Czy wiesz jak to jest być w takim stanie, że śmierć wydaje się być najprzyjemniejszą rzeczą na świecie? Nie myśleć o konsekwencjach, o tym co będzie dalej? I pewnie już nie raz coś skłoniłoby mnie do wepchnięcia sobie w krtań ostrego noża, wyskoczenia przez okno, utopienia się w wannie. Gdyby nie obietnica. Czy wiesz, że człowieka da się wytresować lepiej od psa, kiedy od małego będzie wmawiać mu się pewne racje? Ja działam jak w zegarku, mój brat jest zegarmistrzem. Rozkręcił mnie, rozregulował, rozłożył na części, złożył tak, że tylko on sam wiedział, jak działam. Nie garb się, uśmiechnij, ale nie tak szeroko, bo wyglądasz jak pedał. Tak, o wiele lepiej. Popraw sweter. A jak mama wejdzie, powiedz jej dzień dobry i przekonaj, że jestem najlepszym bratem na świecie. Rozumiemy się, Dennis? A w nagrodę oddam ci twojego słonia. Tak, tego z zieloną kokardką na ogonie i lusterkiem w trąbie.
Historię mojego życia można by zapisać na jednym kawałku papieru toaletowego. Nie to, że jest nudne, bezwartościowe, że zupełnie nic się w nim nie dzieje. Mimo że nie jestem osobą popularną, nie chodzę na imprezy, mało kto mnie zna, bo unikam ludzi, to jest bardziej wyraziste niż przeciętnego X, który nic, tylko wychodzi z domu, chleje, bawi się, wraca do domu, do ciepłego łóżka, z kochającą mamą, która przytrzyma włosy, kiedy rzyga się do toalety i uwierzy, że kochana dziecinka struła się kebabem u Turka. A mi nikt nie chciał wierzyć, kiedy z moich ust wydobywała się sama prawda. Nie znam pojęcia "kłamstwo", bo było ono wypleniane ze mnie już jako małe dziecko, kiedy mama pytała dlaczego waza się potłukła, a ja zwalam winę na brata i jego grę w piłkę, bo nie chcę, żeby moja trzyletnia pupa oberwała pasem. A jednak, oberwała. Bo jak tu uwierzyć małemu bachorowi, jak można starszemu, inteligentnemu, z blond włosami i wesołym uśmiechem, który z każdym dniem dawał mamie powód do większego zachwytu nad nim. Jednak historia ta nie ma na celu opowiedzenia jak małe, trzyletnie dziecko wpadało w obsesję na punkcie własnego, starszego o kilka lat brata. Jest to opowieść o tym, co stało się potem. Kiedy starszy brat podrósł i zaczął zdawać sobie sprawę nie tylko z własnej seksualności, ale także i z mojej. Więc słuchaj uważnie, bo warto, a jeżeli masz jakieś fobie i słabe nerwy, wyjdź stąd w tej chwili. Nie chcę, żebyś potem patrzał na mnie jak na kogoś obcego, mimo że dowiesz się o mnie praktycznie wszystkiego.
Odkąd tylko pamiętam, brat lubił mi robić różne psikusy. Szturchanie, szczypanie i kopanie były na porządku dziennym, ale podobno każdy starszy brat tak robi i nie ma w tym nic złego. Mama nie reagowała, cały czas zabiegana między kilka etatami w całodobowym spa, przez co zupełnie nie ma czasu zwrócić na mnie uwagi. Słuchaj się brata, Dennis. To takie dobre dziecko - mawiała. Tatę też mam, ale tata pojawia w domu wtedy, kiedy mu się podoba. Nie wiem dokładnie co robi, ale brat mówi, że jest gwiazdą rocka. Brat jest mądry i nigdy nie kłamie, więc postanawiam mu uwierzyć.
