INFORMACJE

Witam serdecznie w Szpitalu dla Chorych Nerwowo i Psychicznie, który został przeniesiony:





4 września 2012

Jesteś psychopatą, Louis.








Kosmos błękitnych oczu, blady róż pełnych, delikatnych warg i długie, ciemne włosy. Ciągle masz przed sobą obraz tej twarzy i widzisz go za każdym razem, gdy dopada cię zwątpienie. Tylko ty nie wątpisz w siebie zbyt często. Naprawdę rzadko popadasz w ten stan, jednak dziś... dziś czujesz to ze zwielokrotnioną mocą. Zupełnie intuicyjnie bierzesz z sobą pudełko skradzionych wcześniej zapałek i z ostatnim papierosem, wsuniętym za ucho, przemierzasz korytarz, by wreszcie zakończyć swoją wędrówkę w niebieskim salonie. Rozsiadasz się na zniszczonej, przez czas, sofie i nim odpalisz papierosa, przez dłuższą chwilę przyglądasz się płomykowi, tańczącemu na zapałce. Wyraźnie słyszysz jego głos. Jest taki aksamitny, przyjemny dla ucha. On cię prosi, byś go uwolnił. Obiecuje, że w zamian on uwolni ciebie. Wiesz, że już nieraz ci to obiecywał, dlatego chcesz zadać mu jeszcze jedno pytanie, kiedy zapałka gaśnie, głos cichnie. W pomieszczeniu jest nieprzyjemnie głucho. Zapalasz kolejną, przy okazji odpalając wetkniętego pomiędzy wargi papierosa. Zaciągasz się mocno, kontynuując tą niemą rozmowę z ogniem. Wreszcie ponownie mu zawierzasz i niespiesznie upuszczasz palącą się zapałkę na ziemię. Musi upłynąć chwila, zanim niewinny płomyk zacznie łaskotać swoimi językami fotel, stojący obok.
To był impuls i mógłbyś to przerwać, jednak zamiast tego, ty przyglądasz się ognikom, kibicujesz im. Chcesz widzieć, jak rosną w siłę. Czujesz ciepło, które od nich bije. Stwierdzasz, że to przyjemne. Zaciągasz się dymem kolejny raz i pozwalasz wciągnąć się temu widokowi. W tym samym momencie do głowy wdziera się myśl, że mógłbyś zginąć w ten sposób. Uśmiechasz się, bo to tak niedorzeczne i zabawne zarazem. Zawsze wyśmiewałeś tych wszystkich, niedoszłych samobójców. Ci zdeterminowani, którym udało się z sobą skończyć, także ciebie śmieszyli i bez skrupułów się z tym obnosiłeś. Ty nigdy byś sobie tego nie zrobił, chcesz żyć, a śmierć fascynuje cię tylko widziana w oczach ludzi, którym to życie odebrałeś. I nagle znów widzisz soczyście niebieskie oczy, idealnie wykrojone usta i piękne włosy, okalające drobną twarz, którą tak dobrze znasz. Ona wychodzi spomiędzy płomieni i z uśmiechem wyciąga do ciebie smukłą dłoń.
- Kocham cię, Louis - słyszysz. To jest tak realne, że ciężko ci uwierzyć, że to wszystko jest fikcją. Grą, twojego chorego umysłu. Cały czas pamiętasz dobrze tę scenę, która za każdym razem kończy się w identyczny sposób.
Krew. Na jej drobnym ciele zaczynają pojawiać się podłużne, głębokie rozcięcia. Sączy się krew, dużo krwi. Jednak jej pełne wargi wciąż wygięte są w cudownym, ciepłym uśmiechu. Uwielbiałeś te usta.
- Kocham cię - powtarza, przy czym niebieskie oczy wypełniają się łzami. Drobne ciało gwałtownie upada na ziemię, jakby zostało uderzone z dużą siłą. To ty. Ty ją spoliczkowałeś, przecież wiesz. Pamiętasz. Teraz stoisz nad nią i ciągniesz za włosy, by zmusić ją do wstania. Patrzy. Widzisz łzy i stwierdzasz, że podoba ci się ten widok. Jesteś psychopatą, Louis.
- Nie możesz - mówisz stanowczo, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Ona chce coś powiedzieć, jednak ty zamykasz jej usta mocnym pocałunkiem, przy czym wciskasz ostrze noża w jej pierś. Kruchym ciałem wstrząsa urywany szloch. Musiałeś ją ukarać, była nieposłuszna. Żadnych uczuć, taka była umowa. Upadasz na kolana razem z nią, podtrzymujesz słabnące, poranione ciało i patrzysz. Patrzysz z uwielbieniem w te błękitne tęczówki, które gasną z każdą sekundą. Chcesz zapamiętać ten obraz, jest taki piękny, jednak rozpraszają cię głosy. Tym razem to nie ogień mówi, tylko jacyś ludzie, którzy włamują się do salonu i biegną w twoją stronę. Ułamki sekund. Ogień, który rozpętałeś, pochłania już większą część pomieszczenia, podczas gdy ty patrzysz na przybyszy zdezorientowany, a ciało które trzymałeś w dłoniach zniknęło. Płomienie krzyczą, że oni chcą was rozdzielić. Ty nie chcesz, pragniesz zostać z ogniem, bo on obiecuje ci wolność. Jesteście jednością, tylko ty musisz wykonać ostateczny krok. Podnosisz się z kolan i już masz rzucać się w płomienie, ale obce ręce powstrzymują cię od tego. Szarpiesz się, jednak w momencie, gdy wyciągają cię na korytarz, czujesz jak słabniesz z każdą chwilą, by wreszcie stracić przytomność. Podświadomie słyszysz, że nawdychałeś się dymu i zdemolowałeś cały, niebieski salon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga