"Kiedy tak siedziałem obserwując falujący świat naszły mnie wspomnienia. Przypomniał mi się Aaron. Poznaliśmy się w klubie nocnym, gdzie miałem okazję grać na basie. Po występie podszedł do mnie i powiedział, że jestem świetny. Postawił mi drinka. Byłem głupim smarkaczem, zgodziłem się na jego towarzystwo. W pewnym momencie nasza rozmowa przestawała się kleić, toteż chcąc to wszystko odratować poszedłem do łazienki. Poczekałem tam kilka minut, próbując zebrać myśli i znaleźć jakiś w miarę ciekawy i zajmujący temat do pogadania. Musiał mi coś wtedy dosypać do drinka, bo czułem się tak jak teraz - świat falował, ludzie i ulice byli rozmazani, a światło tak raziło w oczy, że w pierwszej chwili myślałem, że ktoś mi je wypala.
I wtedy zacząłem się bronić. Bić go zaciśniętymi pięściami po muskularnych ramionach, ukrytych pod skórzaną kurtką. Mógłbym przysiąc, że się wtedy śmiał. Z mojej bezradności i naiwności. W tłumie przechodniów znalazła się osoba z dobrym sercem. Taa... Szlachetny czyn.
Siedząc teraz w izolatce zastanawiałem się nad scenariuszem jak by się to potoczyło bez niczyjej pomocy. Zgwałciłby mnie, pobił, a może wyssał krew, albo przemienił w wilkołaka? Na samą myśl o tym parsknąłem śmiechem, ale zaraz potem przeszły mnie ciarki i głowa zrobiła się mi strasznie ciężka, a potem powieki samoistnie się zamknęły.
Wtedy miałem ochotę się nie obudzić, ale zaraz! Przecież miałem Danny'ego i jeszcze parę innych osób, dla których moja śmierć coś z pewnością by znaczyła. Nie chciałem nikomu sprawiać przykrości, a śmierć kogoś bliskiego jest zazwyczaj czymś nieprzyjemnym.
Zacisnąłem zęby i otworzyłem oczy. Do tej pory w izolatce było ciemno, ale ktoś wszedł do środka i zapalił światło. Następnie podszedł i podniósł do pionu, chociaż nie ważyłem pięć kilo, a nogi miałem wiotkie, zupełnie jak z waty.
Zaprowadził mnie do pokoju, a potem sobie poszedł. W pewnym sensie, to ucieszyłem się i pierwszy raz udało mi się zasnąć na tym cholernym łóżku z pościelą śmierdzącą chlorem. Gdy się obudziłem leżałem jednak na podłodze, a każde dotknięcie tyłu głowy kończyło się zmarszczeniem brwi i zezłoszczonym syknięciem.
Od tamtej pory nawet nie próbowałem usnąć na łóżku. Poza tym ilekroć się na nim kładłem i zamykałem oczy, to wracały też wspomnienia, najczęściej te złe i przez nie dostawałem ataków. Kiedy byłem bardzo zmęczony zdarzało mi się zasypiać nawet na stołówce, z głową opartą o stolik. Budziła mnie zawsze kucharka i wtedy przeklinałem pod nosem jak szewc, na co nikt nie zwracał uwagi.
Z dnia na dzień robiłem się coraz bardziej sfrustrowany i zaczęło mi brakować pomysłów na to, jak mogę sobie pomóc w obliczu szaleństwa.
Po drodze miałem kilka sesji terapeutycznych, czy jak oni je nazywali. Raz musiałem iść na grupową. Gdy przyszła moja kolej na opowiadanie jak się czuję, co mi się śniło, albo co mam ochotę teraz robić, wzruszyłem ramionami i odciąłem się od świata.
To był idiotyczny pomysł, bo ta pustka w mojej głowie zaczęła mi się podobać. Nikt mnie nie zmuszał do niczego, nie potrzebowałem myśleć, ani się niczym przejmować, ale wtedy pojawiła się wizja nekrologu przywieszonego do szpitalnego muru. Nie otworzyłem wówczas oczu, ale żałuję tego, to był mój kolejny błąd. Bo oto zobaczyłem jak łamię kilku osobom serca. Ujrzałem siebie w trumnie. Byłem ubrany w czarny garnitur i miałem białą koszulę.
W tamtym momencie po raz kolejny coś we mnie pękło i kiedy otworzyłem oczy sala była pusta. Tylko terapeutka siedziała naprzeciw mnie i patrzyła na to co robię. Wiedziałem, że zaraz zaczną się niewygodne pytania, dlatego bez słowa wstałem i szybkim krokiem wyszedłem z pomieszczenia. Tchórzostwo coraz częściej uznawałem za najlepsze wyjście z wszelkich sytuacji tego typu.