Lecz największy horror, a zarazem przyjemność, pojawiły się w moim życiu kilka dni po tym, kiedy moja wychowawczyni zawitała u nas w domu. Mam wtedy osiem lat. Nie wiem o czym rozmawiały z mamą, ale mama powiedziała mi potem, że już nie będę chodzić do szkoły, ciocia będzie mnie uczyć w domu. Zastanawiało mnie dlaczego i wniosek był jeden: pani wychowawczyni chyba nie lubiła słoni. Była na mnie bardzo zła, kiedy byliśmy na wycieczce w zoo, cała klasa ochoczo chodziła od klatki do klatki, a przy stanowisku słoni zatrzymuję się i nie mam zamiaru ruszyć się gdziekolwiek indziej. Moim jedynym dziecięcym marzeniem jest wtedy tylko i wyłącznie obserwować słonie. Taką samą fascynację wzbudzał we mnie kolor zielony. Zielonemu trzeba było ufać. I kropka. Zielony ochrania mały kwiatek przed złem świata zewnętrznego. Dlatego zielony nie może być zły.
Kilka dni później do mojego pokoju wchodzi mój brat. Ma wtedy dwanaście lat, ja ciągle osiem. Mówi, że chce się ze mną pobawić. Nie robił ze mną tego od lat, w ogóle zazwyczaj mnie ignorował, chyba że na obiad było coś smacznego, wtedy zabierał mi to z talerza. Więc jak tu nie ufać bratu, który miał na sobie zielone spodnie? Nawet bez tego łatwo było mi zaufać, odkąd pamiętam był mi wpajany jego idealny obraz. Ma ładne blond włosy i ciemne oczy. Też chcę mieć takie blond włosy, ale moje ciemnobrązowe, w kolorze błota. Śpiewa w chórze, przynosi pieniądze do domu. Mama nie może być z niego bardziej dumna.
To była jesień. Tego dnia pada rzęsisty deszcz, na dworze jest bardzo zimno. Brat cały czas zapewnia mnie, że ta zabawa mi się spodoba. Tylko najpierw muszę przynieść mu coś z ogrodu. Zgadzam się, ale on nie pozwala założyć mi ani kurtki, ani butów, bo mówi, że potrwa to tylko moment. Zgadzam się, wychodzę. On cały czas stoi w drzwiach, tak ładnie się do mnie uśmiecha. Jeden stopień: hop i na dół. Drugi stopień: hop i na dół. Już wtedy skarpetki przemokły mi zupełnie, ale brat obiecał, że to tylko chwila moment. Trzeci stopień: hop i na dół. Czwarty stopień: hop i na dół. Odchodzę kawałek, szukam tego przedmiotu, którego brat polecił mi zabrać. Rozglądam się, nagle słyszę huk. Drzwi się zatrzasnęły, słyszę jak brat krzyczy, że przeciąg je zamknął i nie umie ich odblokować. Nie myślę o tym, że mógł kłamać i robić mi to specjalnie, bo przecież brat miał być idealny. Tak obiecała mi mama. A idealnie ludzie nie oszukują swojego młodszego rodzeństwa. Więc stoję na dworze przez długie godziny, wpatruję się w drzwi i wierzę bratu, że robi wszystko, żeby je odblokować. Nie widzę powodu, dla którego miałby kłamać. W końcu udało mu się otworzyć drzwi. Trzęsę się z zimna, chcę się przebrać i pójść do łóżka, bo chce mi się spać. Brat mi nie pozwala, mówi, że muszę najpierw coś zjeść, bo mama będzie zła. Nie lubię kiedy mama się złości, więc idę z nim do kuchni. Kiedyś kuchnia była zielona, teraz mama przefarbowała ją na różowo. Nie podoba mi się to, ładniejsza była z oderwaną farbą i białymi śladami, gdzieniegdzie popisana przez brata flamastrem. Napisał kiedyś wiele brzydkich słów koło mojego miejsca przy stole. Wina spadła na mnie, nikt mi nie uwierzył. Moja kilkuletnia pupa znowu oberwała pasem.
