,,Dzisiaj kolejny raz odwiedziłem szpital psychiatryczny dla młodzieży. W
sumie nic ciekawego się tam nie zdarzyło, chociaż udało mi się minąć
chłopaka, który ni z dupy, ni z kupy zaczął uderzać głową o ścianę i coś
przy tym mamrotać. Spotkałem też dwie dziewczyny, chyba bliźniaczki.
Były strasznie rozgadane, przynajmniej dopóki nie zbliżyłem się do nich
na odległość paru metrów. Wówczas nagle ucichły, a potem uciekły jak
oparzone ze świetlicy, na której wspólnie przebywaliśmy.
Jest tutaj odrobinę dziwnie, nie mogę powiedzieć, że nie, jednak w sumie
da się przyzwyczaić. Jedzenie mają obrzydliwe, ale to jest niezmienne,
bez względu do jakiego szpitala się nie pójdzie. Nie lubię opisywać tego
co robię, co widzę. To czysty idiotyzm, ale skoro dzięki temu mam się
stąd szybciej wyrwać, na czym bardzo mi zależy, to mogę się wykazać
cierpliwością i wytrwałością."
,,Kolejny raz przemawiali do mnie tym dziwacznym, psychiatrycznym
slangiem, którego nie potrafiłem ogarnąć, pomimo licznych prób i
dokształcania się przy książkach, przez internet. Wychodziło na to, że
podejrzewają u mnie rozdwojenie jaźni, czy schizofrenię. W sumie to
chyba sami do końca nie wiedzą, albo próbują na siłę zrobić ze mnie
szaleńca. Może myślą, że za kilka lat będą o mnie pisać "Fabian M. zabił
kolejnych piętnaście osób.", idioci."
,,Wezwali ojca do szkoły. Już kiedy wchodził do gabinetu dyrektorki,
widziałem niezadowolenie wymalowane na jego twarzy. Przykro było mi, że
mnie ignoruje, a na telefon z placówki w której się uczę, zareagował od
razu, ale nie śmiałem o tym wspomnieć. Pewnie by mnie wyśmiał, on taki
jest.
Powodem wezwania była bójka, a właściwie szarpanina. Jeden chłopak z
mojej klasy zaczął mnie wyzywać i dlatego go pchnąłem. Co działo się
potem, możecie się sami domyśleć. Nie zamierzam tego opisywać jakoś
dokładnie, bo to nie ma najmniejszego sensu.
Kiedy wychodziliśmy, ojciec prawie mnie uderzył. Gdyby nie przechodziło
obok kilkoro uczniów i nauczycielka, zapewne nie zawahałby się.
Zaczynałem rozumieć dlaczego mama od niego uciekała z takim zapałem."
,,Cztery dni temu trafiłem do szpitala, ale takiego zwykłego. Kiedy
otworzyłem oczy czułem okropny ból głowy, jakby ktoś uderzył mnie
niedawno z czegoś ciężkiego. Na wierzchu prawej dłoni miałem wbity
wenflon i przyczepioną do niego kroplówkę. Na ścianach mojej sali były
jakieś motylki i Kubuś Puchatek, na brzoskwiniowym tle. Zastanawiałem
się dlaczego tam jestem, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Koło
jedenastej przyszła lekarka w białym kitlu. Wytłumaczyła mi wszystko.
Poszedłem wieczorem do jakiegoś klubu nocnego, ktoś dorzucił mi środek
odurzający do drinka. Chciałem wyjść z lokalu, kiedy poczułem zawroty
głowy, ale ktoś próbował mnie zaciągnąć do ciemnej uliczki. Miałem dość
sił, żeby podjąć nieudolne próby ucieczki i obrony. Wtedy do akcji
wkroczył jakiś dobroduszny przechodzień. Przepędził złoczyńcę i
zadzwonił po karetkę. Przywieźli mnie poobijanego, nieprzytomnego i
zaślinionego. Mój niedoszły oprawca dodał mi końską dawkę do alkoholu
który popijałem, więc miałem cholerne szczęście, że mogę wam to teraz
opisywać.