Leżałem na brzuchu, na posadzce, całkiem nie przejmując się tym, że jest tam brudno. Przed sobą miałem czystą kartkę papieru, a w prawej dłoni trzymałem ołówek. Z nudów obracałem go między palcami, zastanawiałem się co narysować. Machnąłem kilka nic nie znaczących kresek, a potem jeszcze kilka i znowu. Wyszła trumna. Zmazałem ją i westchnąłem.
Nie chciałem znowu myśleć o tej swojej wizji sprzed kilku dni, dlatego podniosłem się, otrzepałem i prawie biegiem udałem do Danny'ego. Wbrew pozorom był lepszym terapeutą, niż się mogło wydawać. Nie zadawał głupich pytań, nie próbował wciskać leków, za to dobrze mnie rozumiał i świetnie przytulał.
Mógłbym napisać na jego temat paręnaście wyczerpujących referatów, chociaż zdawałem sobie sprawę z tego, że i tak nie zawarłbym w nich wszystkiego, ani nawet połowy tego, co chciałem.
Pewnego dnia stwierdziłem, że Danny'ego powinni produkować w słoiczkach, najlepiej jako magiczny proszek, który mógłby naćpać mój chory umysł, ale potem uznałem, że to idiotyczne przytulać słoik. I słoik nigdy nie pogłaskałby mnie po włosach.
Szkoda, że Danny jest tylko jeden, bo czasami miałem ochotę rozdać go jakby był uzdrawiającymi cukierkami o wyjątkowo dobrym smaku. Zawsze potem wyzywałem się w myślach. Przecież Danny jest kolejną moją, małą obsesją i w życiu nikomu nie pozwoliłbym go sobie odebrać. W końcu to MÓJ przyjaciel."
[ Pewnie w treści powyżej jest multum powtórzeń i wszelkiej maści błędów, ale ten post siedział we mnie od wczoraj i musiałam go w końcu napisać. Dedykację ślę do autorki Dennisa (hepi berzdej tu ju? ;p), a resztki weny wykrzesała we mnie postać Danny'ego, więc wypada podziękować jego autorce (dziękuuujeeemy!).
Tytuł posta to fragment piosenki Cinema Bizzare - My Obsession. Jakoś tak pasował mi do ostatniej części tej kartki z Fabianowego pamiętnika. ]
[Widzę, że Fabianowi zdarzało się zmienić płeć "wzruszyłam ramionami i odciąłem się od świata." xD To się fachowo powinno nazywać, Symptom Dennisa.
OdpowiedzUsuń" I słonik nigdy nie pogłaskałby mnie po włosach." i kolejny Symptom Dennisa - nadmierne widzenie słoni. Ja myślę, że słoniki, takie małe, s długą trąbą, lubią głaskać po włosach xD
Hahaha, uśmiałam się przy tym, dlatego nie mogłam nie skomentować. Sama też robię pełno takich błędów, więc witaj w moim klubie xD Ostatnio też gdzieś napisałam zamiast "dłoni" to "słoni", chyba nawet na czacie o tym wspominałam, więc widzisz.
A notka strasznie mi się podobała i pokazuje, że krótka notka, a bardzo dobra :D Bo ja tak za nic nie umiem, dla mnie 5 stron to minimum, inaczej jestem zła. I chyba zacznę śledzić Twój wątek z Danny'm, bo mi się spodobało strasznie.
I dziękuję za życzenia na urodziny, które mam dokładnie za 14 dni, dobrze mówię? xD Czy coś około, nie jestem dobra w matmie, mimo że idę na rozszerzoną matmę. Ale czekam na kolejne Twoje wypociny, bo jestem strasznie z nich zadowolona *-*]
[ Ostrzegałam, że będzie w słonia błędów, bo pisałam to w ciągu... godziny? Swoją drogą te Dennisowe słonie zryły mi psychikę. Wszędzie je teraz widzę i non stop o nich myślę, teraz wychodzi jeszcze na to, że zaczynam o nich pisać Oo'
UsuńPewnie jakbym nie musiała tak szybko od was uciekać(i nie dręczyłyby mnie różne, dziwne wizje z udziałem słoni, rzecz jasna), to notka byłaby dłuższa. Póki co musi ci jednak taka długość wystarczyć (być może napiszę kiedy jeszcze jedną, albo dwie? ;p).
Zaraz wezmę i dokonam poprawek.
Ta "zmiana płci" jest spowodowana zapewne tym, że pisałam na początku wakacji "zeszytowe" opowiadanie i główna bohaterka była dziewczyną.
Szybkość i niezdrowe przyzwyczajenie (oraz słonie) dają o sobie znać w najciekawszych momentach jak widać >__> ]
[Notka jest naprawdę świetna. Przede wszystkim dziękuję za napomknięcie o moim Danny'm :* Awww. Miło nam.... *3* Notkę, bardzo przyjemnie się czytało. Autorka Dennisa już wymieniła błędy :D Paramparam... Nie wiem co jeszcze powiedzieć. Ten, jeszcze raz mówię, że świetnie to napisałaś, czekam na więcej twoich tekstów X33 ~~~~ !]
OdpowiedzUsuń