Tego dnia brat sam ugotował mi obiad. Mówi, że to specjalna potrawa babci na choroby. Nie znam babci zbytnio, bo mieszka za daleko, żebyśmy mogli ją często odwiedzać. Ale wierzę bratu, jem posłusznie, chociaż wcale to ładnie nie pachnie. Przerywam po chwili jedzenie, bo wcale mi to nie smakuje, ale momentalnie obrywam po głowie. Mam jeść, bo brat się postarał. Więc jem, mimo że robi mi się coraz to bardziej niedobrze. Kiedy kończę, brzuch boli mnie strasznie, idę do swojego łóżka. Ciągle w mokrych ubraniach, nie mam siły ich przebrać. Kładę się do łóżka, chwilę potem wymiotuję na podłogę. Myślę, że to przez deszcz. Przecież brat nie zrobiłby mi krzywdy. Miał wtedy zielone spodnie. Późnym wieczorem budzi mnie mama. W pokoju pachnie czymś nieładnym, koło mnie leży jakaś butelka. Nie wiem co się dzieje. Mama coś krzyczy, nie bardzo rozumiem co. Targa mną, każe mi na siebie patrzeć. Nie chcę. Znowu robi mi się niedobrze, więc wymiotuję na mamy bluzkę. Ona krzyczy na całe gardło, mówi że jestem jej życiową pomyłką. Ma do mnie żal, że nie jestem tak samo cudownym dzieckiem, jak brat. Chcę, żeby mnie przytuliła i powiedziała mi, że wcale tak nie myśli. Ale nie robi czegoś takiego, po prostu wychodzi. Chce mi się płakać, siedzę na łóżku, po brodzie skapują mi wymiociny. Trzęsę się, próbuję zrozumieć o co chodzi. I nagle zauważam jego. Nie muszę pytać kim jest i co tutaj robi. Po prostu wiem, że jest moim najlepszym przyjacielem. Wiem to, bo na zielonej koszulce miał obrazek słonia. Tyle wystarczy, żeby mu zaufać. Daję mu na imię Bernard. Uśmiecha się, więc myślę, że mu się podoba. Bernie. Pasuje do niego. Rozmawiamy całą noc. Nikt nie zwraca na mnie uwagi. Głównie to ja mówię, a on się śmieje. Jeszcze nikt się nie śmiał z moich dowcipów. Czasami też coś mi mówi, opowiada różne historie. Dla kogoś innego nie były by one jakieś niezwykłe. O tym jak sąsiad przycinał kiedyś róże, albo jak pewna pani ma w domu sto kotów. Mi te historie strasznie się podobają. Nikt nigdy nie opowiadał mi bajki tylko i wyłącznie dla mnie. I w pewnym momencie wchodzi do pokoju mój brat. Patrzy na mnie, rozgląda się. Pyta z kim rozmawiam. Opowiadam mu o Bernardzie i chcę opowiedzieć jeszcze jego zabawne historyjki, ale brat nagle zamyka drzwi. Nie wiem o co chodzi, ale Bernie znowu mnie zagaduje i tak spędzamy czas.
Następnego dnia jest sobota. Mama także pracuje w soboty, ale brat ma tego dnia wolne od szkoły i od chórku. Ja zasypiam dopiero nad ranem, ale nie śpię zbyt długo, bo brat zwala mnie z łóżka. Mówi, że mama kazała mu mnie wykąpać. Idziemy więc do łazienki. Brat wlewa wodę do wanny, ja się rozbieram. Zostaję w samej bieliźnie, bo wstydzę się pokazywać bez niej. Ogólnie wstydzę się swojego ciała, podobno jest z nim coś nie tak. Ale nie potrafią mi wytłumaczyć co, po prostu nie rozumiem. Tak samo jak dziwnie na mnie patrzą, kiedy raz mówię jako dziewczynka, raz jako chłopiec, po prostu tak, jak mi wygodnie. Wszyscy się mną rozczarowali, jakby oczekiwali, że urodzę się ponadprzeciętnym dzieckiem i zmienię świat. Ale ja nie chcę zmieniać świata. Chcę się patrzeć tylko i wyłącznie na słonie i słuchać opowieści Berniego.
Brat każe mi wejść do wody. Nie wygląda na zadowolonego. Patrzy na mnie srogo, a ja się go boję. Podchodzę do wanny powolnym krokiem, a on wyciąga rękę i strzela mi z bielizny. Piszczę z bólu. Ale on wtedy uśmiecha się szeroko, odgarnia mi brudne włosy z czoła i ładnie prosi mnie o zdjęcie majtek. Nie potrafię mu odmówić. Robię to o co prosi i wchodzę do wody. Jest ciepła. Nie za zimna, nie za ciepła, właśnie taka, jaką lubię. Jest nawet piana. Taka biała z bąbelkami i ładnym zapachem. Brat delikatnie oblewa mi plecy, czuję się przy nim bezpiecznie. Nie mógłby zrobić mi nigdy krzywdy, wiem to. Nie mam żadnego powodu do tego, żeby tak myśleć, oprócz jednego: wiem, że mój brat jest ideałem. I to jest chyba jedyne wytłumaczenie. Jest aniołem. Nagle on otwiera usta, zaczyna śpiewać swoim pięknym głosem: Jeszcze jeden taki dzień jak dzisiaj i cię zabiję. Pożądanie mięsa i prawdziwej krwi. Będę patrzył jak toniesz pod prysznicem. Pokazując moje życie, przed twymi otwartymi oczami. Muszę zwalczyć tę chorobę. Znaleźć lekarstwo.