Wiecie, co? Od teraz będę chodził nocami w czyjejś asyście. Raz miałem
farta, ale to się może już więcej nie powtórzyć. Poza tym znowu zbrzydło
mi życie w szpitalu, nie chcę po raz kolejny tam trafiać, a już na
pewno nie z własnej głupoty i nieostrożności."
Lat na karku ma osiemnaście (prawie, ale miesiąc szybko zleci), chociaż czasami zachowuje się i rozumuje
jak pięciolatek. W porywach szczenięcego niedorozwoju zdarzyło mu się
kilkakrotnie zmienić kolor włosów, czego potem trochę żałował.
Ostatecznie pozostał przy naturalnej czerni. Jego ulubionymi kolorami są
właśnie czarny, a także niebieski, szarozielony i szkarłatny. Ma metr
sześćdziesiąt osiem wzrostu, ale jeśli ktoś jest wyższy, czy niższy, to
nie martwcie się - nie pogardzi waszym towarzystwem. Bardzo
tolerancyjny, ma trzy przyjaciółki lesbijki, a poza tym uwielbia
Azjatów, uważa, że są słodcy. Słucha raczej ciężkiego brzmienia, ale nie
zdziwcie się, jeśli na jego telefonie znajdziecie j-rock, czy k-pop.
Prawie zawsze nosi na lewym nadgarstku biało-czarną bandamkę. Lubi się
brudzić i piec ciastka, oraz ciasteczka. Potrafi i gra na gitarze
basowej. W przyszłości chciałby założyć zespół, jednak z przykrością
stwierdza, że te plany raczej się nie spełnią. Póki co zadowala się
faktem, że kilka nocnych klubów pragnie uświadczyć go u siebie jako
wokalisty. Jest częstym bywalcem wszelkiej maści szpitali (najczęściej
psychiatrycznych, ale że ma specyficzne działanie i nagminnie przyciąga
pechowe zdarzenia, więc oddziały dziecięce i młodzieżowe w tych zwykłych
szpitalach, również są mu dobrze znane).
Niejadek z wyboru. Czasami nie je przez pół dnia, a potem chce pochłonąć
dwa fotele, łóżko, komodę, szafkę i walizkę z wisienką w środku gratis.
Jeśli jednak chodzi o jego zwyczajne kulinarne upodobania, to miano
ulubionego obiadu mogą zająć naleśniki (najlepiej takie z pudrem).
Ma słabą orientację w terenie, więc jeśli upiłby go, wsadził do
samochodu i wywiózł do lasu, to pewnie byłoby już po nim. Umie tańczyć
na rurze (specyficzna umiejętność, ale czasami się przydaje!), za to
kompletnie nie potrafi rysować, szkicować, ani malować. Do nauki języków
również nie ma talentu, bo zna tylko angielski i podstawy francuskiego.
Nie, nie czci nikogo i nie je kotów.
Z ojcem widuje się sporadycznie. Pieniądze na utrzymanie dostaje od
niego co miesiąc, na konto bankowe. Są to sumy, za które można wyżyć, a
nawet trochę zostaje. Matka Fabiana nie żyje, zmarła dwa lata po
porodzie, w skutek powikłań po jakiejś "nieskomplikowanej operacji", jak
zapewniali wówczas lekarze. Chłopca wychowywała ciocia i babcia na
spółkę, chociaż ta pierwsza częściej piła wódkę, niż zmieniała pieluchy,
prała, czy sprzątała. Dawała mu tylko dach nad głową i zabierała całe
pieniądze, które przesyłał ojciec.
Kiedy młody Maverick skończył szesnaście lat wyprowadził się od babci
(ciotka nie płaciła przez dosyć długi okres za mieszkanie i wyrzucili ją
z niego, dlatego chłopaka wzięła pod swój dach starsza pani) i znalazł
małe mieszkanie w kamienicy, gdzie wkrótce zamieszkał.
Nie ma stałej pracy, wysokiego wykształcenia, ani zawyżonej ambicji.
Jest po prostu sobą.
