w tym złego?
Nudzi mi się. Zróbmy coś ciekawego, coś szalonego, niezwykłego. Zróbmy coś, aby nie robić nic. Rzućmy się pod pociąg, zobaczmy, co się stanie. Zrzucę cię z dachu, będzie ciekawiej. Zacznijmy udawać, że nie mamy depresji, schizofrenii i takich tam innych. Bo nie mamy, prawda?
Staram się wmówić sobie, że wszystko jest w porządku, lecz chyba nie jest…
Koniec. Zamykam się w sobie i wyrzucam kluczyk.
Nie chcę. Nie mogę. Nie potrafię.  Koniec trudnych pytań na temat teraz, wczoraj, jutro.
Brak pytań oraz odpowiedzi.
Pobawmy się w dom. Poudawajmy miłość i szczęście. Tak właściwie, czym jest miłość?
Drżę. Rozpaczam cicho, wśród bezsensownych myśli staram się odnaleźć sens. Staram się coś ułożyć z porozrzucanych myśli, słów, krzyków, szeptów. Z nicości tworzę całość, zlepiając wszystko klejem i taśmą klejącą. 

[Powyższe opowiadanie zostało zgłoszone do konkursu organizowanego przez stronę: http://grupowo.blogspot.com/]

5 komentarzy:

  1. [Co prawda brakowało mi tutaj dialogów, ale wprawdzie ma to swój wyjątkowy urok. Lubię to i powodzenia, Kochana ;*]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Podobało mi się. Świetne opowiadanie, chociaż nie, czekaj, mam jedno zastrzeżenie. Mogłoby być dłuższe, bo się bardzo dobrze czyta :D]

    OdpowiedzUsuń
  3. [A mi się akurat nie podobało. O czym w ogóle jest to opowiadanie? Bo dla mnie to zbitek brzmiących głęboko zdań, które nie znaczą absolutnie nic, a kojarzą się wynurzeniami czternastolatki, a nie dorosłego faceta.]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Uważam, że twoja opinia jest odrobinę niesprawiedliwa. Śmiem zauważyć, że każdy ma własny styl pisania i gdyby wszyscy pisali w ten sam sposób to nie miałoby zupełnie sensu.
      Mi się opowiadanie podoba. Nie jest sztywne jak słup soli i mnie przyprawiło o mimowolny uśmiech. Nie musiało być wybitnym dziełem, wystarczy mi to, że osoba, która to pisała po prostu się wczuła.
      Tyle z mojej strony. ]

      Usuń
    2. [Zgadzam się z F. E. Maverick. Mi osobiście się to bardzo podobało. :)]

      Usuń

Archiwum bloga