Chcę zapytać co ma na myśli poprzez tę piosenkę, ale zanim zdążę otworzyć usta, on chwyta mnie za gardło i wciska do wody. Kilka sekund trwa, zanim orientuję się, co się dzieje. Krzyczę pod wodą, przez co do płuc napływa mi woda. Wierzgam, próbuję kopać nogami, szarpać się rękami, ale to na nic. Obraz powoli rozmazuje się, ale ciągle widzę twarz mojego brata, którego usta ułożone są w pełen obłędu uśmiech. Dociska mnie do dna wanny tak mocno, że nie jestem w stanie się uratować. Czuję jak słabnę. I w tym momencie, kiedy ostateczne resztki powietrza wydobyły się z moich ust, wraz z niesłyszalnym krzykiem, brat wyciąga mnie z wody, klepie po plecach tak mocno, aż wykrztuszę całą wodę. Patrzę na niego przerażonym wzrokiem, nie wiem co mam zrobić. Zastanawiam się co ja mam zrobić, także o tym co on zrobił. Dlaczego nie jest taki idealny, jak wszyscy obiecali mi, że będzie?
I wtedy on gładzi mnie delikatnie po policzku, całuje w czoło. Zachowuje się, jakby nigdy nic. I nagle nakłada mi palec na usta. Mówi, że to ma być nasza tajemnica, nikt nie może się o niej dowiedzieć. Obiecał mi, że każde rodzeństwo ma jakieś tajemnice, których nie może wyjawić nikomu i my też powinniśmy taką mieć. A on w zamian obiecuje, że nie powie mamie o Bernardzie, bo inaczej byłaby bardzo zła, że do mnie przychodzi. Zgadzam się, nie powiem nikomu. Nie chcę, żeby mama denerwowała się bardziej. Już wczoraj była bardzo zdenerwowana i to przeze mnie. Niepotrzebnie przysparzam jej tyle problemów. Chcę wywoływać w niej taką samą dumę jak brat. On jest jednak dobry. Nie wiem czemu mogły przechodzić mi przez głowę takie złe pomysły o nim. Głupio mi z tego powodu, więc mówię mu, że strasznie go kocham. Nie odpowiedział. Powiedział, że mogę siedzieć tak długo jak mi się podoba, a jak wyjdę, mogę przyjść po coś do jedzenia. Uśmiecham się do niego i mówię, że go kocham. On chyba tego nie usłyszał, trzask drzwi zagłuszył mój jeszcze słaby głos. I wtedy przychodzi do mnie Bernard. Patrzy się na mnie tymi swoimi wielkimi oczami i siada na skraju wanny. Pytam go czy to co zrobił brat było złe i czy mam prawo się na niego złościć. Nie odpowiedział mi. Wzruszył jedynie ramionami. Ja też wzruszam i siedzimy sobie i razem wzruszamy ramionami. Śmieszne to, więc robimy tak, dopóki woda nie robi się zimna. Wychodzę z wody i próbuję znaleźć mój ręcznik, ale nigdzie go nie widzę. Biorę więc ręcznik brata, mam nadzieję, że się na mnie nie zezłości. Chcę założyć na siebie ubrania, ale moje majtki zniknęły. Spodnie są całe brudne od wymiocin, bluzka też. Wychodzę więc z łazienki, okrywa mnie jedynie ręcznik brata. Stawiam krok po kroku, nigdzie mi się nie spieszy. Ciekawi mnie co robi brat i chcę się nad tym zastanawiać podczas drogi do mojego pokoju, gdy nagle Bernard pojawia się koło mnie. Pokazuje palcem na swoją koszulkę ze słoniem i opowiada mi o nim. Słucham, ciągle zadaję pytania. Chcę wiedzieć gdzie słoń czuje się najszczęśliwszy, ale Bernie mi nie odpowiada. Smutno mi z tego powodu, ale właśnie zdaję sobie sprawę, że już stoję przed moimi drzwiami. Wchodzę do środka i widzę, że brat siedzi na moim łóżku. Już nie śmierdzi, wszystko jest posprzątane. Na stoliku nocnym leży kubek i kanapka. Zrobił mi śniadanie, co było zupełnie do niego nie podobne. I jak mogę myśleć, że on jest zły?