,,Czasami nie umiem się opanować i po prostu wychodzę z domu, jak gdyby
po chleb. Nie zamykam drzwi, nie patrzę za siebie. Po prostu biegnę do
przodu, byle jak najdalej od ludzi. Staję dopiero gdy czuję samotność i
wolność. Wtedy otwieram usta i krzyczę. Pozwalam wydobyć się na zewnątrz
mojej bezsilności.
Ostatnio wróciłem do mieszkania zapłakany i nawet ciasteczka ze
spożywczego, który miałem tuż pod nosem nie potrafiły polepszyć mojego
nastroju. Wtedy pociągając nosem stwierdziłem, że jestem totalnym
wariatem, ale nie mam najmniejszej ochoty się zmieniać.''
,,Obudziłem się koło trzeciej nad ranem. Sąsiad z góry znowu słuchał
jęczenia nagranego na starą, winylową płytę, a po mojej twarzy spłynęła
kropla zimnego potu. Oddychałem ciężko, jakby ktoś właśnie próbował mnie
udusić kablem, krawatem, albo czymś podobnym.
Rzuciłem się pędem do łazienki. Po drodze potknąłem się o własne nogi i
zakląłem pod nosem. Poczułem ulgę dopiero kiedy zobaczyłem swoje odbicie
w lustrze. Wówczas zamknąłem drzwi i osunąłem się po nich plecami.
Usiadłem na zimnych kafelkach i objąłem się ramionami. Nagle zrobiło mi
się zimno, jakbym wszedł do lodówki, albo zamrażalnika.
Nie wiem jak długo tam byłem, ale wstałem dopiero, gdy zauważyłem jak
palce u moich bosych stóp zaczynają sinieć, co nie było dobrym znakiem.
Oparłem się dłońmi o umywalkę i ponownie spojrzałem na siebie.
Wzdłuż kręgosłupa przebiegł mnie zimny dreszcz. Przygryzłem dolną wargę i
nadal gapiąc się w odbicie lustrzane, sięgnąłem do szafki w której
chowałem tabletki od bólu głowy, mydło i tym podobne. Wyciągnąłem z niej
nożyczki i jakiś plaster, który się do nich przykleił. Wrzuciłem go z
powrotem, a nożyczki wziąłem do ręki. Drugą chwyciłem jeden z dłuższych
kosmyków swoich włosów. Przez chwilę się wahałem czy aby na pewno chcę
go obciąć.
Potem naszła na mnie fala wściekłości i rzuciłem nożyczkami w drzwi, na
tyle mocno i niefartownie, że biała farba, która je pokrywała niemal od
razu odprysnęła.
Miałem ochotę się uszczypnąć, albo zranić, żeby następnie obudzić się
rankiem z błogim westchnieniem przekonaniem, że był to tylko sen, ale
nic takiego nie miało miejsca. Wróciłem do łóżka z miną, jakby ktoś
uderzył mnie w głowę młotkiem, a potem zrobił pamiątkowe zdjęcie.
Usnąłem koło szóstej, wyczerpany i zdruzgotany. Miałem szczerą nadzieję, że to będzie mój ostatni sen."
,,Terapeuci, psycholodzy i psychiatrzy zbiorowo załamują ręce. Teraz
naprawdę nie wiedzą co mi jest. Rozdwojenie jaźni, czy schizofrenia są
dla nich już zbyt łatwymi chorobami, żebym mógł na nie cierpieć. Nie,
nikt mi nie powiedział tego wprost, ale moje "zawyżone" ego właśnie taką
ma teorię i ja próbuję ją właśnie podtrzymać.
Prowadzenie tego dziennika jest dla mnie z każdym dniem trudniejsze.
Myślałem, że będzie to inaczej wyglądało. Chyba za dużo myślę, ale że
jestem człowiekiem - istotą rozumną - to wolę myśleć, niż być bezmózgim
warzywem.
Boję się, ale nie jutrzejszego dnia, wizji siebie znowu wybiegającego z
domu, czy budzącego się w nocy. Strach mnie oblatuje, jak tylko sięgam
myślami do kolejnych specjalistów załamujących ręce. Kolejne "nie mam
pojęcia, co ci może dolegać" do kolekcji. Dziękuję, za taką pomoc."