Nagle brat mruży oczy, zaciska coś w pięści. Dopiero po chwili orientuję się, że to mój rysunek. Mam ich kilka, ale ten jest moim ulubionym. Narysowany jest na nim słoń. Tamten słoń, który był w zoo. Strasznie lubię słonie, a tylko raz udało mi się narysować go dobrze, dlatego leżał na widoku, żeby móc na niego patrzeć w każdej chwili. A teraz on go niszczy. Podbiegam do brata i krzyczę, żeby oddał mi mój rysunek. Ale on wydaje się mnie nie słuchać. Chwyta ręcznik, który trzymam i wyszarpuje mi go z dłoni. Nie chcę stać nago, więc proszę, żeby mi go oddał. Posłuchał mnie. Cisnął mi w tym rysunkiem w twarz. Prawie płaczę. Chcę podnieść z podłogi mojego słonia, ale brat go przydeptuje. Krzyczy coś, ale ja go nie słucham, chcę za wszelką cenę zdobyć mój rysunek. Mojego słonia! Ciekawe czy słonia to boli, kiedy brat się nad nim tak znęca? I wtedy brat uderza mnie tak mocno, że upadam na ziemię. Najpierw nie wiem co się dzieje, potem patrzę na niego zaskoczonym wzrokiem. A jego wargi układają się w jego zdanie: Nigdy więcej nie dotykaj moich rzeczy. Rozumiesz ty pizdo?! Wyszedł z pokoju. Nie rozumiem znaczenia tego ostatniego słowa. Podnoszę rysunek, rozwijam go. Popisany jest czerwonym pisakiem, pisze na nim: "Umrzyj!". Nie wiem o co chodzi. Brat w życiu by czegoś takiego nie zrobił, nie napisałby takiego słowa na moim słoniu. To że go pogniótł to moja wina. Miał rację, nie wolno mi dotykać jego rzeczy. Więc co mi wtedy przyszło do głowy? Spoglądam na Bernarda, który stoi teraz pod oknem. Chcę, żeby odpowiedział mi coś sensownego, ale ten tylko uśmiecha się bezczelnie i obraca coś między palcami. Przyglądam się bardziej. Co to jest? Czerwony pisak. To on! On to zrobił! Krzyczę, chcę się na niego rzucić, ale on unika za każdym razem, gdy chcę go dotknąć. Jak on to robi? Nie wiem. Nie wiem dlaczego on to robi, przecież dobrze wiedział jak bardzo zależy mi na tym rysunku. Słonie to miała być nasza pasja. Czemu mi to zrobił?
Ale to wszystko oznacza tylko jedno: mój brat jest dobry. Jest idealny, prawda? Przecież nie napisał żadnego złego słowa. Pewnie myślał, ze ten napis był zrobiony przeze mnie i dlatego się zdenerwował. Moje zachowanie jest niewłaściwe. Jestem bardzo złym dzieckiem. Siadam na podłodze i zaczynam płakać. Nie chcę, żeby brat się na mnie zawiódł. Nie chcę, żeby był na mnie zły, ale nie wiem jak go przeprosić. Muszę brzmieć strasznie żałośnie, bo słychać mnie w drugim pokoju. Tak przypuszczam, bo brat przychodzi do mojego pokoju. Nie wygląda na złego, albo przynajmniej nie na aż tak złego, jak był wcześniej. Kuca przy mnie i całuje mnie w czoło. Mówi, że to wszystko jest dla mojego dobra. Podobno nie wszystko jest ze mną dobrze, ale on obiecuje, że postara się to zmienić. Muszę mu tylko zaufać. I obiecać coś, ale pod żadnym pozorem nie wolno mi zerwać tej obietnicy. Obiecuję w ciemno, bo kocham mojego brata, przecież jest ideałem. Uśmiecham się do niego delikatnie, on głaszcze mnie po policzku. Mówi, że nie wolno mi zrobić sobie krzywdy. Mówi także, że muszę zachowywać się dzielnie, bo nie wszystko z tego co robi będzie przyjemne, ale to jedyny sposób, żeby powrócić do zdrowia. I jak wcześniej, mama nie może o niczym wiedzieć.
Potem wstaje i podchodzi do mojej komody. Nie ma w niej zbyt wiele ubrań, bo podobno mama zupełnie nie wie jak mnie ubierać. Daje mi majtki, czyste skarpetki, czarne spodnie i koszulkę na krótki rękaw. Taką szarą z zielonymi paskami. Dał mi coś zielonego, to oznaka, że mogę mu zaufać. Gdyby było coś nie tak, na pewno nie dałby mi zielonej bluzki. Uśmiecham się do niego, przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. On mówi, że nic się nie stało i nie będzie się na mnie złościł, jeżeli coś dla niego zrobię. Zgadzam się, przecież mój brat jest taki kochany. Siada koło mnie, międzyczasie wyjmując coś z kieszeni. Uśmiecha się, odgarnia mi mokre włosy z czoła. Mówi, że musi zrobić teraz coś bardzo ważnego, a ja mam mówić o wszystkim co czuję. Przytakuję, ale nie wiem co ma na myśli. Chwyta mnie za nadgarstek, każe mi nie odrywać od niego wzroku. Zgadzam się, więc uparcie oglądam swoje przedramię. Kątem oka zauważam, że to co trzyma w dłoni to sprężynowiec. Taki nóż, który należy do taty. Używał go czasami na biwakach. Ciekawe czy pojedziemy jeszcze na biwak...
Przyciska ostrze noża do mojej ręki, ale jeszcze nie wykonał pierwszego ruchu. Najpierw zaczął śpiewać tym swoim pięknym głosem. Też chcę taki. Ale nigdy nie będę tak pięknie śpiewać jak on: Istnieje pociąg do krwi i to jest coś głęboko wewnątrz. Jestem urodzonym łajdakiem, nie udawaj, że jesteś ofiarą. Chwilę potem przyciska ostrze do mojego ramienia. Momentalnie po mojej ręce zaczyna cieknąć krew, a ja drę się wniebogłosy. Wiem, że nie wolno odrywać mi wzroku od ramienia, ale jednak to robię. Brat będzie na mnie zły. Ale on nie zwraca na to uwagi. Jakby oczarowany przygląda się mojej krwi, patrzy jak powolnie skapuje na podłogę. Kap, kap, kap - mówię. Ale on tego nie słyszy. Nagle on zaczyna krzyczeć coś do mnie: Dennis, ty cholero! Co ja do siebie powiedziałem?! MÓW! Drżę. Boję się tonu jego głosu, ale dopiero kiedy on ponownie wbija mi ostrze w rękę, tym razem o wiele głębiej, spoglądam ponownie tam gdzie od początku mam to robić. Zaciskam mocno wargi, kiedy on porusza nożem, a ból staje się nie do zniesienia. Dopiero teraz czuję ten prawdziwy ból, odczuwam go podwójnie. Łzy napływają mi do oczu. Nie mogę ich powstrzymać, więc szlocham, krzyczę na cały głos. Mój wrzask na pewno słychać na ulicy, ale przecież nikt nie przyjdzie tutaj nie sprawdzi co się dzieje. Błagam brata, żeby przestał, ale on zmusza się tylko do innych słów: Dennis, ty cioto! Nie płacz! Nie wolno ci płakać, rozumiesz? - wrzeszczy i ponownie wbija mi nóż w rękę. - Tylko pedały płaczą, a ty NIGDY NIE BĘDZIESZ PEDAŁEM!
Znowu nie znam tego słowa, ale nie wydaje się być miłe. Przestaję więc płakać, ale przychodzi mi to z prawdziwym trudem, bo ręka mnie boli tak mocno, że moje ciało zaczyna się trząść. Cichym szeptem proszę Berniego, żeby mi pomógł. Ale on tylko siedział na parapecie i wpatrywał się w nas. W ręku trzymał komiks. Taki o słoniach. I w momencie, kiedy ja do niego przemawiam, on zakrywa się tym komiksem. On mi nie pomoże.