,,W nocy dostałem ataku, ale tym razem nie uciekałem z dala od ludzi. Wyciągnąłem z kuchennej szafki nóż i poszedłem do sąsiadki. Otworzyłem drzwi wytrychem. Zajrzałem do sypialni. Spała, a jej jasne, kręcone włosy rozsypane były na poduszce. Pochyliłem się nad nią i mlasnąłem jej do ucha. Obudziła się i zadrżała, chcąc krzyknąć. Zasłoniłem jej usta i uśmiechnąłem się łagodnie. Podałem jej nóż. "Tnij, proszę." - wyszeptałem, odsuwając rękę od jej twarzy.
Była wystraszona, zdziwiona i zdezorientowana, a ja sfrustrowany. Potrzebowałem tego bardziej niż powietrza. Musiał mnie ktoś skrzywdzić. Chciałem przekonać się, że to na pewno nie sen. Kryłem nadzieję w tej krwi, która powoli zaczęła skapywać na błękitną pościel.
Kiedy się nie obudziłem, wpadłem w szał. Moją pierwszą ofiarą padła lampka nocna, a zaraz później stolik, telewizor i reszta mebli, które stały w pobliżu. Kobieta wykorzystując chwilę mojej nieuwagi zadzwoniła po pomoc. Przyjechała policja i zabrała mnie na komisariat. Mało co, a nie dostałbym wyroku, za znieważenie i szarpaninę z funkcjonariuszami. Od tego pomysłu odwiódł jednak sąd, ponieważ wykonano mi jakieś śmieszne, psychologiczne testy, czy tam badania i wykazały one, że jestem... niezrównoważony psychicznie, albo jakoś tak. No cóż, niedługo po rozprawie wywieziono mnie do jakiegoś zakładu, którego nazwy nie mogłem na początku określić, gdyż uderzyłem faceta w białej koszulce polo i spodniach tego samego koloru, który chciał mnie ubrać w kaftan bezpieczeństwa, a przez to podano mi leki. Kręciło mi się po nich w głowie, czułem jak kolana pode mną się uginają. Całą drogę siedziałem z głową opartą na jego ramieniu. W końcu mi się przysnęło. Jak się obudziłem, to byłem w sali. Ściany pewnie kiedyś były żółte, albo beżowe, ale teraz wyglądały na wypłowiałe. Farba odłaziła w niektórych miejscach, a w oknach były kraty. To wszystko nie wyglądało zbyt przyjaźnie.
Udało mi się wyjść na korytarz. Było pusto, ale mogłem przysiąc, że ktoś mnie obserwuje i coś szepcze.
- Kolejny raz w wariatkowie, Fabian. Witaj w domu. - mruknąłem sam do siebie i pokręciłem głową, rozkładając przy tym ręce w ramach błogiej bezsilności."
Uznany został za niepoczytalnego i niezrównoważonego psychicznie, który może zagrażać sobie, ale także ludziom przebywającym w jego otoczeniu. Jest łasy na wyzwania i stosunkowo uległy (co jednak nie znaczy, że odda ci się, jeśli tego zażądasz). Ostatnimi czasy zauważył, że lubi krew i można go śmiało określić mianem masochisty.
Kochał tylko raz i (będąc już przy tym temacie warto wiedzieć, że jest biseksualny) był gotów zrobić wszystko dla "drugiej połówki" choćby miało to być nie wiem jak bardzo niepoprawne, zakazane, czy nielegalne.
[ Na wątki jak najbardziej chętna. Kieruję się zasadą "ja daję
pomysł, ty zaczynasz", albo też na odwrót (jak tam bardziej komu
pasuje). Aktualnie jestem w ciągłych wyjazdach (przez co mam dostęp do
internetu praktycznie raz dziennie), ale staram się nie stać w miejscu i
odpisywać na bieżąco.
Kartę będę jeszcze wygładzać, polepszać i co tam jeszcze można.
Buźka zapożyczona od Andy'ego Sixxa.
Karta postaci jest mojego autorstwa, użyłam jej jednak w trochę krótszej wersji na innym blogu, gdyż zwyczajnie przywiązałam się do Fabiana i nie wyobrażam sobie tworzyć jego podróbek. ;3 ]
Z M I A N Y
póki co - brak