Kiedy odwracam wzrok, brat wstaje i wychodzi. Nie wiem co mam zrobić, tak bardzo się boję, tak bardzo mnie boli, że nie potrafię myśleć racjonalnie. O ile ośmioletnie dziecko umie myśleć racjonalnie. Dlatego siedzę i wpatruję się w rany. Wkładam w nie palce, krzyczę, bo boli, znowu zaczynam płakać, ale szybko się powstrzymuję, bo wiem, że brat będzie zły. Nie wiem ile to trwa. Kilka minut, może godzinę? Ale w końcu brat do mnie wraca. Klęka przy mnie, całuje mnie w czoło i mówi, że moje zachowanie było bardzo dzielne i że jest ze mnie dumny. Cieszę się, że jest zadowolony, więc uśmiecham się. Nie złoszczę się, że zadał mi taki ból, skoro dzięki niemu słyszę takie słowa. Jeżeli będzie miły, może ranić mnie częściej. Wiesz co Dennis? - zaczął brat. Uśmiecham się do niego. Chcę wiedzieć co chce mi powiedzieć. - Wiesz jak poznać wariata od kogoś normalnego? - Nie wiem, dlatego kręcę głową. Spoglądam mu w oczy, są takie szczęśliwe. Lubię, kiedy brat jest szczęśliwy. - Wariata boli cały czas i zupełnie nie wie dlaczego. Ciągle się czymś martwi. A normalnego człowieka boli tylko wtedy, kiedy włoży palce w ranę i wie dlaczego boli. I ja zrobię z ciebie normalnego człowieka, Dennis. Musisz mi tylko zaufać i trzymać się naszej tajemnicy.
Miał zielone spodnie, kiedy to mówił. Nie widzę powodu, żeby mu nie wierzyć... Potem opatruje mi ranę. Jest takim dobrym bratem. Gdyby mnie nie kochał, na pewno by się tak o mnie nie troszczył. Prawda, że mam najlepszego brata na świecie?
CDN
[ Manson w tekście! <3 podobało mi się i już czekam na ciąg dalszy. :)) ]
OdpowiedzUsuńZ tą gwiazdą rocka też Manson mi się skojarzył☺
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń[z wielkim bananem na twarzy czytałam twoją notkę. Sama nie wiem jak to się stało, kiedy nadszedł koniec. Wiem, że chciałabym przeczytać więcej. Twój tekst jest strasznie wciągający <33 "bo nie wszystko z tego co robi będzie przyjemne" nie powinno być tutaj "zrobi"?]
OdpowiedzUsuń[Ha, pierwsze opowiadanie które postanawiam skomentować. Nie będę się zachwycać muzyką, a treścią, ponieważ przez wzgląd na sympatię do Dennisa postanawiam zdobyć się na sensowny komentarz.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, czyli... Najpierw błędy, gdzieś mignęło mi powtórzenie w tekście "Chcę zapytać co ma na myśli poprzez tę piosenkę, ale zanim zdążę otworzyć usta, on chwyta mnie za gardło i wciska do wody. Kilka sekund trwa, zanim orientuję się, co się dzieje. Krzyczę pod wodą, przez co do płuc napływa mi woda." Dużo tutaj "wody" nie sądzisz? Chyba, że to ja się czepiam, a w wyłapywaniu błędów zbyt dobra nie jestem, sama popełniam ich masę.
Po drugie, jak już wspominałam, kocham Dennisa, ale teraz wielbię też dość specyficzną osobę jego starszego brata, jakiego wykreowałaś.
Po trzecie, ciekawie Ci to wyszło, nie będę za dużo kadzić, bo to nie w moim stylu. Wybredna jestem, prawda, ale podobało mi się.
Po czwarte, czekam na ten Twój ciąg dalszy i cieszę się, że coś napisałaś.]
Najlepsze opowiadanie, jakie kiedykolwiek przeczytałam w blogowej sferze. Czapki z głów, serio.. Kurwa. Od momentu zatrzaśnięcia drzwi, aż do samego końca czytałam, powstrzymując łzy. Nienawidzę ludzi, którzy krzywdzą dzieci. A ten mały gnój, tj brat, to sadysta i to on ma coś nie tak z głową, nie Dennis. + To wszystko jest napisane tak dobrze. Naprawdę. Możesz być z siebie dumny/a.
OdpowiedzUsuń